Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alcest
‹Les Chants de l’Aurore›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLes Chants de l’Aurore
Wykonawca / KompozytorAlcest
Data wydania21 czerwca 2024
Wydawca Nuclear Blast
NośnikCD
Czas trwania43:41
Gatunekmetal, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Stéphane (Neige) Paut, Jean (Winterhalter) Deflandre, Kathrine Shepard
Utwory
CD1
1) Komorebi06:39
2) L’envol08:02
3) Améthyste08:30
4) Flamme jumelle05:18
5) Réminiscence02:51
6) L’enfant de la lune07:29
7) L’adieu04:52
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Zaśpiewaj na do widzenia o świcie
[Alcest „Les Chants de l’Aurore” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Od czasu wydania przed dziesięcioma laty płyty „Shelter” francuska formacja Alcest jest jedną z największych gwiazd światowego post-rocka i post-metalu. Na każdą kolejną płytę Stéphane’a Pauta i Jeana Deflandre’a wielbiciele tego typu muzyki czekają więc ze sporą niecierpliwością. Tym razem to oczekiwanie trwało nadzwyczaj długo, ponieważ aż pięć lat. Na szczęście w czerwcu tego roku dyskografia paryżan wzbogaciła się o album „Les Chants de l’Aurore”.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Zaśpiewaj na do widzenia o świcie
[Alcest „Les Chants de l’Aurore” - recenzja]

Od czasu wydania przed dziesięcioma laty płyty „Shelter” francuska formacja Alcest jest jedną z największych gwiazd światowego post-rocka i post-metalu. Na każdą kolejną płytę Stéphane’a Pauta i Jeana Deflandre’a wielbiciele tego typu muzyki czekają więc ze sporą niecierpliwością. Tym razem to oczekiwanie trwało nadzwyczaj długo, ponieważ aż pięć lat. Na szczęście w czerwcu tego roku dyskografia paryżan wzbogaciła się o album „Les Chants de l’Aurore”.

Alcest
‹Les Chants de l’Aurore›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLes Chants de l’Aurore
Wykonawca / KompozytorAlcest
Data wydania21 czerwca 2024
Wydawca Nuclear Blast
NośnikCD
Czas trwania43:41
Gatunekmetal, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Stéphane (Neige) Paut, Jean (Winterhalter) Deflandre, Kathrine Shepard
Utwory
CD1
1) Komorebi06:39
2) L’envol08:02
3) Améthyste08:30
4) Flamme jumelle05:18
5) Réminiscence02:51
6) L’enfant de la lune07:29
7) L’adieu04:52
Wyszukaj / Kup
Nie można powiedzieć, że muzycy Alcest rozpieszczają swoich wielbicieli. W ciągu niemal już dwudziestu pięciu lat działalności (w przyszłym roku będą obchodzić ćwierćwiecze istnienia) wydali dopiero siedem pełnowymiarowych płyt. Ta siódma, która światło dzienne ujrzała w ubiegłym tygodniu, nosi tchnący nadzieją tytuł „Les Chants de l’Aurore” (co można przetłumaczyć jako „Pieśni świtu”). Co może odrobinę zaskakiwać, biorąc pod uwagę, że korzenie grupy tkwią w mrocznej muzyce blackmetalowej i dopiero z czasem zaczęła ona ewoluować w stronę post-rocka i blackgaze’u. Podstawowy skład tworzą dwaj muzycy: wokalista i multiinstrumentalista Stéphane Paut (ukrywający się pod pseudonimem „Neige”) oraz perkusista Jean Deflandre (znany także jako „Winterhalter”).
Początki kariery nie były łatwe. Trzy pierwsze pełnowymiarowe albumy („Souvenirs d’un autre monde”, 2007; „Écailles de Lune”, 2010; „Les voyages de l’Âme”,2012), utrzymane w stylu atmosferycznego black metalu, może nie przeszły całkiem niezauważone, ale raczej trudno stwierdzić, że pozwoliły duetowi na wybicie się ponad innych przedstawicieli gatunku. Zwłaszcza że konkurencja była spora. I kto wie, co działoby się dalej, gdyby paryżanie nie nawiązali współpracy z legendarnym islandzkim inżynierem dźwięku Birgirem Jónem Birgissonem, odpowiedzialnym między innymi za brzmienie Sigur Rós, Sóley i Sólstafir. To pod jego okiem w 2014 roku powstał najlepszy album Alcest, który otworzył francuskiej grupie drogę na światowe salony – „Shelter”.
Paut i Deflandre zyskali tym samym rozpoznawalność, co w kolejnych latach dyskontowali nie mniej udanymi, ale już nie tak zaskakującymi i zachwycającymi jak „Shelter” płytami – „Kodama” (2016) oraz nadzwyczaj mroczną „Spiritual Instinct” (2019). Po czym nastąpiło pięcioletnie milczenie, przerwane dopiero w lutym tego roku, kiedy do sieci trafiła pierwsza zajawka „Les Chants de l’Aurore” w postaci „L’envol”. Wielbiciele Alcest mogli wreszcie odetchnąć z ulgą: zespół działa i na dodatek szykuje się do wydania kolejnego krążka. Ten natomiast ukazał się nakładem specjalizującej się w muzyce metalowej niemieckiej wytwórni Nuclear Blast 21 czerwca. A o jego zawartości całkiem sporo mówiła już fantazyjnie baśniowa okładka.
Otwierający płytę utwór „Komorebi” zaczyna się od… ciszy, z której wyłania się pełna rozmachu postmetalowa muzyka z wybijającą się na plan pierwszy nastrojową gitarą „Neige’a”. Numer szybko nabiera mocy, Stéphane konsekwentnie buduje gitarową ścianę dźwięku, ale jednocześnie dba o melodyjność. Blackmetalowa perkusja „Winterhaltera” natomiast mocno kontrastuje z błogim, rozrzewniającym śpiewem Stéphane’a. Wsłuchując się w jego głos, można poczuć się, jak wycieńczony fizyczną pracą robotnik, który na koniec nadzwyczaj ciężkiego dnia po sytej kolacji zasypia w pachnącej pościeli. Utwierdza w tym jeszcze wygenerowany syntezatorowo zwiewny, baśniowy żeński chórek. Cóż, takich dźwięków po tym, co duet zaproponował na płycie „Spiritual Instinct”, nie spodziewał się chyba nikt.
W znanym od paru miesięcy z singla „L’envol” zespół kontynuuje tę drogę. Pomimo powolnego marszu perkusji i gęstej faktury gitary, także i w tym utworze jest dużo radosnej lekkości, którą w części środkowej podkreśla jeszcze wokaliza Pauta zaśpiewana z akompaniamentem gitary akustycznej. W drugiej części jednak zespół pokazuje swoje drugie oblicze, sięgając do swoich prapoczątków: Deflandre podkręca tempo, a „Neige” zaczyna wyrzucać z siebie chrapliwe dźwięki, traktując głos jak kolejny instrument. W ten sposób powstaje mur, o który co wrażliwsi słuchacze mogą sobie porozbijać głowy. Dlatego warto pamiętać, że chociaż w ciągu ostatnich kilkunastu lat muzyka paryżan znacząco ewoluowała, to jednak ani Stéphane, ani Jean nie wyrzekli się swoich blackmetalowych korzeni.
Dużo inspiracji blackgaze’owych pojawia się również w trzecim w kolejności, niezwykle ciężkim i podniosłym „Améthyste”. W chwilach uspokojenia zespół zmierza tu w stronę klasycznie melodyjnego post-rocka (posiłkując się przy tym nawet partią organów), fragmenty te są jednak poprzetykane bezpardonowymi wstawkami blackmetalowymi (z odpowiednim do tego wokalem). Po takich emocjach dużo ukojenia przynosi „Flamme jumelle”. Bo chociaż i w nim pojawiają się naprzemiennie momenty delikatniejsze i ostrzejsze, to przynajmniej w warstwie wokalnej Paut stara się koić zmysły słuchaczy. Jeszcze dalej idzie z tym w „Réminiscence”, w którym natchniona wokaliza zostaje ozdobiona akompaniamentem fortepianu i – chyba się nie mylę – wiolonczeli.
„L’enfant de la lune” zaczyna się od żeńskiej recytacji (w tym przypadku Francuzi ponownie skorzystali z pomocy Kathrine Shepard), która, jak można sądzić, ma zwieść słuchaczy, ponieważ kilkadziesiąt sekund później Stéphane i Jean przechodzą do ostrego ataku: ten pierwszy ponownie wznosi potężną ścianę dźwięku, a ten drugi zapewnia jej rytmiczny fundament. To jednak wcale nie koniec zaskoczeń, w pewnym momencie bowiem rozbrzmiewa nawet lekko kołyszący rytm… reggae. Cóż, skoro mogli się w ten sposób zabawiać krautrockowcy z Can, dlaczego miałoby to nie być dozwolone rockmanom z Alcest, prawda? Na zwieńczenie albumu Paut wybrał melodyjny i stonowany „L’adieu”, w którym wykorzystał fragment tak samo zatytułowanego wiersza surrealistycznego francuskiego poety polskiego pochodzenia Guillaume’a Apollinaire’a (1880-1918). Nagrywając go, sięgnął i po gitarę akustyczną, i po syntezator, z pomocą którego wygenerował brzmienie sekcji smyczkowej. Wszystko po to (plus błogi śpiew), by pożegnać się w sposób wzruszający i niestandardowy.
koniec
27 czerwca 2024
Skład:
Neige (Stéphane Paut) – śpiew, gitara elektryczna, gitara akustyczna, gitara basowa, syntezatory, dzwonki, organy, fortepian, muzyka, słowa
Winterhalter (Jean Deflandre) – perkusja, instrumenty perkusyjne

gościnnie:
Kathrine Shepard – recytacja (6)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Świat taki mały, a jego pępkiem jest Girona
Sebastian Chosiński

29 VI 2024

Spotkali się w katalońskiej Gironie. Było ich jedenaścioro (w tym jedna kobieta), a los przywiódł ich tam – często via Amsterdam – z tak różnych krajów, jak Izrael, Szkocja, Portugalia, Dania, Holandia, Hiszpania, a nawet Korea Południowa. Tę różnorodną ekipę zebrał jazzowy perkusista Guy Salamon, aby pomogli mu zarejestrować materiał na trzeci solowy krążek – „Free Hugs”.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: I przysięgam, że cię nie opuszczę…
Sebastian Chosiński

26 VI 2024

W dwudziestym piątym roku działalności dyskografia postrockowej formacji Mono wzbogaciła się o kolejną płytę studyjną, będącą przy okazji jedną z ostatnich, w której powstaniu miał udział zmarły na początku maja Steve Albini, wielce ceniony inżynier dźwięku. „Oath” raczej nie stanie się przełomem w historii grupy. Nie zyska też, jak sądzę, miana najwybitniejszego jej dzieła. Ale nie zmienia to faktu, że fani będą zadowoleni.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Wejście w dorosłość
Sebastian Chosiński

25 VI 2024

Kiedy sprzęgają siły cenieni i doświadczeni artyści, można być dobrej myśli. A tak jest właśnie w tym przypadku. Znani ze sceny improwizowanej trębacz Olgierd Dokalski oraz duet gitarowo-saksofonowo-perkusyjny (nie, nie ma w tym żadnego błędu!) Skerebotte Fatta postanowili przed rokiem nagrać wspólną płytę. Efektem ich starań okazał się concept-album „Molting”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.