Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych płyt muzycznych 2017 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

50 najlepszych płyt muzycznych 2017 roku

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
„Hiss Spun” to chyba najostrzejszy album w dorobku Chelsea Wolfe. Dominują na nim liczne gitarowe sprzężenia i ciężkie uderzenia perkusji. Do tego dochodzi zawodzący śpiew i już wiemy jak wygląda jądro ciemności. A jednak, pomimo deficytu jasnych odcieni i choćby nuty przebojowości, nie można się od tego krążka oderwać. Kreowany przez Chelsea klimat sennych koszmarów i majaków szaleńca potrafi wciągnąć bez reszty i zahipnotyzować, nawet jeśli na co dzień nie słucha się tego typu muzyki. I jeszcze tylko gdyby całość ozdobiono inną okładką, nie wizerunkiem złego brata kuzyna Coś z „Rodziny Addamsów”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Sięgając po drugi album SpaceSlug można się zdziwić. Słuchając go odpływamy w kosmiczny świat, mając poczucie, że obcujemy z pozycją godną czołówki światowego stoner rocka, gdy nagle rzucając okiem na nazwiska muzyków, odkrywamy, że są Polakami. Już niedługo nie tylko Behemoth, Vader i Riverside, ale także Kosmiczny Ślimak powinien stać się naszą największą muzyczną eksportową marką. Długie, rozbudowane kompozycje, przenikające się motywy i wszędobylskie, cudowne przestery, sprawiają wrażenie, że mamy do czynienia z dziełem kompletnym. Uzupełnionym o bardzo stylową oprawę graficzną. Rodzi się nam potęga.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
„Hasta la victoria” nie jest płytą łatwą. Nie zdziwię się, jeśli kogoś odstraszą psychodeliczne dźwięki, powtarzalne motywy i wrażenie chaosu. Niemniej jeśli się w to wszystko wsłuchać, okaże się, że całość jest jak najbardziej przemyślana, a to co wydawało się kakofonią, umiejętnym połączeniem improwizowanego szaleństwa ze zgrabnymi harmoniami. Do tego dochodzi wciągająca mantrowość dwóch najdłuższych utworów, które powoli narastają, aż doprowadzają słuchacza do pełnego katharsis. Co ciekawe The Myrrors to nie projekt awangardowych Europejczyków, czy szalonych Azjatów, a gości wychowanych na pustyni w Arizonie.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Przemysław Pietruszewski
Kiedy usłyszałem debiutancką EPkę „Out is in” stwierdziłem, niczym Calvin Candie w „Django": „macie moją ciekawość”. Kiedy usłyszałem kawałek „Warsaw Street”, dodałem za Calvinem: „teraz macie moją uwagę”. Na pełnoprawny krążek musieliśmy nieco poczekać, lecz duo z Frankfurtu spełniło pokładane w nich nadzieje. „Hymns to the Night” ma w sobie sporo z post-punkowej fali pokroju Joy Division, ale klimatem zbiiżamy się bardziej do nocnej przejażdżki ulicami Berlina, gdzie z lewej i prawej strony otoczeni jesteśmy ferią neonowych i przemysłowych lamp, a zza okien dobijają się do nas dyskotekowe rozmarzone bity, żywcem wyjęte z lat 80. Sama elektronika, pomimo oczywistych synthpopowych nawiązań, przykuwa uwagę swoim niespiesznym tempem. Gitary, w dużej mierze, też podążają w kierunku muzyki końca świata. Momentami wybrzmiewają niczym najlepsze numery U2 poddane sporej dawce relanium. Nie jest to w tym przypadku wada. „Hymns to the Night” nigdzie się nie spieszy. Pozwala słuchaczowi wsiąknąć niczym gąbka w ten senno-narkotyczny klimat, zostawiając go na skraju pustki emocjonalnej. Ale jeśli już wyciągacie stryczek z szafy, to może dla przeciwwagi przesłuchajcie także zremixowanych wersji utworów, które nastroją was bardziej optymistycznie.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
Łączenie muzyki średniowiecznej z heavy metalem – czy to w formie black- czy doommetalowej – nie jest już żadną nowością. Praktykowane bywa – głównie w Niemczech i Skandynawii – od ponad dwóch dekad. Co jakiś czas trafia się jednak wykonawca, który potrafi tchnąć w ten gatunek nowe życie. Jak Szwedzi z zespołu Apocalypse Orchestra na swoim debiutanckim albumie „The End is Nigh”. Ta płyta może Was zauroczyć, ale na pewno nie wprawi w dobry nastrój, zwłaszcza jeżeli zaczniecie analizować słowa poszczególnych utworów. Ich ogólny sens jest jednoznaczny: Apokalipsa jest już blisko… coraz bliżej…
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
„One with the Universe” ma spore szanse przypaść do gustu fanom nieco ostrzejszych brzmień. Choć nie brakuje też nastrojowych stonerrockowych kompozycji, jakimi panowie z Samsara Blues Experiment raczyli nas już przed laty. Granice stylistyczne pomiędzy psychodelią, stonerem a hard rockiem (i jego odmianami) są tu zresztą bardzo płynne, co jest dodatkowym atutem albumu.
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
NiXes to projekt muzyczny, w którym główną osobą jest Ania Rusowicz. Jak twierdzi, nie chciała nagrywać płyty pod własnym nazwiskiem, ponieważ to inny rodzaj muzyki, niż jej solowe dokonania. Ale czy aby na pewno? Jak na razie Ania ma na koncie dwie płyty (plus „Retronarodzenie” z piosenkami świątecznymi) – pierwsza „Mój big-bit” osadzona była w klimatach lat 60., druga „Genesis” w świecie flower power. „NiXes” natomiast to zabarwiona elektroniką wycieczka w lata 70. Mamy więc sensowne rozwinięcie artystycznej drogi Rusowicz. I tylko trochę szkoda, że nie zdecydowała się na polskie teksty.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Aż trudno uwierzyć, że Godflesh to teraz tylko dwóch muzyków. Generują bowiem tak nieokiełznany hałas, niczym armia metalowców. Dodajmy, że bardzo gniewny hałas. „Post Self” to bez wątpienia jedna z najbardziej agresywnych płyt zeszłego roku, choć i tu zdarzają się spokojniejsze fragmenty. Wszystko jest jednak polane industrialnym chłodem i „brudną” elektroniką, co w połączeniu z wykrzykiwanymi tekstami robi iście apokaliptyczne wrażenie.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
„Eternal Hayden” to pierwsza płyta PH wydana przez cieszącą się dużą renomą wśród wielbicieli muzyki awangardowej i progresywnej fińską wytwórnię Svart Records (rodem z Turku). Ujrzała ona światło dzienne w marcu minionego roku. I z miejsca zaskoczyła. Czym? Przede wszystkim długością! Zawartych na niej pięć kompozycji trwa bowiem zaledwie trzydzieści sześć minut (z groszami). W przeszłości tyle trwały pojedyncze numery Mr. Peter Hayden! Czyżby więc artyści wraz ze zmianą szyldu zaczęli rozmieniać się na drobne? Niekoniecznie. Wszystkie utwory są ze sobą ściśle powiązane, wynikają z siebie nawzajem, stanowią zatem elementy większej całości. Są suitą podzieloną na pięć rozdziałów.
Cała recenzja tutaj.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Sebastian Chosiński
„Reverse” jest – opartym na dźwiękach syntezatorów i (nierzadko) przetworzonych elektronicznie gitar – instrumentalnym concept-albumem. W muzyce tej rock miesza się z awangardą i elektroniką, ale nie brakuje też „skoków w bok” i sięgania po inne gatunki stylistyczne – od krautrockowej psychodelii po post-rock. Są to jednak przede wszystkim smaczki aranżacyjne, których głównym celem jest uatrakcyjnienie z założenia dość monotonnej muzyki wykonywanej przez Pinhasa.
Cała recenzja tutaj.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

19 I 2018   17:53:39

Brak na tej liście najnowszej płyty Pallbearer jest wręcz szokujący. G... warta taka lista :).

19 I 2018   20:35:49

"ale tak mogą pisać tylko osoby, które niczego poza boysbandem Dave Gahana nie słyszeli".

Myślałem, że to jest poważny portal a ludzie piszący o muzyce mają o niej choć śladowe pojęcie. Myliłem się.

"Violator" dziełem boysbandu... Ciekawe co jeszcze jest dziełem boysbandu? "Master of Puppets"? "Dark Side of the Moon"? Kpię, ale tego nie można brać na poważnie.

A jeśli celebrytka Lorde jest na 36 miejscu to Ulver zasługuje na co najmniej 10 miejsce. Najlepsza popowa płyta od lat.

20 I 2018   01:54:43

@zyx: to było napisane bardziej z przekory, bo w co drugiej recenzji każdy pod Ulver podpina tylko Depeche Mode, co jest krzywdzące zarówno dla jednych i drugich. Cenię ich bardzo, zarówno za starsze jak i nowsze płyty, ale "Violator" nie jest ich najlepszym długograjem.

20 I 2018   02:05:27

@Miekko Pallbearer to był dobry na debiucie. W tym roku zdecydowanie w doom metalu karty rozdał The Ruins Of Beverast

20 I 2018   19:40:07

@Przemek
Nie zakumałem. Faktycznie, porównywanie Ulver TYLKO do Depeche Mode w recenzjach czy wywiadach dotyczących ostatniej płyty rzuca się w oczy i jest irytujące. Zresztą sam Kristoffer Rygg wskazuje na trochę inne inspiracje: Kate Bush czy Tears For Fears.
A co do "Violatora" - dla mnie to nie tylko zdecydowanie najlepsza płyta DM, ale jedna z najlepszych płyt w ogóle. Ich ostatnie albumy nie powalają, choć trzeba przyznać, że jak na zespól z takim stażem starają się nie odcinać kuponów. Dobre i to.

22 I 2018   15:48:40

@zyx
Właśnie o to mi chodziło. Odnośnie Depeche Mode. Ja bardzo się cieszę że ostatnie płyty bardziej poszły w stronę Kraftwerk i tej transmechanicznej nuty. Do takiej "Sounds of The Universe" bardzo długo się przekonywałem, ale dzisiaj uważam że to jest jedna z ich najlepszych płyt w ogóle, głownie przez źródło inspiracji które wspomniałem wyżej.
"Violator" oczywiście też cenię, ale na mnie bardziej działa "Music for the Massess" głównie przez to, że nie wpisuje się tak koniunkturalnie w "piosenkowe" lata 80. To jest wyjście poza schemat, które chciałbym aby w ich zespole pojawiało się na każdej płycie. Niestety ostatnio idzie im to gorzej.

22 I 2018   20:25:59

@Przemek
U mnie "Music..." jest na drugim. Tam jest rzeczywiście dużo eksperymentowania w sferze produkcyjnej, brzmieniowej. Choćby takie "To Have And To Hold" - niesamowity numer, sprawdziłby się jako podkład do jakiegoś horroru. Ale za to "mieszanie" chyba był głównie odpowiedzialny Alan Wilder, po jego odejściu brzmienie zespołu nie jest już tak frapujące i dopracowane. Abstrahując od tego, że Martin Gore swoje najlepsze utwory tez już skomponował.
Jeszcze co do ostatnich płyt - faktycznie, chyba inspiracja Kraftwerk jest na nich bardziej widoczna, ale to żenienie bluesa z elektroniką tez już jest u nich pewnym schematem. Ja bym chciał więcej utworów jak "Scum". Może jak by za produkcję wziął się Atticus Ross(a były takie plotki)...

28 I 2018   11:37:53

Brak Slowdive podważa sens robienia takich zestawień...

12 III 2018   00:28:52

@Robert
Slowdive to akurat jedno z największych rozczarowań 2017 roku

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Średnio udane lądowanie
Sebastian Chosiński

13 V 2024

W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.

więcej »

Non omnis moriar: Jak to jest płynąć „trzecim nurtem”…
Sebastian Chosiński

11 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
Sebastian Chosiński

6 V 2024

Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.