Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych filmów 2019 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

50 najlepszych filmów 2019 roku

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
20. Wilkołak
(2018, reż. Adrian Panek)
Koniec drugiej wojny światowej. Kilkoro dzieci zostaje uwolnionych z obozu koncentracyjnego Gross-Rosen i trafia do zdewastowanego, zamieszkałego tylko przez jedną dorosłą osobę, domostwa w środku lasu. Dom zdaje się być azylem przed otaczającym go światem – mrocznym, jałowym i dogorywającym po ogólnoświatowej tragedii. Tylko, że w środku pozostać długo nie można, trzeba pić, jeść – żyć po prostu. I wtedy okazuje się, że za bramą posiadłości czeka tylko groza i śmierć. Dzieci postawione są same sobie w sytuacji ekstremalnej – po raz kolejny w ciągu ich krótkiego, smutnego życia. Na swą jedyną opiekunkę nie mogą już liczyć, umiera ona w lesie zagryziona przez niezidentyfikowane zwierzę. Albo jeszcze coś innego.
„Wilkołak” Adriana Panka jest horrorem. Filmem wykorzystującym motyw klaustrofobii, osaczenia i konkretyzującego się stopniowo, lecz jednocześnie bardzo jaskrawo, zagrożenia. Antyzeza Nibylandii, jaką jest prowizoryczny sierociniec, staje się miejscem nieustannego terroru i kolejnym więzieniem. Pobyt w niej jest katalizatorem zła, które wsiąkało w młode, nieukształtowane istoty w trakcie gehenny w obozie koncentracyjnym. Przymusowe zezwierzęcenie, upodlenie i przemoc zmienia ich na zawsze – przeżyta trauma definiuje wszystkie późniejsze zachowania dzieci. Mamy do czynienia z mroczną baśnią, w której największe zło czai się nie poza lecz w człowieku. A najbardziej wstrząsające jest to, że dotyczy to małych dzieci – ostatnich istot jakie powinny padać jego ofiarą
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
19. Dzika grusza
(2018, reż. Nuri Bilge Ceylan)
Sinan, główny bohater filmu, pochodzi z małego miasteczka na tureckiej prowincji. Wyjechał na studia do metropolii, skończył je, ale teraz nie wie, co właściwie ma robić. Najprawdopodobniej czeka go praca nauczyciela na dalekiej wschodniej prowincji Turcji, którą postrzega jako zesłanie, na dodatek w niezbyt bezpieczne rejony. Może być gorzej – jego koledzy powoływani są do wojska lub służb porządkowych, przez co młodzi humaniści z wyższym wykształceniem zajmują się brutalnym tłumieniem demonstracji, w smutnych realiach dzisiejszej Turcji. Sinan ma ambicje wykraczające ponad te smutne perspektywy. Napisał książkę, zbiór esejów na temat tureckiej prowincji, szuka kogoś, kto pomoże mu sfinansować jej wydanie. Największą ambicją Sinana jest jednak to, by nie pójść w ślady swego ojca – starego lokalnego nauczyciela, realizującego się głównie w przegrywaniu pieniędzy na zakładach bukmacherskich, mającego już długi u połowy miasteczka. Relacja Sinana i ojca będzie głównym motorem napędowym tej opowieści.
Ale oczywiście Ceylan nie byłby sobą, gdyby nie poruszył także innych tematów. „Dzika grusza” mówi więc o zderzaniu planów z rzeczywistością, o dojrzewaniu, o smutnych realiach społecznych w dzisiejszej Turcji, o rodzinnych relacjach, ale też nie zabraknie też dywagacji na temat samej pracy literackiej, na temat wyborów sercowych (tu mamy jedną z najpiękniej napisanych scen rozmowy z dawną przyjaciółką z czasów szkolnych), czy też na temat współczesnego islamu, którego skostniałą formę Ceylan zdaje się delikatnie – tak by jednak nikogo mocniej nie urazić – krytykować.
Wydaje się, że wycięcie kilkudziesięciu minut rozmów z tego filmu specjalnie by mu nie zaszkodziło, ale celebrowanie rozbudowanych dialogów to znak rozpoznawczy Ceylana, możemy więc w sumie cieszyć się, że oryginalnie pięciogodzinny film udało mu się skrócić do 188-minutowej opowieści. Dla wielu widzów może to być niełatwe wyzwanie, ja jednak przyznam, że dałem się – po raz kolejny – ponieść tej wysmakowanej opowieści. Zwłaszcza, że „Dzika grusza” jest, podobnie zresztą jak i poprzednie filmy laureata Złotej Palmy przesiąknięta pięknym, melancholijnym spojrzeniem na naszą egzystencję.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
18. Green Book
(2018, reż. Peter Farrelly)
Ta na pozór lekka historia opowiada o rzeczywistych problemach, z którymi borykały się Stany Zjednoczone na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. W tamtych czasach rasistowskie uprzedzenia nie były wszak niczym wyjątkowym. Szybko możemy się też przekonać, że nie był od nich wolny również główny bohater filmu – Tony Lip. Po prawdzie taka postawa nawet specjalnie nie dziwi w przypadku Amerykanina o włoskich korzeniach, który edukację odbierał głównie na ulicach Nowego Jorku. Mimo to zostaje on kierowcą i zarazem ochroniarzem czarnoskórego pianisty, z którym wyrusza na trasę koncertową… na amerykańskie Południe. Jak łatwo się domyślić, w trakcie tej podróży nie uda im się uniknąć nieprzyjemności, począwszy od tego, że muzyk musi nocować w miejscach wskazanych w tytułowym przewodniku (gdzie indziej Murzyni nie są mile widziani). Jesteśmy tez świadkami tego, że chociaż Don Shirley w czasie występów jest entuzjastycznie oklaskiwany, to wielokrotnie doświadcza ze strony tych samych ludzi bolesnych upokorzeń.
Najważniejsze jest jednak, że z zaciekawieniem możemy obserwować, jak wspólne przeżycia sprawiają, że zaczynają znikać bariery pomiędzy dwoma mężczyznami różniącymi się nie tylko kolorem skóry, ale i wykształceniem, stylem bycia czy zainteresowaniami. Nie da się też ukryć, że „Green Book” aktorami stoi. Viggo Mortensen w roli Tony’ego Lipa i Mahershala Ali jako Don Shirley potrafią powiem w pełni uwypuklić kontrast między parą głównych bohaterów, a jednocześnie kreacje te nie są przerysowane.
Oczywiście jest to też zasługa dobrze napisanych dialogów, które zresztą całkiem często dostarczają nam też okazji do śmiechu. Szkoda tylko, że twórcy zafundowali nam nieco zbyt sentymentalne zakończenie. Inną sprawą jest, że może ono uczynić z „Green Book” prawdziwy bożonarodzeniowy przebój na wiele lat… Nie zmienia to jednak faktu, że film ten ogląda się z prawdziwą przyjemnością, a przyznawane mu nagrody mają pełne uzasadnienie.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
17. Wysoka dziewczyna
(2019, reż. Kantemir Bałagow)
Kantemir Bałagow uchodzi za najzdolniejszego ucznia nowej szkoły rosyjskiego kina. Choć „Wysoka dziewczyna” i jego debiutancka „Bliskość” są niezbitym dowodem na jego częste wagary na zajęciach z filmowego tempa, tak równie wyraziście podkreślają w pełni ukształtowany i dojrzały twórczy stempel. Bałagowowi nie można bowiem odmówić maestrii w ekranowej duchocie i odmalowywaniu w jej oparach opowieści nieoczywistych i wymykających się sztampowym interpretacyjnym ujęciom. Swoim bohaterom dostarcza głównie bólu i cierpienia, stawia ich często w sytuacjach wywracających nawet najtrwalszy system moralności. Dlatego może seans „Wysokiej dziewczyny” z wielu powodów nie należy do najprzyjemniejszych filmowych doświadczeń, lecz wbrew pozorom przynosi pełną gamę emocji jak i materiału do głębokich i wielotygodniowych przemyśleń.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
16. Przepraszam, że przeszkadzam
(2018, reż. Boots Riley)
Bohaterem filmu Bootsa Rileya jest Cash (Lakeith Stanfield), bystry chłopak bez grosza przy duszy, który mieszka razem z dziewczyną-artystką (Tessa Thompson) w garażu wujka. By zasilić konto, zatrudnia się jako telemarketer w jednej z korporacji. Początkowo idzie mu kiepsko – praca polega wszak na narzucaniu się obcym ludziom i wciskaniu im rzeczy, których nie potrzebują; trudno w takiej sytuacji brzmieć przekonująco przez słuchawkę. Do czasu. Jeden ze starszych współpracowników radzi bohaterowi, by użył swojego „białego głosu” – gdy rozmówca weźmie go za rzutkiego, entuzjastycznego białego, z łatwością da się namówić na najbardziej niedorzeczne usługi. Cash bierze sobie te wskazówki do serca i szybko przekonuje się, że to działa: jego wyniki są imponujące, zostaje dostrzeżony przez przełożonych, pojawia się perspektywa awansu… Punkt wyjścia filmu Rileya przypomina nieco „BlacKkKlansman” Spike′a Lee – tam również bohater-Afroamerykanin czerpiąc ze stereotypów udaje białego i wyprowadza w pole swoich rozmówców. Jednak Riley w swojej krytyce społecznej idzie o wiele dalej (a przecież film Lee to antyrasistowski manifest wymierzony w Ku Klux Klan i jego wszelkich duchowych pobratymców): im dalej w film, tym więcej surrealizmu, czarnego humoru i mocnego uderzenia w konsumpcjonizm, korporacyjną kulturę, media oraz kapitalistyczny wyzysk. Ostatni, kapitalnie groteskowy akt „Przepraszam, że przeszkadzam” opiera się na pomyśle, którego mógłby pozazdrościć Charlie Brooker tworząc kolejne odsłony „Black Mirror” – Riley nie jest jednak zafiksowany na technologii; woli za to nośne, wyraziste metafory. Na szczęście jednoznaczność przekazu w ogóle tu nie wadzi – „Przepraszam, że przeszkadzam” to przykład kina zaangażowanego epoki mediów społecznościowych i fake newsów: świadomego klasowego i rasowego konfliktu, a przy tym dowcipnego, pełnego inwencji i pomysłów o wielkim memetycznym potencjale.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
15. Złe wychowanie Cameron Post
(2018, reż. Desiree Akhavan)
W „Złym wychowaniu…” poważna w swej wymowie wiwisekcja młodego pokolenia dorastającego w latach 90. łączy się z cechami beztroskiego, wyzwolonego kina coming-of-age, bliskiego estetyce „American Honey” Andrei Arnold. Problematyka dysonansu pokoleniowego oraz nakazów moralnych z jednej strony potraktowana jest serio, pokazując ich negatywne skutki, z drugiej – podobnie jak choćby w „Lady Bird” – w zabawny sposób ośmiesza poglądy chrześcijańskich fanatyków. Kiedy trójka bohaterów na łonie natury, popalając trawkę wyśmiewa absurdy nauk ośrodka, niejako sprzeciwia się jego porządkowi. Symbolem prawdziwego buntu jest jednak scena, gdy wspólnie wykrzykują oni słowa, lecącego z radia utworu 4 Non Blondes „What’s Up”, który podobnie jak „Heroes” Bowiego w „Charliem” Stephena Chbosky’ego, stanowi wyraz wolności i niezależności.
Zwycięzca, a zarazem modelowy przykład idei kina niezależnego spod znaku festiwalu w Sundance, to powiew świeżości, w wydawałoby się hermetycznej i przedawnionej kwestii radzenia sobie z własną seksualnością w nieprzychylnym środowisku lat 90. Historia jednak ani na chwilę nie sprawia wrażenia oderwanej od współczesnych problemów, wolna jest od anachronicznego moralizatorstwa. To zgrabna, wiarygodna opowieść o dorastaniu i walce o własną odmienność. Podsumowaniem filmu niech będą słowa bohaterki, stanowiące swego rodzaju credo całego filmu. Kiedy Cameron wyznaje, że zmęczona jest uczuciem obrzydzenia do samej siebie, w odpowiedzi słyszy „może powinnaś czuć obrzydzenie do siebie, kiedy jesteś nastolatką”. Słowa kluczowe, które z jednej strony pokazują gorzką prawdę o braku akceptacji samego siebie, z drugiej natomiast paradoksalnie uświadamiają, że nie należy wstydzić się tego kim jesteśmy, bo młodość to prawdopodobnie najważniejszy okres w życiu, jednak jedynie preludium do późniejszego, dorosłego życia.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
14. Historia małżeńska
(2019, reż. Noah Baumbach)
W tym pozornie klasycznym dramacie Noah Baumbach sprytnie odwraca kierunek opowiadania o historii miłosnej, przestawiając jej koniec na fabularny start. Dlatego, podobnie jak w przechodzonym o kilka lat za długo związku, tak i tu emocje i namiętności między partnerami nie będą wybuchać przy każdym scenariuszowym zakręcie. Sama para nie będzie też godzić się, obiecując sobie wieczne i niezłomne uczucie. Ostrość obrazu skupia się na mądrym kreowaniu trudnego studium rozpadu złudnie idealnej relacji, która nie wytrzymała próby czasu. Podniszczanej stale marazmem i obopólnym przyzwyczajeniem, gdzie z biegiem lat zabrakło nowych bodźców do utrzymania chęci kontynuowania wspólnego życia.
Umiejętnie prowadząc fabułę, Baumbach nie ocenia żadnego z byłych partnerów, nie drąży zbyt wnikliwie ich życiorysów w poszukiwaniu powodów rozstania. Przelotny romans Charliego to tylko błahy pretekst uprawniający do podjęcia decyzji o pójściu w różne strony. Dlatego mimo tego epizodu, sympatie widzów do dwójki bohaterów powinny podzielić się niemal po równo. W przesyconym inteligencją, lecz nie przeintelektualizowaniem filmie, pod lupę trafia sam rozpad związku i jego następstwa, a nie indywidualne postawy, które doprowadziły do małżeńskiego końca. Jeśli już w którąś stronę padają oskarżenia, to ich fale uderzeniowe rozchodzą się w kierunkach, które nie pozwolą nikomu wyjść ze starcia bez szwanku. W większości małżeńskich podręczników bowiem słowo „kompromis” jest odmieniane przez wszystkie przypadki. Osiągając ich tysiące w małżeńskiej relacji, każda ze stron staje się współodpowiedzialna za ich ostateczny rezultat.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
13. Królowa Kier
(2019, reż. May el-Toukhy)
Film duńskiej reżyserki May El-Toukhy przepracowuje temat kruchości perfekcjonizmu, który niczym domek z kart rozpada się przy nawet najmniejszej ingerencji. Gros scen rozgrywa się tu w spojrzeniach. Anne wodzi wzrokiem za nastolatkiem, w myślach rozgrywając to, co z minuty na minutę wydaje się nieuniknione. Przegląda się nago w lustrze, poszukując dla starzejącego się ciała potwierdzenia własnej atrakcyjności. Najlepiej zewnętrznego, młodego i smakującego lepiej niż zakazany owoc. Nic dziwnego zatem, że jedno zbliżenie z Gustavem odmładza ją o co najmniej kilka dobrych lat.
W „Królowej Kier” relacja między Anne i Gustavem początkowo wydaje się czysto fizyczna. Chłopak jest poniekąd ucieczką od monotonii codzienności. Zapomnianym smakiem młodości, namiętności i ryzyka. Ich romans ma jednakowoż demoniczny rewers. Na co dzień Anna pracuje bowiem jako adwokat w sprawach przemocy wobec nieletnich. Broniąc ich przed oprawcami, za wszelką cenę chce zapewnić im choć namiastkę bezpieczeństwa. Gdy wchodzi w układ z nastolatkiem, podważa nie tylko osobistą uczciwość, ale wiarygodność zawodowego postępowania. Niejako wykorzystując Gustava, mimowolnie staje się złem, które tak zaciekle stara się zniszczyć.
Ten zaczyn do drugiego dna opowieści jest zresztą jednym z niewielu potknięć na drodze do tragicznego finału „Królowej Kier”. Nie rozwijając powstałych fabularnych możliwości w żadną ze stron, jedynie delikatnie podsyca niepokój i podwyższa temperaturę chłodnego dramatu ledwie o parę stopni. W przesadnie zamaszystej metaforze definiuje Annę jako jednowymiarową i bezwzględną władczynię otoczenia. Gdy będzie trzeba, zepchnie kogoś z klifu, nawet jeśli na jego skraju będzie stał ktoś jej bliski. Z drapieżnika przerodzi się w ofiarę, prawdę przemieni w oszczerstwa. Nie zważając na konsekwencje dla innych, nakreśli najwygodniejszą dla siebie rzeczywistość. Jednym ruchem zniszczy komuś życie i boleśnie udowodni o braku istnienia ludzkiej sprawiedliwości. Tak, aby nikt nie miał wątpliwości, że wyroki Królowej Kier są ostateczne.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
12. Złodziejaszki
(2018, reż. Hirokazu Koreeda)
„Złodziejaszki” zdobyły w 2018 roku Złotą Palmę na festiwalu w Cannes. Dzieło japońskiego reżysera Hirokazu Koreedy trafiło jednak do polskich kin dopiero w następnym roku. Jest to spokojna, kontemplacyjna wręcz opowieść o codzienności i rodzinie. Piątkę bohaterów połączyły bowiem nie więzy krwi, a okoliczności. Pomimo tego wzajemnie się wspierają i celebrują małe, zwyczajne chwile. Utrzymują się głównie z drobnych kradzieży, dorywczych prac oraz nielegalnie pobieranej emerytury po zmarłym mężu babci. Ich uporządkowane życie zmieni się, kiedy przygarną do swojego domu bezdomną dziewczynkę.
Koreeda przez lata swojej kariery przyzwyczaił do opowieści o trudnych relacjach rodzinnych. Tym razem stara się zachęcić widza do refleksji na temat tego, co tak naprawdę stanowi o prawdziwej bliskości. Portretuje ludzi dalekich od ideału, którzy nie przestrzegają prawa, ale potrafią dać małej dziewczynce lepszy dom niż jej biologiczna rodzina. Japoński reżyser nie spieszy się z rozwojem akcji, wiele scen przeciąga, abyśmy mogli dłużej pobyć z bohaterami podczas codziennych czynności i lepiej ich poznać. Z dramatycznych wydarzeń nie robi szantaży emocjonalnych lub wyciskaczy łez, a przez to wydarzenia stają się bardziej bliskie prawdziwego życia.
I tylko pozostaje trzymać kciuki za to, żeby Amerykanie nie zapragnęli przypadkiem nakręcić swojej wersji „Złodziejaszków”. Ta historia działa bowiem tak dobrze właśnie dzięki zakorzenieniu w dalekowschodniej kulturze oraz wyjątkowemu, głęboko humanistycznemu spojrzeniu Koreedy.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
11. Gdyby ulica Beale umiała mówić
(2018, reż. Barry Jenkins)
Jenkins z jednej strony stara się oddać wiarygodnie realia afroamerykańskiej społeczności lat 70. minionego stulecia, z drugiej strony opowiedzieć w czuły i delikatny sposób miłosną historię. Czyni to na dwa zupełnie odmienne sposoby. Kwestie społeczne, relacje międzyludzkie, konflikty i dramaty opowiada w kilku wyrazistych, ostrych, znakomicie poprowadzonych scenach. Wątek romansowy przedstawiony zostaje natomiast w melancholijny, nieco odrealniony, poetycki sposób, w długich, nastrojowych, powolnych ujęciach. I przyznam szczerze, że dużo lepiej dla mnie wypada ta część dramatyczna, społeczna, niż romantyczna – mimo niekwestionowanego uroku pięknej KiKi Layne. Zbyt słabo poznajemy bohaterów, by szczerze przejąć się ich związkiem, a powolność i wyciszenie wybija widza z filmowego rytmu.
Druga natomiast część jest znakomita i widać w niej jak świetnym reżyserem potrafi być Jenkins. Kapitalnie rozegrana scena spotkania dwóch rodzin, podczas której Tish przyznaje się do ciąży, a matka jej narzeczonego odpowiada religijnym fanatyzmem, poprowadzona jest mistrzowsko, znakomicie kreśląc wizerunki kilku kluczowych postaci (w tym matki Tish, granej przez nagrodzoną Oscarem Reginę King). Nie gorzej wypada scena konfliktu Fonny’ego z policjantem, kapitalnie trzymająca widza w napięciu. Świetnie i przejmująco odbywa się rozmowa matki Tish z ofiarą gwałtu. Jenkins kapitalnie wykorzystuje te chwile, by popychać fabułę do przodu, pozwalać na popisy swych aktorów i wywoływać u widza emocjonalne zaangażowanie. Aż szkoda, że cały film nie został nakręcony na takiej nucie.
Przesłanie społeczne przekazane jest tu niejako w tle, choć nie ma się wątpliwości, że jest także głównym tematem filmu. Mimo, że akcja toczy się w latach 70. nie ma specjalnej wątpliwości, że większość poruszanych tematów dotyczy również współczesności. Wykluczenie mieszkaniowe, zawodowe, czy kluczowe dla filmu uprzedzenia sił mundurowych oraz wymiaru sprawiedliwości. Temat problemów amerykańskiego sądownictwa pojawia się ostatnio w różnych ujęciach – czy to w programie Johna Oliviera, czy w dokumencie na temat O. J. Simpsona, czy też w znakomitym serialu „Długa noc”. System, w którym prokuratura w ramach oszczędności kosztów próbuje dogadać się z oskarżonym na nieco niższy wyrok w przypadku przyznania się do winy, a ów oskarżony decyduje się na taki krok mimo swej niewinności, bo obawia się, że bez dobrego prawnika przed sądem i tak nie będzie miał szans, nie jest tylko filmowym wymysłem. I ten problem na szczęście potrafi w „Gdyby ulica Beale umiała mówić” dobitnie wybrzmieć, również w swym aspekcie emocjonalnym, dzięki sile złożonej, słodko-gorzkiej (bardziej gorzkiej) finałowej sceny.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

15 I 2020   12:59:29

"Toy Story 4" to zaprzeczenie poprzednich odcinków serii. Mówiło się wtedy, że zadaniem zabawki jest bawienie dzieci. Potem w 3 to ładnie rozszerzono, że nie tylko chodzi o jedno dziecko, ale o dzieci różne. A w 4 okazuje się, że najważniejsze jest samozadowolenie samej zabawki i jak nie jest ulubioną zabawką dziecka, to może się na nie wypiąć i ruszyć w świat. W 5 Chudy powinien założyć grupę wyzwolicieli zabawek i przekonywać je o samostanowieniu. I kiedy nastąpi ogólnoświatowy bunt w 6 części to zabawki będą bawiły się dziećmi. Osobiście byłem baaaardzo rozczarowany po seansie.

15 I 2020   17:19:39

Jak nie będzie "Johna Wicka 3", to się, kurka wodna, na sztuce filmowej nie znacie! :P

16 I 2020   08:28:52

@dk - rety ale się wynudziłem przez ostatnią godzinę. Błagałem już by któryś któregoś zabił i skończyli ze sobą walczyć. Co za dużo to niezdrowo.

16 I 2020   10:18:28

To ciekawe. Normalnie zasypiam na 90% współczesnych scen akcji, ale wszystkie części Johna Wicka dostarczyły mi świetnej zabawy od pierwszej do ostatniej minuty. Nie miałem wrażenia przesytu, może dlatego, że jest on wpisany w absurdalną konwencję tych filmów (trochę podobnie jak wostatnim Mad Maxie). Marzyłoby mi się, żeby wszyscy filmowcy z takim pietyzmem podchodzili do tworzenia scen akcji jak w JW i M:I.

Tak poza tym, Avengers wpadli na tę samą pozycję, co rok temu. Ciekawe, czy Ariemu Asterowi też się uda?
(A na pierwszym miejscu co? Znowu kameralna historia od Netflixa czy znowu nieanglojęzyczny przebój roku zgarniający wszystki możliwe nagrody? ;))

16 I 2020   10:19:08

Oczywiście pomyliły mi się tabelki, komentarz powyżej to mój.

16 I 2020   10:58:48

Żeby nie było rozczarowań od razu zdradzę, że "John Wick 3" zajął w naszym głosowaniu 87 miejsce.

16 I 2020   11:43:51

Pierwszy "John Wick" sprawił, że banan nie schodził mi z ust. Ale potem przesadzali z długością pojedynczych walk. Podobny problem mam z "Niezniszczalnymi". Konwencja-konwencją, ale jedynka była najlepsza.

17 I 2020   11:34:07

Radość, że Midsommar i Na noże tak wysoko, to były dobre filmy :)

17 I 2020   15:18:35

To był bardzo dobry filmowo rok, jedynie animacje wypadły tym razem ubogo, oby w 2020 się to zmieniło i oby w czołówce roku znalazły się nie tylko 2 filmy Pixara.

Najbardziej nośnym tematem były nierówności społeczne, plus dostaliśmy odrobinę więcej postaci kobiecych w głównych rolach i ich perspektywy.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Z filmu wyjęte: Uśmiech umila życie
— Jarosław Loretz

East Side Story: Zbrodnia założycielska
— Sebastian Chosiński

Może być tylko gorzej
— Sebastian Chosiński

Nie przegap: Luty 2020
— Esensja

Ksiądz znikąd
— Sebastian Chosiński

Nie przegap: Styczeń 2020
— Esensja

Światło wiekuiste
— Jarosław Loretz

Suplement filmowy 2019
— Adam Lewandowski, Marcin Mroziuk, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Do kina marsz: Styczeń 2020
— Esensja

Klasyczny whodunit w nowej szacie
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.