Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 8 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne (wybrane)

więcej »

Zapowiedzi

muzyczne

więcej »

Nie taki krautrock straszny: W cieniu Arminiusza. Od Virus – poprzez Weed – po Skyline

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Gdy w latach 70. ubiegłego wieku zachodnioniemiecka scena rockowa przeżywała wielki wzlot, liczyły się przede wszystkim dwa ośrodki – Berlin Zachodni oraz Monachium. Ostatnie wolne miejsce na podium należałoby natomiast przyznać… Nadrenii Północnej-Westfalii, która zasłynęła nie tylko legendarnymi festiwalami w Altenie (jazzowym) i Vlotho (rockowym), ale była również miejscem narodzin wielu znakomitych zespołów krautrockowych.

Sebastian Chosiński

Nie taki krautrock straszny: W cieniu Arminiusza. Od Virus – poprzez Weed – po Skyline

Gdy w latach 70. ubiegłego wieku zachodnioniemiecka scena rockowa przeżywała wielki wzlot, liczyły się przede wszystkim dwa ośrodki – Berlin Zachodni oraz Monachium. Ostatnie wolne miejsce na podium należałoby natomiast przyznać… Nadrenii Północnej-Westfalii, która zasłynęła nie tylko legendarnymi festiwalami w Altenie (jazzowym) i Vlotho (rockowym), ale była również miejscem narodzin wielu znakomitych zespołów krautrockowych.
Z czym kojarzy się przeciętnemu Polakowi położony w zachodniej części Niemiec, cieszący się prawami miejskimi od początku XIII wieku, Bielefeld? Kibic futbolu odpowie, że z piłkarską drużyną Arminii, której barw przez wiele lat bronił Artur Wichniarek. Osoba, która fascynuje się historią starożytną, wskaże na Las Teutoburski – miejsce, w którym w 9 roku naszej ery legiony rzymskie doznały upokarzającej klęski w bitwie ze zbuntowanymi Germanami pod wodzą Arminiusza. Fan krautrocka natomiast nie będzie miał wątpliwości, że miastu należą się podziękowania głównie za to, że w nim właśnie działały – powiązane ze sobą – zespoły Virus i Skyline. Do tego grona należałoby dorzucić jeszcze Weed, lecz w jego przypadku należy jednak pamiętać, że był to jedynie efemeryczny projekt, za którym krył się przede wszystkim brytyjski mistrz instrumentów klawiszowych Ken Hensley (z Uriah Heep). W sumie te trzy formacje wydały w latach 70. XX wieku zaledwie… cztery longplaye. Nawet jeżeli dorzucimy do tego wydaną parę dekad później piątą płytę z archiwaliami, trudno uznać ich dyskografię za bogatą. Ale przecież – przynajmniej w świecie artystycznym – istotniejsza, niż ilość, jest jakość. A wspomniane powyżej cztery wydawnictwa (piąte zresztą również) spokojnie można umieścić wśród najciekawszych albumów z okolic krautrocka.
Zbuntowani Germanowie z Lasu Teutoburskiego
Ta historia zaczyna się w najtrudniejszym dla historii dwudziestowiecznych Niemiec, lecz za to długo wyczekiwanym przez wiele innych narodów, momencie – w chwili upadku III Rzeszy. Nadciągająca od wschodu Armia Czerwona, u której boku znajdowało się Wojsko Polskie (jeszcze nie „ludowe”), nie tylko zdobyła Berlin, ale zajęła również sporą część niemieckich terytoriów położonych na zachód od Odry i Nysy Łużyckiej. Dwa miesiące po kapitulacji na obszarach tych usankcjonowano istnienie radzieckiej strefy okupacyjnej, która cztery lata później została przekształcona w Niemiecką Republikę Demokratyczną. Objęła ona również miasto Halle w Saksonii-Anhalt, w którym 5 września 1945 roku przyszedł na świat Bernd Hohmann(-Stahl). Jego rodzice mieli tyle rozumu w głowie, by, gdy tylko nadarzyła się taka możliwość, wyjechać z terenów kontrolowanych przez Sowietów i osiedlić się w Bielefeld, który oddany został Brytyjczykom. Dzięki bliskim związkom z Anglią do miast nadreńskich bez problemu docierała muzyka rozrywkowa z Wysp – najpierw klasyczny rock n’ roll, a następnie zespoły spod znaku british invasion (1964-1967). Młodego Bernda zafascynowało to charakterystyczne brzmienie, jakie narodziło się w klubach Londynu, Liverpoolu czy Manchesteru. Swój pierwszy zespół założył, mając zaledwie piętnaście lat.
Virus
Virus
Grupa początkowo nazywała się Moonbirds, później zmieniła nazwę na Butlers. „Molle” (takiego wówczas Hohmann używał pseudonimu, potem wrócił do niego w latach 80. i posługuje się nim po dziś dzień) był jej wokalistą; skład uzupełniali natomiast jego szkolni koledzy i przyjaciele: gitarzysta Bernhard Vogelsang, basista Manfred Czypulowski oraz perkusista Axel Nieling. Zespół, jak wiele podobnych amatorskich formacji w tamtym czasie, skupiał się głównie na coverowaniu wykonawców brytyjskich i amerykańskich. Zasadnicza korekta w podejściu wciąż jeszcze bardzo młodych artystów do muzyki nastąpiła w 1968 roku, kiedy coraz większą popularność zaczęły zdobywać rodzime grupy. Postanowili wówczas „przejść na swoje” – między innymi stworzyć własny repertuar – co dodatkowo zostało podkreślone zmianą szyldu na Man’s World i poszerzeniem składu (nie na długo) o dwóch saksofonistów, Jürgena Harmsa i Axela Michelmanna. Nie obyło się zresztą bez kolejnych zmian personalnych; odchodzili ci, którzy nie wierzyli w zrobienie profesjonalnej kariery bądź zwyczajnie byli zbyt słabi, aby osiągnąć wytyczone cele. I tak Vogelsanga zastąpił Werner „Schorty” Monka, Czypulowskiego – Achim Kemper, a Nielinga – początkowo Herbert Nordsiek, a potem Wolfgang Rieke, nazywany przez przyjaciół „Dicken” (urodzony w 1950 roku w nadreńskim Enger).
Rieke miał już pewne doświadczenie w show-biznesie. Mimo młodego wieku, w drugiej połowie lat 60. występował w formacji Percy & The Gaolbirds i mógł pochwalić się nagranymi z nią dwoma singlami, jakie wydała wytwórnia EMI / Columbia. Kiedy grupa ta rozpadła się, przyjęto go do Man’s World. Mniej więcej w tym samym czasie do kwartetu – Hohmann, Monka, Kemper, Rieke – dołączył jeszcze piąty muzyk, organista Jörg-Dieter Krahe (starszy o rok od „Mollego”, pochodzący z nadreńskiego Bad Oeynhausen). W tym składzie 8 marca 1970 roku zespół wybrał się do Recklinghausen, aby wziąć udział w regionalnym konkursie muzycznym, w którym główną nagrodą miało być nagranie płyty dla koncernu BASF. Man’s World okazał się bezkonkurencyjny, pozostawiając w pokonanym polu sto dwadzieścia formacji, w tym między innymi amerykański, choć w tamtym czasie „koczujący” głównie w zachodnioniemieckich komunach hipisowskich, Sweet Smoke. Zdobyty laur nie powstrzymał jednak przed odejściem Kempera, którego wiosną, czyli krótko po konkursie, zastąpił wiedeńczyk z pochodzenia Reinhold Spiegelfeld (rocznik 1950). Gdyby więc szukać momentu, w którym Man’s World ostatecznie przeobraziło się w Virus, należałoby wskazać tę właśnie zmianę personalną.
Zainfekowane objawienie
Na skonsumowanie sukcesu odniesionego w Recklinghausen trzeba było jednak poczekać kilka dobrych miesięcy. Muzycy nie stracili tego czasu: szlifowali repertuar, tworzyli nowe utwory, a przede wszystkim podjęli próbę generalną w postaci nagrania (za własne pieniądze) singla. Chodziło o to, aby było jak najtaniej, skorzystano zatem z miejscowego, niezbyt profesjonalnego, Ruf-Studio. Płytka ukazała się w tysiącu egzemplarzach (nakładem wytwórni Papersun z nieodległego Detmold), a jej okładkę zdobiło zdjęcie grupy – niestety, nieaktualne, bo z Kemperem zamiast Spiegelfelda. Na stronie A singla pojawił się utwór „Confusion”, na odwrotnej – „Facts of Death”. „Garażowe” brzmienie wynikało raczej z niedoskonałości studia, nie było zaś świadomym wyrazem artystycznym. Obie kompozycje zostały przycięte do formatu radiowego, ale raczej trudno było oczekiwać, aby trafiły na listy przebojów. Stylistycznie zespół lokował się w okolicach psychodelicznego hard rocka z mocnymi inklinacjami bluesowymi. Wyróżnikiem natomiast były na pewno wykorzystane w nagraniach organy Hammonda i flet, na którym grał Bernd Hohmann. O płytce tej zapewne bardzo szybko by zapomniano, gdyby nie kompaktowe reedycje debiutanckiego longplaya, do których wydawcy często dorzucają „Confusion” i „Facts of Death” w formie bonusów.
Virus
Virus
I chociaż próba generalna nie wypadła najokazalej, to jednak kwintet mógł przekonać się, na czym polega praca w studiu, i kiedy już przyszło mu nagrać materiał na przyrzeczony przez BASF debiut – poradził sobie nadzwyczajnie. A musiał się ogarnąć, ponieważ hamburskie Star-Music-Studio, w którym za konsoletą zasiadł – w przyszłości legendarny – Konrad „Conny” Plank, zostało wynajęte jedynie na trzy dni: od 5 do 7 stycznia 1971 roku. Efektem sesji był album „Revelation”, na który trafiło pięć rozbudowanych kompozycji, mogących przypaść do gustu wszystkim wielbicielom progresywno-psychodelicznego hard rocka. W pewnym sensie stanowił on więc rozwinięcie idei, jakie pojawiły się już na wydanym parę miesięcy wcześniej singlu, z tą różnicą, że tutaj wszystko zostało dopracowane (niemal) do perfekcji. Stronę A winylowego krążka wypełniły dwa ponad dwunastominutowe numery: tytułowy „Revelation”, w którego drugiej części Virus twórczo rozwinął wątki z „Paint It Black” The Rolling Stones, oraz „Endless Game”, który z kolei z czasem ewoluował od Jana Sebastiana Bacha w stronę „Epitaph” King Crimson (vide podniosła partia organów Krahego). Przy okazji nie zabrakło także elektryzujących solówek gitarowych, intrygujących improwizacji (chociażby basu) czy też subtelnych dźwięków fletu.
To samo można powiedzieć również o stronie B wydawnictwa, na której jednak wybrzmiewa również kilka nowych akcentów. W „Burning Candle” pojawia się na przykład soulowy wokal „Mollego” (przywodzący na myśl nagrania Soul Caravan i wczesnego Xhol Caravan); w „Hungry Loser” dodatkowo towarzyszą mu bluesowe organy (w stylu Briana Augera z czasów The Trinity); z kolei w zamykającym całość „Nur noch zwei Lichtjahre” – zapewne za sprawą Planka, który dopisany jest tu jako współkompozytor – mamy do czynienia z dźwiękowymi eksperymentami, z których w dalszej części wykluwa się najklasyczniejszy krautrock. Porównując zawartość „Revelation” z singlem z poprzedniego roku, można dostrzec, jak wielki rozwój zaliczyła grupa z Bielefeld. Nic więc dziwnego, że jej płytowy debiut spotkał się z uznaniem krytyków i menedżerów, co z jednej strony zaowocowało licznymi koncertami (kwintet wybrał się między innymi do Paryża, dokąd z rodzinnego miasta wcale nie miał daleko), z drugiej natomiast – doprowadziło do nieoczekiwanej współpracy z Kenem Hensleyem.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
Sebastian Chosiński

6 V 2024

Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.

więcej »

Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
Sebastian Chosiński

4 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.