Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Charles Gayle, William Parker, Hamid Drake
‹Live at Jazzwerkstatt Peitz›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLive at Jazzwerkstatt Peitz
Wykonawca / KompozytorCharles Gayle, William Parker, Hamid Drake
Data wydania9 listopada 2015
NośnikCD
Czas trwania66:23
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Charles Gayle, William Parker, Hamid Drake
Utwory
CD1
1) Fearless28:15
2) Gospel09:03
3) Texturen08:04
4) Angels10:47
5) Encore at Jazzwerkstatt10:14
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Legenda do potęgi trzeciej
[Charles Gayle, William Parker, Hamid Drake „Live at Jazzwerkstatt Peitz” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Amerykański saksofonista i pianista freejazzowy Charles Gayle, mimo podeszłego już wieku (w tym roku obchodził siedemdziesiąte siódme urodziny), lubi podróżować po świecie. Najczęściej jego eskapady związane są z koncertami, podczas których co rusz towarzyszą mu nowi artyści. Na albumie „Live at Jazzwerkstatt Peitz” u boku Gayle’a pojawiają się dwie inne legendy jazzu improwizowanego: kontrabasista William Parker oraz perkusista Hamid Drake.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Legenda do potęgi trzeciej
[Charles Gayle, William Parker, Hamid Drake „Live at Jazzwerkstatt Peitz” - recenzja]

Amerykański saksofonista i pianista freejazzowy Charles Gayle, mimo podeszłego już wieku (w tym roku obchodził siedemdziesiąte siódme urodziny), lubi podróżować po świecie. Najczęściej jego eskapady związane są z koncertami, podczas których co rusz towarzyszą mu nowi artyści. Na albumie „Live at Jazzwerkstatt Peitz” u boku Gayle’a pojawiają się dwie inne legendy jazzu improwizowanego: kontrabasista William Parker oraz perkusista Hamid Drake.

Charles Gayle, William Parker, Hamid Drake
‹Live at Jazzwerkstatt Peitz›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLive at Jazzwerkstatt Peitz
Wykonawca / KompozytorCharles Gayle, William Parker, Hamid Drake
Data wydania9 listopada 2015
NośnikCD
Czas trwania66:23
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Charles Gayle, William Parker, Hamid Drake
Utwory
CD1
1) Fearless28:15
2) Gospel09:03
3) Texturen08:04
4) Angels10:47
5) Encore at Jazzwerkstatt10:14
Wyszukaj / Kup
Trzeba mieć w sobie wiele samozaparcia, aby – jak Charles Gayle – zbliżając się powoli do osiemdziesiątki, podróżować po świecie nie tyle w celach turystycznych, co zawodowych. Ale też jest to artysta zahartowany przez życie; wystarczy wspomnieć, że po przeprowadzce z rodzinnego Buffalo do Nowego Jorku przez dwadzieścia lat był bezdomny, utrzymywał się z grania na saksofonie – na ulicach miasta i w metrze. Dopiero gdy niemal dobił do pięćdziesiątki, los postanowił się do niego uśmiechnąć – zaproponowano mu nagranie płyty. Tak powstał album „Always Born” (1988), od którego zaczęła się profesjonalna kariera muzyczna Gayle’a. Od tamtej pory czarnoskóry saksofonista i pianista (tak naprawdę trudno byłoby określić, który instrument jest mu bliższy) pozostaje bardzo aktywny na scenie freejazzowej. Stoi na czele sygnowanych własnym nazwiskiem Tria i Kwartetu; na dodatek angażuje się w wiele innych projektów. Często też zmienia artystycznych partnerów, wychodząc z założenia, że nawet będąc tak doświadczonym muzykiem, może się jeszcze czegoś nauczyć od innych.
Gdy w kwietniu 2014 roku przyjechał do naszego kraju, u jego boku na koncertach znaleźli się dwaj artyści z naszego regionu Europy: polski kontrabasista Ksawery Wójciński oraz niemiecki perkusista Klaus Kugel. Jak wypadł ich wspólny występ w klubie Dragon w Poznaniu, można posłuchać na wyśmienitym, wydanym przez warszawską firmę For Tune, albumie „Christ Everlasting” (2015). Półtora miesiąca później Gayle pojawił się natomiast w Stüler Kirche w brandenburskiej miejscowości Peitz (kilkanaście kilometrów od Cottbus), gdzie zagrał na zaproszenie berlińskiej wytwórni Jazzwerkstatt. I ten koncert został zarejestrowany i opublikowany na płycie noszącej – adekwatny do sytuacji – tytuł „Live at Jazzwerkstatt Peitz”. Światło dzienne ujrzała ona stosunkowo późno, ponieważ dopiero w listopadzie ubiegłego roku. Amerykanin ponownie wystąpił w trio, tym razem jednak ze swoimi sztandarowymi współpracownikami, jak on uznawanymi za legendy w świecie jazzu improwizowanego: kontrabasistą Williamem Parkerem oraz perkusistą Hamidem Drakiem.
Obaj panowie – i Parker, i Drake – mają na koncie każdy po kilkadziesiąt płyt. Ten drugi może być jednak bliższy czytelnikom „Esensji”, ponieważ pisaliśmy już o nim przy okazji recenzowania płyt „Schl8hof” (2013) DKV Trio Kena Vandermarka oraz „Seven Lines” (2013) Hery Wacława Zimpla. Kiedy więc do pracy biorą się fachowcy takiego formatu, nie ma możliwości, aby odstawili fuszerkę. I tak właśnie jest w przypadku występu w Peitz. Gayle, Parker i Drake zaserwowali słuchaczom ponad godzinę (tyle przynajmniej materiału trafiło na album) porywających improwizacji, znaczonych solowymi partiami kontrabasu, perkusji i – nade wszystko – saksofonu tenorowego i fortepianu. Gwoli ścisłości należy dodać, że lider nie rezygnuje też jednak – co zresztą dla niego jak najbardziej typowe – z wycieczek do świata post i hard bopu rodem z lat 50. i 60. XX wieku, czyli muzyki, która – jak widać, na długie lata – ukształtowała jego gust (vide Charlie Parker, John Coltrane, Miles Davis, Thelonious Monk).
Album otwiera trwająca prawie trzydzieści minut kompozycja, której artyści nadali tytuł „Fearless”. I rzeczywiście Gayle, Parker i Drake poczynają tu sobie w sposób… nieustraszony. Począwszy od otwierającej utwór partii saksofonu, poprzez kolejne sekwencje solowe (kontrabasu, na którym William gra smyczkiem, i perkusji), aż po triumfalny powrót do punktu wyjścia, gdy na plan pierwszy ponownie wybija się dęciak Gayle’a. Sekcja rytmiczna, choć przez większość czasu pozostaje w tle, wcale nie odgrywa mniej znaczącej roli. Trzeba tylko wsłuchać się uważniej w to, co dzieje się na dalszym planie, aby wychwycić wszystkie skomplikowane podziały, jakimi muzycy raczą słuchaczy. Nie stronią oni zresztą także od ostrzejszych brzmień, co z kolei może przypaść do gustu wielbicielom rocka. W „Gospel” Charles odkłada na bok saksofon i siada do fortepianu. Już pierwsze dźwięki klawiszy przekonują, że choć wciąż pozostawać będziemy w świecie jazzu improwizowanego, to jednak będzie on mocno zaprawiony klimatem lat 60. – i tak jest w rzeczywistości. Wzorem swoich hardbopowych mistrzów lider nie stroni od wstawek z pogranicza soulu i rhythm and bluesa (co wyjaśnia tytuł). Wspomagają go w tym wydatnie William i Hamid, którzy grają tu wyjątkowo rytmicznie i pulsacyjnie.
Kolejny z improwizowanych numerów – „Texturen” – to z kolei wycieczka do świata klasycznej awangardy spod znaku Johna Cage’a czy, nie szukając daleko, polskiego kompozytora Kazimierza Serockiego. Gayle stara się wyciszyć emocje towarzyszące poprzednim kompozycjom; gra w sposób stonowany i minimalistyczny, jakby chcąc podkreślić wagę każdego dźwięku. W podobnym nastroju utrzymany jest utwór „Angels”, chociaż w nim akurat dużo więcej dzieje się w tle – Parker po raz kolejny sięga po smyczek, a Drake z biegiem czasu z pełnym zaangażowaniem zaczyna wykorzystywać cały zestaw perkusyjny. Zachęca go do tego zresztą sam Charles, w ostatnich minutach osiągając najwyższy stopień kakofonii. Poziom rozstroju nerwowego jest tak wielki, że przejście do kolejnej kompozycji – klasycznie freejazzowego „Encore at Jazzwerkstatt” – wielu słuchaczom może wydać się błogosławieństwem. Choć i tu nie brakuje energetycznych partii perkusji czy pełnych szaleństwa solówek saksofonu. Amerykanie nie oszczędzają nikogo, a już w najmniejszym stopniu siebie. Dopiero w finale Parker i Drake starają się nieco złagodzić nastrój, co Gayle „przyklepuje” stopniowo coraz bardziej stonowanym dęciakiem.
„Live at Jazzwerkstatt Peitz” może okazać się „lekturą” wyjątkowo ciężkostrawną dla osób, które na co dzień trzymają się z dala od free jazzu, które w muzyce poszukują zwłaszcza sympatycznych melodii, zapadających w pamięć harmonii i subtelnego klimatu. Tego na płytach Charlesa Gayle’a nie znajdą. Znajdą za to niepohamowaną energię płynącą z serca człowieka, który poznał świat od najgorszej strony. Który wydobył się z nizin społecznych, by wspiąć się na artystyczny szczyt. Czy od kogoś takiego można wymagać, aby tworzył przeboje?
koniec
15 marca 2016
Skład:
Charles Gayle – saksofon tenorowy (1,5), fortepian (2-4)
William Parker – kontrabas
Hamid Drake – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
Sebastian Chosiński

25 IV 2024

Arild Andersen to w świecie europejskiego jazzu postać pomnikowa. Kontrabasista nie lubi jednak przesiadywać na cokole. Mimo że za rok będzie świętować osiemdziesiąte urodziny, wciąż koncertuje i nagrywa. Na dodatek kolejnymi produkcjami udowadnia, że jest bardzo daleki od odcinania kuponów. „As Time Passes” to nagrany z muzykami młodszymi od Norwega o kilkadziesiąt lat album, który sprawi mnóstwo radości wszystkim wielbicielom nordic-jazzu.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
Sebastian Chosiński

24 IV 2024

Martin Küchen – lider freejazzowej formacji Angles 9 – zaskakiwał już niejeden raz. Ale to, co przyszło mu na myśl w czasie pandemicznego odosobnienia, przebiło wszystko dotychczasowe. Postanowił stworzyć – opartą na starożytnym greckim micie i „Odysei” Homera – jazzową operę. Do współpracy zaprosił wokalistkę Elle-Kari Sander, kolegów z Angles oraz kwartet smyczkowy. Tak narodziło się „The Death of Kalypso”.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.