Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tetragon
‹Nature›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNature
Wykonawca / KompozytorTetragon
Data wydania1 sierpnia 1971
NośnikWinyl
Czas trwania44:00
Gatunekjazz, klasyczna, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Hendrik Schaper, Jürgen Jaehner, Rolf Rettberg, Joachim Luhrmann
Utwory
Winyl1
1) Fuge16:01
2) Jokus00:23
3) Irgendwas06:03
4) A Short Story13:43
5) Nature07:49
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Cztery kąty, a menedżer w piątym

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj (zachodnio)niemiecka formacja Tetragon.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Cztery kąty, a menedżer w piątym

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj (zachodnio)niemiecka formacja Tetragon.

Tetragon
‹Nature›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNature
Wykonawca / KompozytorTetragon
Data wydania1 sierpnia 1971
NośnikWinyl
Czas trwania44:00
Gatunekjazz, klasyczna, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Hendrik Schaper, Jürgen Jaehner, Rolf Rettberg, Joachim Luhrmann
Utwory
Winyl1
1) Fuge16:01
2) Jokus00:23
3) Irgendwas06:03
4) A Short Story13:43
5) Nature07:49
Wyszukaj / Kup
Na początku był… Blues Ltd. – zespół, który powołany został do życia w 1966 roku przez piętnastoletniego ucznia szkoły średniej w Osnabrück, grającego na instrumentach klawiszowych (i sporadycznie również śpiewającego) Hendrika Schapera. Dwa lata później formację przechrzczono na Trikolon, co wiązało się nie tylko ze zmianą składu, ale również stylistyki. Oprócz wpływów bluesa i psychodelii coraz więcej miejsca w dokonaniach młodych Niemców zaczął odgrywać – nawiązujący do muzyki klasycznej i jazzu – rock progresywny (w klimacie brytyjskiego The Nice i holenderskiego Ekseption). Grając sporo koncertów w miastach i miasteczkach Dolnej Saksonii, grupa wyrosła na lokalną gwiazdę; ukoronowaniem jej statusu było wydanie – wprawdzie własnym sumptem, ale jednak – debiutanckiego (i, jak się potem okazało, jedynego w dyskografii) albumu „Cluster” (1969). Nie bez znaczenia był też fakt supportowania zespołu Ekseption podczas koncertu w Osnabrück, który miał miejsce 19 października 1970 roku. To po nim posypały się propozycje kolejnych występów. I one też przyczyniły się do kolejnych zmian.
Nie mogąc pogodzić pracy zawodowej z działalnością artystyczną, z Trikolon rozstał się perkusista Ralf Schmieding; na jego miejsce Schaper i basista Rolf Rettberg przyjęli Joachima Luhrmanna. Ale to nie jedyna korekta w składzie, do której doszło wiosną 1971 roku. Hendrik zdecydował się dokooptować jeszcze gitarzystę, co dla formacji radzącej sobie dotychczas bez tego instrumentu było zmianą rewolucyjną. Wybór padł na Jürgena Jaehnera. Zapewne w tym momencie lider grupy uświadomił sobie, jak niewiele łączy już jej nowe wcielenie z poprzednim. A może co nieco podpowiedział również menedżer Trikolon, Peter Kretschmann. W każdym razie niebawem Schaper przedstawił nową nazwę formacji – Tetragon. Czym nawiązał do figury geometrycznej o czterech kątach – tylu, ilu było muzyków w zespole. Zanim powstał nowy repertuar, kwartet próbował sił, grając covery – były to głównie utwory z repertuaru The Nice, Traffic, Brian Auger & The Trinity oraz wybrane fragmenty musicalu „West Side Story”. Nowe kompozycje powstały jednak dość szybko i szybko też zdecydowano się je zarejestrować. Po raz kolejny odbyło się nie w profesjonalnym, ale naprędce zaaranżowanym studiu, tym razem mieszczącym się na starej farmie nieopodal Osnabrück, która należała do przyjaciół rodziców Luhrmanna.
Muzycy wybrali się tam dwukrotnie: 22 i 23 oraz 30 i 31 maja 1971 roku. Mając taśmę z nagraniami w ręku, do wytężonej pracy zabrał się teraz menedżer, który wraz ze swoim przyjacielem, artystą-grafikiem Jürgenem Osieką (odpowiedzialnym zresztą za okładkę płyty), postanowił opublikować krążek za własne pieniądze. W tym celu założył firmę o nazwie Soma i pod jej szyldem wytłoczył czterysta egzemplarzy debiutanckiego wydawnictwa Tetragonu, które zatytułowane zostało „Nature”. Ujrzało ono światło dzienne 1 sierpnia tego samego roku, a więc zaledwie dwa miesiące po zakończeniu sesji. Trzeba przyznać, że tempo działania Petera Kretschmanna było imponujące. A jaka była muzyka zawarta na albumie? Wbrew pozorom, wcale nie tak odległa od tego, co znalazło się dwa lata wcześniej na „Cluster”, o czym świadczy chociażby utwór otwierający stronę A, czyli „Fuge”. To twórcza przeróbka jednej z najsłynniejszych kompozycji Jana Sebastiana Bacha, czyli „Toccaty i fugi d-moll”, którą Schaper z Rettbergiem i Schmiedingiem grywali na koncertach już pod szyldem Trikolon (dowodem na to bonus do kompaktowej reedycji ich jedynej płyty). Tyle że tym razem oczywiście oprócz organów Hammonda i sekcji rytmicznej rozbrzmiewają jeszcze dźwięki gitary elektrycznej Jürgena Jaehnera.
Gitara – mówiąc symbolicznie – pełni tu zresztą rolę pierwszoplanową, bijąc się o ten honor z organami i fortepianem. Najczęściej obaj instrumentaliści znakomicie się dopełniają, prowadząc ze sobą wyrafinowane dialogi, a niekiedy wręcz napędzając się wzajemnie energią. W „Fudze” (spolszczamy tym samym tytuł), przede wszystkim z uwagi na klasyczne pochodzenie utworu, więcej do powiedzenia mają Hammondy, chociaż znajduje się tu także miejsce – co zresztą nie powinno dziwić, skoro numer trwa szesnaście minut – na partie solowe basu i perkusji. W dalszej części z kolei do głosu dochodzi Jaehner, który udowadnia, że mimo młodego wieku, ma już całkiem niezłe pojęcie na temat klasyki bluesowej. Ba! w swej solówce zahacza również o hard rock. A w finale subtelnie przekomarza się z Schaperem. Drugi na liście „Jokus” to dwudziestoparosekundowa miniaturka, typowy przerywnik, w którym Hendrik prawdopodobnie przetworzył elektronicznie swój głos. Dalej następuje numer zatytułowany „Irgendwas”. Otwiera go rytmiczna partia fortepianu, który wkrótce zostaje zastąpiony przez organy. Te jednak usłyszeć można jedynie w prawym kanale; z lewego bowiem zaczynają w tym samym czasie płynąć dźwięki gitary. Widać muzykom bardzo spodobały się możliwości stereofonii i postanowili maksymalnie wykorzystać je na płycie.
Chwyt ten stosować będą również w kolejnych numerach na krążku, ale do nich dopiero przejdziemy. „Irgendwas” ma bardzo zróżnicowany charakter: po części elektrycznej (organy kontra gitara) następuje sekwencja akustyczna, w której pojawiają się fortepian i „pudło”. I tak jest do samego końca – nastrojowo, ale dynamicznie, z dużą porcją pozytywnej energii. Po przełożeniu winylowego krążka na stronę B otrzymujemy kolejną rozbudowaną kompozycję – „A Short Story”. Jest ona interesująca o tyle, że Schaper wykorzystał w niej wątki ze wspomnianego już wcześniej musicalu „West Side Story” Leonarda Bernsteina. Początek jest jednak autorski – organy mieszają się z mocno awangardowymi, niepokojącymi dźwiękami klawiszy i skomplikowanymi podziałami rytmicznymi, z których pod koniec drugiej minuty wyłaniają się grane unisono (w dwóch różnych kanałach) partie gitary i Hammondów. Wrażenie jest naprawdę spore! A dalej jest tylko lepiej. Rock progresywny miesza się z muzyką klasyczną, a blues z fusion. Wszystko zaś podane jest z dużym wyczuciem. Zamykający album utwór tytułowy to z kolei najklasyczniejszy w świecie prog-rock, tym różniący się od poprzednich numerów, że można usłyszeć w nim wokal Hendrika (śpiewa po angielsku, ponieważ doszedł do wniosku, że ten język jest bardziej melodyjny).
Trzeba jednak przyznać, że jako wokalista Schaper zbytnio się nie przemęcza; jedna frasobliwa zwrotka na początek, jedna na koniec – tyle go można usłyszeć. Ale to, co najważniejsze, dzieje się w „Nature” pomiędzy nimi, włącznie z mocno kontrastującym nastrojem ze ścieżką wokalną dialogiem organowo-gitarowym. Do wydanej dwadzieścia lat temu kompaktowej reedycji płyty („podpisanej” przez renomowaną francuską wytwórnię Musea) dodany został jeszcze jeden, bonusowy, kawałek – to zarejestrowany 12 lutego 1972 roku podczas występu w położonym nieopodal Osnabrück mieście Georgsmarienhütte ponad czternastominutowy „Doors in Between”. Daje on całkiem niezłe pojęcie na temat koncertowych możliwości kwartetu. Tetragon jawi się w nim jako rasowa progresywna formacja, która nie stroni od „skoków w bok”, zwłaszcza w stronę hard rocka. Pierwsze skrzypce grają tu oczywiście Schaper i Jaehner; ten pierwszy sięga nawet po fortepian elektryczny, który jeszcze bardziej przydaje muzyce niemieckiego zespołu klimatu. Świetnie prezentuje się też dynamiczna końcówka. Nie sposób więc, zapoznawszy się z całością materiału, nie zadać pytania: Dlaczego muzykom z Osnabrück nie udało się zrobić kariery? Mieli przecież wszystkie atuty w rękach.
Jak powinna brzmieć odpowiedź? Chyba zwyczajnie zabrakło im szczęścia. Materiał, który znalazł się na „Nature”, za pośrednictwem Kretschmanna trafił do rąk dziennikarza muzycznego stacji radiowej NDR (Norddeutsche Rundfunk) Klausa Wellershausa. Spodobał mu się na tyle, że chętnie prezentował go na antenie. To z kolei sprawiło, że kiedy 31 lipca 1971 roku (na dzień przed oficjalnym wydaniem albumu) do Osnabrück przyjechała na koncert grupa Frumpy, zaszczyt rozgrzania publiczności ponownie – jak niespełna rok wcześniej przed Ekseption – przypadł w udziale Hendrikowi Schaperowi i jego kolegom. Menedżer Frumpy był ponoć zauroczony Tetragonem do tego stopnia, że zaoferował im podpisanie kontraktu z wytwórnią Phonogram. Zaplanowano już nawet kolejną sesję nagraniową, która miała odbyć się we wrześniu. „Miała”, czyli… się nie odbyła. Do tego czasu muzycy nie zdążyli bowiem stworzyć nowego repertuaru. Ale co się odwlekło, wcale nie uciekło. Minęły kolejne trzy miesiące i zespół wybrał się na nagrania do Hamburga. Co z tej wyprawy wynikło, przeczytacie niebawem.
koniec
6 września 2015
Skład:
Hendrik Schaper – organy Hammonda, śpiew (5), klawinet, fortepian, cembalet
Jürgen Jaehner – gitara elektryczna, gitara akustyczna
Rolf Rettberg – gitara basowa
Joachim Luhrmann – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
Sebastian Chosiński

6 V 2024

Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.

więcej »

Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
Sebastian Chosiński

4 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.