Gwiezdne wojny: Po ludzku o „Klonach”Michał Chaciński, Artur Długosz, Leszek ’Leslie’ Karlik, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski, Grzegorz Wiśniewski
Michał Chaciński, Artur Długosz, Leszek ’Leslie’ Karlik, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski, Grzegorz WiśniewskiGwiezdne wojny: Po ludzku o „Klonach”ER: Jedi tracą swoją moc i o tym jest mowa. Że tracą inteligencję i kostnieją mentalnie w czasach swojej wielkości, to już sprawa inna. KW: Nikt nigdy nie twierdził, że Jedi są nietykalni. Mnie ten wątek na arenie właśnie bardzo się podobał. Jedną z wad „Mrocznego widma” była swoboda z jaka Qui-Gon i Obi-Wan niszczą armie robotów. Zastanawiałem się, po jaką cholerę oni w ogóle angażują tych Gungan, skoro mogą wyjść i we dwóch unicestwić całe siły zbrojne Federacji. Tu widzimy, że rycerze Jedi mogą ulec przewadze sił i, pomimo wspaniałej walki, ponoszą śmierć. Tylko ciśnie się na usta inne pytanie - jaki był sens poświęcania 3/4 Zakonu dla ratowania dwóch rycerzy? Jedi Marines - no one gets left behind? ;-) LK: Mnie silniczki rakietowe R2D2 również bardzo raziły. Scena z taśmą produkcyjną jest faktycznie najsłabszym elementem całego filmu. A ja tak cieszyłem się kiedy zobaczyłem scenę jak R2 wchodzi po schodach… i tu nagle okazuje się, że wcale nie musiał, bo mógł sobie podlecieć na silniczkach. No owszem, można ich niestosowanie w późniejszych częściach wytłumaczyć ich wymontowaniem, można stwierdzać że pewnie są strasznie paliwożerne, ale tym niemniej te silniczki zgrzytają potwornie. Natomiast co do Jedi to się nie zgodzę, ponieważ jak na ilość latającej w powietrzu gorącej plazmy i masę droidów która zalewała Jedi, ilość strat nie była tak wysoka i dość długo się trzymali. Scena na arenie mi się zdecydowanie podobała. MCh: W każdym razie najwyraźniej te pytania dotyczące logiki można mnożyć bez końca. Mnie też zastanawiało na przykład, dlaczego w końcowej bitwie droidy, wyposażone przecież w pociski i broń umożliwiające rażenie na odległość, biegły do zwarcia z Jedi, jakby chodziło o jakiś pojedynek szermierzy. Ale nie znajdziemy chyba na te pytania innej odpowiedzi, niż to, że z jednej strony zawalił Lucas-scenarzysta, ale z drugiej strony - logika po prostu nie była nigdy silną stroną Gwiezdnych wojen i nagle przykładanie do nich logicznej miary pewnie nigdzie nas nie doprowadzi. AKTORSTWO MCh: Jednym z najczęściej pojawiających się zarzutów pod adresem filmu jest drewniane aktorstwo. Dla mnie to definitywnie jedna z najsłabszych stron filmu. Autentycznie, w czasie pierwszych dwóch kwadransów nie mogłem uwierzyć, że w wysokobudżetowym amerykańskim filmie aktorzy mogą aż do tego stopnia sztucznie recytować swoje kwestie. Później robi się odrobinę lepiej (choć może po prostu dlatego, że pojawia się coraz więcej scen akcji). Ale z tego co już słyszałem, chyba nie wszyscy odebrali aktorstwo w filmie tak źle? ER: Nie wszyscy. Bardzo dobry jest Christopher Lee jako hrabia Dooku. Czegokolwiek by nie powiedział, wsłuchiwanie się w jego wieloznaczne wypowiedzi jest prawdziwą przyjemnością. Także końcowe starcie z jego udziałem (a już szczególnie moment, w którym przygasa światło) uważam za najlepszą scenę w filmie, a być może w całej serii. Szkoda jedynie, że Yody nie dobił, kiedy była okazja. MCh: Tutaj się zgodzę. Rzeczywiście, nie wszyscy wypadli źle. Christopher Lee był dobry, zresztą w dokładnie takiej samej roli jak we „Władcy pierścieni” - głównie zajmuje się zdradzaniem i w lokalnej manufakturce produkuje nieudolnie walczących żołnierzy :) Podobał mi się też McGregor, który chyba jako jedyny miał odpowiedni dystans do całego przedsięwzięcia. (A scena z grą świateł ze świetlnych mieczy faktycznie świetna). AD: Osobiście nie widzę niczego specjalnie złego w samej grze aktorskiej. Grali mniej więcej tak dobrze, jak pozwalał im scenariusz, wygłaszali kwestie, których przecież się nauczyli, nie mówili tego od siebie. Wina tkwi raczej w samych dialogach, a nie ich interpretacji. A dialogi były wyjątkowo słabe. Dlatego właśnie dopóki na ekranie nie zaczęło się dziać wygłaszane kwestie niemal biły po uszach, aż się chciało użyć zatyczek. A niektórym chciało się wyjść z kina. W natłoku akcji słowa stały się drugorzędne. ER: Niesławny tytuł Wielkiego Drewna Ataku Klonów przyznałbym natomiast Ianowi McDiarmidowi grającemu senatora Palpatine. Jest nieprawdziwy i sztuczny, wygłasza swoje kwestie, jakby chciał powiedzieć „Oto ja Wielki Zły i Chytry, nie rozszyfrujecie mnie”. Nadirem jego gry jest chyba jego przemówienie w Senacie, tuż po tym, jak dostał w ręce władzę i armię. Co do reszty aktorów - nie oszałamiają, ale też nie bardzo mają jak i kiedy. Dialogi słabe (wyjątkiem jest może „Good job” Kenobiego), fabuła taka sobie. IMHO zatrudnianie wielkich aktorów w GW jest z zasady bezcelowe, bo niby co też mają oni takiego do zagrania? KW: No właśnie, czego można oczekiwać od aktorstwa w "Gwiezdnych wojnach"? Serii, w której najlepszym aktorskim osiągnięciem jest zamyślenie na twarzy faceta, który cały czas nosi wielki czarny hełm, zasłaniający całą twarz? :-) (no dobra, jest jeszcze Harrison Ford). Aktorstwo w "Gwiezdnych wojnach” to sprawa absolutnie drugorzędna i, choć widziałem drewnianą grę Anakina i Amidali, to bardzo mi to nie przeszkadzało. Co ciekawe - o tym, że Natalie Portman jest dobrą aktorką wiemy od czasów „Leona”, a Christensen był nominowany do Złotego Globu, więc chyba też co nieco potrafi. Czyżby zalecenie reżysera, aby grali, tak jak grali? MCh: Ja myślę, że mogły zawinić dwie sprawy. Po pierwsze, Lucas już przy „Nowej nadziei” wymagał od aktorów, żeby grali przesadnie, tak jak serialowi aktorzy w latach 30. i 40. Po drugie, może i ten Christensen ma talent, ale inaczej chyba gra się na planie filmowym w pełnej scenografii i z innymi aktorami, a inaczej do niebieskiego ekranu, nie widząc żadnej scenografii, która przecież tworzy atmosferę. GW: Jestem słabo wrażliwy na aktorstwo i jego poziom - o ile nie jest przesadnie niski - raczej mnie nie odrzuca. Zgadzam się z Konradem, że to aspekt zupełnie nieistotny w Gwiezdnych Wojnach. Wszystkie przejmujące momenty gwiezdna saga zawdzięcza obrazom, klimatowi i fabule, a nie aktorstwu. Nie jestem w stanie ocenić Haydena Christiansena - myślę, że mogło być z nim gorzej. Zawiodłem się troszkę na Ewanie McGregorze i Samuelu L. Jacksonie. Porażką (ku mojemu zaskoczeniu) jest komputerowy Yoda. Lalkowy wyglądał lepiej. Najbardziej jednak nie podobała mi się chyba Natalie Portman. Widział ktoś kiedyś obiekt afektu miłosnego promieniujący ciepłem niczym pojemnik z ciekłym tlenem? Podobał mi się za to Temuera Morisson. Moje ogólne wrażenie odnośnie aktorów może być jednak zaburzone, ponieważ rzeczywiście bardzo krzywo patrzę na sam scenariusz i w nim głównie upatruję przyczyn porażki. Drętwe dialogi, niewygrane sytuacje i blade punkty zwrotne mogły spowodować u aktorów brak wiary w to co robią. „Atak klonów” wydaje się mieć wszelkie objawy filmu, do którego próbowano wepchnąć za dużo. Już w "Powrocie Jedi” mieliśmy do czynienia z szaleńczym tempem, za którym trudno było nadążyć. „Atak klonów” mam wrażenie jeszcze podnosi tę poprzeczkę. Widz nie nadąża z recepcją kolejnych scen, a całe wątki nie są w stanie się rozwinąć i porządnie „wybrzmieć”. To jedna z przyczyn, dla których całość tak komiksowo wygląda. JL: A że zbliżamy się niebezpiecznie do komiksu, widać jeszcze po jednej rzeczy - postaci generowane komputerowo „grają” zdecydowanie lepiej, niż prawdziwi aktorzy (przepraszam, to zdanie nie dotyczy Yody ; ). Jedynym jaśniejszym punktem jak dla mnie jest chłopaczek grający Bobę Fetta. Christopher Lee teoretycznie też ujdzie, choć zbyt niedawno oglądałem go jako Sarumana. Reszta - przykro mi niesłychanie, ale… LK: Nie przesadzajmy z tą komiksowością. „Atak klonów” jest po prostu kręcony w tempie typowym dla współczesnych filmów. O ile jeszcze „Mroczne Widmo” było kręcone w podobnym tempie co „Nowa Nadzieja”, o tyle „Atak Klonów” zasuwa już w iście matrixowym tempie. Ale bądźmy szczerzy - kto poza prawdziwymi fanami poszedłby dziś do kina na film ze scenariuszem i narracją „Nowej Nadziei"? MCh: Skoro już padło parę słów o Christensenie, to w takim razie zapytam o niego oddzielnie, bo to najważniejsza postać nowej trylogii i o bodaj największa niewiadomą przed premierą „Klonów”. Mnie ten chłopaczek odrzucił od ekranu. Gra niesłychanie drętwo, recytuje swoje kwestie jak na szkolnej akademii, wydawał mi się zupełnie bezpłciowy i niewiarygodny w tej roli. Ale znowu - z tego co już słyszałem, Christensen nie podziałał na wszystkich tak samo źle. Jak widać np. Greg i chyba Konrad przyjęli go na ekranie bez piasku w oczach. Nie ulega wątpliwości, że to Christensen miał w filmie w sumie najbardziej dramatyczną scenę… |
Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.
więcej »Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.
więcej »Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
10 najlepszych scen nowych „Gwiezdnych wojen”
— Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Dziś Star Wars Day!
— Esensja
Wojny klonów: Gwiezdne wojny w Esensji
— Esensja
Zrób to szybciej i intensywniej!
— Marcin Osuch, Eryk Remiezowicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Ciemna Strona Mitu
— Piotr ‘cct’ Bielatowicz
„Gwiezdne wojny” w Esensji i Framzecie
Gwiezdne wojny: Długie nocne Polaków rozmowy o epizodzie II
— Esensja
Transmisja z Wrocławia: Jediowski łeb do interesów
— Paweł Pluta
Atak krytyków
— Leszek ’Leslie’ Karlik
Klonowanie wyobraźni
— Grzegorz Wiśniewski
Druga szansa
— Magdalena Stawniak
Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
Status quo
— Kamil Witek
Bardzo mroczne widmo galaktycznego Imperium
— Konrad Wągrowski
Kroniki odległej galaktyki
— Konrad Wągrowski
Z filmu wyjęte: Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Z filmu wyjęte: Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Z filmu wyjęte: Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Z filmu wyjęte: Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Z filmu wyjęte: Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Z filmu wyjęte: Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Z filmu wyjęte: Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Z filmu wyjęte: Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Z filmu wyjęte: Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz