Tu miejsce na labirynt…: (Psycho)Magiczny wieczór z Johnem Zornem [John Zorn „Psychomagia” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Miesiąc bez nowej płyty Johna Zorna – miesiącem straconym! Wielbiciele amerykańskiego muzyka wiedzą to od dawna. Przyzwyczaili się również do tego, że nie na każdym albumie sygnowanym nazwiskiem twórcy i właściciela Tzadik Records można usłyszeć jego grę. Często ogranicza się on jedynie do roli kompozytora, producenta i aranżera. Tak właśnie jest w przypadku „Psychomagii”, którą nagrali Shanir Ezra Blumenkranz i koledzy z jego zespołu.
Tu miejsce na labirynt…: (Psycho)Magiczny wieczór z Johnem Zornem [John Zorn „Psychomagia” - recenzja]Miesiąc bez nowej płyty Johna Zorna – miesiącem straconym! Wielbiciele amerykańskiego muzyka wiedzą to od dawna. Przyzwyczaili się również do tego, że nie na każdym albumie sygnowanym nazwiskiem twórcy i właściciela Tzadik Records można usłyszeć jego grę. Często ogranicza się on jedynie do roli kompozytora, producenta i aranżera. Tak właśnie jest w przypadku „Psychomagii”, którą nagrali Shanir Ezra Blumenkranz i koledzy z jego zespołu.
John Zorn ‹Psychomagia›Utwory | | CD1 | | 1) Metapsychomagia | 07:31 | 2) Sacred Emblems | 03:03 | 3) Circe | 06:02 | 4) Squaring the Circle | 05:51 | 5) Celestial Mechanism | 02:33 | 6) Evocation of the Triumphant Beast | 06:24 | 7) Four Rivers | 03:54 | 8) The Nameless God | 04:35 | 9) Anima Mundi | 04:14 |
Artykuł na temat wydanego nie tak dawno krążka „Psychomagia”, najnowszej produkcji sygnowanej nazwiskiem Johna Zorna, moglibyśmy zacząć dokładnie tak samo, jak w sierpniu ubiegłego roku zaczęliśmy recenzję płyty „ Dreamachines”: „Dla Johna Zorna to żadna nowość; podobne praktyki stosuje już od lat. Udostępnia swoje studio muzykom, którzy z przebogatej „biblioteki” autora wybierają najbardziej odpowiadające sobie kompozycje – niekiedy starsze, niekiedy nowsze, bywa że premierowe, ale i takie, które pojawiły się już na wcześniejszych płytach – rejestrują je, a Zorn, korzystając z możliwości, jakie daje mu kierowanie Tzadik Records, publikuje je potem pod własnym nazwiskiem”. Z takim przypadkiem mamy do czynienia również teraz. Artysta z Nowego Jorku jest autorem wszystkich kompozycji, ich aranżerem i producentem, ale na tym albumie nie gra na żadnym instrumencie. Robią to za niego „wynajęci” muzycy. A kto konkretnie? Twórcy doskonale znani z innych projektów Tzadika: basista Shanir Ezra Blumenkranz, gitarzyści Aram Bajakian i Eyal Maoz oraz perkusista Kenny Grohowski. Ten skład mogliśmy już usłyszeć na wydanej przed dwoma laty, w ramach bardzo cenionej serii Zorna „The Book of Angels”, fantastycznej płycie „ Abraxas”. Każdy z czterech muzyków tworzących zespół, który wziął udział w nagraniu „Psychomagii”, ma już całkiem spory dorobek artystyczny. Lider kwartetu, urodzony na Brooklynie Blumenkranz (rocznik 1975), to przede wszystkim twórca znakomicie wykształcony, absolwent izraelskiej Rimon School of Music oraz dwóch uczelni amerykańskich: Manhattan School of Music i bostońskiego Berklee College of Music. W jego dorobku znajdują się płyty nagrane między innymi z takimi zespołami jak Banquet of the Spirits, Pharaoh’s Daughter, Satlah, Yemen Blues, Rashanim, Brandon Evans Ninetet czy Ravish Momin’s Trio Tarana. Od lat współpracuje też w różnych składach z, mającym korzenie ormiańskie, gitarzystą Aramem Bajakianem. Obu ich można usłyszeć na płytach formacji Kef („Kef”, 2011) oraz Jona Madofa („Zion80”, 2013). Przecięły się też w przeszłości drogi Blumenkranza i, pochodzącego z Izraela (na świat przyszedł w Hajfie), drugiego gitarzysty, Eyala Maoza. Dowodem na to chociażby płyty grup Lemon Juice Quartet („Peasant Songs”, 2002) i Edom („Edom”, 2005; „Hope and Destruction”, 2009). Większość wspomnianych powyżej wydawnictw opublikowanych zostało przez Tzadik Records (często w serii „Radical Jewish Culture”), co uprawomocnia stwierdzenie, że cała trójka artystów pochodzi z tej samej stajni. Jedynie perkusista Kenny Grohowski, w którego żyłach, jak możemy się domyślać, płynie krew polska, jest z trochę innej bajki. Wcześniej przewinął się przez skład jazzowego kwintetu The Lonnie Plaxico Group, w ostatnich latach natomiast udzielał się w deathmetalowej kapeli Hung („Hung”, 2012) i awangardowo-progresywnym Secret Chiefs 3 („Book of Souls: Folio A”, 2013). Gdy jednak wsłuchać się w nagrania zawarte na „Psychomagii”, można uznać, że wcale nie odbiegają one daleko od tego, w co bębniarz angażował się uprzednio. John Zorn lubi tworzyć płyty tematyczne, poświęcone artystom – niekoniecznie muzykom – których sam ceni, uważając jednocześnie za niepokornych i ważnych dla kultury; tak było w przypadku przywołanego powyżej albumu „ Dreamachines”, który był hołdem dla Williama S. Burroughsa i Briona Gysina. „Psychomagia” ma ten sam cel – to cześć oddana wielkim myślicielom i okultystom, zarówno tym z odległej przeszłości (vide Giordano Bruno), jak i wciąż jeszcze żyjącym (Alejandro Jodorowsky, którego z Zornem i Blumenkranzem łączą korzenie żydowskie). Na trwającej czterdzieści cztery minuty płycie znalazło się dziewięć kompozycji Johna Zorna – zróżnicowanych, choć utrzymanych w podobnej jazzrockowej konwencji. Niekiedy bardzo bliskich temu, co amerykański multiinstrumentalista proponował przed laty jako muzyk grup Naked City i PainKiller (tu na pewno przydało się deathmetalowe doświadczenie Grohowskiego). Świetnym otwarciem albumu jest utwór „Metapsychomagia”, który idealnie „streszcza” to, co będzie można usłyszeć w kolejnych nagraniach. Z szumu wiatru i kakofonii innych dźwięków stopniowo wyłania się bardzo czysto brzmiąco gitara elektryczna (ten sposób gry jednoznacznie kojarzy się z Hankiem Marvinem z The Shadows), której melodia przenosi nas w czasy królującego na całym świecie rock and rolla i rockabilly. Choć numerowi temu od samego początku nie brakuje dynamiki, to jednak z biegiem czasu muzycy dają jeszcze większego kopa, a punkowemu rytmowi nadawanemu przez perkusistę towarzyszy prawdziwie progresywna partia gitary elektrycznej. Z tego wymieszania „języków” rodzi się ostatecznie bardzo energetyczna improwizacja zwieńczona powrotem do wcześniej już obecnego motywu. W kawałku tym możemy również wsłuchać się w niezwykle intrygujący „dialog” obu „wioślarzy”, którzy nie tylko doskonale się uzupełniają i napędzają, ale także – z dużą korzyścią dla słuchacza – starają się rywalizować o jego względy. Po tak potężnej dawce szaleństwa należy się chwila oddechu; zapewnia ją krótki, bo zaledwie trzyminutowy, „Sacred Emblems” – kawałek, przynajmniej od pewnego momentu, bliski stylistyce rock and rolla (z lekkimi wpływami folku), z bardzo wyrazistą i soczystą linią melodyczną gitary. Ten spokój kończy się wraz z pierwszymi dźwiękami „Circe”, który to numer pod względem obecnych w nim zgrzytów i zgiełku mógłby spokojnie konkurować z najbardziej „odjechanymi” albumami Sonic Youth (to zapewne nie był przypadek, że kilka miesięcy wcześniej John Zorn nagrał płytę w duecie z Thurstonem Moore’em). Powinowactwo z PainKiller też jest oczywiste; z tą różnicą, że na „Psychomagii”, zamiast saksofonu altowego Zorna, słyszymy gitary Bajakiana i Maoza. W „Squaring the Circle” zespół ponownie nieco przyhamowuje, choć to właśnie w tym numerze pojawiają się pierwsze tak wyraziste nawiązania do muzyki fusion (widoczne głównie w skomplikowanych podziałach rytmicznych). Ten sam kierunek poszukiwań kontynuowany jest w najkrótszym na płycie „Celestial Mechanism”. Najkrótszy nie oznacza jednak wcale najmniej interesujący; dzieje się w nim bowiem bardzo dużo – na jazzrockowe eksploracje (w duchu japońskich Boredoms czy Zletovsko) nakładają się tu typowo noise’owo gitary, co skutkuje nieprzeciętnym czadem. Nie mniej intryguje szósty w kolejności „Evocation of the Triumphant Beast”. Otwiera go hipnotyczna sekcja rytmiczna i wybijająca się na plan pierwszy zgiełkliwa gitara, co stanowi jedynie wstęp do pełnej szaleństwa improwizacji. Z drugiej strony jednak pojawia się w tym utworze zaskakująco klasyczna, jak na wszystko, co mieliśmy okazję usłyszeć w poprzednich kawałkach, progresywna solówka gitarowa. Progresywny jest również początek „Four Rivers”, które z czasem ewoluuje coraz bardziej w stronę metalowego fusion (znamy to także z innych produkcji Tzadik Records, jak na przykład Many Arms). Mimo to na tle innych to wciąż bardzo poukładany kawałek. Ostatnie dziewięć minut „Psychomagii” stopniowo przygotowuje do pożegnania z zespołem. „The Nameless God” ma klimat niemal countryrockowy, natomiast „Anima Mundi” posiada wszelkie predyspozycje ku temu, by nakłonić słuchaczy do kontemplacji i wyciszenia. Jako całość, mimo wycieczek w różne rejony muzyczne – od rock and rolla, poprzez punk, metal, noise, po rock progresywny – album brzmi zaskakująco jednorodnie, w czym zapewne spora jest zasługa odpowiadającego za ostateczne miksy Billa Laswella. Cóż, panowie Blumenkranz, Bajakian, Maoz i Grohowski już albumem „ Abraxas” udowodnili, że tkwi w nich ogromny potencjał, „Psychomagia” to jedynie potwierdziła. Kto cierpi na chroniczny brak kontaktu z nowymi produkcjami Johna Zorna, może sięgnąć także po inne, wydane w ostatnich miesiącach, płyty artysty. Poza wspomnianym już krążkiem nagranym z Thurstonem Moore’em („@”, wrzesień 2013) ukazały się jeszcze: „On the Torment of Saints, The Casting of Spells and The Evocation of Spirits” (listopad 2013), „Shir Hashirim” i „In Lambeth – Visions from the Walled Garden of William Blake” (obie z grudnia 2013), „The Hermetic Organ, Volume 2: St. Paul’s Chapel” (styczeń 2014) i „The Alchemist” (luty 2014). Prezentują one pełen przekrój zainteresowań Amerykanina – od śpiewów a cappella, poprzez noise i akustyczną muzykę klasyczną, aż po jazz-rock i muzykę organową. Słowem: dla każdego coś… miłego. Skład: Aram Bajakian – gitara elektryczna Eyal Maoz – gitara elektryczna Shanir Ezra Blumenkranz – gitara basowa Kenny Grohowski – perkusja oraz John Zorn – muzyka, aranżacja, produkcja
|