Jest dobrze, ale nie bardzoPo raz 79. ogłoszono nominacje do Oscarów. Amerykańska Akademia Filmowa najwyraźniej obniża standardy, gdyż wśród nominowanych filmów nie ma pozycji wybitnych. W poszczególnych kategoriach znalazły się też produkcje bądź role nieszczególnie zasługujące na wyróżnienie. Ale z jednego należy się cieszyć. Z czego?
Piotr DobryJest dobrze, ale nie bardzoPo raz 79. ogłoszono nominacje do Oscarów. Amerykańska Akademia Filmowa najwyraźniej obniża standardy, gdyż wśród nominowanych filmów nie ma pozycji wybitnych. W poszczególnych kategoriach znalazły się też produkcje bądź role nieszczególnie zasługujące na wyróżnienie. Ale z jednego należy się cieszyć. Z czego?
Wyszukaj / Kup Ano z tego, że wyłączając pierwszoplanowe role nie ma w nominacjach za 2006 rok tylu pewniaków, co w latach ubiegłych. Faworyci oczywiście są – to głównie zdobywcy Złotych Globów i innych mniej lub bardziej ważnych nagród – ale generalnie poziom jest bardzo wyrównany. Możemy więc – choć Akademia ze wszystkich sił starała się ostatnio nas od tego odzwyczaić – spodziewać się kilku niespodzianek. A to oznacza więcej niż zazwyczaj emocji przy śledzeniu transmisji z gali i dopingowaniu swoich ulubieńców (jak to dobrze wiedzieć, że w większości przypadków nie są przegrani już na starcie...). Co najbardziej dziwi, to fakt, że w gronie pięciu najlepszych filmów roku nie znalazł się żaden film choć w połowie tak nietuzinkowy, szeroko dyskutowany w mediach, jak „Tajemnica Brokeback Mountain” czy „Good Night and Good Luck”. „Mała Miss” to przykład wdzięcznego, szalenie sympatycznego kina niszowego, jednak obrazów podobnej klasy, formy i treści powstało od początku nowego milenium co najmniej kilkanaście i żaden nie został aż tak wyniesiony na piedestał. „Infiltracja” zachwycić może tylko kogoś, kto nie zna oryginalnego „Infernal Affairs”. Scorsese ma to szczęście, że Akademicy nie znają, choć gdybym był tak konsekwentnie olewany przy okazji naprawdę znakomitych filmów i dostał Oscara właśnie za remake kryminału z Hong Kongu, to na miejscu reżysera „Wściekłego byka” odebrałbym ten laur jako złośliwość lub w najlepszym wypadku zniecierpliwienie szacownego gremium („Och, ma już swoje lata, dajmy mu wreszcie dla świętego spokoju, bo jeszcze nie zdążymy zanim zejdzie i kinomani będą nam to wypominać do końca świata”). „Listy z Iwo Jimy” to ponoć znakomite kino wojenne, ale trudno też mówić, że czymś szczególnym – poza tym, że powinno się go oglądać wraz z dopełniającym wizję Clinta Eastwooda „Sztandarem chwały” – się wyróżnia. W tym sensie, że raczej nie ma szans, jak westernowy dramat Anga Lee, trafić do kanonu kinematografii zaraz po premierze. Nominacja raczej ze względu na szacunek dla lubianego przez Akademię reżysera, niźli przez faktyczną (choć to tylko przypuszczenia, bo spośród wszystkich nominowanych filmów tego jednego jeszcze nie widziałem) wielką wartość obrazu. „Królową” wyróżnia zaś głównie wybitna rola Helen Mirren – niemal pewnej zdobywczyni Oscara (ma już Złoty Glob na koncie). Podobnie „Babel” – świetne role i bardzo dobry film, ale też już trzeci – po „Amores Perros” i „21. gramach” – film Inarritu oparty na podobnym schemacie. Niemniej to właśnie „Babel” wydaje się być tu faworytem – jako że zgarnął Złoty Glob dla najlepszego dramatu.
Wyszukaj / Kup A przecież nie jest tak, że Akademia nie miała w czym wybierać – wystarczy spojrzeć na tytuły wskazane przez dziennikarzy Esensji w dyskusji podsumowującej rok (której nikt w Hollywood zapewne nie czytał, a szkoda). Większa część redakcji zapewne zgodziłaby się ze mną, że na miejsce na liście pięciu najlepszych filmów roku bardziej niż „Mała Miss” bądź „Infiltracja” zasługiwały „Ludzkie dzieci” Cuarona, „Lot 93” Greengrassa czy nawet „Borat” – nawet nie tyle za film sam w sobie, co za odbijający się głośnym echem na całym świecie fenomen, nową jakość w komedii, doskonale przyjętą również przez samych – bezlitośnie wyśmianych przez Cohena – Amerykanów (91% w serwisie RottenTomatoes.com, czyli aż 167 recenzji pozytywnych przy zaledwie 17 negatywnych). Ale z drugiej strony – oczekiwać od mocno konserwatywnej Akademii, że będzie zauważać nowe trendy w kinie, to raczej marzenie ściętej głowy. Tak jak Helen Mirren w kategorii najlepszej roli kobiecej, tak Forest Whitaker (również nagrodzony Złotym Globem) pozostaje niekwestionowanym faworytem w wyścigu o statuetkę za najlepszą rolę męską. Absolutnie zasłużenie, tym bardziej, że ten znakomity aktor do tej pory nigdy nie był nawet nominowany, a nie raz już sobie na to zasłużył. Poza tym Whitaker, specjalista głównie od ról wyciszonych, beznamiętnych („Bird”, „Ghost Dog”), jako Idi Amin daje spektakularny, wciskający w fotel popis niespotykanej u niego ekspresji. To wypada docenić. Natomiast zupełnie odwrotnie przedstawia się rzecz z Willem Smithem, który też odgrywa autentyczną postać – Christophera Gardnera – i jest to najsmutniejsza, najbardziej subtelna kreacja w jego dotychczasowej filmografii. Nie tak porywająca jak rola Whitakera, ale co najmniej bardzo dobra, budząca uznanie dla sympatycznego gwiazdora, który udowadnia niedowiarkom (tym, którzy widzieli „Alego” Manna, już w sumie nie musi), że w każdym gatunku – czy to sitcomie, komedii romantycznej, filmie akcji, thrillerze SF, dramacie – czuje się komfortowo. Amerykańscy krytycy już zdążyli obwołać Willa nowym Tomem Hanksem, a niektórzy zauważyli nawet, że USA zyskało nowego Cary’ego Granta – przystojnego aktora, na którego miło popatrzeć, gdziekolwiek by nie występował. Cóż, pozostańmy przy tym, że Smith na pewno jest na dobrej drodze ku zostaniu drugim Denzelem Washingtonem – świetnym aktorem, którego „fajnie się ogląda” – jak słusznie zauważył Konrad Wągrowski w recenzji „Deja Vu”. Nie widziałem jeszcze filmów „Half Nelson” ani „Venus”, jednak nie mam problemu z uwierzeniem na słowo, że Ryan Gosling i Peter O’Toole zagrali w nich świetnie, gdyż ci panowie – mimo znaczącej różnicy wieku i dorobku – nigdy nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Toteż jedyne zastrzeżenia w przypadku głównej roli męskiej mam do nominacji dla Leonarda DiCapria za „Krwawy diament”. Jeśli już – a i to niekoniecznie – należało go nominować za „Infiltrację”, gdzie przynajmniej pokazuje więcej niż jeden grymas. Na statuetkę i tak nie ma szans, więc szkoda tego zmarnowanego miejsca, na które bardziej zasługiwał choćby Brad Pitt za „Babel”. Jeśli chodzi o pierwszoplanowe role kobiece, także wszystko zdaje się być już przesądzone, choć należy pamiętać, że Meryl Streep została obdarowana Złotym Globem dla najlepszej aktorki w komedii za błyskotliwą (choć nie powalającą, po prostu na swoim stałym wysokim poziomie) rolę w przeciętnym „Diabeł ubiera się u Prady”. Jednakże Streep ma już na półce dwa Oscary, a w CV czternaście nominacji (łącznie z tą), więc Akademia prawie na pewno zdecyduje się nagrodzić mniej utytułowaną Mirren. Zagrożeniem dla Angielki może być też co prawda nagrodzona w Cannes Penelope Cruz, ale i na taką niespodziankę szanse są niewielkie.
Wyszukaj / Kup Zresztą to samo tyczy się drugoplanowych ról żeńskich. Mamy tu ciekawe zróżnicowanie – Australijka, Japonka, Meksykanka i dwie Amerykanki, z tym że jedna to 25-letnia czarnoskóra debiutantka, a druga ma ledwie 10 lat i najbardziej kojarzona jest z roli córki Gibsona w „Znakach”. Teoretycznie wszystko tu zdarzyć się może, ale faworytką pozostaje oczywiście owa 25-letnia Afroamerykanka Jennifer Hudson, nagrodzona już Złotym Globem i dziesięcioma innymi branżowymi nagrodami w USA. Z tym że nagrodzony przez Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej musical „Dreamgirls” wbrew oczekiwaniom jednak nie znalazł się wśród najlepszych filmów roku (niby dostał aż osiem nominacji, ale w tym trzy za najlepszą piosenkę), więc kto wie – może Akademicy i w przypadku wyboru najlepszej drugoplanowej roli kobiecej nas zaskoczą. A wtedy i Oscar dla również nagrodzonego Złotym Globem Eddiego Murphy’ego, dość nieoczekiwanie przebijającego się ponownie na szczyty z szufladki komedii familijnych, nie byłby taki pewien. Tym bardziej, że sporo mówi się też o szansach Marka Wahlberga, po którym dotychczas krytycy jeździli jak po łysej kobyle (pochwalę się, że wraz z Bartkiem Sztyborem byliśmy jednymi z nielicznych obrońców jego talentu). Choć nie da się ukryć, że żadna wielka rola to nie jest i na nominację za drugi plan w „Infiltracji” w równej mierze zasłużył Alec Baldwin. Bodaj największą niespodzianką tegorocznych nominacji jest brak „Volver” Almodovara w kategorii najlepszego filmu zagranicznego. Na liście znalazły się za to algierskie „Dni chwały”, duńskie „Po weselu” i kanadyjska „Woda”. Jednak jakby znakomitymi filmami wszystkie trzy nie były, jest niemal stuprocentowo pewne, że pojedynek rozegra się wyłącznie pomiędzy niemieckim „Życiem na podsłuchu” a meksykańskim „Labiryntem Fauna”. Muszę przyznać, że sam miałbym tu spore problemy ze sprawiedliwym rozstrzygnięciem, gdyż oba te znakomite filmy na tyle różnią się stylem, treścią, przekazem, że jakiekolwiek ich porównywanie mija się z celem. W dyskusji podsumowującej kinowy 2006 byliśmy w Esensji zgodni przede wszystkim co do tego, że był to strasznie mizerny rok dla filmów animowanych. I to widać po nominacjach. Wygrają zapewne – bo triumfowały już, jakżeby inaczej, w rozdaniu Złotych Globów – „Auta”. Za bajeczną nominację może i im się cośkolwiek należy, ale dobrze by było, gdyby najlepszy animowany film roku wyróżniał się także fabularnie. A tutaj jest sztampowo do bólu. |
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
Do sedna: Alejandro González Iñárritu. Babel
— Marcin Knyszyński
100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja
Clint Eastwood: Reżyser
— Sebastian Chosiński, Ewa Drab, Konrad Wągrowski
50 najlepszych filmów wojennych wszech czasów
— Esensja
Porażki i sukcesy A.D. 2007
— Michał Chaciński, Piotr Dobry, Ewa Drab, Urszula Lipińska, Łukasz Twaróg, Kamil Witek, Konrad Wągrowski
„Małe dzieci” najlepszym filmem 2007 roku według Esensji i Stopklatki
— Esensja
Życie jak płomyk na wietrze
— Konrad Wągrowski
„Małe dzieci” najlepszym filmem I kwartału 2007 w polskich kinach
— Esensja
Labirynt Elfa i Scorsese z Golasem w ręku
— Konrad Wągrowski
Nie wszystko złoto, co się świeci
— Kamil Witek
Krótko o filmach: Bezpieczna przystań na pustyni
— Sebastian Chosiński
Do sedna: Alejandro González Iñárritu. Zjawa
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Alejandro González Iñárritu. Birdman
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Alejandro González Iñárritu. Biutiful
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Alejandro González Iñárritu. 21 gramów
— Marcin Knyszyński
Do sedna: Alejandro González Iñárritu. Amores perros
— Marcin Knyszyński
Pomysł na życie zawodowe po osiemdziesiątce
— Konrad Wągrowski
Wielkopostne podpłomyki
— Wojciech Lewandowski
O pustej Golgocie
— Przemysław Ciura
Esensja ogląda: Kwiecień 2017 (1)
— Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Gabriel Krawczyk, Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski
Polska nie musi wstawać z kolan, za to może wstać z kanapy
— Piotr Dobry
Człowiek z rozgoryczenia
— Piotr Dobry
„Love Story” w wykonaniu Patryka Vegi
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Uśmiech, proszę!
— Piotr Dobry
Komiksy i klozety, czyli jedna z najmądrzejszych bajek roku
— Piotr Dobry
Koniec niewinności
— Piotr Dobry
Walka żywiołów
— Piotr Dobry
Wszyscy jesteśmy Patersonami
— Piotr Dobry
Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
— Piotr Dobry
Magia i mózg
— Piotr Dobry