Tu miejsce na labirynt…: Na strychu czają się nie tylko złe duchy [Wojciech Jachna, Jacek Buhl „Atropina” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Wojciech Jachna i Jacek Buhl to muzycy po przejściach. Ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Na scenie rockowej, jazzowej i awangardowej obecni są już od wielu lat, w sumie brali udział w kilkunastu projektach muzycznych, nagrali kilkadziesiąt płyt. Od 2009 roku tworzą duet, którego dokonania oscylując wokół improwizowanego jazzu podrasowanego brzmieniami elektronicznymi. „Atropina” to ich czwarta płyta.
Tu miejsce na labirynt…: Na strychu czają się nie tylko złe duchy [Wojciech Jachna, Jacek Buhl „Atropina” - recenzja]Wojciech Jachna i Jacek Buhl to muzycy po przejściach. Ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Na scenie rockowej, jazzowej i awangardowej obecni są już od wielu lat, w sumie brali udział w kilkunastu projektach muzycznych, nagrali kilkadziesiąt płyt. Od 2009 roku tworzą duet, którego dokonania oscylując wokół improwizowanego jazzu podrasowanego brzmieniami elektronicznymi. „Atropina” to ich czwarta płyta.
Wojciech Jachna, Jacek Buhl ‹Atropina›Utwory | | CD1 | | 1) Beduin | 06:27 | 2) Nocny pociąg | 03:51 | 3) Samotna boja | 06:42 | 4) Na podniebnych huśtawkach | 04:52 | 5) Czarne stopy | 06:00 | 6) UKF | 07:04 | 7) Zulu | 04:36 | 8) Lawina | 06:10 | 9) Good Bye B-Boy | 02:04 |
Można – z jednej strony – stwierdzić, że do spotkania obu muzyków doszło przypadkowo; z drugiej jednak – prawdziwe byłoby też stwierdzenie, że w końcu musiało do niego dojść. Obydwaj przez długie lata związani byli ze sceną bydgoską; formacje, w których grali miały próby w legendarnym już dla polskiego jazzu (czy raczej: yassu) klubie „Mózg”. Tam właśnie zimą 2009 roku trębacz Wojciech Jachna i perkusista Jacek Buhl podjęli decyzję o artystycznej kooperacji. Wcześniej nie unikali eksperymentów muzycznych, chętnie angażowali się w projekty o awangardowym charakterze i taki też miał być ich duet. Wojciech, historyk po Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego, karierę rozpoczynał jako gitarzysta kapel punkowych i alternatywnych, ale szerszej publiczności dał się poznać jako – obsługujący dęciaki – członek grup Dubska, Mordy, Contemporary Noise Sextet, Sing Sing Penelope oraz Innercity Ensemble. Jacek z kolei z rozmachem wkroczył do świata rocka, bębniąc w pierwszym składzie Variété (usłyszeć go można na prezentującej zimnofalowe oblicze tego zespołu płycie „ Bydgoszcz 1986”), potem angażował się głównie w projekty z pogranicza jazzu i awangardy, jak chociażby Trytony, 4 Syfon, Spejs, The Cyclist, Alameda 4, Trzy Tony czy też – bliźniaczo, przynajmniej jeśli chodzi o wykorzystane instrumentarium, podobny do duetu z Jachną – Glabulator (będący tandemem z grającym na saksofonach i klarnecie basowym Tomaszem Glazikiem). Po zwarciu szeregów Jachna i Buhl z miejsca zabrali się do pracy nad nową muzyką. W maju 2009 roku we wsi Suchary zarejestrowali utwory, które parę miesięcy później ukazały się na debiutanckim albumie grupy – „Pan Jabu” (względnie „Panjabu”). Kolejny materiał, mające jedynie postać cyfrową „Niedokończone książki”, został upubliczniony we wrześniu 2011 (choć zawarte na nim numery powstały kilkanaście miesięcy wcześniej). Płyta numer trzy, „Tapes”, zawierająca niepublikowane kompozycje z lat 2009-2011, trafiła natomiast do sprzedaży w styczniu ubiegłego roku. Jak więc widać, mimo zaangażowania w inne projekty, muzycy znajdowali czas, aby odbywać kolejne wspólne podróże artystyczne. Efektem następnym z nich okazała się „Atropina”. Mimo że krążek ujrzał światło dzienne – nakładem zasłużonej dla propagowania polskiej muzyki awangardowej wytwórni Requiem Records – niespełna trzy tygodnie temu, wypełniające go kawałki nie należą wcale do najnowszych. Prezentują one oblicze formacji sprzed piętnastu miesięcy. Sesja nagraniowa odbyła się bowiem w lipcu ubiegłego roku, w dość niecodziennych zresztą warunkach – na strychu bydgoskiej Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej. Sprzęt, z jakiego korzystali Jachna i Buhl też nie był typowy – czterośladowy magnetofon Tascam. Ale skoro grali jedynie we dwójkę, na dodatek korzystając z mocno ograniczonego instrumentarium, to wystarczyło. Na płytę trafiło ostatecznie dziewięć numerów, które poprzez swoją stylistyczną i brzmieniową jednorodność sprawiają wrażenie concept-albumu. Całość trwa niespełna pięćdziesiąt minut – w sumie nie za mało, nie za dużo. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że w sam raz. Akurat tyle, aby zadowolić koneserów gatunku, a jednocześnie nie znudzić tych, którzy na co dzień słuchają nieco innej muzyki. Zawartość „Atropiny” klasyfikuje się najczęściej jako jazz (za czym może przemawiać obecność trąbki), ale równie dobrze da się z muzyki Jachny i Buhla wyłowić wpływy awangardy elektronicznej, noise’u czy nawet ambientu (obecnego w pulsujących partiach perkusji). Wspólnym mianownikiem wszystkich kompozycji jest niepowtarzalny klimat – delikatny, subtelny, poetycki, wręcz medytacyjny. W improwizowanych solówkach trębacza nie ma szaleństwa właściwego jego kolegom po fachu, Johnowi Zornowi, Peterowi Brötzmannowi czy Kenowi Vandermarkowi, który też przecież nie stroni od występów jedynie w duecie z perkusistą. Eksploracje Jachny podążają w zupełnie innym kierunku; bywa że bydgoszczanin zmierza w stronę minimalizmu, to znów klasycznego jazzu czy post-bopu; od czasu do czasu lubi też zagrać wpadającą w ucho melodię czy zacytować innego trębacza. W odpowiedni nastrój – można by nawet rzec: swoisty trans – wprowadza już otwierający album „Beduin”. Buhl nadaje utworowi powolny rytm, a Jachna oplata go refleksyjną partią trąbki. W tle z czasem pojawiają się dźwięki elektroniki oraz liczne przeszkadzajki, które pełnią dwojaką funkcję: z jednej strony wypełniają daleki plan, stanowiąc punkt odniesienia dla głównych instrumentów, z drugiej – są brzmieniowymi smaczkami. W „Nocnym pociągu” Jachna z początku odpowiada głównie za generowanie barw elektronicznych, dopiero później bierze do ręki trąbkę, aby wokół pulsowania bębnów (w rytm pracy ludzkiego serca czy, jak kto chce, jadącej lokomotywy) opowiedzieć swoją historię. „Samotna boja” to nader intrygujący akustyczny dialog, w którym obaj muzycy zdają się rozmawiać obcymi dla siebie językami, a jednak mimo to doskonale się porozumiewają. Trębacz nieco mocniej akcentuje tu swoją obecność. W jeszcze większym stopniu zasysa słuchacza utwór „Na podniebnych huśtawkach” – pogłos stopy sprawia, że odbieramy go jak pulsowanie basu, z kolei przetworzone tony trąbki działają nieomal hipnotyzująco. W „Czarnych stopach” Jachna pozwala sobie na podejście znacznie klasyczniejsze; pojawiająca się już w pierwszych sekundach solówka z miejsca przywołuje na myśl mistrzów post-bopu. Gdyby do duetu dołączyli w tym kawałku jeszcze inni instrumentaliści, otrzymalibyśmy całkiem uroczą balladę jazzową. Dla odmiany kolejny numer, „UKF”, otwiera noise’owy – choć wyciszony – świst. Jachna i Buhl osobno snują swoje opowieści, a elementem spajającym całość są przez cały czas wypełniające tło zgrzyty. „Zulu” to przede wszystkim wysunięta na plan pierwszy improwizacja trębacza, rozwijająca się ponownie na tle bardzo powolnego i monotonnego rytmu perkusji; trochę więcej życia wnoszą do tego kawałka hasające sobie bez większych przeszkód przeszkadzajki. Być może ich zadaniem było wprowadzenie do najdynamiczniejszego na całym krążku utworu zatytułowanego „Lawina”. Dochodzi w nim do prawdziwego pojedynku improwizatorskiego, jaki toczą ze sobą obaj muzycy. I choć trudno byłoby wskazać zwycięzcę, na pewno więcej atutów ma po swojej stronie Jachna, który momentami gra tak, jakby za wszelką cenę pragnął udowodnić, że w gronie jego mistrzów znajduje się sam Tomasz Stańko. „Good Bye B-Boy” to zamykająca „Atropinę” miniatura; tyle jest w niej podskórnego romantyzmu, że z powodzeniem mogłaby wypełnić jeden z filmowych bądź teatralnych albumów Krzysztofa Komedy. Oczywiście gdyby tylko dodać do niej ścieżkę fortepianu. Czwarty album Wojciecha Jachny i Jacka Buhla zaskakuje zarówno swą eklektycznością, jak i nowatorskim podejściem do formy; mimo swego minimalizmu, muzyka bydgoskiego duetu przyjemnie pieści zmysły. Najlepiej zaś sprawdza się słuchana po zmroku bądź w nocy. Być może dlatego, że w takich właśnie warunkach była nagrywana. Skład: Wojciech Jachna – trąbka, instrumenty elektroniczne Jacek Buhl – perkusja, instrumenty perkusyjne
|