Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Richard Pinhas, Tatsuya Yoshida
‹Welcome in the Void›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWelcome in the Void
Wykonawca / KompozytorRichard Pinhas, Tatsuya Yoshida
Data wydania27 maja 2014
Wydawca Cuneiform Records
NośnikCD
Czas trwania68:12
Gatunekelektronika, jazz, rock
EAN0045775039121
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Richard Pinhas, Tatsuya Yoshida
Utwory
CD1
1) Part One: Intro (04:16)
2) Part Two: Core Trax (63:57)
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Zaduma nad światem i człowiekiem
[Richard Pinhas, Tatsuya Yoshida „Welcome in the Void” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Dwie pomnikowe postaci współczesnej awangardy rockowej postanowiły zewrzeć szyki, by nagrać wspólny album. Przeszkodą nie okazała się ani dzieląca ich na co dzień odległość, ani różnice kulturowe. Realizując „Welcome in the Void”, Francuz Richard Pinhas i Japończyk Tatsuya Yoshida dostarczyli pokarmu duchowego tysiącom swoich fanów i jednocześnie udowodnili, że jazz, rock i elektronika mogą pozostawać ze sobą w nadzwyczaj zgodnej koegzystencji.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Zaduma nad światem i człowiekiem
[Richard Pinhas, Tatsuya Yoshida „Welcome in the Void” - recenzja]

Dwie pomnikowe postaci współczesnej awangardy rockowej postanowiły zewrzeć szyki, by nagrać wspólny album. Przeszkodą nie okazała się ani dzieląca ich na co dzień odległość, ani różnice kulturowe. Realizując „Welcome in the Void”, Francuz Richard Pinhas i Japończyk Tatsuya Yoshida dostarczyli pokarmu duchowego tysiącom swoich fanów i jednocześnie udowodnili, że jazz, rock i elektronika mogą pozostawać ze sobą w nadzwyczaj zgodnej koegzystencji.

Richard Pinhas, Tatsuya Yoshida
‹Welcome in the Void›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWelcome in the Void
Wykonawca / KompozytorRichard Pinhas, Tatsuya Yoshida
Data wydania27 maja 2014
Wydawca Cuneiform Records
NośnikCD
Czas trwania68:12
Gatunekelektronika, jazz, rock
EAN0045775039121
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Richard Pinhas, Tatsuya Yoshida
Utwory
CD1
1) Part One: Intro (04:16)
2) Part Two: Core Trax (63:57)
Wyszukaj / Kup
Wywodzą się z – dosłownie – różnych światów. Dzielą ich język, dziedzictwo kulturowe, religia; słowem: wszystko, co kształtuje człowieka. Łączy jednak zamiłowanie do muzyki awangardowej spod znaku jazzu, rocka progresywnego i psychodelicznego oraz elektroniki. Przez długie lata kariery dorobili się kilkudziesięciu płyt i wielkiego szacunku fanów. Do 2013 roku nigdy ze sobą nie współpracowali. Aż ni stąd, ni zowąd ukazała się ich pierwsza – i pewnie ostatnia – wspólna płyta: „Welcome in the Void”. Richard Pinhas urodził się w 1951 roku we Francji. Był dzieckiem swej epoki, którego wejście w dorosłość splotło się z rewolucją społeczną końca lat 60. XX wieku. Jako nastolatek zainteresował się muzyką rockową i… filozofią. Tę drugą studiował na Sorbonie, gdzie zdobył tytuł doktorski, a następnie został nawet wykładowcą tej uczelni. Zainteresowania muzyczne rozwijał jako gitarzysta zespołów bluesowych i psychodelicznych, w których zaczął udzielać się na początku lat 70. Najpierw był Blues Creation, później Schizo (które pozostawiły po sobie jedynie nagrania singlowe), aż wreszcie w 1974 roku z Klausem Blasquizem (pierwszym wokalistą Magmy) powołał do życia Heldon – grupę starającą się, na wzór dokonań Roberta Frippa i Briana Eno, łączyć rock progresywny z brzmieniami elektronicznymi. Przez sześć lat działalności formacja nagrała siedem albumów; później powróciła na krótko po dwóch dekadach, aby wejść do studia i dorzucić jeszcze jeden.
Ale już za czasów „pierwszego” Heldonu Pinhas wystartował z karierą solową. Poza tym chętnie angażował się w projekty poboczne spod znaku progresu i awangardy, jak chociażby T.H.X., Ward Free („I’m Around About Midnight”, 1975) czy Ose („Adonia”, 1978). W XXI wieku Francuz nie spuścił z tonu; oprócz nagrywania kolejnych albumów solowych stworzył również duet z, ukrywającym się pod pseudonimem Merzbow, Japończykiem Masamim Akitą (ich współpraca zaowocowała czterema albumami). Kto wie, może to dzięki niemu nawiązał następnie współpracę z jego rodakiem, legendarnym już dzisiaj perkusistą z Kraju Kwitnącej Wiśni, Tatsuyą Yoshidą (rocznik 1961). Yoshida dał się poznać przede wszystkim jako bębniarz i lider formacji Ruins, Korekyojinn i Kōenji Hyakkei, współtworzący także zespoły PainKiller („The Prophecy”), Zletovsko („Zletovsko”) oraz Sax Ruins („Blimmguass”). Należy on do muzyków, którzy nad wyraz chętnie angażują się we współpracę z twórcami spoza swego najbliższego kręgu. Kiedy więc nadeszła propozycja z Paryża – nie odmówił. Inna sprawa, że odmówić komuś takiemu jak Richard Pinhas wydawało się wręcz nieprawdopodobne.
Album „Welcome in the Void” jest środkową częścią trylogii „Devolution” autorstwa Pinhasa, którą zapoczątkowała wydana przed rokiem płyta „Desolation Row”, nagrana między innymi z pomocą urodzonego w Australii – w połowie Żyda, w połowie Irakijczyka – Orena Ambarchiego (później obaj panowie zarejestrowali jeszcze album „Tikkun”, będący swoistym „odpryskiem” produktu podstawowego). Jak na filozofa przystało, francuski muzyk nadał swemu dziełu wymiar światopoglądowy. „Devolution Trilogy” traktuje bowiem o kondycji rodzaju ludzkiego w coraz bardziej stechnicyzowanym świecie, o kryzysie ideologii, kapitalizmu, humanizmu. Nic więc dziwnego, że muzyka zawarta zarówno na „Desolation Row”, jak i „Welcome in the Void” zdecydowanie nie tchnie optymizmem. Materiał powstawał na odległość. Pinhas swoje partie rejestrował w Paryżu, a Yoshida w Tokio; ostatecznie całość – w końcu ubiegłego roku – zmiksował Francuz w swoim prywatnym Heldon Studio. Płyta natomiast ujrzała światło dzienne w ostatnich dniach maja nakładem amerykańskiej wytwórni Cuneiform Records, która już od kilku lat reprezentuje interesy Pinhasa.
Krążek zawiera dwa utwory, choć tak naprawdę nie jest to do końca precyzyjne określenie. Dlaczego? Zasadniczą część płyty stanowi, trwająca… ponad godzinę, część druga kawałka tytułowego, czyli „Core Trax”, z kolei część pierwsza – nieco ponad czterominutowe „Intro” – to w zasadzie wyimek z większej całości, swoisty trailer albumu, skondensowana zapowiedź tego, co czeka nas dalej. Najbardziej zaskakujący dla wielbicieli obu artystów, którzy z trudem będą sobie wyobrażać udaną kooperację Francuza i Japończyka, może być fakt, że obaj panowie grają swoje; żaden z nich nie idzie na artystyczny kompromis, chcąc wpasować się w poetykę drugiego. Yoshida gra w ten bardzo charakterystyczny dla siebie sposób, doskonale znany już z albumów Ruins czy Korekyojinn; natomiast Pinhas serwuje dźwiękowe przestrzenie, jakimi często raczył słuchaczy już w latrach 70. ubiegłego wieku na albumach Heldon. Nie oznacza to jednak wcale, że muzyka zawarta na „Welcome in the Void” podszyta jest naftaliną; wręcz przeciwnie – brzmi nadzwyczaj świeżo i intrygująco; z jednej strony nie brakuje w niej eksperymentów brzmieniowych, z drugiej – trafiają się też fragmenty, w których przeważa melodia. Stylistycznie to prawdziwa mieszanka: dużo tu loopów gitarowych, ale również czysto progresywnych, jazzrockowych pochodów perkusyjnych; są wycieczki do świata noise’u i odskocznie w stronę ambientu. A wszystko to nasycone coraz głębszym smutkiem.
„Welcome in the Void, Part Two: Core Trax” (tak brzmi pełen tytuł tego kawałka) to – jak można domyślać się, choćby z racji długości trwania – utwór niejednolity w formie. Otwiera go kilkuminutowy fragment złożony z samych, wygenerowanych przez efekty elektroniczne, szumów i zgiełków; z czasem przebija się przez nie, zrazu bardzo nieśmiało, gitara Richarda Pinhasa. Ale i ona traktowana jest nie jako instrument solowy, lecz kolejne narzędzie służące do tworzenia odpowiedniego nastroju. A to wychodzi Francuzowi idealnie! Ten pozorny chaos obfituje bowiem w niezwykłe wręcz tony i barwy, a z rozmysłem użyte przez gitarzystę sekwencery przydają mu rozmachu i przestrzeni. W nowy wymiar słuchacze zostają przeniesieni, gdy do Pinhasa dołącza Tatsuya Yoshida (pod koniec dziesiątej minuty). Od pierwszych sekund Japończyk gra bardzo gęsto, dynamicznie, niemal agresywnie; wypełnia praktycznie całe tło. Nie jest to jednak typowo mechaniczne granie (w czym specjalizują się bębniarze z kapel progresywno-metalowych), w partiach Yoshidy czuć ducha. Jako że loopy Pinhasa nadają muzyce odpowiedni rytm, perkusista z Dalekiego Wschodu czuje się zwolniony z konieczności dbania jedynie o utrzymanie sztywności szkieletu całej kompozycji i pozwala sobie na rozbudowane solówki. Znać po nich prawdziwego mistrza, mimo że Japończyk unika, jak tylko może, wirtuozerskich popisów (to też cecha dla niego wielce charakterystyczna).
Fragmenty dynamiczne, znaczone obecnością Yoshidy, przeplatane są znacznie spokojniejszymi, klimatycznymi, za które odpowiada Pinhas. Dużo w nich nawiązań i do współczesnej muzyki klasycznej (choć w wymiarze awangardowym), i do rocka elektronicznego spod znaku wczesnego Tangerine Dream z Klausem Schulze w składzie (vide „Electronic Meditation”). Niektóre motywy powracają w kolejnych częściach, zawsze jednak poddane są pewnym modulacjom, wzbogacane o brzmienia, które we wcześniejszych wersjach nie były obecne. Wiele fragmentów „Core Trax” to czystej wody improwizacje, w których – obok gitary i perkusji – pojawiają się na przykład efekty imitujące ludzki głos. Zasadniczo tym partiom, w których do głosu dochodzi Yoshida, znacznie bliżej jest do muzyki rockowej; te zaś, którym ton nadaje Pinhas, mają charakter awangardowy i elektroniczny. Ujęte w jedno dają nową wartość, która powinna przypaść do gustu fanom obu artystów… Jeśli Francuz zachowa dotychczasowe tempo pracy, za rok powinno ukazać się zwieńczenie „Devolution Trilogy”. Z kim zostanie nagrana trzecia płyta, jeszcze nie wiadomo (choć pewnie wie to już sam gitarzysta). Życzyć sobie jednak należy, aby nie okazała się słabsza od „Welcome in the Void”.
koniec
26 sierpnia 2014
Skład:
Richard Pinhas – gitara elektryczna, loopy, efekty elektroniczne
Tatsuya Yoshida – perkusja, instrumenty perkusyjne

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.