Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne

więcej »

Zapowiedzi

Passport
‹Passport – Doldinger›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPassport – Doldinger
Wykonawca / KompozytorPassport
Data wydania1971
Wydawca Atlantic Records
NośnikWinyl
Czas trwania43:01
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Klaus Doldinger, Olaf Kübler, Jimmy Jackson, Lothar Meid, Udo Lindenberg
Utwory
Winyl1
1) Uranus06:40
2) Schirokko05:51
3) Hexensabbat04:30
4) Nostalgia05:20
5) Lemuria’s Dance04:51
6) Continuation10:01
7) Madhouse Jam05:48
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Sabat czarownic na Uranie

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj debiut jazzrockowej grupy Passport – kolejnej formacji Klausa Doldingera.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Sabat czarownic na Uranie

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj debiut jazzrockowej grupy Passport – kolejnej formacji Klausa Doldingera.

Passport
‹Passport – Doldinger›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPassport – Doldinger
Wykonawca / KompozytorPassport
Data wydania1971
Wydawca Atlantic Records
NośnikWinyl
Czas trwania43:01
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Klaus Doldinger, Olaf Kübler, Jimmy Jackson, Lothar Meid, Udo Lindenberg
Utwory
Winyl1
1) Uranus06:40
2) Schirokko05:51
3) Hexensabbat04:30
4) Nostalgia05:20
5) Lemuria’s Dance04:51
6) Continuation10:01
7) Madhouse Jam05:48
Wyszukaj / Kup
W latach 1968-1970 niemiecki saksofonista i klawiszowiec Klaus Doldinger wydał trzy płyty długogrające, które idealnie obrazowały jego stylistyczną i duchową przemianę: od muzyka klasycznie jazzowego (wręcz hardbopowego), ale niestroniącego od eksperymentów („Blues Happening”, 1968), poprzez artystę tworzącego muzykę lekką, łatwo i przyjemną, choć jednocześnie ambitną i stylową („I Feel so Free”, 1969), aż po otwartego na nowe trendy gorliwego wyznawcę jazz-rocka, na który właśnie przyszła moda z USA („Motherhood”, 1970). Te trzy lata to był także okres kształtowania się składu nowego projektu Doldingera, który zaświtał w jego głowie pod koniec 1970 roku. Klaus postanowił oprzeć się na muzykach, z którymi grywał już wcześniej, niekiedy przez długie lata, i co do których miał pewność, że w mig pojmą jego intencje.
W tym czasie najwierniejszym kompanem lidera był basista Lothar Meid (znany także z zespołu Embryo), którego można usłyszeć na wszystkich trzech wspomnianych powyżej płytach. Poza tym, tworząc kolejny swój projekt, Doldinger postanowił skorzystać z usług saksofonisty i flecisty Olafa Küblera („I Feel so Free”, zespół The Bridge), czarnoskórego amerykańskiego organisty Jimmy’ego Jacksona (pierwszy album Doldinger’s Motherhood, „The Call”) oraz perkusisty Udo Lindenberga („Motherhood”, perkusyjna Niagara). Jeśli do tego dodamy jeszcze samego Klausa, który w studiu zagrał na aż trzech rodzajach saksofonów, fortepianie elektrycznym i będącym wówczas nowością na rynku syntezatorze Mooga – wyjdzie nam bardzo bogate instrumentarium.
W zasadzie płyta, jaką kwintet nagrał w 1971 roku, mogłaby być po raz trzeci sygnowana nazwą Motherhood; Doldingerowi zależało jednak na tym, aby stanowczo zaakcentować fakt, że otwiera zupełnie nowy rozdział w swojej karierze. Dlatego wybrał nowy szyld – Passport. Szyld mający podkreślić, że grupa tworzona jest przez „obywateli świata” i że jej muzyka również przekraczać będzie wszystkie istniejące na globie granice. Debiutancki album, wydany przez amerykańską wytwórnię Atlantic, otrzymał tytuł, który z jednej strony wysyłał sygnał, że zaczynamy wszystko od początku, z drugiej – że jest to jednak kontynuacja wcześniej obranej drogi. Stąd „Passport – Doldinger”! Połączenie nowego ze starym. Niewiadomego z doskonale znanym. Tego, co słuchacz mógł oczekiwać, z tym, czego jeszcze nigdy nie słyszał. Debiut kolejnego projektu Klausa, choć wynikał z doświadczeń schyłkowego Motherhood, niósł bowiem ze sobą ogromny powiew świeżości.
Na trwającą czterdzieści trzy minuty płytę trafiło siedem kompozycji. Zróżnicowanych, ale utrzymanych w podobnej konwencji. Nawiązujących bezpośrednio do stylistyki fusion, ale jednocześnie różniących się od tego, co proponowali amerykańscy klasycy jazz-rocka, włącznie z „elektrycznym” Milesem Davisem, The Tony Williams Lifetime, Weather Report, Mahavishnu Orchestra czy Return to Forever. Doldinger podążył własną ścieżką, a za nim odważnie ruszyli inni. Już otwierający stronę A longplaya „Uranus” sugerował, że mamy do czynienia z nową jakością. Dotychczasowych wielbicieli muzyki Klausa mogła zaskakiwać perkusyjna rockowa introdukcja, z meldującymi się na pokładzie w kilkunastosekundowych odstępach kolejnymi instrumentami – fortepianem elektrycznym, syntezatorem, saksofonem, a na końcu fletem. Wszystko to rozegrane w szybkim, dążącym do przesilenia tempie. Przekaz był jasny: zapomnijcie o starym, hardbopowym Doldingerze, bo właśnie narodził się nowy, rozmiłowany w możliwościach, jakie daje połączenie rocka i jazzu. Dodajmy jeszcze, że z elementami progresu i folku w stylu Jethro Tull.
„Uranus” otworzył nową epokę, a kolejne utwory stworzyły jej mit. „Schirokko” (tytuł nawiązuje do suchego i gorącego wiatru wiejącego w basenie Morza Śródziemnego) zaczyna się od partii saksofonów, które do samego końca grają tu pierwszoplanową rolę. Stylistycznie jednak kompozycja ta mocno ewoluuje – od energetycznego funkowego początku do niemal freejazzowego finału (w którym popis swych możliwości w ognistej solówce daje Kübler). Po drodze natomiast słuchacze zostają dodatkowo uraczeni stylową partią organów Jacksona. W jeszcze inne zakątki swej wyobraźni Doldinger zabiera ich w „Hexensabbat” – mrocznym, niepokojącym, hardrockowym, pełnym przesterów i sprzężeń. I pomyśleć, że zespół osiąga to wszystko bez wykorzystania gitary, której funkcje skutecznie przejmuje fortepian elektryczny. Kapitalnie wkomponowane w całość zostają także saksofony, które w tle tworzą – razem z klawiszami – potężną ścianę dźwięku.
Po tak dużej dawce emocji Klaus, jak dobry psycholog, postanawia wyciszyć namiętności. Temu służy delikatna i nastrojowa, oparta przede wszystkim na partiach fletu i saksofonu, „Nostalgia”. To piękny koniec przed krótką przerwą związaną z przełożeniem winylowego krążka na drugą stronę. A jaki jest drugi początek? Eksperymentalny. „Lemuria’s Dance” zaczyna się bowiem od syntezatorowych zgrzytów, które nie kończą się nawet wtedy, gdy do akcji wkracza narzucający szybkie tempo Udo Lindenberg. Z każdą kolejną sekundą utwór zyskuje na mocy (dzięki saksofonom), ale też wcale nie traci na melodyjności (co jest zasługą fletu). Drugi w kolejności (oczywiście na stronie B) – i zarazem najdłuższy w całym zestawie – „Continuation” dzieli się wyraźnie na dwie części: pierwsza to ponad czterominutowa introdukcja, mająca wprowadzić słuchaczy w odpowiedni nastrój, druga – znacznie bogatsza aranżacyjnie jest idealnym zobrazowaniem tego, jak rodzi się rasowy fusion (na wielkie brawa zasługuje tu zwłaszcza lider za nietypową solówkę na Moogu).
Zamykający debiut Passportu „Madhouse Jam” to rzeczywiście – zgodnie z tytułem – utwór, w którym muzycy pozwalają sobie na większą dowolność. Instrumentalne improwizacje rozpięte są nie tylko pomiędzy jazzem a rockiem, ale również bluesem i folkiem. Ostatnie słowo, po sekwencji kontrolowanego chaosu, należy natomiast do duetu Doldinger – Jackson: ten pierwszy gra na fortepianie elektrycznym, drugi towarzyszy mu na organach. Trudno wyobrazić sobie wyrazistszy finał. I zarazem bardziej intrygującą zapowiedź tego, co miało nastąpić w przyszłości. „Passport – Doldinger” to po dziś dzień niekwestionowane arcydzieło europejskiego fusion; jedna z tych płyt, które zdefiniowały nowy gatunek muzyki, otwierając jednocześnie wrota do kolejnych artystycznych poszukiwań. Gdyby nie ta płyta, nie wiadomo jak wyglądałby krautrock lat 70. XX wieku. Już tylko za to jedno wydawnictwo Klausowi należałby się złoty posąg. A jak wynagrodzić go za kilkadziesiąt kolejnych płyt, które – mimo ponad osiemdziesięciu lat na karku – wciąż nagrywa i wydaje.
koniec
4 maja 2019
Skład:
Klaus Doldinger – saksofon tenorowy, saksofon altowy, saksofon sopranowy, fortepian elektryczny, syntezator Mooga, muzyka
Olaf Kübler – saksofon tenorowy, flet
Jimmy Jackson – organy
Lothar Meid – gitara basowa
Udo Lindenberg – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.