Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jerzy Edigey
‹Trzy płaskie klucze›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTrzy płaskie klucze
Data wydania1965
Autor
Wydawca Czytelnik
SeriaZ jamnikiem
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl

PRL w kryminale: Gdy ze skarbca znika dziesięć milionów…
[Jerzy Edigey „Trzy płaskie klucze” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Jerzy Edigey zadebiutował późno, bo mając pięćdziesiątkę na karku, ale kiedy już wydał pierwszą książkę – poszło z górki. Kolejne ukazywały się bardzo regularnie, początkowo jedna na rok, później nawet dwie. „Trzy płaskie klucze” ujrzały światło dzienne w połowie lat 60. XX wieku i były dopiero trzecią „powieścią milicyjną” warszawskiego eksprawnika. Za to na tyle ciekawą, że mogącą zaintrygować nawet współczesnego czytelnika.

Sebastian Chosiński

PRL w kryminale: Gdy ze skarbca znika dziesięć milionów…
[Jerzy Edigey „Trzy płaskie klucze” - recenzja]

Jerzy Edigey zadebiutował późno, bo mając pięćdziesiątkę na karku, ale kiedy już wydał pierwszą książkę – poszło z górki. Kolejne ukazywały się bardzo regularnie, początkowo jedna na rok, później nawet dwie. „Trzy płaskie klucze” ujrzały światło dzienne w połowie lat 60. XX wieku i były dopiero trzecią „powieścią milicyjną” warszawskiego eksprawnika. Za to na tyle ciekawą, że mogącą zaintrygować nawet współczesnego czytelnika.

Jerzy Edigey
‹Trzy płaskie klucze›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTrzy płaskie klucze
Data wydania1965
Autor
Wydawca Czytelnik
SeriaZ jamnikiem
Gatunekkryminał / sensacja / thriller
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Opublikowane w 1965 roku „Trzy płaskie klucze” to trzecia – po „Czeku dla białego gangu” (1963) oraz „Mister MacArecku i jego businessie” (1964) – powieść kryminalna Jerzego Edigeya. I zarazem druga (z rzędu) wydana przez Czytelnika w serii „Z jamnikiem”, w której często pojawiać będą się również następne książki warszawskiego autora (na przemian z Iskrowym „Klubem Srebrnego Klucza” i „Tukanem” – względnie „Krukiem” – z Wydawnictwa Śląsk). To także, w przeciwieństwie do swojej bezpośredniej poprzedniczki, ale za to w nawiązaniu do debiutu – typowa „powieść milicyjna”. Ukazała się w tym samym roku, co „Błękitne okulary” Anny Kłodzińskiej, „Spotkanie pod zegarem” Barbary Gordon, „Zbrodniarz i panna” oraz „Każę aktorom powtórzyć morderstwo” Macieja Słomczyńskiego (obie wydane pod pseudonimem Kazimierz Kwaśniewski). Inni mistrzowie gatunku, jak Zygmunt Zeydler-Zborowski czy Jacek Wołowski, nie wydali wówczas osobnych książek, a jedynie dostarczyli kolejne „gazetowce”: ten pierwszy „Fioletowy szal” (dziesięć lat później wznowiony przez Iskry jako „Koty Leokadii Kościelnej”), ten drugi natomiast – „Krzyżyk i Kreskę”.
Do czego zmierzam? Do konstatacji, że chociaż konkurencja istniała, to jednak mogła być znacznie poważniejsza. W efekcie w połowie lat 60. nieco łatwiej było przebić się ze swoimi historiami milicyjnymi. I Jerzy Edigey z tego właśnie skorzystał, coraz mocniej rozpychając się na rynku wydawniczym. „Trzy płaskie klucze”, chociaż tytuł wcale tego nie sugeruje, są klasyczną opowieścią o skoku na bank – w Warszawie. Ba! w samym centrum stolicy. Takie sytuacje, mimo że byliśmy wówczas krajem komunistycznym, zdarzały się w rzeczywistości. Wystarczy wspomnieć mający miejsce zaledwie kilka miesięcy przed wydaniem powieści Edigeya napad na Bank pod Orłami przy ulicy Jasnej (22 grudnia 1964 roku) czy wcześniejsze o dwa lata włamanie do pomieszczeń oddziału Narodowego Banku Polskiego w dolnośląskim Wołowie (19 sierpnia 1962 roku). Pisarz trafił więc z tematem idealnie. Mógł tym samym liczyć na spore zainteresowanie ze strony czytelników.
Powieściową placówką, którą spotkało nieszczęście, jest mający kilkudziesięcioletnie już tradycje Powszechny Bank Rzemiosła (tę nazwę nadano mu jednak dopiero po drugiej wojnie światowej). Naczelnym dyrektorem (inaczej mówiąc – prezesem) jest Marian Chudziński, a jego zastępcą i w rzeczywistości osobą kierującą codzienną pracą banku – Zygmunt Helski, zatrudniony w tym miejscu od 1933 roku. Dłużej od Helskiego pracuje jedynie starszy woźny (to nie tylko określenie odnoszące się do wieku, lecz także pełnionej funkcji) Franciszek Zaleski, dla którego – to nie przesada – kasa jest drugim (a może nawet pierwszym) domem. Zaleski to człowiek starej daty, mrukliwy, z niechęcią patrzący na współczesny świat i nieustannie rozpamiętujący, jak to było przed wojną, kiedy bankiem zarządzał prezes Jacek Potulicki (samo nazwisko wskazuje na szlacheckie pochodzenie). Za jego czasów placówka funkcjonowała nienagannie jak zegarek szwajcarski; teraz bywa różnie.
I właśnie w tym banku pewnego ranka po otwarciu znajdującej się w suterenie kasy pancernej pracownicy stwierdzają zniknięcie tak zwanej „rezerwy bankowej” w wysokości dziesięciu milionów złotych (w zdecydowanej większości posegregowanej w banknotach pięćsetzłotowych). Stała się rzecz, którą wszyscy uważali za niemożliwą. Przecież jeszcze wczoraj w godzinach popołudniowych, kiedy zamykano placówkę dla klientów – gotówka była na swoim miejscu. A rano… wyparowała. Mimo że przez całą noc w budynku stróżowało dwóch strażników, a regularny obchód na zewnątrz dokonywał trzeci. Dlaczego wieść o kradzieży wzbudza tak wielkie niedowierzanie? Ponieważ aby otworzyć kasę, muszą być przy tym obecni trzej ważni urzędnicy bankowi – dyrektorzy Chudziński i Helski oraz główny kasjer Adam Jarosz – każdy z nich ma bowiem jeden z trzech kluczy. I to nie byle jakich, lecz wykonanych ze stopu irydu i platyny na początku XX wieku przez nieistniejącą już londyńską firmę. Ten, kto dostał się do kasy pancernej, musiał mieć ze sobą cały komplet.
Prowadzący dochodzenie oficerowie Komendy Stołecznej MO – kapitan Piotr Jarkowski oraz porucznik Roman Widera – od samego początku znajdują się w kropce. Bo jak można dokonać niemożliwego? Oczywiście przed wojną był jeszcze drugi komplet kluczy: jeden z nich posiadał prezes Potulicki, który zginął we wrześniu 1939 roku (w okolicach Lublina, jadąc z depozytem bankowym ku granicy rumuńskiej), drugi – jego zastępca Artur Śliwowski, który z kolei został zamordowany przez Niemców w czasie powstania warszawskiego. Dotarcie do ich własności okazało się w powojennej pożodze niemożliwe. Dlatego też w 1946 roku poproszono warszawską Fabrykę Maszyn Precyzyjnych o wykonanie kopii. Trwało to długo, ale w końcu udało się. Tyle że klucze wykonane w Polsce nie zawierały w sobie metali szlachetnych, były więc dużo lżejsze, ale też, o czym szybko przekonano się w banku, bardziej łamliwe. Czyli jednak Jarkowski i Widera dostrzegli światełko na końcu długiego tunelu? I tak, i nie. Okazuje się bowiem, że ten dorobiony w stolicy drugi komplet został zdeponowany – na wszelki wypadek – w… Pałacu Mostowskich, czyli siedzibie Komendy Stołecznej MO. A stamtąd raczej złodziej (bądź złodzieje) go nie zabrali.
Jakby tego było mało, milicjanci mają wrażenie, że pracownicy banku nie mówią im wszystkiego, co wiedzą. A przoduje w tym woźny Franciszek, wyjątkowo negatywnie nastawiony do władzy ludowej. Na szczęście dla Jarkowskiego kontaktuje się z nim jednak podwładny Zaleskiego, młodszy woźny Stanisław Nawrocki, który licząc na nagrodę finansową po odzyskaniu przez MO skradzionej gotówki, wyjawia funkcjonariuszowi tajemnice skrywane przez pracowników. A ma je niemal każdy. Kapitan sprawdza więc kolejne tropy podrzucane przez marzącego o własnym skuterze ambitnego młodziana. Jednocześnie stara się odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście klucze znajdujące się do wojny w rękach Potulickiego i Śliwowskiego zaginęły bezpowrotnie. Bo może jakimś cudem trafiły po 1945 roku w niepowołane ręce, umożliwiając tym samym nieuczciwemu człowiekowi dokonanie zuchwałej kradzieży. Z tym że ten nieuczciwy człowiek musiał mieć coś wspólnego z bankiem. Jarkowski nie ma wątpliwości, iż nie udałoby się skraść ze skarbca dziesięciu milionów bez udziału kogoś z wewnątrz.
Jerzy Edigey skrupulatnie opisuje śledztwo milicyjne. Rozprawia się po kolei z kolejnymi tropami i podejrzanymi. Gdy jedni zostają skreśleni, na ich miejsce – zgodnie z wymogami gatunku – pojawiają się nowi. I tak aż do samego końca, aż wreszcie udaje się przyskrzynić pomysłowego złodzieja. „Trzy płaskie klucze” to oczywiście przede wszystkim klasyczna „powieść milicyjna”, ale zawiera też całkiem sporo wątków obyczajowych: i to zarówno współczesnych, odnoszących się do połowy lat 60. (vide postać Czesława Potulickiego, wnuka przedwojennego prezesa banku), jak i sięgających czasów wojny (tajemnicza i mało chlubna przeszłość jednego ze strażników). Książka zaskakuje w dwóch elementach. Oba odnoszą się do konkretnych postaci. Jedną jest przewijający się na kartach „Trzech płaskich kluczy” przez cały czas woźny Franciszek Zaleski, którego poglądy polityczne zdają się odzwierciedlać to, co na temat ustroju komunistycznego myślał chyba sam Edigey (nie zapominajmy, że przed 1939 rokiem był działaczem Obozu Narodowo-Radykalnego). Drugą pojawiającą się wprawdzie marginalnie, ale nie mniej barwną postacią – jest niejaki Kazimierz Cokół (nazwisko jak najbardziej znaczące!), który pełnił funkcję dyrektora personalnego banku w pierwszej połowie lat 50., a więc w czasach stalinowskich (choć nazwa ta w powieści nie pada). Zadręczał on pracowników reżimem wojskowym i wiecznymi ankietami, dzięki którym zdobywał „haki”. Wszyscy się go bali i wszyscy go nienawidzili. W tym kontekście niezwykle ciekawy i znamienny jest jego dalszy los. Trzeba przyznać, że Edigey zemścił się na swoim (anty)bohaterze wyjątkowo perfidnie!
koniec
28 lipca 2023

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Studium utraty
Joanna Kapica-Curzytek

25 IV 2024

Powieść czeskiej pisarki „Lata ciszy” to psychologiczny osobisty dramat i zarazem przejmujący portret okresu komunizmu w Czechosłowacji.

więcej »

Szereg niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych zdarzeń
Joanna Kapica-Curzytek

21 IV 2024

„Pingwiny cesarskie” jest ciekawym zapisem realizowania naukowej pasji oraz refleksją na temat piękna i różnorodności życia na naszej planecie.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.