Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Co nam w kinie gra: Skóra, w której żyję, W imieniu diabła
[ - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Przypominamy dziś trzy recenzje dwóch polskich premier bieżącego weekendu – „Skóry, w której żyję” Pedro Almodovara i „W imieniu diabła” Barbary Sass-Zdort.

Urszula Lipińska, Kamil Witek, Zuzanna Witulska

Co nam w kinie gra: Skóra, w której żyję, W imieniu diabła
[ - recenzja]

Przypominamy dziś trzy recenzje dwóch polskich premier bieżącego weekendu – „Skóry, w której żyję” Pedro Almodovara i „W imieniu diabła” Barbary Sass-Zdort.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
„Skóra, w której żyję” („La piel que habito”, reż. Pedro Almodovar)
Tych, których Almodovar zawiódł „Przerwanymi objęciami” od razu uspokoję – Hiszpan obniżenie lotów ma już za sobą. Mimo, że tak jak główny bohater, chirurg plastyczny Robert Ledgard, nie ustaje w doświadczeniach – w przypadku reżysera – na polu filmowej wrażliwości i własnej almodramy. Almodovar utkał fabułę na podstawie cudzej powieści, ale przełożył ją na osobisty język. Sprawnie operując odrzucającą ultra-suchością Antonio Banderasa kreuje postać tak jak i cały film w co najmniej ambiwalentnym ujęciu. Szaloną acz precyzyjną w działaniach i wystudzoną aż do bólu w porywających emocjach. Bo „Skóra, w której żyję” to opowieść nie tylko o szaleństwie, zemście i pożądaniu, ale także o miłości absolutnej. Uczuciu doskonałym, które warte jest podjęcia syzyfowej próby sięgnięcia przez człowieka po nieosiągalną doskonałość. Dlatego Ledgardowi najbliżej do doktora Frankensteina, ogarniętego obsesją stworzenia człowieka idealnego. Na swój sposób równającemu się z Bogiem, podejmując ryzykowny empiryczny eksperyment z ludzkim ciałem, jednocześnie bez baczenia na wrażliwą i podatną na każdą zmianę psychikę. Tytułowa skóra jest tu bowiem powierzchnią, którą można dowolnie zmieniać, modelować i układać, ale jest to zaledwie zewnętrzna fasada, kostium pod którym może toczyć się niesamowite piekło, o którym na zewnątrz nikt nie ma pojęcia. Almodovar w charakterystycznej dla siebie elegancji stawia właśnie aspekt ludzkiej tożsamości przed szereg, ujmując dramat niejako swoistą parafrazą, że to nie skóra definiuje człowieka, a człowiek skórę.
Kamil Witek [80%]
Recenzja pochodzi z relacji z Festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
• • •
„Skóra, w której żyję” przysparza mi najwięcej kłopotów z nowohoryzontowej gamy. Nowy Almodóvar, jak zaczęto nazywać go po realizacji filmu, z jednej strony złagodniał. Widać, że wyśmienicie czuje się w luksusowych, przestronnych wnętrzach i jeszcze więcej uwagi poświęca stronie wizualnej filmu. Nadało to obrazowi, a przede wszystkim zdjęciom, niezmiernie przyjemnego dla oka estetycznego waloru. Z drugiej strony, ten łagodny reżyser pakuje do filmowego worka niezliczoną ilość dramatyczno-mrocznych elementów, zapominając przy tym, że od nadmiaru głowa potrafi solidnie rozboleć. Mamy tu więc i bratobójstwo, i samobójstwo, i jeszcze inne śmierci. Jest szalony doktor naukowiec, współczesny Frankenstein, opętany nie tylko wizją stworzenia swojego potwora, ale także trawiony wyrzutami sumienia za śmierć najbliższych mu osób. Nie zabrakło gwałtu, porwania i syndromu sztokholmskiego. Wszystko to oczywiście podlane melodramatycznym sosem, co sprawia, że całość, nawet jak na Almodóvara, prezentuje się momentami stanowczo zbyt karykaturalnie. W całym tym natłoku, za którym trudno momentami nadążyć, giną atuty, które film niewątpliwie posiada. Oprócz wspomnianej wirtuozerii realizacyjnej, należy wymienić sam temat tożsamości człowieka i możliwości kreacji w dobie współczesnych osiągnięć cywilizacyjnych, może sam w sobie nie tak oryginalny, za to bardzo atrakcyjnie ujęty. Powraca Antonio Banderas, nadal diablo przystojny, ale bardziej stonowany, umiejętnie kreując bohatera głęboko skrywającego targające nim demony. Towarzyszy mu, nie zostając daleko w tyle, piękna Elena Anaya. Najnowszy film hiszpańskiego reżysera pokazuje, że intensywnie poszukuje on dla siebie nowych rozwiązań, z różnym rezultatem. To jednak wystarczy, bym bez zastanowienia udała się na jego kolejny film. Wtedy dopiero okaże się, czy „Skóra…” jest filmem przełomowym w jego karierze.
Zuzanna Witulska [70%]
Recenzja pochodzi z relacji z Festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
• • •
Ładny krok po „Przerwanych objęciach”. Almodovar się starzeje i wreszcie to widać w jego filmach. Po staremu fruwa po kinie swoim (odniesienia do „Zwiąż mnie”, „Kiki” i „Prawa pożądania”) i innych (Hitchcock, niemiecki ekpresjonizm). I wreszcie przestaje mówić tym histerycznym, niezdrowo podnieconym głosem co w „Volver”. To widać nawet w bohaterach. Powściągnięta twarz Bandersa, nieruchoma Anaya, stonowana Paredes. Nic z dawnego temperamentu. Tylko człowiek-tygrysek urwał się z jakiegoś niezrealizowanego filmu Hiszpana z lat 80. Serce „Skóry, w której żyję” w gruncie rzeczy nie leży daleko od zainteresowań reżysera, ale takich bohaterów nie udało mu się pokazać od dawna. Nie ma tu nikogo dobrego, nikogo o czystych zamiarach, ani nikogo bez winy. Intencje postaci zresztą co chwila się przewartościowują, w miarę odkrywania przez widza kolejnych wydarzeń. Szczególnie lubię postać Marilli, trochę słabo w tym filmie rozbudowaną, a będącą źródłem właściwie wszystkiego, co dzieje się na ekranie i cichą obserwatorką poniekąd „swojego dzieła”. Sam reżyser stwierdził gdzieś, że kreował ją na taką matronę, głowę rodziny kryminalistów. Ale chyba ona jedna budzi w jakiś sposób ciepłe uczucia. Z kolei w Verze jest coś współczesnego: w swojej pułapce otoczona jest ekranami, niedostępna, do nieprzyzwoitości idealna i nieskażona, wciąż obserwowana i oceniana. Niby żyjąca w odosobnieniu, a jednak pod ciągłym ostrzałem. Czy Pedro nie chce nam przewrotnie wytknąć palcem chorego kształtu współczesnego świata?
Urszula Lipińska [70%]
Recenzja pochodzi z serwisu Zgryźliwych Tetryków.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
W imieniu diabła (reż. Barbara Sass-Zdort)
Największe ukłony w stronę Anny Radwan – jeśli komuś udaje się na chwilę uwiarygodnić ekranowy dramat opętania to właśnie jej. Pech chciał, że pozostałym postaciom rozdano role według podręcznika scenopisarstwa: mamy więc młodą zafascynowaną i zagubioną (Katarzyna Zawadzka), młodą-wątpiącą (Agnieszka Żulewska), młodą-naiwną (Roma Gąsiorowska), młodą-opętaną miłością (Marieta Żukowska), więc też przyłączającą się do ogólnego szaleństwa itd. Los każdej z nich nie wypada z przewidzianych kolein, a im bliżej końca tym większe nagromadzenie przesady i dopowiedzenia zaczyna pożerać ten film. Bez ostatniej sceny i koszmarnej muzyki, wiele sensu dałoby się z „W imieniu diabła” ocalić, aczkolwiek trudno wyzbyć się wrażenia, że życie w zakonie jest tematem na film o wiele bardziej wciągającym niż obraz Barbary Sass-Zdort. Do wyciągnięcia paru plastycznych scen ten temat nadawał się idealnie, bo jest szalenie fotogeniczny co udowodniło już wielu twórców, od Jerzego Kawalerowicza poczynając.
Urszula Lipińska [50%]
Recenzja pochodzi z relacji z Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
koniec
17 września 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Fallout: Odc. 4. Tajemnica goni tajemnicę
Marcin Mroziuk

26 IV 2024

Możemy się przekonać, że dla Lucy wędrówka w towarzystwie Ghoula nie jest niczym przyjemnym, ale jej kres oznacza dla bohaterki jeszcze większe kłopoty. Co ciekawe, jeszcze większych emocji dostarczają nam wydarzenia w Kryptach 33 i 32.

więcej »

Klasyka kina radzieckiego: Said – kochanek i zdrajca
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

W trzeciej części tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bension Kimiagarow na krótko rezygnuje z socrealistycznej formuły opowieści i przywołuje dobre wzorce środkowoazjatyckich easternów. Na ekranie pojawiają się bowiem basmacze, których celem jest zakłócenie budowy kanału. Ten wątek służy również scenarzystom do tego, by ściągnąć kłopoty na głowę głównego inżyniera Saida Urtabajewa.

więcej »

Fallout: Odc. 3. Oko w oko z potworem
Marcin Mroziuk

22 IV 2024

Nie da się ukryć, że pozbawione głowy ciało Wilziga nie prezentuje się najlepiej, jednak ważne okazuje się to, że wciąż można zidentyfikować poszukiwanego zbiega z Enklawy. Obserwując rozwój wydarzeń, możemy zaś dojść do wniosku, że przynajmniej chwilowo szczęście opuszcza Lucy, natomiast Maximus ląduje raz na wozie, raz pod wozem.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Skóra, w której chciałbym żyć
— Łukasz Gręda

Dwubiegunowość seksualna
— Ewa Drab

Filmy Nowych Horyzontów 2011 (3/3)
— Ewa Drab, Karol Kućmierz, Urszula Lipińska, Patrycja Rojek, Konrad Wągrowski, Kamil Witek, Zuzanna Witulska

Z tego cyklu

Perfect Days
— Kamil Witek

Czasem myślę o umieraniu
— Kamil Witek

Poprzednie życie
— Kamil Witek

Ślepowidzenie
— Sebastian Chosiński

Umrika
— Sebastian Chosiński

„Tajemnice Bridgend” i „Czarodziejska góra”
— Sebastian Chosiński, Konrad Wągrowski

Jesteśmy waszymi przyjaciółmi
— Sebastian Chosiński

Slow West
— Sebastian Chosiński

Imigranci
— Marta Bałaga, Sebastian Chosiński

Steve Jobs
— Kamil Witek

Tegoż twórcy

Dotknąć obrazu
— Ewa Drab

Złe Wy...Konanie
— Bartosz Sztybor

Po prostu porozmawiać
— Kamila Sławińska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.