Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Trzy cięcia: Marek Bukowski. Buntownik, który miał powód

Esensja.pl
Esensja.pl
Trzy. I tylko trzy! Czasami z kilkunastu, często z kilkudziesięciu, niekiedy nawet z kilkuset. Trzy role – nie zawsze najlepsze, ale za to najbardziej charakterystyczne. Role niekiedy zapomniane, lecz na pewno godne ocalenia.

Sebastian Chosiński

Trzy cięcia: Marek Bukowski. Buntownik, który miał powód

Trzy. I tylko trzy! Czasami z kilkunastu, często z kilkudziesięciu, niekiedy nawet z kilkuset. Trzy role – nie zawsze najlepsze, ale za to najbardziej charakterystyczne. Role niekiedy zapomniane, lecz na pewno godne ocalenia.
Na początku lat 90. ubiegłego wieku zaliczył prawdziwe „wejście smoka”. W ciągu trzech lat zagrał trzy główne role, którymi zapisał się na trwałe w historii polskiej kinematografii III RP. Niestety, w następnych latach nie powtórzył już tego sukcesu artystycznego, za co oczywiście główną winę ponosi przede wszystkim stan polskiej produkcji filmowej. W efekcie aktor, który był ikoną młodego pokolenia, przeszedł w wiek średni i ugrzązł w serialach, które co prawda zapewniają mu spokój finansowy i życie na godnym poziomie, ale chyba nie spełniają jego oczekiwań artystycznych. Marek Bukowski urodził się w listopadzie 1969 roku w prowincjonalnym Miliczu na pograniczu Dolnego Śląska i Wielkopolski. Na studia wybrał się do Krakowa – do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, w której jego wykładowcami byli między innymi Jerzy Trela i Jerzy Stuhr. Miał więc od kogo się uczyć i rzeczywiście, sądząc po pierwszych rolach, uczniem był więcej niż zdolnym. Jeszcze przed uzyskaniem dyplomu w 1992 roku zagrał w dwóch znakomitych filmach – „Nad rzeką, której nie ma” (1991) oraz „Kawalerskim życiu na obczyźnie” (1992). Pod obydwoma podpisał się ten sam reżyser – Andrzej Barański. I chyba nie był to przypadek, że pod jego okiem młody, a więc niedoświadczony, zaledwie dwudziestodwu-, dwudziestotrzyletni aktor wspiął się na wyżyny. Swoją pozycję wielkiej gwiazdy młodego pokolenia ugruntował występem w „Pożegnaniu z Marią” (1993) debiutującego wówczas w pełnometrażowej fabule Filipa Zylbera. Później jednak nie było już tak dobrze. Propozycji oczywiście nie brakowało, ale format ról nie był już ten sam. W wartościowych „Kraju świata” (1993) Marii Zmarz-Koczanowicz i „Wronach” (1994) Doroty Kędzierzawskiej pojawił się zaledwie w epizodach, z kolei o występach w „Polskiej śmierci” (1994) Waldemara Krzystka czy „Nocnym graffiti” (1996) Macieja Dutkiewicza zapewne sam Bukowski wolałby zapomnieć.
Ratunkiem przed beznadzieją ówczesnego polskiego kina okazał się dla aktorka teatr telewizyjny. W latach 90. XX wieku zagrał główne role chociażby w adaptacjach „Miesiąca na wsi” (1993) Iwana Turgieniewa, „Księcia Homburga” (1993) Heinricha von Kleista, „Warszawiance” (1994) Stanisława Wyspiańskiego i „Disneylandzie” (1998) Stanisława Dygata. Powrotem do przeszłości okazała się natomiast kreacja w legendarnym serialu Jana Łomnickiego „Dom” (1996-2000), w którym wcielił się w Mietka Pocięgło (odziedziczył tę rolę po Adamie Szczerbińskim). W kolejnych latach Bukowski zajął się pisaniem scenariuszy (do spółki ze swoją żoną), produkcją i reżyserią. Nakręcił dwa pełnometrażowe obrazy – „Blok.pl” (2001) oraz „Sukces” (2003) – które jednak świata nie podbiły. Chcąc nie chcąc, aktor zaczął przyjmować role w mniej lub bardziej popularnych serialach. Pojawił się w „Przystani” (2009), „Ojcu Mateuszu” (2010), „Apetycie na życie” (2010), „Komisarzu Rozenie” (2011), „Hotelu 52” (2011-2013) i „Na krawędzi” (2012-2013). Ale prawdziwy renesans popularności Bukowskiego nastąpił, kiedy zagrał – doktora Piotra Gawryłę – w „Na dobre i na złe” (od 2010 roku). To za tę postać zgarnął dwa lata z rzędu „Telekamery”. W 2011 roku natomiast, po raz pierwszy od osiemnastu lat, dane było mu również pojawić się w głównej roli w filmie kinowym. I chociaż ekranizację powieści „Uwikłanie” Zygmunta Miłoszewskiego autorstwa Jacka Bromskiego trudno uznać za obraz w pełni udany, to jednak do Bukowskiego należało chyba mieć najmniej wątpliwości. Jednego możemy w każdym razie być pewni: to wciąż bardzo zdolny artysta, który – miejmy nadzieję – nie powiedział jeszcze ostatniego słowa!
Cięcie pierwsze
„Nad rzeką, której nie ma” (reż. Andrzej Barański, 1991)
Przeniesienie na ekran eksperymentalnej prozy Stanisława Czycza, w sposób atrakcyjny dla widza, ale jednocześnie nie odbierający wartości oryginałowi literackiemu – przez długie lata wydawało się wyzwaniem bardziej karkołomnym niż zimowa wspinaczka na K2. Oparte na opowiadaniu „And” (zachodnio)niemiecko-polskie „Pozwólcie nam do woli fruwać nad ogrodem” (1974) Stanisława Latałły, było bardziej poetycką impresją niż pełnoprawną fabułą; z kolei „Światło odbite” (1989) Andrzeja Titkowa „rozłożył na łopatki” grający jedną z głównych ról Zbigniew Konopka (inna sprawa, że sam reżyser nie bardzo wiedział, o czym ma być ten film – o Andrzeju Bursie czy zafascynowanym nim nieudolnym poecie, a może o czasach, w jakich przyszło im żyć). Andrzej Barański sięgając po opowiadanie opublikowane w 1968 roku w zbiorze „Nim zajdzie księżyc” wiele ryzykował; tym bardziej że, chcąc nie chcąc, musiał skorzystać z usług młodych, dopiero wkraczających do zawodu aktorów. Poprowadził ich jednak doskonale, tworząc jedno z najpiękniejszych w naszej kinematografii dzieł o niespełnionej miłości. Akcja „Nad rzeką, której nie ma” rozgrywa się w latach 60. ubiegłego wieku. W prowincjonalnym miasteczku czterej przyjaciele, noszący ksywki jeszcze z czasów dzieciństwa – „Admirał” (Marek Bukowski), „Wódz” (Mirosław Baka), „Ataman” (Tomasz Hudziec) i „Pasza” (Andrzej Mastalerz) – starają się zabić nudę i ogólną beznadzieję. Włóczą się po mieście, rozrabiają na wiejskich zabawach, piją piwo w obskurnej restauracji i… marzą. Marzą o wielkim świecie i wielkiej miłości. Pewnego dnia do znajdującego się w miasteczku pałacyku przyjeżdżają na obóz studenci; jest wśród nich Marta (znakomita Joanna Trzepiecińska), która od razu wpada w oko „Admirałowi”. Ten rezygnuje z zaplanowanej już wyprawy autostopem nad morze i zaczyna kręcić się wokół dziewczyny. Szybko rodzi się między nimi sympatia, której jednak oboje się wstydzą. Więcej nawet: zaczynają się nawzajem ranić, próbując udowodnić sobie w ten sposób wyższość. Brak im świadomości, że niszczą być może najpiękniejsze uczucie w swoim życiu. Film Barańskiego ma wspaniały poetycki klimat, podkreślany dodatkowo wysmakowanymi zdjęciami Ryszarda Lenczewskiego i głęboko zapadającą w pamięć muzyką Henryka Kuźniaka
Cięcie drugie
„Kawalerskie życie na obczyźnie” (reż. Andrzej Barański, 1992)
W rok po adaptacji opowiadania Stanisława Czycza Andrzej Barański postanowił przenieść na ekran kolejne bardzo nietypowe dzieło literackie. Tym razem sięgnął po wspomnienia wielkopolskiego robotnika Jakuba Wojciechowskiego. W 1899 roku piętnastoletni Jakub wyruszył „za chlebem” z rodzinnego miasteczka do Niemiec, gdzie wcześniej znalazł się już jego ojciec. Pracował jako robotnik w cegielni, obsługiwał wędrowną karuzelę, wydobywał węgiel w Westfalii i na Łużycach; był też motorniczym tramwajowym w Magdeburgu. Nie unikał ciężkiej pracy, przez cały czas starał się też oszczędzać, aby wspierać finansowo matkę. W czasie pierwszej wojny światowej służył w armii niemieckiej, odniósł nawet ranę na froncie. Po 1918 roku zaangażował w działalność społeczną i polityczną wśród niemieckiej Polonii. Cztery lata później, gdy kierowany przez profesora Floriana Znanieckiego Polski Instytut Socjologiczny w Poznaniu ogłosił konkurs na pamiętniki robotników, zdecydował się spisać historię swego życia i wysłać tekst do kraju. Zdobył I nagrodę. W 1930 roku „Życiorys własny robotnika” ukazał się drukiem, a peany pod adresem książki słali krytycy tego formatu, co Tadeusz Boy-Żeleński. Po ponad sześciu dekadach wspomnieniami Jakubowskiego (który zmarł w Barcinie na Kujawach w 1950 roku) zainteresował się Andrzej Barański; napisał na ich podstawie scenariusz i sam film wyreżyserował. Głównym bohaterem „Kawalerskiego życie na obczyźnie” jest Michał (w tej roli Marek Bukowski), młody Wielkopolanin, który na początku XX wieku w poszukiwaniu lepszych perspektyw życiowych wyrusza do Niemiec. Tam, podróżując po niemal całym kraju, zdobywa dwojakie doświadczenie – zawodowe i miłosne. Barański wyeksponował zwłaszcza wątki erotyczne z pamiętników Jakubowskiego – nie po to jednak, by szokować, ale bawić widza i pokazać mu, jak długa i kręta bywa droga do prawdziwej miłości, którą Michał ostatecznie odnajduje w Agacie (Magdalena Wójcik). Reżyser z dużą dbałością o detale oddał klimat epoki (mimo że zdjęcia kręcono nie za naszą zachodnią granicą, ale głównie w Łodzi i Pabianicach), pozwolił też sobie na ironię i przymrużenie oka. Oglądając „Kawalerskie życie…” nie sposób też pozbyć się wrażenia, że to niezwykle efektowny i wizualnie piękny obraz końca pewnej epoki. Bo przecież już za chwilę wybuchnie pierwsza wojna światowa…
Cięcie trzecie
„Pożegnanie z Marią” (reż. Filip Zylber, 1993)
Dzisiaj młodzi ludzie patrzą na swoich rówieśników z czasów okupacji niemieckiej przez pryzmat bohaterów takich filmów, jak „Jutro idziemy do kina” (2007), „Czas honoru” (2008-2013) czy „Kamienie na szaniec” (2014). Widzimy w nich nastoletnich chłopców i dziewczyny, którzy stanęli nie tylko przed życiowym wyzwaniem, ale i w obliczu wielkiej przygody, jaką jawi się toczona z hitlerowcami (i komunistami) walka o niepodległość kraju. Którzy, owszem, spiskują i organizują akcje dywersyjne, ale jednocześnie kochają na zabój i pragną normalnie żyć. Warto pamiętać jednak o tym, że jednym z pierwszych, którzy zaprezentowali podobny obraz okupacji, był Filip Zylber w swoim pełnometrażowym debiucie, czyli „Pożegnaniu z Marią”. Obraz oparty został na motywach słynnego, opublikowanego tuż po wojnie, w 1947 roku, opowiadania Tadeusza Borowskiego (przez lata było ono nawet lekturą szkolną); wspólnych ma z pierwowzorem literackim bohaterów i klimat, ale poza tym pojawia się w nim wiele elementów nieobecnych u Borowskiego. Główną postacią dramatu jest młody poeta Tadeusz (gra go Marek Bukowski), którego dziewczyną jest tytułowa Maria (Agnieszka Wagner). Pewnego dnia oboje biorą udział w przyjęciu weselnym znajomych, na które trafia zaproszona przez Tadeusza Żydówka Sara (Katarzyna Jamróz). Wcześniej na ulicy chłopak wyrwał ją z rąk polskiego granatowego policjanta Cieślika (Sławomir Orzechowski), który też zresztą pojawia się na imprezie. Wietrząc korzyści, zaczyna szantażować Sarę – jeśli ta nie zostanie jego kochanką, wyda ją Niemcom. Żydowska dziewczyna staje przed fatalnym wyborem. Ale to tylko jeden z wątków, dzięki któremu Zylber pokazuje grozę okupacji; drugim są organizowane przez hitlerowców łapanki uliczne. W jednej z nich wpada Maria. Tadeusz, który uratował nieznaną sobie wcześniej Sarę, teraz musi pogodzić się z myślą, że być może już nigdy nie zobaczy ukochanej kobiety. Z opowiadania Borowskiego wiemy, że Maria ostatecznie trafiła do obozu, gdzie zginęła w komorze gazowej. „Pożegnanie…” zaskakuje wieloma elementami – chociażby ogólną wizją wojny, bardzo odległą od tego, co wcześniej prezentowało kino polskie, jak również jazzowymi kompozycjami Tomasza Stańki. W dziele Zylbera Marek Bukowski ponownie stworzył przekonującą i wyrazistą kreację młodego buntownika, dzięki której dwa lata później otrzymał prestiżową (przynajmniej w tamtych czasach) Nagrodę imienia Zbyszka Cybulskiego.
koniec
20 marca 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.