Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dorj Zolbayar, U. Shagdarsuren
‹Arban. Dziesięciu żołnierzy Czyngis-chana›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułArban. Dziesięciu żołnierzy Czyngis-chana
Tytuł oryginalnyAravt
ReżyseriaDorj Zolbayar, U. Shagdarsuren
ZdjęciaGonchigsurengijn Battolga, Hasbold
Scenariusz
ObsadaBatdorjin Baasanjav, Jambal, Dorjgotov Gantsegseg, Buyankhishig, N. Onon, Gombo Zolboot, Ayurdadi, S. Arlunbyamba, B. Amarsakhan
MuzykaB. Chinbat
Rok produkcji2013
Kraj produkcjiChiny, Mongolia
Czas trwania92 min
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

East Side Story: Dziesięciu wspaniałych
[Dorj Zolbayar, U. Shagdarsuren „Arban. Dziesięciu żołnierzy Czyngis-chana” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Nieczęsto się zdarza, aby na łamy „Esensji” zawitał film nakręcony w dalekiej Mongolii. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro obrazy z tego kraju nie odnoszą żadnych sukcesów na festiwalach międzynarodowych. Dlaczego więc zainteresowaliśmy się „Arbanem”? Z dwóch powodów. 1) Bo to jedna z najważniejszych produkcji ubiegłorocznych w tym kraju. 2) Bo to film historyczny, którego akcja rozgrywa się w czasach Czyngis-chana.

Sebastian Chosiński

East Side Story: Dziesięciu wspaniałych
[Dorj Zolbayar, U. Shagdarsuren „Arban. Dziesięciu żołnierzy Czyngis-chana” - recenzja]

Nieczęsto się zdarza, aby na łamy „Esensji” zawitał film nakręcony w dalekiej Mongolii. Nic w tym zresztą dziwnego, skoro obrazy z tego kraju nie odnoszą żadnych sukcesów na festiwalach międzynarodowych. Dlaczego więc zainteresowaliśmy się „Arbanem”? Z dwóch powodów. 1) Bo to jedna z najważniejszych produkcji ubiegłorocznych w tym kraju. 2) Bo to film historyczny, którego akcja rozgrywa się w czasach Czyngis-chana.

Dorj Zolbayar, U. Shagdarsuren
‹Arban. Dziesięciu żołnierzy Czyngis-chana›

EKSTRAKT:50%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułArban. Dziesięciu żołnierzy Czyngis-chana
Tytuł oryginalnyAravt
ReżyseriaDorj Zolbayar, U. Shagdarsuren
ZdjęciaGonchigsurengijn Battolga, Hasbold
Scenariusz
ObsadaBatdorjin Baasanjav, Jambal, Dorjgotov Gantsegseg, Buyankhishig, N. Onon, Gombo Zolboot, Ayurdadi, S. Arlunbyamba, B. Amarsakhan
MuzykaB. Chinbat
Rok produkcji2013
Kraj produkcjiChiny, Mongolia
Czas trwania92 min
Gatunekhistoryczny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Że był bezwzględnym okrutnikiem, który ma na swoich rękach krew setek tysięcy wrogów – nie ma już dzisiaj najmniejszego znaczenia. Wszak swoich zbrodni dokonywał osiem wieków temu. Dziś dla mieszkańców Mongolii najistotniejszym jest fakt, że zna go cały świat. Że stworzył podwaliny pod najrozleglejsze terytorialnie imperium w dziejach ludzkości. Od tamtego czasu nie urodził się Mongoł, który zdetronizowałby go z pierwszego miejsca podium w klasyfikacji „bohater narodowy”. O kogo chodzi? Oczywiście o Temudżyna, powszechnie zwanego – od tytułu, jaki przyjął – Czyngis-chanem (czyli najwyższym władcą). To postać, która wciąż fascynuje – zarówno historyków, jak i filmowców – którzy starają się odpowiedzieć na kluczowe pytanie, jak udało mu się osiągnąć tak wielki sukces. Poprowadzić zacofane plemię do panowania nad większością Azji (w tym mającymi już wtedy ponad milenijne tradycje cesarskie Chinami) i niemałą częścią Europy Wschodniej? W ostatnich latach odpowiedzi szukali między innymi Japończyk Shin’ichirô Sawai („Czyngis-chan. Wielki Mongoł”, 2007) oraz dwaj Rosjanie – Siergiej Bodrow starszy („Mongoł”, 2007) i Andriej Borisow „Tajemnica Czyngis-chana” (2009). Te filmy – dwa ostatnie notabene nakręcone także w koprodukcji z Kazachami i Mongołami – dotarły na rynek europejski; wiele innych takiego szczęścia nie miało.
A warto wspomnieć o monumentalnym, trzydziestoodcinkowym serialu chińsko-mongolskim „Czyngis-chan” (2004), w którym w głównego bohatera (w wieku dorosłym) wcielił się Ba Sen, czyli Basenzhabu (po chińsku), względnie Batdorjin Baasanjav (po mongolsku). Skąd te zawirowania? Stąd, że Baasanjav, choć wprawdzie jest Mongołem, to jednak urodził się i mieszka w Mongolii Wewnętrznej, dzisiaj stanowiącej część (północną) Chin. Aktor ten wielokrotnie wcielał się w postać Temudżyna w obrazach chińskich (vide „Yidai Tianjiao Chengji Sihan”, 1997; „The Legend of the Condor Heroes”, 2003), ale był też jego ojcem, Jesügejem Baaturem (w produkcji Bodrowa starszego), synem Ugedejem („Legend of Yuan Empire Founder”, 2012) oraz wnukami – Mongke („Hunduan Diaoyu Cheng”, 2000) i Kubiłaj-chanem („Hōjō Tokimune”, 2001). Z kolei przed pięcioma laty w Mongolii nakręcono wysokobudżetowy projekt zatytułowany – oczywiście w tłumaczeniu na angielski – „No Right to Die”, w którego powstaniu maczał palce reżyser Dorj Zolbayar – ten sam, który cztery lata później zdecydował się nakręcić „Arban”, a do głównej roli zatrudnić… Batdorjina Baasanjava. Nie jest to jednak obraz opowiadający wprost o Temudżynie, choć jest on najistotniejszą postacią w fabule. Pojawia się na ekranie zaledwie w jednej, kilkuminutowej scenie w samym zakończeniu opowieści, ale to właśnie on ma siłę sprawczą, która prowadzi do zawiązania akcji i ją finalizuje.
Dzieło Zolbayara, którego w pracy wydatnie wspomagał niejaki Shagdarsuren, nakręcone zostało na obszarze Mongolii Wewnętrznej, a współfinansowała je miejscowa wytwórnia Inner Mongolia Film Group, co w praktyce oznacza tyle, że do jego powstania dołożyli się Chińczycy. Budżet wyniósł – według danych oficjalnych – 3,5 miliona dolarów. Premiera odbyła się w Mongolii w kwietniu, natomiast w Chinach – w czerwcu ubiegłego roku. I choć w ojczyźnie Czyngis-chana obraz zgarnął sporo nagród, poza Azją pozostaje praktycznie nieznany; w Europie na jego dystrybucję na płytach DVD zdecydowali się, bodajże, tylko Francuzi (gdzie film trafił do sprzedaży w styczniu 2013 roku). I zresztą trudno się temu dziwić, ponieważ w porównaniu z dziesiątkami podobnych dzieł – doprecyzujmy: o charakterze historyczno-przygodowym i awanturniczym – produkowanych w Chinach czy Hongkongu, produkcja Zolbayara i Shagdarsurena nie wyróżnia się niczym. Więcej nawet: wielu z nich nie dorasta do pięt. Choć widz z Europy może mimo wszystko zostać ujęty specyficzną egzotyką i – nade wszystko – zapierającymi dech w piersiach krajobrazami, widokami stepu, masywów górskich czy lasów.
Akcja filmu rozgrywa się w XIII wieku. I chociaż brakuje dokładniejszego określenia czasu, można domyślać się, że jest to początek stulecia, kiedy to plemiona mongolskie pogrążone były w krwawej wojnie domowej, której jednym z głównych celów było zjednoczenie ich wszystkich pod „berłem” Temudżyna. Co wcale nie było takie proste. Kończy się właśnie kolejna ze zwycięskich dla Czyngis-chana bitew; żołnierze powracają z pola walki, wśród nich jest Tsahir (w tej roli Batdorjin Baasanjav), dowódca jednego z arbanów (gwoli wyjaśnienia: to najmniejszy, liczący zaledwie dziesięciu wojowników, oddział w armii mongolskiej), który w dopiero co zakończonej batalii ze zbuntowanymi wojskami plemienia Hulin wykazał się szczególną odwagą. Z tego właśnie powodu najwyższy władca postanawia powierzyć im następne niezwykle odpowiedzialne zadanie. Tsahir ma poprowadzić swoich żołnierzy na tereny opanowane przez buntowników po to, aby odnaleźć i przywieść przed oblicze Temudżyna starego mędrca, lekarza Ahaia (gra go Jambal) – jedynego człowieka, który jest w stanie opanować zagrażającą armii Czyngis-chana epidemię. Dowódca arbanu nie zwleka ani chwili – inna sprawa, że najdrobniejsza nawet zwłoka mogłaby kosztować go głowę – i wyrusza w niebezpieczną misję.
Na zbuntowanych terytoriach trudno o spokój i bezpieczeństwo. W spalonej osadzie żołnierze Czyngis-chana znajdują wymordowanych mieszkańców; przeżyło jedynie dziecko, niemowlę płci męskiej, które zabierają ze sobą. Pozostawienie go na pogorzelisku równałoby się bowiem pewnej śmierci. Tsahir oddaje malca pod opiekę kucharza Bukhtengera (w tej roli N. Onon), który, choć jest z tego faktu wyraźnie niezadowolony, ma go odtąd strzec jak oczka w głowie. Jak się niebawem okazuje, chłopiec pochodzi ze znaczącego rodu – jest synem Harkhora (Gombo Zolboot) i wnukiem zbuntowanego wodza plemienia Hulin Hukhtumura (Ayurdadi). Gdy Harkhor przybywa do rodzinnego ułusu i znajduje trupy żony i teścia, jest przekonany, że to sprawka arbanu Tsahira, któremu poprzysięga zemstę. Że do ostatecznego starcia będzie musiało dojść – i to prędzej niż później – jest pewne, ponieważ jedni i drudzy wojownicy „polują” na Ahaia. Starego mędrca potrzebuje też poważnie chory Hukhtumur, który – podobnie jak Temudżyn – marzy o zjednoczeniu wszystkich plemion Wielkiego Stepu. Mieszkający w górach, wraz ze swoją wnuczką Unumunkhlet (Dorjgotov Gantsegseg), Ahai będzie musiał zdecydować, po czyjej stronie stanąć. W pewnym sensie wyboru dokona za niego podstępny Bukha (S. Arlunbyamba), jeden z zaufanych wojowników Hukhtumura, który również ma swoje ambicje.
„Arban” to oczywiście film historyczny, ale przeszłość została potraktowana w nim jedynie pretekstowo; posłużyła jako tło akcji, która równie dobrze mogłaby się rozgrywać w wiekach wcześniejszych, jak i późniejszych, przed i po Czyngis-chanie. Zolbayar i Shagdarsuren eksponują w swym dziele zwłaszcza dwa wątki: w szerszym zakresie – sensacyjny, czyli ten związany z misją realizowaną przez Tsahira i jego podkomendnych, oraz w mniejszym – melodramatyczny, którego osią jest rywalizacja o względy pięknej (choć jej uroda jest, z punktu widzenia Europejczyka, sprawą względną) Unumunkhlet. Do ręki wnuczki Ahaia pretendują bowiem dwaj niezłomni wojownicy – symbolizujący diabła wcielonego Bukha oraz będący jego całkowitym przeciwieństwem, prawy i szlachetny syn Tsahira, Shijirsanaa (gra go B. Amarsakhan). Jak to często bywa w takich produkcjach, dobro zostaje ostatecznie nagrodzone, choć cena, jaką trzeba będzie za to zapłacić, jest wysoka. Głównym smaczkiem „Arbanu” są – a raczej: powinny być – sceny walk. Owszem, nie brakuje ich, ale poziomem zdecydowanie nie zachwycają, a gdy przyrówna się je do tego, co można zobaczyć w filmach z Chin czy Hongkongu, sprawiają wrażenie amatorszczyzny. Pewnie wypadłyby dużo lepiej, gdyby można je było filmować od razu z kilku kamer i na koniec jeszcze odpowiednio dynamicznie zmontować. Zamiast tego mamy długie ujęcia, na dodatek podkreślone jeszcze wykorzystaniem – który to już raz w podobnym kontekście? – techniki slow motion. Owszem, to miałoby sens, gdyby pojedynki rozgrywały się w takim tempie, że widzowi trudno byłoby nadążyć za rozwojem sytuacji. Ale tak przecież nie jest; trudno więc uznać zastosowany przez Mongołów zabieg za zwyczajne podążenie za, trochę już chyba przebrzmiałą, modą. Mimo wszystkich mankamentów, warto poświęcić na „Arban” półtorej godziny – chociażby po to, aby zaznajomić się z dokonaniami kolejnej egzotycznej kinematografii i przekonać się, w jakim miejscu jesteśmy my sami.
koniec
7 lipca 2013

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.