Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ołeś Janczuk
‹Metropolita Andriej›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMetropolita Andriej
Tytuł oryginalnyВладыка Андрей
ReżyseriaOłeś Janczuk
ZdjęciaWitalij Zimowiec
Scenariusz
ObsadaSerhij Romaniuk, Taras Postnikow, Irina Mak, Fedir Strigun, Taras Żyrko, Orest Ogorodnik, Galina Daliawska, Lembit Ulfsak, Oksana Woronina, Janusz Juchniecki, Jarosław Muka, Oleg Cona, Oleg Triepowski, Wiktoria Janczuk, Ołeś Janczuk
MuzykaWołodymir Gronski
Rok produkcji2009
Kraj produkcjiUkraina
Czas trwania126 min
Gatunekdramat, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

East Side Story: Jak nie skłamać, ale i prawdy nie powiedzieć
[Ołeś Janczuk „Metropolita Andriej” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Sebastian Chosiński

East Side Story: Jak nie skłamać, ale i prawdy nie powiedzieć
[Ołeś Janczuk „Metropolita Andriej” - recenzja]

Huzarem Szeptycki jest, zaiste, niezwykłym. Nie dość, że stroni od alkoholu, to i z kobietami praktycznie się nie zadaje. Koledzy z wojska robią mu więc dość złośliwy żart – podstępnie upiwszy, pakują do buduaru uroczej prostytutki. Na szczęście jednak do niczego kompromitującego nie dochodzi. Takiego psikusa Roman jest jeszcze w stanie znieść, ale gdy jeden z żołnierzy, przyłapany przez młodego hrabiego na oszukiwaniu podczas gry w karty, nazywa go „Ruskiem”, nie ma już wyjścia i wywołuje go na pojedynek. Czy do niego doszło – z filmu się nie dowiadujemy. Janczuk nie omieszkał jednak pokazać Szeptyckiego, który przed pojedynkiem wybiera się do kościoła, aby poprosić Boga o wsparcie i jednocześnie przyrzeka Mu, że jeśli wyjdzie cało z awantury, zostanie duchownym. Jak wiemy, tak właśnie się stało. Ojciec nie jest wprawdzie zadowolony z decyzji syna, miał bowiem wobec niego zupełnie inne plany, ale z biegiem czasu zmienia zdanie, po czym… całkowicie znika z pola zainteresowania reżysera. Od tej pory nareszcie wydarzenia z życia metropolity przedstawiane są już w kolejności chronologicznej. Widzimy więc, jak po nominacji w 1900 roku konno – wierzchem, a nie w karecie! – wyrusza na Huculszczyznę, gdzie witany jest przez wiernych chlebem i solą. Następnie jesteśmy świadkami ostatniego spotkania z matką, która umiera w Przyłbicach w 1904 roku, audiencji u Franciszka Józefa I w pałacu w Schönbrunnie pod Wiedniem, podczas którego prosi cesarza o zgodę na utworzenie w Galicji Wschodniej uniwersytetu z wykładowym językiem ukraińskim, narady rodzinnej w 1912 roku, która kończy się oznajmieniem przez młodszego brata Kazimierza, że podobnie jak niegdyś Roman do bazylianów, tak teraz on postanowił wstąpić do zakonu studytów, przyjmując imię ojca Klemensa (czyli Klimenta), wreszcie po wybuchu pierwszej wojny światowej internowania przez władze rosyjskie, z którego wypuścił Szeptyckiego dopiero rząd Aleksandra Kiereńskiego po rewolucji lutowej 1917 roku.
Niestety, przez najciekawszy – przynajmniej z naszego punktu widzenia – okres międzywojenny Janczuk jedynie się prześlizgnął (o bracie Stanisławie, polskim generale, nie mówi wcale, jakby ten w ogóle nie istniał). I choć można podejrzewać, że uczynił to po to, aby nie rozdzierać wciąż jeszcze niezabliźnionych ran między obydwoma narodami, to jednak nie uchronił się przed drobnymi złośliwościami. Z jednej strony bowiem metropolita Szeptycki deklaruje wprawdzie w rozmowie z patriarchą rosyjskiej Cerkwi, że kocha Polaków i ich kulturę, z drugiej – reżyser w ciągu zaledwie kilku minut poświęconych II Rzeczypospolitej przedstawia nasz kraj w sposób karygodnie karykaturalny. Otóż możemy na przykład zobaczyć w migawkach odwiedzającego Lwów w 1921 roku Józefa Piłsudskiego (granego zresztą przez samego Janczuka), który ubrany jest w mundur przypominający uniformy, w jakich lubią paradować południowoamerykańscy dyktatorzy. (I tak też się, mówiąc na marginesie, zachowuje.) Kuriozalna jest także sugestia, że za zapewnienie marszałkowi bezpieczeństwa podczas jego wizyty w stolicy zachodniej Ukrainy odpowiadała… Służba Bezpieczeństwa. Kiedy akcja dociera do 1939 roku, zaczyna się najbardziej przejmujący fragment filmu. Najpierw odwiedzają metropolitę enkawudziści, później natomiast esesmani. Jedni i drudzy proszą dokładnie o to samo – pomoc w ustabilizowaniu sytuacji. Schorowany już Szeptycki, od kilku lat poruszający się na wózku inwalidzkim, godnie przeciwstawia się i pierwszym, i drugim. Więcej nawet! Kiedy Niemcy rozpoczynają prześladowania Żydów, duchowy przywódca Ukraińców otwiera dla nich podwoje świątyń, w swoim pałacu przyjmując między innymi lwowskiego rabina Ezekiela Lewina. Owszem, tak było, ale to tylko jedna strona medalu. O wspomnianych już wcześniej listach gratulacyjnych wystosowanych pod adresem obu dyktatorów w filmie nie ma oczywiście ani słowa. O masowych mordach dokonywanych na ludności żydowskiej po przegnaniu Armii Czerwonej z terenów Galicji Wschodniej przez Niemców – przy wydatnym zresztą udziale ludności ukraińskiej – też reżyser nawet się nie zająknął. O zbrodniach na Wołyniu, za którymi stali banderowcy, również milczy… O ile można jeszcze zrozumieć postępowanie duchownego, który poprzez politykę lawirowania chciał w tych nieludzkich czasach przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo Ukraińcom, o tyle nie sposób wytłumaczyć reżysera, który kilkadziesiąt lat później postanowił wybudować mu pomnik, stosując jako budulec półprawdy i przemilczenia.
Postać Szeptyckiego, odczytana przez Janczuka, wzbudza szacunek. I to bez dwóch zdań! Ale kto wie, czy nie równą – jeśli nawet nie większą – atencją powinni być otoczeni jego dwaj młodsi bracia, których gehennę pokazano w filmie. Leon, który jako ziemianin pozostał w Przyłbicach, został wraz z żoną rozstrzelany przez NKWD na terenie rodzinnego majątku jeszcze we wrześniu 1939 roku. Kazimierz natomiast, czyli filmowy ojciec Kliment, archimandryta zakonu studytów, po śmierci Andrieja został wraz z wieloma innymi unickimi duchownymi aresztowany i ostatecznie osadzony w obozie we Włodzimierzu nad Klaźmą, gdzie zamęczono go na śmierć 1 maja 1951 roku. W pewnym sensie można stwierdzić, że zapłacili oni najwyższą cenę zamiast starszego brata (za plecami którego stał autorytet papieża) – tym samym stali się męczennikami. Dlatego też Jan Paweł II bez większych wątpliwości uczynił Klemensa Szeptyckiego w pięćdziesiątą rocznicę jego śmierci błogosławionym, co miało miejsce podczas papieskiej pielgrzymki na Ukrainę. Andriej nie doczekał się tego po dziś dzień. O świętości metropolity mają, zdaniem Janczuka, świadczyć jeszcze dwa inne wydarzenia. Jego wpływ na kuzynkę Zosię, która – w ślad za kochanym platonicznie Romanem – postanowiła oddać się w służbę Bogu i wstąpiła do klasztoru, a w czasie wojny nawet ratowała Żydów, jak również wspaniałomyślność, z jaką potraktował on zdradzieckiego Stefana, który porzuciwszy później stan duchowny doczekał się rodziny i do późnej starości pielęgnował w swojej pamięci dobroć i wyrozumiałość Andrieja Szeptyckiego. Ukraiński reżyser nakręcił film interesujący (bo taki też jest jego bohater), ale sztampowy. Starał się przy tym bardzo unikać jak ognia wszystkich drażliwych tematów, a zwłaszcza tych, które mogłyby urazić sąsiadów. Co w ten sposób uzyskał? W zasadzie – nic! W obrazie bowiem aż roi się od przemilczeń, które irytują chyba jeszcze bardziej, niż jednoznaczna (jak w poprzednich obrazach autora), ale przynajmniej w jakiejś mierze uczciwa wobec widzów interpretacja najnowszych dziejów Ukrainy. W efekcie powstało dzieło, które nie chcąc nikomu się narazić – ani Watykanowi, ani Polakom czy Rosjanom – niemal całkowicie wyprano z emocji. Jeżeli widz jest w stanie się wzruszyć, to tylko wtedy, gdy na ekranie pokazana jest śmierć Leona i Klemensa Szeptyckich. Pod tym względem Janczuk doszlusował, niestety, poziomem do całej masy hagiograficznych biografii papieża-Polaka, w których dążenie reżyserów do ukazania na ekranie prawdziwej – ba! najprawdziwszej – świętości zabiło wartości artystyczne.
W postać Romana, a później Andrieja Szeptyckiego wcieliło się aż trzech aktorów: Roman Griniw (w dzieciństwie), Taras Postnikow (w młodości i wieku średnim) oraz Serhij Romaniuk (w wieku dojrzałym). Postnikow to dopiero aktor na dorobku. Urodził się w 1975 roku w Sumach w północno-wschodniej Ukrainie, tuż przy granicy z Rosją. Jako dwudziestolatek ukończył szkołę muzyczną w Winnicy, a później – jak zdecydowana większość aktorów ukraińskich młodszego pokolenia – studiował w KNUTKiT, by ostatecznie zaczepić się na etacie w Państwowym Ukraińskim Teatrze Dramatycznym imienia Iwana Franko w Kijowie. Zadebiutował w 1998 roku w ukraińsko-szwajcarskim dramacie obyczajowym Grigorija Kochana „Tupik”, a sześć lat później zagrał w „Żelieznoj sotnii” Janczuka. Serhij (Siergiej) Romaniuk z kolei to aktor o ugruntowanej już pozycji. Urodził się w 1953 roku w Krzywym Rogu, dwadzieścia lat później ukończył szkołę działającą przy teatrze imienia Franko, w którym notabene pracuje po dziś dzień. W kinie pojawił się dopiero jako czterdziestolatek, grając w serialu o dziewiętnastowiecznej Huculszczyźnie „Wriemia sobirat’ kamni” Władimira Androszczuka oraz w historyczno-przygodowym dramacie Leonida Osyki „Gietmanskije klejnody” (1993), który przedstawiał Ukrainę po śmierci hetmana Chmielnickiego. Później pojawił się w dwuczęściowej „Roksolanie” (1997) Borisa Nebieridzego – opowieści o ukochanej żonie sułtana Sulejmana Wspaniałego, która zgodnie z legendą miała pochodzić z Rusi Czerwonej. Popularność w Rosji przyniósł aktorowi natomiast serial kryminalny Anatolija Matieszki „Dien’ rożdienija Burżuja” (1999), a ugruntowały ją występy w koprodukowanych przez oba kraje wojenno-szpiegowskich serialach: „Smiert’ szpionam” (2007) Siergieja Lialina, „Smiert’ szpionam 2” (2008) Anny i Marka Griesów oraz „1941” (2009) Walerija Szałygi. Na uwagę zasługują również kreacje Romaniuka w historycznej „Mołitwie gietmanu Mazepie” (2001) Jurija Iljenki, w którym to filmie wystąpił u boku samego Bohdana Stupki, oraz w dramacie politycznym Romana Bałajana „Rajskije pticy” (2008), który podjął temat prześladowań ukraińskiej inteligencji na początku lat 80. ubiegłego wieku, a więc jeszcze w czasach Związku Radzieckiego.
Hrabinę Fredro, czyli matkę Szeptyckich, zagrała Irina Mak, urodzona w 1978 roku absolwentka wydziału psychologii na Uniwersytecie Moskiewskim, a następnie uczestniczka kursów aktorskich zorganizowanych przy Moskiewskim Akademickim Teatrze Artystycznym (MChAT). W zawodzie niczego specjalnego jeszcze nie osiągnęła, występując – poza „Metropolitą Andriejem” – jedynie w epizodycznej rólce we thrillerze Olega Filipienki „Znak sud’by” (2007) oraz obyczajowym filmie Aleksieja Lisowca „Uroki obolszczenija” (2008). Znacznie bardziej doświadczonym aktorem jest za to, grający Klemensa (Klimenta), pochodzący z Lwowa Taras Żyrko (rocznik 1961). Po raz pierwszy stanął przed kamerą, podobnie jak Romaniuk, w serialu „Wriemia sobirat’ kamni”, później spotkał się z nim jeszcze na planie „Roksolany”, z Janczukiem natomiast współpracował wcześniej przy „Żelieznoj sotnii”. Za największe osiągnięcie Żyrki należy jednak uznać tytułową rolę w religijnym dramacie Fedira (Fiodora) Striguna „Iisus, syn Boga żywogo” („Jezus, syn Boga żywego”, 1995). Strigun też zresztą pojawił się na planie „Metropolity…” – jako nestor rodu Szeptyckich, stary hrabia Jan Kanty. Aktor ten, dzisiaj liczący już sobie siedemdziesiąt lat, przyszedł na świat w niewielkiej wiosce Tomaszewka niedaleko Czerkasów. Ukończył w 1961 roku Kijowski Instytut Teatralny, by po kilku latach tułaczki osiąść na stałe we lwowskim teatrze imienia Marii Zankowieckiej. W kinie zadebiutował czterdzieści lat temu, ale na ekranach pojawia się bardzo rzadko – u Janczuka zagrał na przykład po szesnastu latach przerwy (nie licząc wyreżyserowanego przez siebie „Jezusa…). Znacznie częściej można było natomiast zobaczyć w kinie Lembita Ulfsaka (rocznik 1947), estońskiego aktora, któremu reżyser powierzył epizodyczną rolę cesarza Franciszka Józefa I. Pierwszy raz stanął przed kamerą w 1969 roku, grając – jeszcze jako student wydziału aktorskiego konserwatorium w Tallinie – w dramacie wojennym Borisa Durowa i Stiepana Pucziniana „Powiest’ o czekistie”. Później pojawił się między innymi w „Jarosławie Mądrym” (1982) Grigorija Kochana, „Akademii pana Kleksa” (1984) Krzysztofa Gradowskiego oraz w adaptacji jednego z opowiadań Braci Strugackich – „Iskuszenije B.” (1990) Arkadija Sirienki. O ile tych kreacji Ulfsak wstydzić się nie musi, o tyle nad występem w horrorze Olega Fiesienki „Wiedźma” (2006), który tylko nominalnie był ekranizacją Gogolowskiego „Wija”, powinien był wcześniej poważnie się zastanowić.
Do tej pory żaden z filmów Ołesia Janczuka nie został oficjalnie wprowadzony na ekrany polskich kin, co najwyżej niektóre z nich prezentowano podczas przeglądów filmów ukraińskich. Dobrze to i źle. Dobrze, bo raczej trudno pozbyć się wątpliwości, że ich pokazy obudziłyby w naszym kraju wcale jeszcze nie uśpione demony, a już sama ich tematyka – Bandera, Szuchewycz, UPA – spotkałaby się z potępieniem osób pochodzących z Kresów Wschodnich. Źle, bo spuszczając nad tymi obrazami zasłonę milczenia, tracimy okazję do merytorycznej dyskusji z tezami przedstawianymi przez reżysera. I w pewnym sensie utwierdzamy młode pokolenie Ukraińców, że tak było naprawdę.
koniec
« 1 2
16 sierpnia 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
Sebastian Chosiński

1 V 2024

W trzecim odcinku tadżyckiego miniserialu „Człowiek zmienia skórę” Bensiona Kimiagarowa doszło do fabularnego przesilenia. Wszystko, co mogło posypać się na budowie kanału – to się posypało. W czwartej odsłonie opowieści bohaterowie starają się więc przede wszystkim poskładać w jedno to, co jeszcze nadaje się do naprawienia – reputację, związek, plan do wykonania.

więcej »

Fallout: Odc. 5. Szczerość nie zawsze popłaca
Marcin Mroziuk

29 IV 2024

Brak Maximusa w poprzednim odcinku zostaje nam w znacznym stopniu zrekompensowany, bo teraz możemy obserwować jego perypetie z naprawdę dużym zainteresowaniem. Z kolei sporo do myślenia dają kolejne odkrycia, których Norm dokonuje w Kryptach 32 i 33.

więcej »

East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
Sebastian Chosiński

28 IV 2024

W czasie eksterminacji Żydów w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się niezwykłe epizody, dzięki którym ludzie przeznaczeni na śmierć przeżywali. Czasami decydował o tym zwykły przypadek, niekiedy świadoma pomoc innych, to znów spryt i inteligencja ofiary. W przypadku „Poufnych lekcji perskiego” mamy do czynienia z każdym z tych elementów. Nie bez znaczenia jest fakt, że reżyserem filmu jest pochodzący z Ukrainy Żyd Wadim Perelman.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.