Esensja.pl Esensja.pl Jeżeli wydaje Wam się, że Zeuhl przeszedł już na dobre do historii – jesteście w błędzie. W ubiegłym tygodniu prezentowaliśmy nowy album japońskich mistrzów gatunku, formacji Kōenji Hyakkei; dzisiaj natomiast przenosimy się do ojczyzny tej odmiany progresywno-awangardowego jazz-rocka, by przyjrzeć się drugiej płycie pochodzącej z centralnej Francji grupy Zwoyld.
Jeżeli wydaje Wam się, że Zeuhl przeszedł już na dobre do historii – jesteście w błędzie. W ubiegłym tygodniu prezentowaliśmy nowy album japońskich mistrzów gatunku, formacji Kōenji Hyakkei; dzisiaj natomiast przenosimy się do ojczyzny tej odmiany progresywno-awangardowego jazz-rocka, by przyjrzeć się drugiej płycie pochodzącej z centralnej Francji grupy Zwoyld.
Zwoyld ‹Zgond›Utwory | | CD1 | | 1) Zundia | 08:48 | 2) StarShoo | 09:27 | 3) Jolitude | 08:58 | 4) Riravaler | 09:20 | 5) Tutti Quanti | 08:52 |
Zeuhl swój najlepszy okres przeżywał – za sprawą Christiana Vandera i jego Magmy – w latach 70. ubiegłego wieku. Choć jeszcze w następnej dekadzie powstawały płyty, które bywają umieszczane w zestawieniach najwybitniejszych przedstawicieli gatunku. Magma wciąż zresztą działa i co jakiś czas wydaje nowy album. Jednak współcześni francuscy muzycy nie garną się jakoś szczególnie do tego, by poświęcać swój talent i czas tworzeniu nadzwyczaj trudnej dla słuchacza mieszanki rocka progresywnego, fusion i klasycznej awangardy. Ale gdy już to robią, trzeba przyznać, że wychodzi im to zazwyczaj znakomicie. Przed dwoma laty mieliśmy okazję chwalić płytę „ Libertad” grupy Anaïd, dzisiaj natomiast przyjrzymy się drugiemu wydawnictwu mało (a w Polsce praktycznie w ogóle) znanej formacji Zwoyld, która postanowiła stanąć w jednym rzędzie z takimi zespołami, jak Arachnoïd, Eskaton, Weidorje, Dün czy Shub-Niggurath. Zwoyld powstał przed pięcioma laty, a bazą wypadową grupy jest położone w środkowej Francji miasto Clermont-Ferrand, które do końca grudnia 2015 roku pełniło funkcję stolicy Owernii (później straciło ją w wyniku przemian administracyjnych). Jeszcze w tym samym roku muzycy zarejestrowali swój premierowy materiał, który własnym sumptem – głównie za pośrednictwem Internetu – udostępnili słuchaczom pod tytułem „200 000” (2014). Zarejestrowali go w sześcioosobowym składzie, który tworzyli: gitarzyści Goulwen Brager (wcześniej w metalowo-eksperymentalnym Pryapisme) i Théo Panchèvre, grający na instrumentach klawiszowych Mathieu Lévigne i Etienne Mazoyer, basista Gaëtan Riou oraz perkusista i perkusjonalista Théo Karcher. Na drugie wydawnictwo Francuzi kazali czekać aż cztery lata. Ale to wcale nie oznacza, że „Zgond” zawiera najświeższe nagrania grupy. Powstały one bowiem krótko po wydaniu debiutu, w latach 2014 i 2015. Czemu więc trafiły do dystrybucji dopiero na początku lipca tego roku? Dobre pytanie, na które odpowiedź zna chyba tylko sam zespół. Na szczęście, jeśli chodzi o jakość utworów (artystyczną, nie techniczną), upływ czasu nie miał tu najmniejszego znaczenia. Wśród artystów, którzy wzięli udział w nagraniach pięciu numerów, jakie trafiły na „Zgond”, zabrakło już Goulwena Bragera; jego miejsce w roli gitarzysty zajął Etienne Mazoyer. Ten sam muzyk zagrał też w dwóch utworach („Riravaler” i „Tutti Quanti”) na klawiszach; w trzech pozostałych za partie syntezatorów i organów odpowiadał natomiast Mathieu Lévigne. Mniejsza także – niż na „200 000” – była rola drugiego gitarzysty, Théo Panchèvre’a, którego na tym albumie słychać jedynie w „Zundii” i „Tutti Quanti”. Gościnnie pojawił się za to w studiu saksofonista Loïc Mounier, którego usłyszeć można w jednej kompozycji – „Jolitude”. To zamieszanie ze składem wynikło zapewne z tego, że materiał rejestrowano na przestrzeni kilku (a pewnie nawet kilkunastu) miesięcy, z doskoku, gdy akurat był czas. Na odsiecz przybywali więc ci, którzy mieli możliwość. Jak na takie warunki pracy, „Zgond” jest jednak dziełem zaskakująco spójnym. Pięć utworów o mniej więcej równej długości – każdy z nich oscyluje w okolicach dziewięciu minut (czasami trochę mniej, czasami więcej) – utrzymanych jest w stylistyce bliskiej nie tylko tego, co prezentowała Magma, ale również King Crimson w pierwszej połowie lat 80. XX wieku (czyli w okresie znaczonym płytami „Discipline”, „Beat” i „Three of a Perfect Pair”). Dominuje więc jazz-rock, w którym nie brakuje jednak progresywnych solówek gitarowych, choć wycieczek do świata tuzów tego akurat gatunku nie należy oczekiwać. Drugie wydawnictwo Zwoylda otwiera „Zundia”, wyraźnie dzieląca się na dwie części: delikatniejszą i znacznie bardziej energetyczną, z w dużej mierze improwizowaną partią gitary, rozkręcającą się z każdą kolejną minutą. Podobną strukturę ma też drugi w kolejności „StarShoo”, z tą różnicą, że kolejność zostaje tutaj odwrócona. Najpierw pojawia się część dynamiczna, z zapętlonymi motywami gitarowymi, które mocno kontrastują ze stonowanymi syntezatorami; potem natomiast Francuzi znacznie łagodzą brzmienie, a na plan pierwszy – na tle funkowej sekcji rytmicznej – wybijają się smakowite organy. Nawet gdy w końcówce inicjatywę ponownie przejmuje Mazoyer, to jednak podporządkowuje się regułom narzuconym przez pozostałych kolegów. Momentem przełomowym płyty jest najbardziej zróżnicowany brzmieniowo „Jolitude”. Zaskakuje już jego radosny początek, w którym pojawia się dialog syntezatorowo-organowy. Na tle tanecznego rytmu melodeklamuje swój tekst Etienne, a z czasem dołącza do niego jeszcze z klasycznie zeuhlową wokalizą Gaëtan Riou. Jego milczenie staje się z kolei sygnałem dla Loïka Mouniera, którego stonowany saksofon skutecznie wycisza emocje przed… Właśnie: przed kilkudziesięciosekundowym rockowym uderzeniem, w którym znajduje się także miejsce na freejazzową partię dęciaka. Muzycy podkręcają tempo, zagęszczają rytm, co prostą drogą prowadzi do przesilenia, po którym ponownie odzywa się Mazoyer-wokalista. „Riravaler” to jeszcze jeden mocny artystycznie fragment albumu. Ponownie jazz (z fantastycznymi organami Etienne’a) miesza się z rockową ekspresją (gitara, sekcja rytmiczna), choć nie brakuje również smaczków w postaci gitary hawajskiej czy basowego klangowania. W finale natomiast prawdziwy popis daje Mazoyer, przekomarzając się de facto sam ze sobą (organy versus gitara solowa). W zamykającym wydawnictwo „Tutti Quanti” muzycy udowadniają, że nieobce jest im przekraczanie gatunkowych granic, płynnie przechodząc od nastrojowej, sennej ballady, przez funk, do obudowanego rockowym instrumentarium walczyka. Etienne’a wspiera tutaj Théo Panchèvre, co pozwala Francuzom na intrygujący rockowo-funkowy dialog gitar. Im bliżej końca, tym mniej mają one jednak do powiedzenia – godzą je dźwięki syntezatorów, przebijające się powoli z drugiego planu i ostatecznie wieńczące całość. Trudno doprawdy zrozumieć, dlaczego Zwoyld po dziś dzień porusza się gdzieś na obrzeżach muzycznego undergroundu. Oczywiście muzyka zespołu z Owernii nie predestynuje go do zdobycia pozycji gwiazdorskiej, ale mimo wszystko dziwi fakt, że nie jest on znany nawet wśród wielbicieli Zeuhlu. W dużej mierze jest to zapewne spowodowane nieregularną działalnością i długim czteroletnim milczeniem. Może dzięki nowemu albumowi sytuacja ta ulegnie zmianie. Oby! W każdym razie dajcie szansę „Zgondowi” – nie znajdziecie na nim przebojów, ale na pewno odwdzięczy Wam się za uwagę w inny sposób. W jaki – zależeć będzie od Was samych. Skład: Etienne Mazoyer – gitara elektryczna, śpiew (3), instrumenty klawiszowe (4) Théo Panchèvre – gitara elektryczna (1,5) Mathieu Lévigne – instrumenty klawiszowe (1-3) Loïc Mounier – saksofon (3) Gaétan Riou – gitara basowa, chórek (3) Théo Karcher – perkusja
|