50 najlepszych płyt muzycznych 2017 rokuEsensja50 najlepszych płyt muzycznych 2017 rokuPiotr ‘Pi’ Gołębiewski „Hiss Spun” to chyba najostrzejszy album w dorobku Chelsea Wolfe. Dominują na nim liczne gitarowe sprzężenia i ciężkie uderzenia perkusji. Do tego dochodzi zawodzący śpiew i już wiemy jak wygląda jądro ciemności. A jednak, pomimo deficytu jasnych odcieni i choćby nuty przebojowości, nie można się od tego krążka oderwać. Kreowany przez Chelsea klimat sennych koszmarów i majaków szaleńca potrafi wciągnąć bez reszty i zahipnotyzować, nawet jeśli na co dzień nie słucha się tego typu muzyki. I jeszcze tylko gdyby całość ozdobiono inną okładką, nie wizerunkiem złego brata kuzyna Coś z „Rodziny Addamsów”. Piotr ‘Pi’ Gołębiewski Sięgając po drugi album SpaceSlug można się zdziwić. Słuchając go odpływamy w kosmiczny świat, mając poczucie, że obcujemy z pozycją godną czołówki światowego stoner rocka, gdy nagle rzucając okiem na nazwiska muzyków, odkrywamy, że są Polakami. Już niedługo nie tylko Behemoth, Vader i Riverside, ale także Kosmiczny Ślimak powinien stać się naszą największą muzyczną eksportową marką. Długie, rozbudowane kompozycje, przenikające się motywy i wszędobylskie, cudowne przestery, sprawiają wrażenie, że mamy do czynienia z dziełem kompletnym. Uzupełnionym o bardzo stylową oprawę graficzną. Rodzi się nam potęga. Piotr ‘Pi’ Gołębiewski „Hasta la victoria” nie jest płytą łatwą. Nie zdziwię się, jeśli kogoś odstraszą psychodeliczne dźwięki, powtarzalne motywy i wrażenie chaosu. Niemniej jeśli się w to wszystko wsłuchać, okaże się, że całość jest jak najbardziej przemyślana, a to co wydawało się kakofonią, umiejętnym połączeniem improwizowanego szaleństwa ze zgrabnymi harmoniami. Do tego dochodzi wciągająca mantrowość dwóch najdłuższych utworów, które powoli narastają, aż doprowadzają słuchacza do pełnego katharsis. Co ciekawe The Myrrors to nie projekt awangardowych Europejczyków, czy szalonych Azjatów, a gości wychowanych na pustyni w Arizonie. Przemysław Pietruszewski Kiedy usłyszałem debiutancką EPkę „Out is in” stwierdziłem, niczym Calvin Candie w „Django": „macie moją ciekawość”. Kiedy usłyszałem kawałek „Warsaw Street”, dodałem za Calvinem: „teraz macie moją uwagę”. Na pełnoprawny krążek musieliśmy nieco poczekać, lecz duo z Frankfurtu spełniło pokładane w nich nadzieje. „Hymns to the Night” ma w sobie sporo z post-punkowej fali pokroju Joy Division, ale klimatem zbiiżamy się bardziej do nocnej przejażdżki ulicami Berlina, gdzie z lewej i prawej strony otoczeni jesteśmy ferią neonowych i przemysłowych lamp, a zza okien dobijają się do nas dyskotekowe rozmarzone bity, żywcem wyjęte z lat 80. Sama elektronika, pomimo oczywistych synthpopowych nawiązań, przykuwa uwagę swoim niespiesznym tempem. Gitary, w dużej mierze, też podążają w kierunku muzyki końca świata. Momentami wybrzmiewają niczym najlepsze numery U2 poddane sporej dawce relanium. Nie jest to w tym przypadku wada. „Hymns to the Night” nigdzie się nie spieszy. Pozwala słuchaczowi wsiąknąć niczym gąbka w ten senno-narkotyczny klimat, zostawiając go na skraju pustki emocjonalnej. Ale jeśli już wyciągacie stryczek z szafy, to może dla przeciwwagi przesłuchajcie także zremixowanych wersji utworów, które nastroją was bardziej optymistycznie. Sebastian Chosiński Łączenie muzyki średniowiecznej z heavy metalem – czy to w formie black- czy doommetalowej – nie jest już żadną nowością. Praktykowane bywa – głównie w Niemczech i Skandynawii – od ponad dwóch dekad. Co jakiś czas trafia się jednak wykonawca, który potrafi tchnąć w ten gatunek nowe życie. Jak Szwedzi z zespołu Apocalypse Orchestra na swoim debiutanckim albumie „The End is Nigh”. Ta płyta może Was zauroczyć, ale na pewno nie wprawi w dobry nastrój, zwłaszcza jeżeli zaczniecie analizować słowa poszczególnych utworów. Ich ogólny sens jest jednoznaczny: Apokalipsa jest już blisko… coraz bliżej… Cała recenzja tutaj. Sebastian Chosiński „One with the Universe” ma spore szanse przypaść do gustu fanom nieco ostrzejszych brzmień. Choć nie brakuje też nastrojowych stonerrockowych kompozycji, jakimi panowie z Samsara Blues Experiment raczyli nas już przed laty. Granice stylistyczne pomiędzy psychodelią, stonerem a hard rockiem (i jego odmianami) są tu zresztą bardzo płynne, co jest dodatkowym atutem albumu. Cała recenzja tutaj. Piotr ‘Pi’ Gołębiewski NiXes to projekt muzyczny, w którym główną osobą jest Ania Rusowicz. Jak twierdzi, nie chciała nagrywać płyty pod własnym nazwiskiem, ponieważ to inny rodzaj muzyki, niż jej solowe dokonania. Ale czy aby na pewno? Jak na razie Ania ma na koncie dwie płyty (plus „Retronarodzenie” z piosenkami świątecznymi) – pierwsza „Mój big-bit” osadzona była w klimatach lat 60., druga „Genesis” w świecie flower power. „NiXes” natomiast to zabarwiona elektroniką wycieczka w lata 70. Mamy więc sensowne rozwinięcie artystycznej drogi Rusowicz. I tylko trochę szkoda, że nie zdecydowała się na polskie teksty. Piotr ‘Pi’ Gołębiewski Aż trudno uwierzyć, że Godflesh to teraz tylko dwóch muzyków. Generują bowiem tak nieokiełznany hałas, niczym armia metalowców. Dodajmy, że bardzo gniewny hałas. „Post Self” to bez wątpienia jedna z najbardziej agresywnych płyt zeszłego roku, choć i tu zdarzają się spokojniejsze fragmenty. Wszystko jest jednak polane industrialnym chłodem i „brudną” elektroniką, co w połączeniu z wykrzykiwanymi tekstami robi iście apokaliptyczne wrażenie. Sebastian Chosiński „Eternal Hayden” to pierwsza płyta PH wydana przez cieszącą się dużą renomą wśród wielbicieli muzyki awangardowej i progresywnej fińską wytwórnię Svart Records (rodem z Turku). Ujrzała ona światło dzienne w marcu minionego roku. I z miejsca zaskoczyła. Czym? Przede wszystkim długością! Zawartych na niej pięć kompozycji trwa bowiem zaledwie trzydzieści sześć minut (z groszami). W przeszłości tyle trwały pojedyncze numery Mr. Peter Hayden! Czyżby więc artyści wraz ze zmianą szyldu zaczęli rozmieniać się na drobne? Niekoniecznie. Wszystkie utwory są ze sobą ściśle powiązane, wynikają z siebie nawzajem, stanowią zatem elementy większej całości. Są suitą podzieloną na pięć rozdziałów. Cała recenzja tutaj. Sebastian Chosiński „Reverse” jest – opartym na dźwiękach syntezatorów i (nierzadko) przetworzonych elektronicznie gitar – instrumentalnym concept-albumem. W muzyce tej rock miesza się z awangardą i elektroniką, ale nie brakuje też „skoków w bok” i sięgania po inne gatunki stylistyczne – od krautrockowej psychodelii po post-rock. Są to jednak przede wszystkim smaczki aranżacyjne, których głównym celem jest uatrakcyjnienie z założenia dość monotonnej muzyki wykonywanej przez Pinhasa. Cała recenzja tutaj. |
"ale tak mogą pisać tylko osoby, które niczego poza boysbandem Dave Gahana nie słyszeli".
Myślałem, że to jest poważny portal a ludzie piszący o muzyce mają o niej choć śladowe pojęcie. Myliłem się.
"Violator" dziełem boysbandu... Ciekawe co jeszcze jest dziełem boysbandu? "Master of Puppets"? "Dark Side of the Moon"? Kpię, ale tego nie można brać na poważnie.
A jeśli celebrytka Lorde jest na 36 miejscu to Ulver zasługuje na co najmniej 10 miejsce. Najlepsza popowa płyta od lat.
@zyx: to było napisane bardziej z przekory, bo w co drugiej recenzji każdy pod Ulver podpina tylko Depeche Mode, co jest krzywdzące zarówno dla jednych i drugich. Cenię ich bardzo, zarówno za starsze jak i nowsze płyty, ale "Violator" nie jest ich najlepszym długograjem.
@Miekko Pallbearer to był dobry na debiucie. W tym roku zdecydowanie w doom metalu karty rozdał The Ruins Of Beverast
@Przemek
Nie zakumałem. Faktycznie, porównywanie Ulver TYLKO do Depeche Mode w recenzjach czy wywiadach dotyczących ostatniej płyty rzuca się w oczy i jest irytujące. Zresztą sam Kristoffer Rygg wskazuje na trochę inne inspiracje: Kate Bush czy Tears For Fears.
A co do "Violatora" - dla mnie to nie tylko zdecydowanie najlepsza płyta DM, ale jedna z najlepszych płyt w ogóle. Ich ostatnie albumy nie powalają, choć trzeba przyznać, że jak na zespól z takim stażem starają się nie odcinać kuponów. Dobre i to.
@zyx
Właśnie o to mi chodziło. Odnośnie Depeche Mode. Ja bardzo się cieszę że ostatnie płyty bardziej poszły w stronę Kraftwerk i tej transmechanicznej nuty. Do takiej "Sounds of The Universe" bardzo długo się przekonywałem, ale dzisiaj uważam że to jest jedna z ich najlepszych płyt w ogóle, głownie przez źródło inspiracji które wspomniałem wyżej.
"Violator" oczywiście też cenię, ale na mnie bardziej działa "Music for the Massess" głównie przez to, że nie wpisuje się tak koniunkturalnie w "piosenkowe" lata 80. To jest wyjście poza schemat, które chciałbym aby w ich zespole pojawiało się na każdej płycie. Niestety ostatnio idzie im to gorzej.
@Przemek
U mnie "Music..." jest na drugim. Tam jest rzeczywiście dużo eksperymentowania w sferze produkcyjnej, brzmieniowej. Choćby takie "To Have And To Hold" - niesamowity numer, sprawdziłby się jako podkład do jakiegoś horroru. Ale za to "mieszanie" chyba był głównie odpowiedzialny Alan Wilder, po jego odejściu brzmienie zespołu nie jest już tak frapujące i dopracowane. Abstrahując od tego, że Martin Gore swoje najlepsze utwory tez już skomponował.
Jeszcze co do ostatnich płyt - faktycznie, chyba inspiracja Kraftwerk jest na nich bardziej widoczna, ale to żenienie bluesa z elektroniką tez już jest u nich pewnym schematem. Ja bym chciał więcej utworów jak "Scum". Może jak by za produkcję wziął się Atticus Ross(a były takie plotki)...
W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Pakiet startowy: 50 najlepszych utworów Kazika według czytelników Esensji
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wybierz najlepsze utwory Kazika!
— Esensja
Weekendowa Bezsensja: 60 najgorszych okładek płyt 2017 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Tu miejsce na labirynt…: Zgrzytliwa psychodelia prosto z Raju
— Sebastian Chosiński
Nie przegap: Lipiec 2017
— Esensja
Tu miejsce na labirynt…: Pożegnanie z legendą
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Z głowami w gwiazdach…
— Sebastian Chosiński
Nie przegap: Maj 2017
— Esensja
Koniec jest blisko. Coraz bliżej…
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Prawdziwe oblicze pana Haydena. Petera Haydena!
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Może i vintage, ale jaki nowoczesny!
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: W oczekiwaniu na… pierwszy śnieg
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Zmiany, które wychodzą na dobre
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Nie gaście tego pożaru!
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Koniec wieczności i wieczność bez końca
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Dzisiaj słuchaj tak, jakby jutro miał być koniec świata
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Żywy! Jeszcze żywszy. Ciężki! Jeszcze cięższy
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Idealna kompania: ośmiu Szwedów i Norweg
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Powrót ludzi zwanych Pająkami
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Gdyby Coltrane kochał krautrock…
— Sebastian Chosiński
Wybierz najlepsze utwory Kazika!
— Esensja
50 najlepszych płyt 2018 roku
— Esensja
Zmarł Zbigniew Wodecki
— Esensja
Chris Cornell nie żyje
— Esensja
Music For Mr. Fortuna - konferencja prasowa
— Esensja
50 najlepszych płyt 2014
— Esensja
Moda na Castle Party
— Esensja
Wybierz najlepsze utwory Black Sabbath bez Ozzy’ego!
— Esensja
Wybierz najlepsze utwory Metalliki!
— Esensja
Masha Qrella - trasa koncertowa
— Esensja
Brak na tej liście najnowszej płyty Pallbearer jest wręcz szokujący. G... warta taka lista :).