Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Clint Eastwood
‹Sztandar chwały›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSztandar chwały
Tytuł oryginalnyFlags of Our Fathers
Dystrybutor Warner Bros
Data premiery23 lutego 2007
ReżyseriaClint Eastwood
ZdjęciaTom Stern
Scenariusz
ObsadaRyan Phillippe, Adam Beach, Jamie Bell, Jesse Bradford, David Hornsby, Judith Ivey, Melanie Lynskey, Jayma Mays, Neal McDonough, Robert Patrick, Barry Pepper, Stark Sands, Paul Walker, John Slattery, Thomas McCarthy, Chris Bauer, Joseph Cross, Harve Presnell, Ann Dowd, David Patrick Kelly, Jon Polito, Ned Eisenberg, Oliver Davis
MuzykaClint Eastwood
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania132 min
WWW
Gatunekdramat, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Życie jak płomyk na wietrze

Esensja.pl
Esensja.pl
Konrad Wągrowski
Dwa najnowsze filmy Clinta Eastwooda, „Sztandar chwały” i „Listy z Iwo Jimy”, przeszły w Polsce praktycznie niezauważone. Pomimo uznanego reżysera, dobrych recenzji i garści oscarowych nominacji, filmy przepadły w naszych kinach – wydaje się, że nie wierzył w nie nawet dystrybutor. A szkoda, bo są one bez wątpienia najważniejszymi obrazami filmowymi o wojnie na Pacyfiku, jakie kiedykolwiek powstały.

Konrad Wągrowski

Życie jak płomyk na wietrze

Dwa najnowsze filmy Clinta Eastwooda, „Sztandar chwały” i „Listy z Iwo Jimy”, przeszły w Polsce praktycznie niezauważone. Pomimo uznanego reżysera, dobrych recenzji i garści oscarowych nominacji, filmy przepadły w naszych kinach – wydaje się, że nie wierzył w nie nawet dystrybutor. A szkoda, bo są one bez wątpienia najważniejszymi obrazami filmowymi o wojnie na Pacyfiku, jakie kiedykolwiek powstały.

Clint Eastwood
‹Sztandar chwały›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSztandar chwały
Tytuł oryginalnyFlags of Our Fathers
Dystrybutor Warner Bros
Data premiery23 lutego 2007
ReżyseriaClint Eastwood
ZdjęciaTom Stern
Scenariusz
ObsadaRyan Phillippe, Adam Beach, Jamie Bell, Jesse Bradford, David Hornsby, Judith Ivey, Melanie Lynskey, Jayma Mays, Neal McDonough, Robert Patrick, Barry Pepper, Stark Sands, Paul Walker, John Slattery, Thomas McCarthy, Chris Bauer, Joseph Cross, Harve Presnell, Ann Dowd, David Patrick Kelly, Jon Polito, Ned Eisenberg, Oliver Davis
MuzykaClint Eastwood
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania132 min
WWW
Gatunekdramat, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Konflikt ten nie był tak inspirujący dla filmowców jak choćby wojna na naszym kontynencie. To odrobinę zaskakujące, zważywszy, że wojna na Pacyfiku była w dużo większym stopniu starciem dwóch odmiennych kultur, że zajadłość zmagań niejednokrotnie przewyższała teatr europejski, że była to sceneria walk kamikaze i pierwszego użycia broni jądrowej.
Najważniejszym filmem, którego akcja toczy się na dalekowschodnim teatrze zmagań wojennych, jest bez wątpienia „Cienka czerwona linia” Terrence’a Malicka. Swobodna ekranizacja słynnej powieści Jamesa Jonesa (drugie podejście, bo pierwsza ekranizacja pochodzi z 1964 r.) bierze z niej scenerię – zmagania na wyspie Guadalcanal – i z grubsza oparta jest na wątkach z fabuły, ale ma zupełnie inną wymowę. Antywojenna powieść Jonesa opierała się przede wszystkim na naturalistycznym opisie służby wojskowej podczas zmagań w dżungli. Zaś film Malicka jest bez mała filozoficzną przypowieścią, ukazującą, jak ludzka przemoc wdziera się do poukładanego świata natury. Jest to nadal opowieść antywojenna, ale z tezą, iż wzajemne zabijanie się jest czymś sprzecznym z zasadami rządzącymi światem od wieków. Pięknie sfotografowana, poetycka momentami opowieść nie przypadła do gustu miłośnikom książki, ale spotkała się z uznaniem krytyki i wielbicieli ambitnego kina. Co nie zmienia faktu, że umieszczenie akcji akurat na dalekowschodnim teatrze działań nie było kluczowe dla filmu – jego akcja mogła toczyć się w dowolnym innym miejscu w czasie wojny, a sens i wymowa pozostałyby takie same.
Wojna na Pacyfiku jako pewna przenośnia była również tematem kilku innych filmów – „Pożegnanie z królem” Johna Miliusa, ekranizacja powieści Pierre’a Schoendoerffera, której akcja toczy się na Borneo w schyłkowym okresie wojny, jest przypowieścią na temat wolności. „Piekło na Pacyfiku” z Lee Marvinem i Toshiro Mifune to opowieść o przełamywaniu kulturowych barier w imię pojawiającego się wspólnego interesu. Ta historia również miała wartość uniwersalną – najlepszym dowodem na to jest przeniesienie jej w kosmos w „Moim własnym wrogu” Wolfganga Petersena.
Oczywiście szereg ważnych epizodów tej wojny znalazł swe odbicie w kinematografii. Nalot na Pearl Harbor został ukazany w wysokobudżetowym widowisku „Tora! Tora! Tora!” 1), przełomowa w tej wojnie bitwa o Midway została ukazana w filmie o takim samym tytule, „C30 sekund nad Tokio” opowiada o nalocie eskadry pułkownika Doolittle’a na stolicę Japonii. „Bataan” Taya Garnetta powstał jeszcze w czasie wojny. Zmagania na Iwo Jimie, które zainspirowały Eastwooda, wcześniej zostały przedstawione w filmie „Piaski Iwo Jimy” z Johnem Wayne’em. Można dorzucić jeszcze film telewizyjny o gehennie załogi krążownika „Indianapolis”, ostatniego okrętu amerykańskiego zatopionego w tej wojnie (parę dni po dostarczeniu przez niego bomby atomowej na wyspę Tinian), film „Straceńcy” („They were expendable”), o wojnie kutrów torpedowych podczas kampanii filipińskiej w 1942 r., i powoli wyczerpujemy temat zmagań wojennych na Pacyfiku w kinematografii światowej.

Clint Eastwood
‹Listy z Iwo Jimy›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułListy z Iwo Jimy
Tytuł oryginalnyLetters from Iwo Jima
Dystrybutor Warner Bros
Data premiery9 marca 2007
ReżyseriaClint Eastwood
ZdjęciaTom Stern
Scenariusz
ObsadaKen Watanabe, Kazunari Ninomiya, Tsuyoshi Ihara, Ryo Kase, Shido Nakamura, Takumi Bando, Yuki Matsuzaki, Takashi Yamaguchi
MuzykaKyle Eastwood, Michael Stevens
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania140 min
WWW
Gatunekdramat, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Ciekawiej jest, gdy spojrzymy na filmy o jeńcach wojennych w japońskiej niewoli. Z pewnością trzy tytuły zasługują na uwagę – słynny „Most na rzece Kwai” Davida Leana, „Wesołych Świąt, pułkowniku Lawrence” Nagisy Oshimy i „Król Szczurów” Bryana Forbesa, czyli ekranizacja powieści Jamesa Clavella. Dwa pierwsze kontrastują pojmowanie wojskowych powinności między Brytyjczykami i Japończykami2), trzeci obrazuje, jak w skrajnych warunkach bytowania karierę robią ludzie nie najdzielniejsi, najinteligentniejsi czy najbardziej szlachetni, lecz potrafiący najlepiej dostosować się do nowych warunków.
Nie jest to wiele, zważywszy na bogactwo wojennej tematyki w światowej kinematografii. Trudno więc stwierdzić, że Clint Eastwood miał dużą konkurencję, gdy przystępował do kręcenia dwóch filmów o bitwie na Iwo Jimie, ukazujących ją z różnych perspektyw. Jego dzieła nie są jednak prostymi relacjami – to filmy mówiące o niezwykle istotnych wartościach zarówno dla samego Eastwooda, jak i dla owego konfliktu. „Sztandar chwały”, film z punktu widzenia amerykańskiego, mówi o bohaterstwie. „Listy z Iwo Jimy”, film o Japończykach, opowiada o powinności i obowiązku.
Bitwa o Iwo Jimę jest z pozoru mało znaczącym epizodem II wojny światowej. Mała, wulkaniczna wysepka, ostatnie miejsce, gdzie chcielibyście spędzić urlop, nie mówiąc już o zamieszkaniu tam, stała się jednak kolejnym celem amerykańskiej machiny wojennej. Jej położenie kilkaset kilometrów na południe od Wysp Japońskich czyniło z niej bardzo ważne strategicznie miejsce. Od przejęcia inicjatywy na Pacyfiku Amerykanie starannie wybierali swe kolejne cele. Ich taktyka tzw. „żabich skoków” zakładała, że spośród setek okupowanych przez Japończyków wysp, celem inwazji będą tylko niektóre, przybliżające wojska amerykańskie do wysp macierzystych Kraju Kwitnącej Wiśni. Na pozostałych garnizony japońskie pozostawiano samym sobie, pozwalając im „spokojnie umrzeć” (co – po odcięciu zaopatrzenia – nie było tylko frazesem). Po przełomie pod Midway Amerykanie kolejno uderzali na Wyspy Salomona, Wyspy Marshalla, Wyspy Gilberta, Mariany, Filipiny (z każdego archipelagu wybierając oczywiście tylko niektóre wyspy – najczęściej takie, które mogły zapewnić dobre lotniska). Następnym celem była Iwo Jima.
Od czasu opanowania wysp Saipan, Tinian i Guam na Marianach amerykańskie Superfortece mogły już bombardować Japonię, startując z baz lądowych (z Tinianu wystartowała zresztą później Enola Gay z bombą atomową przeznaczoną dla Hiroshimy). Iwo Jima jednak przybliżała bazy do Japonii, co nie było bez znaczenia, zważywszy przede wszystkim na straty bombowców. Uszkodzone samoloty nie musiałyby już przelatywać długich tras z powrotem na Mariany, międzylądowanie na Iwo Jimie mogłoby ocalić wiele załóg, a przy okazji skrócić czas przelotów nad japońskie miasta i oszczędzić paliwo. Dodatkowo – z Iwo Jimy mogły startować myśliwce eskortujące, dla których odległość z Marianów była zbyt duża. Innych wartości strategicznych, zwłaszcza dla Japończyków, Iwo Jima nie miała – słusznie więc mówi jeden z bohaterów „Listów z Iwo Jimy”, że „najlepiej by było tę wyspę zatopić”.
W lutym 1945 roku wiadomo było już, że zwycięzca wojny na Pacyfiku może być tylko jeden. Japońskie lotnictwo zostało w ogromnej mierze zniszczone podczas wielkiej bitwy powietrzno-morskiej na Morzu Filipińskim, marynarka wojenna poniosła ogromne straty podczas największej bitwy morskiej II wojny światowej – pod Leyte. Co gorsza, odcięcie Japonii od Indii Holenderskich oznaczało likwidację dostępu do ropy naftowej, bez której oczywiście nowoczesna armia nie mogła funkcjonować. Mimo to Amerykanie spodziewali się srogiej przeprawy – mając doświadczenie niezwykle krwawych i zażartych zmagań na Tarawie i Saipanie, gdzie Japończycy bronili się do ostatniego żołnierza, a do niewoli trafiali tylko ciężko ranni i nieprzytomni. Wiedzieli też, że Iwo Jima to pierwsze w tej wojnie miejsce bitwy, które jest rdzenną ziemią japońską, a nie podbitym terytorium, więc jego obrona musi być fanatyczna. I mieli rację. Pomimo ogromnej przewagi w ludziach i sprzęcie, pomimo silnego wsparcia artyleryjskiego największej armady inwazyjnej, walki o kawałek wulkanicznej skały trwały kilka tygodni, zabitych lub rannych zostało 23 000 Amerykanów. 21 000 Japończyków (prawie cały garnizon) poległo w boju lub popełniło samobójstwa.
„Sztandar chwały” koncentruje się na epizodzie tej bitwy, który stał się dużo słynniejszy od samej kampanii. Czwartego dnia walk szóstka amerykańskich żołnierzy zatknęła flagę na szczycie góry Suribachi, najwyższego wzniesienia na wyspie. Zdjęcie tej sceny obiegło wszystkie amerykańskie gazety, a zainspirowany nim pomnik stanął niedaleko wojskowego cmentarza Arlington. Fotografia ta stała się symbolem zwycięstwa amerykańskiego oręża i bohaterstwa. Ironia losu polegała na tym, że zatknięcie flagi było, praktycznie rzecz biorąc, jedynie początkiem bitwy, a trzej żołnierze spośród szóstki uwiecznionej na zdjęciu zginęli w najbliższych dniach.
Wiele lat później syn jednego z owej szóstki prowadzi śledztwo, które ma dać mu odpowiedź, czy naprawdę żołnierze z tego zdjęcia, w tym jego ojciec, byli bohaterami. „Sztandar chwały” to właściwie ekranizacja tego śledztwa.
Eastwood, idąc nieco wbrew współczesnej tendencji, nie poświęca wiele czasu na zapierającą dech w piersiach batalistykę. Oczywiście film pod tym względem prezentuje poziom przyzwoity, ale właściwie pojawia się tylko jedna scena kręcona z rozmachem – walka w pierwszych godzinach po desancie. Poza tym obserwujemy żołnierzy w okopach, bojących się duchów – Japończyków wyskakujących z ciemności w szaleńczych atakach lub wyłaniających się jaskiń i podziemnych tuneli, jakimi podziurawiona była wyspa. Przeplatane jest to scenami mającymi miejsce tuż po bitwie, gdy trójka ocalałych wędruje po Stanach Zjednoczonych, kwestując za dalszymi datkami wojennymi. Wszystkim, którym takie działanie w roku 1945 wydaje się bezsensowne, wyjaśniam, że wówczas wydawało się, iż wojna potrwa jeszcze długo. Zważywszy na zaciekłość japońskiej obrony właśnie na Iwo Jimie, jak i później na Okinawie, wyglądało na to, że obrona Wysp Japońskich będzie jeszcze bardziej zdeterminowana. Choć Japończycy nie mieli już sprzętu, dziesiątki milionów ludzi zdawały się stanowić nadal ogromną siłę. 3) Amerykanie szacowali własne straty podczas inwazji Japonii na 250 tys. żołnierzy (niektórzy mówili nawet o 500 tys.!). Zważywszy, że w ciągu prawie czterech lat dotychczasowej wojny stracili około 270 tys. żołnierzy, zapowiadała się wielka i krwawa bitwa. Wyglądało więc, że konieczne będzie dalsze wielomiesięczne poświęcenie społeczeństwa amerykańskiego – stąd owo kwestowanie. 4)
Trzej żołnierze – sanitariusz, kurier i szeregowiec indiańskiego pochodzenia – przyjmowani są w Stanach jako bohaterowie. Nie czują się z tym dobrze. Wiedzą, że poza wbiciem owej flagi i pojawieniem się przed migawką aparatu wojennego reportera, nic specjalnego nie osiągnęli. Muszą jednak odgrywać swą rolę – tego wymaga od nich ojczyzna, tego wymaga armia. Kto więc tak naprawdę jest bohaterem?
Bohaterów podczas wojny kreują media. Bohaterowie są przecież potrzebni głównie dla propagandy, jako wzór dla innych żołnierzy, dla społeczeństwa. Wojna jest zbiorem nieprzewidywalnych wydarzeń, nieprzewidywalnych zachowań – w jednym momencie każdy może dokonać heroicznego czynu, by chwilę później załamać się i stchórzyć. Ocalali żołnierze ze zdjęcia z Suribachi nie dokonali w gruncie rzeczy niczego wielkiego, ale los pozwolił sobie ich uwiecznić. Oni sami oddają honor swym poległym kolegom, którzy niezależnie od tego, co zdziałali, oddali w walce najcenniejszą rzecz – swe życie. Nie może być większego wojennego bohaterstwa.
Temat bohaterstwa musiał zainteresować Eastwooda – w końcu podobną kwestię poruszał w „Bez przebaczenia”. Tam legendy Dzikiego Zachodu również były tworzone nie przez fakty, lecz przez ludzi, którzy te fakty opisują. Sadystyczny cyniczny szeryf, bezwzględny zawodowy morderca – kto z nich zostanie zapamiętany jako bohater, o tym zadecyduje pisarz, filtrujący wszystkie historie przez własną perspektywę i wyobraźnię. W ten sposób pełen przemocy świat westernu staje się romantyczną krainą. W ten sposób też żołnierze, którzy działali na tyłach, stają się bohaterami. Filmy Eastwooda zdają się odbrązawiać mity – ale jaką mamy pewność, że było tak, jak pokazuje nam legendarny Brudny Harry?
Zarzucano „Sztandarowi chwały”, że poprzez złożoną strukturę z mnóstwem retrospekcji gubi nieco uwagę widza. Nie można tego zarzutu postawić „Listom z Iwo Jimy”, wizji tej bitwy z japońskiego punktu widzenia. Ten film ma strukturę jak najbardziej chronologiczną i przejrzystą. Podobnie jak „Sztandar chwały”, „Listy” oparte są na materiale literackim. Dowódca japońskiego garnizonu, generał Kuribayashi, przed bitwą wysyłał wiele listów do swej rodziny. Pisał w nich między innymi do żony: „Przykro mi, że zakończę swe życie. Chcę jednak bronić tej wyspy tak długo, jak będzie można”, do syna: „Życie Twego ojca jest jak płomyk na wietrze. Nie mam szansy przetrwania”, do córki: „Gdy rozpoczną się naloty na Tokio, będzie to znaczyło, że Iwo Jima została zdobyta. Będzie to też znaczyło, że Twój ojciec nie żyje…”.
Żołnierze japońscy zdają sobie sprawę z tego, że nie mają szans na zwycięstwo. To oznacza również, że nie mają szans na przeżycie. Japoński żołnierz nie poddaje się nigdy. Japoński żołnierz musi zginąć chwalebną śmiercią na polu bitwy – o ile to możliwe, zabierając ze sobą jak najwięcej wrogów. W japońskiej armii nie było rozkazu odwrotu, Japończycy, gdy nie mieli już szans na obronę, ruszali do ostatniego desperackiego ataku. Z tej tradycji wzięli się żołnierze samobójcy, ta tradycja powodowała, że jeńców było zawsze niewielu, to dzięki tej tradycji na Saipanie Amerykanie byli świadkami masowych samobójstw nie tylko japońskich żołnierzy, ale i ludności cywilnej, nierzadko całymi rodzinami rzucającej się w przepaść.
Wielu japońskich żołnierzy nie ma więc wątpliwości – będą walczyć aż do śmierci. Eastwood, słusznie zresztą, koncentruje się w tym filmie na kilku bohaterach wątpiących – to oczywiste, że tacy musieli istnieć. Dwóch z nich to postacie autentyczne – potomkowie samurajów, generał Tadamichi Kuribayashi i baron Takeichi Nishi, 5) dowódca jednostki pancernej bez czołgów (które poszły na dno wraz z transportowcem storpedowanym przez łódź podwodną). Obydwaj wiele lat spędzili w Ameryce – generał pracował tam dwa lata w dyplomacji, dużo podróżując i poznając kraj, baron był wielką osobowością przedwojennego świata, słynnym sportowcem, złotym medalistą olimpijskim z igrzysk w Los Angeles w 1932 roku. Nie są więc fanatykami – rozumieją wroga, nie do końca zgadzają się z polityką swego rządu, zdają sobie sprawę, że wojna jest przegrana. Pomimo to trwają na swym stanowisku do końca, wypełniając jak najlepiej swe obowiązki – wykorzystując zresztą to, czego nauczyli się od obecnego wroga. Nishi pomoże rannemu żołnierzowi amerykańskiemu – ta scena podobno zresztą wydarzyła się naprawdę. 6) Kuribayashi sprzeciwia się idiotycznemu pomysłowi umocnienia się na plaży – wie, że takie stanowiska zmiecie artyleria amerykańskich pancerników. Dla wielu to zdrada, odstąpienie japońskiej ziemi nieprzyjacielowi, dla generała zaś – mądra strategia pozwalająca na jak najdłuższą walkę. To właśnie przeniesienie linii obrony do jaskiń spowodowało znaczne wydłużenie czasu walki. Kuribayashi również sprzeciwia się szaleńczym samobójczym atakom – wie, że takowe tylko przyspieszą klęskę, a większe straty Amerykanom przyniesie mądra obrona i wycofywanie się na kolejne linie defensywy. Gdy jednak przyjdzie czas, gdy nie będzie innej nadziei, sam poprowadzi swych ludzi do ostatniego szturmu. Musi bowiem spełnić swój obowiązek – a mówi on, że należy bronić się jak najdłużej, zadać wrogowi jak największe straty i ostatecznie oddać swe życie. Kuribayashi, w świetnej kreacji Kena Watanabe (który ostatnio zastąpił chyba legendarnego Toshiro Mifune w roli eksportowego japońskiego aktora), to bohater bardzo eastwoodowski – tak jak Brudny Harry, jak Frankie Dunn, wbrew wszystkiemu po prostu musi zrobić to, co do niego należy. Tak trzeba, tak postępuje mężczyzna, niezależnie od tego, czy jest bohaterem westernu, czy japońskim żołnierzem. 7)
Dwóch młodych żołnierzy uzupełnia listę głównych bohaterów filmu. Saigo nie chce umierać. Dla niego japońskie ideały nie są aż tak ważne, jak jego własna rodzina. Były funkcjonariusz Kempetai – japońskich służb specjalnych – zwątpił w słuszność swej służby i słuszność drogi swego kraju. Będzie chciał tylko przeżyć. Poprzez te dwie postacie film stara się obalić mit, że żołnierze japońscy to tylko fanatycy, oddani jedynie samurajskim ideałom. Bywali to ludzie jak wszyscy – kochający, myślący, wątpiący, chcący żyć. Skonfrontowane jest to z postaciami źle pojmującymi pojęcie honoru – dowódcy, wbrew rozkazowi chcący jak najszybciej zginąć wraz ze swymi żołnierzami w samobójczym „ataku banzai”; groteskowa wręcz postać porucznika Satoru Omagari, który kilka nocy z rzędu kładł się wśród trupów, aby rozerwać miną amerykański czołg. Ta postać istniała naprawdę – i podobnie jak w filmie, ironią losu właśnie ten żołnierz podczas bitwy nie zginął, dostając się do niewoli.
Eastwood nakręcił najlepszy film o japońskiej armii, jaki kiedykolwiek powstał. Nie gloryfikując japońskiej armii, japońskiej militarystycznej polityki, oddaje hołd japońskiemu żołnierzowi. Wydaje się go rozumieć, pojmować kulturowe uwarunkowania, dostrzega bohaterstwo i poświęcenie. „Listy z Iwo Jimy” muszą więc podobać się w Japonii, ale i być zrozumiałe na Zachodzie. Jakże inny to film od podejmującego podobną tematykę niedawnego japońskiego „Yamato”. Tam też żołnierze szli na pewną śmierć, od początku uważali jednak swą sprawę za słuszną i szczerą – taką też wizje film sprzedaje współczesnemu japońskiemu widzowi. A przecież to Japończycy byli agresorami. Oczywiście pchnęło ich do tego amerykańskie embargo, ono jednak w dużej mierze spowodowane było wcześniejszą japońską polityką militarystyczną, wojną w Chinach, nieukrywanymi imperialnymi ambicjami. Japończycy wywołali tę wojnę, Japończycy popełniali wojenne zbrodnie, Japończycy byli znienawidzeni przez podbite ludy. Eastwood tego nie neguje – ale oddając głos pojedynczemu żołnierzowi, potrafi oddać złożoność tego wszystkiego z punktu widzenia przeciętnego Japończyka.
Wojna na Pacyfiku była w dużo większej mierze niż wojna europejska konfliktem obcych kultur, bardzo odrębnych, między którymi porozumienie było prawie niemożliwe. Japończycy dla Amerykanów to żądni krwi fanatycy, Amerykanie dla Japończyków to barbarzyńcy, chcący unicestwić ukochany kraj. W „Sztandarze chwały” Japończycy są duchami wyskakującymi z mroku, w „Listach z Iwo Jimy” Amerykanie to potwory z miotaczami płomieni. Tak to wyglądało wówczas dla walczących żołnierzy. Dopiero oglądając te dwa filmy razem, można zbudować sobie pełen wizerunek tej wojny. Taki był też cel Eastwooda i został w pełni osiągnięty.
Dziś na Iwo Jimie istnieje zarówno amerykańska, jak i japońska baza. W 1985 r. odbyło się spotkanie weteranów obu stron, podczas którego doszło do symbolicznego pojednania i wmurowania pamiątkowej tablicy. Nie spełniły się więc obawy generała Kurabayashiego, który kończył swą ostatnią depeszę wierszem:
Smutny opuszczam ten świat
Nie spełniwszy misji
Jaką powierzyła mi ojczyzna
Martwię się losem Japonii
Który ją czeka
Gdy wyspę tę porośnie trawa.
koniec
9 maja 2007
1) Świadomie nie poświęcam wiele miejsca „Pearl Harbor” Michaela Baya. Ten film ma bowiem tyle wspólnego z historią, co włoska ekranizacja „Ogniem i mieczem”. Jego symbolem dla mnie pozostaną na zawsze japońskie lotniskowce z wysokimi nadbudówkami (żaden z tej bitwy takiej nie miał) i pokładami startowymi w kształcie litery „V”, w rzeczywistości wprowadzonymi dopiero po drugiej wojnie światowej.
2) Zestawienie kultury i powinności wojskowych Brytyjczyków i Japończyków wyraźnie miało zawsze więcej potencjału niż w przypadku Japończyków i Amerykanów. Być może dlatego, że oba te narody miały bardzo długie, choć odmienne, tradycje wojskowe, a może też dlatego, że wiele zwyczajów Japończycy zapożyczyli właśnie od Brytyjczyków – na przykład tradycję, iż kapitan idzie na dno ze swym okrętem.
3) Istniał wówczas plan uzbrojenia ludności nawet w zaostrzone kije bambusowe lub pojedyncze granaty, którymi rozrywaliby siebie i wroga w atakach samobójczych.
4) Oczywiście nie było bitwy – Amerykanie rozstrzygnęli wszystko dwiema bombami atomowymi. Można zaryzykować twierdzenie, że pośrednio za śmierć kilkuset tysięcy mieszkańców Hiroshimy i Nagasaki odpowiadają fanatyczni obrońcy Saipanu, Iwo Jimy i Okinawy. Z drugiej strony niewykluczone, że owe bomby uratowały życie milionowi Japończyków, którzy zginęliby, gdyby wojna dalej trwała. Cóż, do mieszkańców Hiroshimy i Nagasaki zapewne ten argument nie przemawia.
5) W filmie ukazani są jako starzy przyjaciele – w rzeczywistości, jak twierdzą świadkowie, często ostro spierali się ze sobą.
6) „Listy z Iwo Jimy” zawiera wiele epizodów mających dokładne odpowiedniki w rzeczywistości. Scena, w której generał Kurabayashi biega po plaży, celując z laski do majora Horiego (w filmie Nishiego), opisywana jest przez żołnierzy będących jej świadkami. Trafiony ogniem artylerii nadbrzeżnej okręt to krążownik „Pensacola”. Konflikty między armią i marynarką również mają oparcie w rzeczywistości. O postaci porucznika Omagari wspominam w innym miejscu.
7) W rzeczywistości nie wiadomo, co stało się z Kuribayashim i Nishim – nie odnaleziono ciał żadnego z nich. Obydwaj jednak z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością polegli na Iwo Jimie.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż autora

Kosmiczny redaktor
— Konrad Wągrowski

Statek szalony
— Konrad Wągrowski

Kobieta na szczycie
— Konrad Wągrowski

Przygody Galów za Wielkim Murem
— Konrad Wągrowski

Potwór i cudowna istota
— Konrad Wągrowski

Migające światła
— Konrad Wągrowski

Śladami Hitchcocka
— Konrad Wągrowski

Miliony sześć stóp pod ziemią
— Konrad Wągrowski

Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski

Kac Vegas w Zakopanem
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.