Wrogowie publiczni: I Mann stworzył mężczyznęUrszula LipińskaWrogowie publiczni: I Mann stworzył mężczyznęInformator Początkiem „Gorączki” była, a jakżeby inaczej, słynna scena spotkania Vincenta Hanny i Neila McCauleya w barze Kate Mantellini w Beverly Hills. A ściślej – podobna sytuacja, która miała miejsce w rzeczywistości. Jej bohaterem był chicagowski detektyw, Chuck Adamson. Po odejściu z policji Adamson zajął się pisaniem scenariuszy i pracą konsultanta na planach filmów policyjnych. Mann współpracował z nim od czasu „Złodzieja”. W 1963 roku, jeszcze jako policjant, Adamson śledził każdy krok złodzieja rabującego banki, Neila McCauleya. Pewnego dnia ścieżki obu panów niespodziewanie skrzyżowały i obaj wylądowali na kawie. Manna zafascynował właśnie ten moment opowieści Adamsona i wokół niego zbudował resztę „Gorączki”. Spotkanie Roberta De Niro i Ala Pacino w jednej scenie rozsławiło film, ale warto zauważyć, że świetne kreacje stworzyli w nim aktorzy, których nie podejrzewa się o wielki talent. Na drugim planie błysnęli choćby Val Kilmer i Ashley Judd. Mann zawsze miał dobrą rękę do aktorów i od początku kariery pracował z najlepszymi. Od pewnego czasu występ u niego daje gwarancję oscarowej nominacji, co spotkało m.in. Russella Crowe’a grającego główną rolę w „Informatorze”. Jeśli ponownie posłużymy się kryterium oscarowych nominacji, „Informator” to największy dotąd sukces Michaela Manna, choć to także największy przegrany oscarowej gali w 2000 roku, kompletnie pominięty przez Amerykańską Akademię mimo siedmiu nominacji. Ali Scenariusz powstał w oparciu o artykuł „The Man Who Knew Too Much” Marie Brenner wydrukowanym w „Vanity Fair”. Imponującym faktem z czasów pracy nad filmem jest to, że Mann dotarł absolutnie do każdej osoby mającej związek ze sprawą medialnej walki Jeffreya Wiganda i Lowella Bergmana z koncernem tytoniowym Brown and Williamson. Każda linijka dialogu wymienianego na sali sądowej w filmie miała pokrycie w rzeczywistości. „Informator” głównie opiera się o takie słowne potyczki: Wiganda z Bergmanem czy z przedstawicielami Brown and Williamson. Sam Mann twierdzi zresztą, że kręci filmy wojenne. Po jednej barykady stoi Dobry, po drugiej Zły. Przez cały film między nimi odbywa się próba wytrzymałości i rywalizacja o dominację, choć barykada to nie okopy, tylko często kawiarniany stolik jak w „Gorączce” albo bokserski ring z „Alego”. W przypadku tego ostatniego filmu sam Mann doświadczył potyczki, podobnej do swoich bohaterów. O scenariusz biografii Muhammada Alego walczyło kilku reżyserów m.in. Oliver Stone i Spike Lee. Ten pierwszy wyobrażał sobie w głównej roli Denzela Washingtona i kilka lat zabiegał o możliwość realizacji projektu. Ten drugi uparcie twierdził, że biały twórca nie zrozumie życia czarnoskórego boksera i tylko on jest natchniony przez boską siłę do nakręcenia tego filmu. Zaangażowany wkrótce do głównej roli Will Smith, podobnie jak sam Muhammad, woleli jednak pracę z Mannem. Ali nie wstydził się żadnego epizodu ze swojego życia i chciał każdy jego aspekt odnaleźć na ekranie. Nie zależało mu na idealizacji własnej osoby i wiedział, że taki perfekcjonista jak Mann podejdzie do zadania uczciwie. Zakładnik W „Alim” nieprzeciętną rolę odgrywa muzyka, zwłaszcza w scenach walk bokserskich perfekcyjnie skompilowana z ruchami kamery i cięciami montażowymi. W jednej z recenzji film nazwano nawet „operą”, chwaląc jego niezwykły rytm. Ścieżki dźwiękowe do produkcji Manna powstają jeszcze przez wejściem na plan i już wówczas są gotowe do wmontowania w fabułę. Dokładne prześledzenie nazwisk pojawiających się na soundtrackach do jego filmów (a wśród są Lisa Gerrard, Moby, Brian Eno, Kronos Quartet, William Orbit, Salif Keita) powoduje, że spokojnie można wpisać Manna na listę autorów najbardziej czułych na muzykę, zaczynającą się od Camerona Crowe’a. „Ali” kiepsko poradził sobie w amerykańskich kinach, efektem czego u nas pojawił się jedynie na DVD. Ale ta kasowa porażka reżysera szybko została zrównoważona olbrzymim sukcesem. „Zakładnik” zapewnił Mannowi największe wpływy w karierze, zarabiając ponad dwieście milionów dolarów. Ten mroczny portret nocnego Los Angeles najchętniej wiąże się z „Gorączką”, choć akurat lokalizacyjnie rekord należy do filmu z 1995 roku. „Gorączka” była kręcona aż w dziewięćdziesięciu pięciu różnych punktach w Los Angeles (to więcej niż jakikolwiek powstały w tym mieście film). W „Zakładniku” pojawia się jedynie dziewięć miejsc, co i tak jest niezłym wynikiem, jak na film, którego akcja toczy się głównie w taksówce. Miami Vice Eksperymentowane w kilku ujęciach „Alego” kamery high definition, w „Zakładniku” posłużyły do nakręcenia całego filmu. Pozwoliły przede wszystkim na nieskazitelne zdjęcia nocnego miasta, nie tracąc ostrości przy najdrobniejszych szczegółach i pozostały z Mannem aż do „Wrogów publicznych”. Użyto ich także w wcześniejszym filmie reżysera, kreowanym na hit lata 2006 „Miami Vice”. Niestety, okazało się, że bez skarpetek, mokasynów i krokodyla to już nie to samo. Zamiast nostalgicznego powrotu do pastelowych lat osiemdziesiątych pozostały zawiedzione nadzieje fanów i oskarżenia o profanację kultu. Kinowa wersja serialu, jak nic innego podpisanego przez Manna, budziła kontrowersje znacznym odstępstwem od pierwowzoru. To był cios dla reżysera, który dwadzieścia lat temu wniósł do telewizji nową jakość produkując takie seriale jak „Crime Story”, „Drug Wars” i właśnie „Miami Vice”. Wszystkie powstawały z rozmachem filmów kinowych, w oparciu o dopracowane scenariusze i z obsesyjną wręcz dbałością o detal. Tak, tak, te pastelowe ciuszki i kolory samochodów Mann starannie dobierał. Dla niego praca w telewizji nie znaczyła po prostu łatwej kasy – przykładał się do niej z oddaniem podobnym pełnometrażowym projektom. Z dzisiejszego punktu widzenia zapewne powinniśmy mu serdecznie podziękować – sukcesywne podnoszenie poprzeczki telewizyjnej produkcji w rezultacie doprowadziło do tego, co powstaje w niej dziś: „Rodziny Soprano”, „Aniołów w Ameryce” czy „Zagubionych”. Wpływ serialowego „Miami Vice” odbił się także na kinie, wymieniając choćby „Żyć i umrzeć w Los Angeles” Friedkina, „Zabójczą broń” Donnera i „Bad Boys” Baya. Michael Mann „Miami Vice” A.D. 2006 w zamierzeniu Manna miało być filmem o wiecznym życiu pod przykrywką, z kolejną sfabrykowaną na potrzeby akcji tożsamością. Interesowały go traumy powstałe w pracy policjanta, zmuszającej go do balansowania między dwoma różnymi wcieleniami. Na planie nie organizowano sentymentalnych pokazów serialu, tylko zatrudniano dwudziestu specjalistów z wydziału walki z narkotykami do konsultacji nad scenariuszem. Prawdopodobnie, sukces filmu mógł się stać faktem, gdyby nie chęć reżysera odwołania się do kultowego serialu. Kinowe „Miami Vice” krytykowano przede wszystkim za to, że nie jest telewizyjnym „Miami Vice” na dużym ekranie. Mało kto pewnie zastanowił się choć przez chwilę, jak te różowe wdzianka z lat osiemdziesiątych wyglądałyby w filmie powstałym ponad dwadzieścia lat później… Stłamszony niepowodzeniem „Miami Vice” reżyser w poszukiwaniu nowego projektu, po raz kolejny zajrzał do swojej przepastnej szuflady. Tym razem wyciągnął z niej „Wrogów publicznych”. Szkic scenariusza, opisującego polowanie policji na legendarnego gangstera Johna Dillingera, powstał już w latach siedemdziesiątych. Jednak po rewitalizacji „Miami Vice” Mann wolał się wziąć materiał napisany przez kogoś innego niż zawierzyć własnemu tekstowi. W głowie nosił pomysł ekranizacji „Komu bije dzwon” Ernesta Hemigwaya. Jak to jednak regularnie zdarza się w jego przypadku, film powstanie w najlepszym razie za dekadę. Teraz mamy „Wrogów publicznych” na podstawie literackiego pierwowzoru – książki Briana Burrougha. Książki, której zresztą też miało nie być – Burrough myślał o napisaniu na ten temat scenariusza serialu dla HBO. W końcu skusił się jednak na spektakularną powieść, której przeniesienie na ekran kosztowało osiemdziesiąt milionów dolarów. Tyle wystarczyło Mannowi, żeby wrócić do łask. „Wrogów publicznych” ocenia się w kategoriach arcydzieła, oscarowego pewniaka i „czegoś, czego jeszcze nie widzieliśmy”. A Mann już myśli o kolejnym pojedynku dwóch mocnych charakterów. Tym razem w gatunku przeznaczonym do tego jeszcze bardziej niż film wojenny – w westernie. |
Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.
więcej »Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.
więcej »Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
„Bękarty wojny” najlepszym filmem III kwartału w polskich kinach wg Stopklatki i Esensji
— Esensja
Wrogowie publiczni: Profesjonalizm i pasja
— Dominik Herman
Wrogowie publiczni: Ze śmiercią mu do twarzy
— Tomasz Rachwald
Do kina marsz…: Lipiec 2009
— Esensja
Co nam w kinie zagra… w 2009 roku (1)
— Jakub Gałka
Gangsterzy z różnych stron świata
— Ewa Drab, Urszula Lipińska, Konrad Wągrowski, Kamil Witek
Profesjonalizm i pasja
— Dominik Herman
Chłopcy z filmowej ferajny
— Urszula Lipińska
Ze śmiercią mu do twarzy
— Tomasz Rachwald
Człowiek z blizną
— Urszula Lipińska
Moleskine: Dwie kreski koki
— Dominik Herman
Ci wspaniali mężczyźni w swoich błyszczących samochodach
— Urszula Lipińska
Przedsiębiorstwo "Killing Taxi Tour"
— Marcin Łuczyński
Wtajemniczony
— Konrad Wągrowski
007: Wszystkie laski Jamesa Bonda
— Urszula Lipińska
Co nam w kinie gra: „Kopciuszek”, „Gloria”
— Marta Bałaga, Urszula Lipińska
Co nam w kinie gra: Mapy gwiazd
— Marta Bałaga, Urszula Lipińska, Kamil Witek
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 10
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Urszula Lipińska
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 9
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 8
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 7
— Karolina Ćwiek-Rogalska, Urszula Lipińska
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 6
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska, Gabriel Krawczyk
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 5
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska
30. Warszawski Festiwal Filmowy: Dzień 4
— Urszula Lipińska, Karolina Ćwiek-Rogalska