W śniegu pod palmami [André Roligheten „Marbles” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl André Roligheten to jeden z najbardziej cenionych skandynawskich saksofonistów jazzowych, który skupia się przede wszystkim na jazzie improwizowanym i free. Na swoim najnowszym solowym albumie „Marbles” Norweg postanowił jednak odejść od tej tradycji i zaprezentować muzykę zaskakująco skoczną i taneczną. Dość powiedzieć, że do pracy nad płytą zaprosił szwedzkiego instrumentalistę specjalizującego się w grze na… gitarze hawajskiej.
W śniegu pod palmami [André Roligheten „Marbles” - recenzja]André Roligheten to jeden z najbardziej cenionych skandynawskich saksofonistów jazzowych, który skupia się przede wszystkim na jazzie improwizowanym i free. Na swoim najnowszym solowym albumie „Marbles” Norweg postanowił jednak odejść od tej tradycji i zaprezentować muzykę zaskakująco skoczną i taneczną. Dość powiedzieć, że do pracy nad płytą zaprosił szwedzkiego instrumentalistę specjalizującego się w grze na… gitarze hawajskiej.
André Roligheten ‹Marbles›Utwory | | CD1 | | 1) Sonny River | 07:54 | 2) Ariel’s Song | 06:15 | 3) Whale Waltz | 06:49 | 4) Lagoon Mist | 03:53 | 5) Pyramid Dance | 07:00 | 6) Moon Shade | 03:14 | 7) Twin Bliss | 06:36 | 8) Liv Sover | 07:51 |
Chociaż album „Marbles” firmuje swoim nazwiskiem jedynie norweski saksofonista i klarnecista André Roligheten, będący kompozytorem wszystkich utworów zawartych na płycie, w jego nagraniu wzięło udział jeszcze czterech wybitnych muzyków ze świata jazzu improwizowanego. Niektórzy z nich, jak na przykład perkusista Gard Nilssen (znany między innymi z następujących formacji: Starlite Motel, Gard Nilssen’s Acoustic Unity, Gard Nilssen’s Supersonic Orchestra, Bushman’s Revenge, Amgala Temple oraz Cortex) czy kontrabasista Jon Rune Strøm (udzielający się w Universal Indians, Jon Rune Strøm Quintet, Friends & Neighbours oraz All Included), znają się z Rolighetenem od wielu lat. Ba! nawet szwedzki wibrafonista Mattias Ståhl miał okazję grać z Andrém w prowadzonym przez niego big bandzie The Way Ahead. Jedynym „debiutantem” jest w tym gronie drugi ze Szwedów, czyli gitarzysta Johan Lindström, który w swoim curriculum vitae ma chociażby występy w niezwykle cenionym Tonbruket oraz własnym Septecie. André wydał już przed sześcioma laty krążek sygnowany własnym nazwiskiem (chodzi o „ Homegrown”); wtedy jednak stanowiło ono nazwę zespołu, tym razem artysta posłużył się pełną tożsamością. Czym się kierował, dokonując takiego wyboru? Najprawdopodobniej wpływ na to miał fakt, że tym razem to on był dostarczycielem całego materiału, podszedł więc do produkcji bardzo osobiście. Kwintet Rolighetena pracował nad „Marbles” przez trzy dni – od 21 do 23 marca ubiegłego roku – w studiu Ocean Sound Recordings, które mieści się w położonej na dalekiej północy kraju wiosce Sjøvegan. Biorąc pod uwagę miejsce i panujące w nim warunki pogodowe, można by się spodziewać muzyki bardzo chłodnej i nostalgicznej, pełnej zadumy i rzewnej, słowem – najklasyczniejszego przykładu tak zwanego nordic-jazzu. Tymczasem André i spółka nagrali muzykę (poza dwoma utworami) będącą całkowitym przeciwieństwem tego, co zasugerowałem powyżej – skoczną, radosną, optymistyczną. Mówiąc najkrócej: słoneczną! Co dodatkowo podkreśla wykorzystanie przez Johana Lindströma mającej bardzo specyficzne brzmienie elektrycznej gitary hawajskiej. Najlepszym dowodem potwierdzającym powyższą tezę jest otwierający album „Marbles” utwór „Sonny River”, w którym po króciutkiej perkusyjnej introdukcji głos zabiera rozradowany saksofon lidera; po dwóch kolejnych minutach dołącza do niego natomiast równie optymistycznie nastawiona do życia gitara hawajska. Można poczuć się jak w wehikule czasu, który przenosi nas w lata 50. bądź 60. ubiegłego wieku na wakacje spędzane gdzieś na Hawajach w cieniu palmy z nieodłączną szklaneczką tequili w ręku. Roligheten i Lindström promiennie snują swoją opowieść, a w tle na całego harcuje sobie intensywnie wspierana przez wibrafonistę sekcja rytmiczna. Jednym ze wspomnianych przeze mnie wcześniej wyjątków od pogodnych inspiracji jest balladowy „Ariel’s Song ”, w którym saksofon i gitara dbają o wprowadzenie słuchacza w odpowiednio kontemplacyjny nastrój. Dużo do powiedzenia ma również Mattias Ståhl, dzięki któremu numer ten brzmi tak, jakby sześć dekad temu skomponował go Krzysztof Komeda. Trzeci w kolejności „Whale Waltz” pięknie ewoluuje: od energetycznej sekcji rytmicznej z nastrojowym wibrafonem na pierwszym planie, poprzez solowe popisy Ståhla i Rolighetena, aż po powłóczysty finał w wykonaniu Lindströma. W refleksyjny nastrój wprowadza niespełna czterominutowy „Lagoon Mist”, któremu nieco senną atmosferę przydaje dialog kontrabasu i perkusji; na jego tle pojawiają się delikatne dźwięki gitary i rozbrzmiewające z oddali, bardzo nieśmiało, saksofon i wibrafon. Za sprawą „Pyramid Dance” kwintet wraca do nieskrępowanej zabawy, do której zapraszają przede wszystkim roztańczone w promieniach słońca klarnet i gitara hawajska. Nie oszczędza się też Gard Nilssen, który wykorzystuje chyba wszystkie, najmniejsze nawet, elementy swego rozbudowanego zestawu perkusyjnego. Nawet jeśli w pewnym momencie zespół wyhamowuje, to tylko po to, aby zaczerpnąć oddechu i na koniec rozkręcić zabawę od nowa. Wiadomo jednak, że po najbardziej szalonym tańcu trzeba chwilę odpocząć. To zapewnia najkrótszy w całym zestawie „Moon Shade”, oparty na hipnotycznym dialogu kontrabasu z perkusją, który im bliżej końca, tym bardziej nabiera – za sprawą pogłosów – charakteru awangardowego. Jeśli komuś wciąż mało jest zabawy, na pewno ucieszy go „Twin Bliss” – dynamiczny, z inklinacjami jazzrockowymi (za sprawą gitary, tym razem jednak wcale nie hawajskiej), ale również z rozimprowizowanym saksofonem i eksplodującą energią perkusją. W dalszej części uwagę przykuwają folkowo zaaranżowane dęciaki nałożone na siebie tak, aby uzyskać efekt gry unisono. Całość zamyka prawie ośmiominutowy „Liv Sover” – z początku płynący leniwie, z rozkołysaną partią saksofonu, z czasem jednak rozkręcający się coraz bardziej, co jest przede wszystkim zasługą biorącego sprawy w swoje ręce Mattiasa Ståhla. Ciekawe, jaki krajobraz widzieli muzycy z okna budynku, w którym mieści się studio nagraniowe w Sjøvegan? Całkiem możliwe, że były to zaśnieżone połacie. Wszak to północ Norwegii i pewnie nawet w drugiej połowie marca zima tam nie odpuszcza. Grając więc skoczną, słoneczną muzykę, musieli czerpać z tego faktu ogromną frajdę. Co najmniej taką samą, jak słuchacz sięgający teraz po „Marbles”. Skład: André Roligheten – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy, saksofon basowy, klarnet, muzyka Johan Lindström – elektryczna gitara hawajska, gitara elektryczna Mattias Ståhl – wibrafon Jan Rune Strøm – kontrabas Gard Nilssen – perkusja
|