Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Droga na Księżyc, część 3 – Na Srebrnym Globie

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 5 »
Po krótkiej przerwie zapraszamy na ostatnią część krótkiej historii podróży na Księżyc – od spacerów kosmicznych, przez loty „bliźniaków”, aż po potężne rakiety Saturn V.

Jakub Gałka

Droga na Księżyc, część 3 – Na Srebrnym Globie

Po krótkiej przerwie zapraszamy na ostatnią część krótkiej historii podróży na Księżyc – od spacerów kosmicznych, przez loty „bliźniaków”, aż po potężne rakiety Saturn V.
Po osiągnięciu orbity ziemskiej zarówno przez statki bezzałogowe, jak i te z człowiekiem na pokładzie, następnym naturalnym etapem wyścigu w kosmos był Księżyc. Oczywistym było, że wyścig trwać musi, bo Amerykanie wciąż jeszcze nie wykazali swojej przewagi na jednym choćby istotnym polu. Prestiż był więc już właściwie jedynym powodem lotu na Księżyc, a względy naukowe, fikcyjne możliwości militarne czy abstrakcyjna kolonizacja kosmosu zeszły na dalszy plan – liczyło się tylko, kto pierwszy postawi stopę na Srebrnym Globie. Często ten etap wyścigu kosmicznego przedstawiany jest jako najistotniejszy i w pewnym sensie taki był – pochłonął najwięcej środków i dobitnie udowodnił, że system demokratyczno-kapitalistyczny jest wydajniejszy niż gospodarka sterowana centralnie, często zresztą przez ogarniętych zimnowojenną paranoją ignorantów. Lot na Księżyc był wielkim wyzwaniem zarówno technicznym, jak i ekonomicznym, tak dla Ameryki, jak i Związku Radzieckiego. Kluczowe okazały się jednak nie pomysły inżynierów, a decyzje polityków i podejście do programu. To, co dla jednego kraju było ogólnonarodowym wysiłkiem, celem i dumą, w drugim spotykało się zaledwie z tolerancją, a momenty entuzjastycznego wsparcia przeplatały się z cięciami funduszy.
Ogromny wysiłek okazał się niemożliwy do udźwignięcia dla ZSRR i lot na Księżyc ostatecznie zakończył wyścig w kosmos, chociaż nie jego eksplorację – na tym polu pozostała samotnie amerykańska cywilna agencja NASA. Przesadą jest natomiast przedstawianie całego trwającego dwie dekady wyścigu między ZSRR a USA jako rywalizacji od początku ukierunkowanej na zdobycie Księżyca. Zresztą same skutki lądowania Apollo 11, poza podbudowaniem morale Amerykanów, były de facto skromniejsze niż wystrzelenie Sputnika (który spowodował np. reformę edukacji w USA i powstanie NASA, a wywołany przezeń postęp techniczny był podobny jak w przypadku „Apollo”). Nie zmienia to jednak faktu, że choć nie był jedynym celem dekad pracy nad latającymi w kosmos rakietami, Księżyc stał się wspaniałym zwieńczeniem tego wielkiego skoku ludzkości.
Koncepcje techniczne lotu na Księżyc
Transport rakiety Saturn V wraz z wyrzutnią
Transport rakiety Saturn V wraz z wyrzutnią
Najwcześniejsze projekty podróży na Księżyc zakładały bezpośredni lot, czyli dostarczenie na Księżyc potężnego statku zdolnego wyhamować, wylądować miękko na powierzchni satelity, później wzbić się z jego powierzchni i powrócić na orbitę okołoziemską. O ile to ostatnie nie sprawiało problemów, o tyle osadzenie miękko kilkudziesięciotonowego statku (odbywające się za pomocą silników hamujących, bo przy braku atmosfery nie było mowy o spadochronach) i później poderwanie go do lotu wymagałoby nawet w warunkach niewielkiego przyciągania Księżyca gigantycznych zapasów paliwa. Tym samym rakieta wynosząca tak wielki statek sama musiałaby być wręcz gargantuiczna.
Rozwiązaniem problemu mogłoby być składanie pojazdu w częściach na orbicie ziemskiej, czyli koncepcja „Earth Orbit Rendez-vous” (EOR). Ponieważ największym problemem w lotach kosmicznych jest pokonanie przyciągania ziemskiego, pomysł wydawał się obiecujący. To, czego nie mogłaby zrobić żadna z planowanych rakiet (być może zdolna byłaby do tego pozostająca tylko w sferze planów gigantyczna Nova, którą zaprojektował von Braun), bez problemu osiągnięto by w dwóch lotach Saturna V lub kilku startach mniejszych rakiet. Oznaczałoby to dla Amerykanów znaczne przyspieszenie programu – wystarczyło zbudować statek i nie trzeba nawet czekać na ukończenie Saturna V, tylko zmobilizować kilka starszych rakiet. Oczywiście metoda miała też zasadnicze wady: koszt i ryzyko. Ryzyko wiązało się z ilością startów – nawet jeden nieudany start sprawiał, że całą misję trzeba było zawiesić i już wystrzelone części sprowadzać na Ziemię – oraz z samą koncepcją dokowania w kosmosie, która w momencie rozważania modelu lotu była jeszcze czystą teorią. Kosztowne były nie tylko starty (kilka startów mniejszych rakiet było droższych niż jedno wystrzelenie dużego pojazdu), ale też fakt, że mocną rakietę i tak trzeba było zbudować. O ile metodą EOR dałoby się umieścić na Księżycu kilku astronautów stosując np. Saturna I, o tyle przy misjach na Marsa lub budowie bazy księżycowej – a te pomysły były ówcześnie szeroko rozważane i przyjmowano je jako oczywistą kontynuację eksploracji kosmosu – wymagałoby to gigantycznej ilości lotów.
Zalety obu powyższych pomysłów łączyła koncepcja „Lunar Orbit Rendez-vous” (LOR), zakładająca dokowanie na orbicie okołoksiężycowej. Podstawą LOR było założenie, że nie cały statek musi lądować na Księżycu, a wyłącznie jego część, która później z racji swojej lekkości bez problemu wystartowałaby z powierzchni księżycowej i na orbicie ponownie połączyłaby się z macierzystą częścią statku. Co więcej, po połączeniu i przejściu lunonautów do części głównej ten lądownik zostałby odrzucony jako zupełnie zbędny balast, podobnie jak silnik, dzięki któremu statek wystartował z orbity ziemskiej i wyhamował na księżycowej. Dzięki temu zaledwie niewielka część statku wyruszającego z Ziemi powracałaby na nią, co znacząco ograniczałoby masę pojazdu, a tym samym konieczną ilość paliwa. Co prawda statek i tak byłby w tym wariancie na tyle ciężki, że konieczne byłoby użycie bardzo mocnej rakiety (dla Amerykanów był to Saturn V), ale do umieszczenia na Księżycu dwóch ludzi wystarczyłby tylko jeden lot. Czyniło to wariant LOR koncepcją najtańszą. Miała ona natomiast swoje specyficzne zagrożenie, związane przede wszystkim z procesem dokowania. Jeśli coś by się nie powiodło, astronauci, którzy byli w lądowniku, nie byliby w stanie przesiąść się do głównego pojazdu i wrócić na Ziemię. Mimo to bilans zalet i wad wskazywał LOR jako najkorzystniejszy wariant, choć wymagający całej serii specyficznych przygotowań, m.in. skrupulatnego przećwiczenia połączenia w przestrzeni kosmicznej dwóch statków (do trenowania tego fragmentu misji posłużył później program „Gemini”).
Porównanie amerykańskich rakiet
Porównanie amerykańskich rakiet
Ewolucja idei lądowania na księżycu w obu krajach wyglądała tak samo: od lotu bezpośredniego, przez koncepcję EOR, aż po uznanie wersji z oddzielnym lądownikiem za najlepszą. W Ameryce w 1961 r. odrzucono koncepcję lotu bezpośredniego, gdy stwierdzono, że proponowana przez von Brauna rakieta Nova nie ma szans konstrukcji przed upływem dekady. Wciąż jednak większość amerykańskich naukowców z Wernherem von Braunem na czele przychylała się do koncepcji dokowania na orbicie okołoziemskiej. Dopiero latem 1962 r. szefowie amerykańskiego programu kosmicznego zdecydowali się na wariant LOR. Szybki wybór koncepcji był konieczny – bez tego nie sposób było zaplanować statku księżycowego. Podobne dylematy mieli Rosjanie, a Korolow również przeszedł podobną drogę od lotu bezpośredniego do spotkania na orbicie księżycowej, z tym że konkurujące z nim biura konstrukcyjne bardzo długo jeszcze wierzyły w budowę wielkiej rakiety i zrealizowanie bezpośredniej podróży na Księżyc. Ostatecznie jednak Sojuz opierał się na tych samych zasadach co Apollo, tyle że z powodu mniejszego udźwigu rakiety N-1 jego projekt szedł jeszcze dalej w ograniczaniu niepotrzebnego balastu. Radziecki lądownik podczas startu z Księżyca odrzucał silnik, za pomocą którego wylądował, oraz stabilizujące „pajęcze nogi”, które służyły jednocześnie za platformę startową. Sam statek miał natomiast wydzielony niewielki moduł powrotny, tak aby nie trzeba było całego pojazdu zabezpieczać ciężką osłoną przed spalaniem w atmosferze.
Księżyc – amerykański cel narodowy
Schemat rakiety Saturn V
Schemat rakiety Saturn V
Na początku lat 60. losy amerykańskiego programu kosmicznego nie były jeszcze przesądzone. Prezydent Eisenhower co prawda zgodził się na budowę „superrakiety” (a firma Rocketdyne prowadziła prace nad nowym silnikiem już od 1958 r.) ale nie odnosił się z entuzjazmem do rozwoju projektów załogowych, szczególnie porażki sond Pioneer1) nie nastrajały pozytywnie do Księżyca. Jego administracja zarzekała się, że żaden wyścig nie ma miejsca i że Amerykanie „nie będą podejmować prób rywalizacji z Rosjanami w kosmosie na zasadzie cios za cios dla spektakularnych efektów”. Zmianę przyniosła dopiero nowa ekipa – 25 maja 1961 r. John F. Kennedy wystąpił przed Kongresem ze swoim drugim orędziem w ciągu zaledwie 4 miesięcy pełnienia urzędu. Tak jak wcześniej w kampanii wyborczej, tak i tym razem przekonywał o istnieniu tzw. „missile gap” (ang. luka rakietowa), czyli nierównowagi sił w środkach masowego rażenia na niekorzyść Stanów Zjednoczonych. Było to błędne oszacowanie sił – na początku 1961 r. Rosjanie mieli maksymalnie sześć stanowisk dla rakiet międzykontynentalnych – ale działające na wyobraźnię społeczeństwa i ułatwiające finansowanie armii. Zresztą w owym czasie rozbudowa arsenału nuklearnego wpisywała się znakomicie w politykę „deterrence” (ang. odstraszanie), za którą lobbowała spora część wojskowych2). Drugim, bodaj jeszcze ważniejszym tematem orędzia był program księżycowy. Kennedy przedstawił lot na Księżyc jako środek do udowodnienia swojej wyższości nad Związkiem Radzieckim, co również zostało przyjęte bardzo entuzjastycznie, tym bardziej że miało miejsce po locie Jurija Gagarina – drugiej po Sputniku bardzo dotkliwej porażce Amerykanów. Taki triumf nad komunizmem wpisywałby się też znakomicie w doktrynę „containment” (ang. powstrzymywanie), zakładającej „przyciąganie” do siebie państw trzecich, aby powstrzymać rozszerzanie strefy wpływów ZSRR. Lądowanie na Księżycu jasno pokazywałoby, po czyjej stronie warto się opowiedzieć. Jednocześnie program księżycowy był sposobem na odciągnięcie uwagi od zbrojeń i od kompromitującej porażki w Zatoce Świń.
Główne przesłanie było jednak jedno: wyprzedzenie Rosjan i udowodnienie swojej wyższości. Lądowanie na Księżycu rozpatrywano w kwestiach honorowo-prestiżowych, a nie naukowych czy nawet wojskowych. Kennedy wyznaczył w przemówieniu ramy czasowe, stwierdzając, że lądowanie na Księżycu powinno być przeprowadzone przed upływem dekady. Oczywiście samo wystąpienie oraz określenie granicy czasowej poprzedzone były wcześniejszymi konsultacjami z NASA. Sam prezydent początkowo nie był wielkim entuzjastą ani znawcą astronautyki – widział tylko, że potrzebuje czegoś spektakularnego. To specjaliści z NASA wskazali Księżyc jako najlepszy wybór spośród planowanych wielkich przedsięwzięć (brana pod uwagę była m.in. wieloosobowa stacja kosmiczna), szacując koszt programu na 20-40 mld dolarów i przewidując możliwość realizacji do roku 1968 „pod warunkiem natychmiastowego rozpoczęcia prac” (i zapewne tak właśnie by się stało, gdyby nie katastrofa Apollo 1).
Rakieta Saturn V na wyrzutni
Rakieta Saturn V na wyrzutni
Kongres zatwierdził projekt i w 1961 r. NASA rozpoczęła w Teksasie i innych południowych stanach budowę dużych ośrodków na potrzeby programu „Apollo”. Co ciekawe, o wyborze miejsca decydowała nie tylko bliskość równika (dzięki ruchowi obrotowemu Ziemi im bliżej jej równika, tym mniejszej siły potrzeba, by zniwelować przyciąganie ziemskie – rakiety zużywały mniej paliwa) oraz obecność akwenów wodnych (fragmenty rakiet były zbyt duże, by transportować je drogą lub koleją, więc odbywało się to na barkach), ale też polityka wewnętrzna. Wspierając biedne stany południowe, prezydent liczył na wzrost poparcia społecznego, a już na pewno wielki sukces mógł sobie przypisać wiceprezydent Lyndon B. Johnson, szef Państwowej Rady Przestrzeni Kosmicznej, który pochodził z Teksasu. Na przylądku Canaveral, na wyspie Merrit Island, postanowiono zbudować cały nowy kompleks, tzw. „port księżycowy”, którego sercem miał być budynek do montażu rakiet Saturn (po śmierci Kennedy’ego nazwany jego imieniem). W Houston natomiast zorganizowano natomiast Centrum Załogowych Lotów Kosmicznych (w 1973 roku przemianowane na Centrum Kosmiczne im. Lyndona B. Johnsona). Oprócz tego na południu powstała m.in. fabryka w mieście Michoud niedaleko Nowego Orleanu, gdzie składano wszystkie rakiety z serii Saturn, oraz baza testowa w stanie Mississippi – specjalnie usytuowana geograficznie pomiędzy Michoud a przylądkiem Canaveral – gdzie testowano silniki. NASA umiejętnie wykorzystała też to, co odziedziczyła po armii i ARPA, tzn. ośrodek MSFC w Huntsville, program „Saturn” oraz program rozwoju silników F-1 i J-2 do tej rakiety. To, co przy konstrukcji rakiet Titan i Atlas trwało trzy lata, cywilna agencja zrobiła w pół roku, powołując pięć nowych programów (każdy człon rakiety Saturn V był wykonywany oddzielnie i przez inną firmę) i cztery duże instytucje.
Porównanie rakiet N-1 i Saturn
Porównanie rakiet N-1 i Saturn
NASA stała się prawdziwą biurokratyczną machiną, koordynującą dziesiątki podwykonawców z różnych dziedzin – w sumie blisko pół miliona osób było zaangażowanych w program księżycowy bezpośrednio w NASA lub zatrudnionych u firm współpracujących. Również von Braun z stał się tylko jednym z dyrektorów i bardziej menedżerem niż inżynierem bezpośrednio projektującym pojazdy kosmiczne. MSFC odpowiadało tylko za rakietę, ale już nie za statek ani za samą wyrzutnię, choć oczywiście cały czas istniała pomiędzy tymi ośrodkami współpraca, a przy budowie Apollo liczono się ze zdaniem niemieckiego specjalisty.
Już na samym początku istnienia projekt został zagrożony poważnym opóźnieniem. Po kryzysie kubańskim jesienią 1962 r. nastąpiła odwilż polityczna, ale i mentalna – ludzie z niechęcią patrzyli i na rakiety, i na rywalizację. W listopadzie 1963 r. Kongres zmniejszył NASA fundusze, jednak zabójstwo Kennedy’ego sprawiło, że nikt nie odważył się zamknąć programu – to był jego pomnik. Gdy Johnson objął prezydenturę, walczył o program księżycowy równie mocno co Kennedy, doprowadzając do ustanowienia budżetu NASA na poziomie minimum 1,5 mld dolarów. W roku 1964 przyszły też pierwsze spektakularne loty z nowych programów – najpierw były radzieckie Woschody, które na nowo rozbudziły chęć współzawodnictwa. Szczytową fazę amerykański program księżycowy osiągnął w roku 1966, a więc w momencie przechodzenia z programu „Gemini” do „Apollo” i tuż przed pierwszymi testami statku Apollo i rakiety Saturn V. Budżet agencji wyniósł wtedy blisko 6 mld dolarów, co stanowiło niemal 1% PKB. Na utrzymaniu programu kosmicznego było milion osób, głównie członków rodzin 400 tys. pracowników firm podwykonawczych, ale też w samej NASA zatrudnionych było ponad 35 tys. ludzi.
Kolejne lata były już tylko konsekwencją wcześniejszej pracy i założeń i nawet katastrofy takie jak śmierć trzech astronautów w Apollo 1 na początku 1967 r. nie mogły zatrzymać programu, który pochłonął miliardy dolarów i zbudował 15 potężnych rakiet. Było to o tyle istotne, że zainteresowanie opinii publicznej skierowało się na inne tory. W roku 1968 wraz z ofensywą Tet oczy wszystkich Amerykanów skupiły się na Wietnamie – nawet młodzi ludzie, inaczej niż dekadę wcześniej, bardziej byli zainteresowani ruchami pacyfistycznymi i kontestowaniem wojny niż podbojem kosmosu. Do tego doszły polityczne zabójstwa Martina Luthera Kinga i Roberta Kennedy’ego oraz problemy segregacji rasowej. Efektem było zwycięstwo w wyborach Richarda Nixona – pierwszego od czasów II wojny światowej republikanina wybranego na prezydenta. Finansowanie abstrakcyjnych misji kosmicznych stało się coraz bardziej problematyczne. Owszem, opinia publiczna entuzjastycznie przyjmowała wydarzenia spektakularne, takie jak katastrofa Apollo 1, lot wokół Księżyca Apollo 8, czy wreszcie samo lądowanie na Księżycu statku Apollo 11. Nie wpłynęło to jednak na ogólny obraz NASA w oczach decydentów.
1 2 3 5 »

Komentarze

07 I 2010   19:55:54

to jest G****E!!!!!!!!!!!!
tu nie ma nic o przycuiąganiu ziemskim i jak je udowodnić
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

10 I 2010   14:21:16

Potrzebujesz gotowca odpowiedzi na zadanie domowe? To źle trafiłeś. Cofnij się do ostatniego skrzyżowania i skręć w prawo.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Tegoż autora

Więcej wszystkiego co błyszczy, buczy i wybucha?
— Miłosz Cybowski, Jakub Gałka, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Nieprawdziwi detektywi
— Jakub Gałka

O tych, co z kosmosu
— Paweł Ciołkiewicz, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Wszyscy za jednego
— Jakub Gałka

Pacjent zmarł, po czym wstał jako zombie
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Jakub Gałka, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jarosław Robak, Beatrycze Nowicka, Łukasz Bodurka

Chodzi o dobre historie i ciekawych bohaterów
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jakub Gałka, Kamil Witek, Konrad Wągrowski, Michał Kubalski

Porażki i sukcesy 2013, czyli filmowe podsumowanie roku
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Piotr Dobry, Ewa Drab, Grzegorz Fortuna, Jakub Gałka, Krzysztof Spór, Małgorzata Steciak, Konrad Wągrowski

Przygody drugoplanowe
— Jakub Gałka

Ranking, który spadł na Ziemię
— Sebastian Chosiński, Artur Chruściel, Jakub Gałka, Jacek Jaciubek, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski, Kamil Witek

Esensja ogląda: Wrzesień 2013 (2)
— Sebastian Chosiński, Jakub Gałka, Jarosław Loretz

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.