Tu miejsce na labirynt…: Kosmita na aktywnej emeryturze [Nik Turner „The Final Frontier” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Krytycy muzyczni często zachwycają się kondycją muzyków The Rolling Stones bądź Paula McCartneya, którzy po ukończeniu siedemdziesiątki wciąż są aktywnymi artystami – wydają nowe płyty, nawet koncertują. Zapominają przy tym o kimś takim, jak Nik Turner. A tymczasem to właśnie były wokalista i saksofonista Hawkwind jest najstarszy z nich wszystkich. I właśnie opublikował kolejny niezły album spacerockowy – „The Final Frontier”.
Tu miejsce na labirynt…: Kosmita na aktywnej emeryturze [Nik Turner „The Final Frontier” - recenzja]Krytycy muzyczni często zachwycają się kondycją muzyków The Rolling Stones bądź Paula McCartneya, którzy po ukończeniu siedemdziesiątki wciąż są aktywnymi artystami – wydają nowe płyty, nawet koncertują. Zapominają przy tym o kimś takim, jak Nik Turner. A tymczasem to właśnie były wokalista i saksofonista Hawkwind jest najstarszy z nich wszystkich. I właśnie opublikował kolejny niezły album spacerockowy – „The Final Frontier”.
Nik Turner ‹The Final Frontier›Utwory | | CD1 | | 1) Out of Control | 03:57 | 2) Interstellar Aliens | 05:13 | 3) Thunder Rider | 06:36 | 4) The Final Frontier, Part 1 | 05:15 | 5) Back to the Ship | 04:37 | 6) Calling the Egyptians | 05:09 | 7) Strange Loop | 08:34 | 8) The Final Frontier, Part 2 | 02:20 | 9) Pad4 | 03:29 |
Wszystkich obecnych członków The Rolling Stones i wspomnianego w zajawce współlidera The Beatles łączy fakt, że przyszli na świat w latach 40. ubiegłego wieku i że dotąd, dzięki Bogu, cieszą nas swoją muzyką. Ale warto wiedzieć, że wcale nie są najstarszymi „urzędującymi” rockmanami. Dorównują im, a nawet zostawiają w pokonanym polu artyści związani z kultową brytyjską formacją spacerockowo-psychodeliczną Hawkwind. Wokalista i gitarzysta Dave Brock (stojący na czele grupy nieprzerwanie od jej powstania pół wieku temu) urodził się w 1941 roku (tym samym, w którym przyszedł na świat najstarszy z obecnych Stonesów, to jest perkusista Charlie Watts), a jeszcze starszy od niego jest były wokalista, saksofonista i flecista tej formacji Nik (Nicholas) Turner, z którego narodzin rodzice ucieszyli się 26 sierpnia 1940 roku, czyli w dramatycznym momencie rozpoczęcia legendarnej powietrznej Bitwy o Anglię. Turner był w 1969 roku współzałożycielem Hawkwind, z którym to zespołem w ciągu siedmiu kolejnych lat nagrał tak klasyczne płyty, jak „In Search of Space” (1971), „Doremi Fasol Latido” (1972), „Hall of the Mountain Grill” (1974) oraz „Warrior on the Edge of Time” (1975). Po opuszczeniu macierzystej formacji powołał do życia, starającą się łączyć wpływy space rocka ze zdobywającym wówczas coraz większą popularność punkiem, grupę Inner City Unit, która przetrwała do połowy lat 80 („Pass Out”, 1980; „The Maximum Effect”, 1981; „Punkadelic”, 1984; „Newanatomy”, 1985; „The President’s Tapes”, 1985). W tym samym czasie „wyczarował” także jednopłytowy projekt Sphynx („Xitintoday”, 1978) oraz na dwa lata powrócił do składu Hawkwind. Nie był to jednak najlepszy okres dla tej grupy, więc bez żalu rozstał się z nią ponownie. Na początku lat 90. rozpoczął natomiast trwającą do dzisiaj nadzwyczaj udaną karierę solową. Wydawał płyty pod własnym nazwiskiem, udzielał się gościnnie na albumach innych wykonawców, w XXI wieku dodatkowo związał się z takimi zespołami, jak Space Ritual i Space Mirrors. I ciągle nie było mu dość. Kolejne wydawnictwa solowe Nika Turnera oscylowały wokół tej samej tematyki co niegdyś Hawkwind, aczkolwiek od pewnego momentu bez reszty wciągnęły go opowieści science fiction – kosmiczne podróże, eksploracje nowych światów, spotkania z obcymi cywilizacjami. Zbiegło się to z podpisaniem kontraktu płytowego z niezależną amerykańską wytwórnią Purple Pyramid (z Marina del Rey w pobliżu Los Angeles), która wydała właśnie kolejną jego płytę długogrającą. Tym sposobem psychodeliczna space opera Turnera rozwinęła się do rozmiarów tetralogii. Zaczęło się od „Space Gypsy” (2013), potem w dwuletnich odstępach ukazały się „Space Fusion Odyssey” (2015) i „Life in Space” (2017), a teraz jeszcze „The Final Frontier”, która światło dzienne ujrzała 8 marca 2019 roku. Łączą te wydawnictwa nie tylko obecne w tekstach wątki kosmicznych podróży, ale także utrzymane w odpowiedniej stylistyce okładki oraz skład grupy wspierającej Turnera. Nie na każdej płycie był on identyczny, zwłaszcza na początku ewoluował, lecz w przypadku „Life in Space” i „The Final Frontier” okazał się już tożsamy. A kogo Nik dobrał sobie do współpracy? Najważniejszymi osobami są skrzypek Simon House (High Tide, Third Ear Band), z którym Turner grał pomiędzy 1973 a 1976 rokiem w Hawkwind, oraz gitarzysta Nicky Garratt, przez wiele lat będący podporą punkowego U.K. Subs. Staż w tej samej grupie, ale znacznie krócej i w czasach niemal nam współczesnych, odbył także perkusista Jason Willer. Dwóch kolejnych instrumentalistów – klawiszowców Jürgena Englera (dodatkowo grającego na gitarach) oraz Christophera Lietza – Anglik „pożyczył” z niemieckiej industrialno-metalowej formacji Die Krupps (Engler przewodzi jej do tej pory). Ale to jeszcze nie koniec; zaciąg amerykański reprezentują natomiast basista Bryce Shelton oraz grająca na instrumentach klawiszowych Kephera Moon. Można się trochę dziwić, jak niemal osiemdziesięcioletniemu artyście udało się zebrać tylu współpracowników z niemal całego świata. Wbrew pozorom, nie było to wcale takie trudne. Przeciwnie, Turner sięgnął niemal po gotowe, większość z nich bowiem już wcześniej tworzyła dwie progresywne grupy – nowe wcielenie klasycznego Brainticket (Garratt, Moon, Shelton, Willer) oraz Hedersleben (ci sami plus Engler i Lietz). Odpadała więc konieczność szukania wspólnego języka, zgrywania się itp., itd. – wystarczyło podążyć za wyraźnie zarysowaną wizją lidera. Na „The Final Frontier” trafiło dziewięć kompozycji; wyszły one praktycznie spod ręki wszystkich muzyków, choć w różnych konfiguracjach. W dwóch utworach pojawili się goście: perkusista Adam Hamilton zagrał w „Interstellar Aliens”, natomiast gitarę Paula Rudolpha (w latach 1975-1977 grającego w Hawkwind, a jeszcze wcześniej w zaliczanych do nurtu „brytyjskiej inwazji” Pink Fairies i The Deviants) słychać w „The Final Frontier, Part 1”. Album (opublikowany jednocześnie w wersji kompaktowej i winylowej) otwiera dynamiczny i przebojowy „Out of Control”. Od pierwszych sekund uwagę przykuwa charakterystyczny psychodeliczno-hardrockowy riff gitary; w tle natomiast rozbrzmiewają klawisze, a potem jeszcze dochodzą przetworzone elektronicznie głos i saksofon Turnera. Nik nigdy nie był wyśmienitym wokalistą; tym bardziej z wiekiem nie poprawił swoich umiejętności w tej dziedzinie. Znalazł jednak z tej słabości satysfakcjonujące chyba wszystkich – i słuchaczy, i samego artystę – wyjście: częściej deklamuje swoje teksty, a kiedy musi zaśpiewać, posiłkuje się efektami elektronicznymi. Co wcale nie wypada sztucznie. Ba! wpisuje się wręcz w fantastycznonaukową konwencję kolejnych jego wydawnictw. Z czasem „Out of Control” nabiera jeszcze mocy, kipiąc wręcz punkową energią (ewidentnie przysłużyli się temu Nicky Garratt i Jason Willer). Choć spacerockowa forma zostaje konsekwentnie zachowana do samego finału. Po tak czadowym otwarciu nastrojowe „Interstellar Aliens” wydaje się balsamem na sponiewierane uszy. Tym bardziej że to utwór (autorstwa Turnera i znanego z Archive perkusisty Steve’a Barnarda) urzekający pięknem i smutkiem. Z wzruszającą partią skrzypiec Simona House’a oraz wszechobecnymi „kosmicznymi” syntezatorami, pogłębiającymi jeszcze wrażenie odrealnienia. Zamknąwszy oczy, można poczuć się jak samotny astronauta przemierzający Wszechświat i tęskniący za kontaktem z jakąkolwiek formą życia. W podobnym nastroju utrzymany jest „Thunder Rider”, w którym monolog Nika pojawia się na tle wybijających się przed klawisze fletu i skrzypiec. Do połowy utworu zespół skupia się na budowaniu klimatu, a potem… uderza z potężną siłą, zamieniając tę do tego momentu dość rzewną kompozycję w prawdziwie spacerockowy wymiatacz. „The Final Frontier, Part 1” zaskakuje z kolei delikatnym etnicznym wstępem (vide bębenki, skrzypce, gitara akustyczna i żeńska wokaliza, prawdopodobnie „wyczarowana” przy użyciu syntezatorów); dopiero z czasem rozkręca się, dając możliwość zbudowania wokół motorycznego pochodu sekcji rytmicznej dialogu saksofonu i skrzypiec. W „Back to the Ship” zespół zwalnia tempo, dając tym samym liderowi możliwość wygłoszenia kolejnego monologu. Dopiero gdy Turner milknie, faktura utworu zagęszcza się, pojawiają się kolejne instrumenty (saksofon, gitara akustyczna), ale nastrój pozostaje wciąż taki sam. Miłym urozmaiceniem okazuje się „Calling the Egyptians”, znaczony nade wszystko „powłóczystymi” dźwiękami syntezatorów i rozbudowaną partią podrasowanego elektronicznie saksofonu. „Strange Loop” jest kompozycją najdłuższą (ponad ośmiominutową), pod którą jako autor podpisał się tylko jeden muzyk – Nicky Garratt. Monotonne tło w niczym jednak nie przeszkadza ani nie razi, ponieważ jeśli wsłuchać się dokładniej, można z niego wyłowić mnóstwo dźwięków, co świadczy o tym, że aranżer wykonał tu znakomitą pracę. Swoje dorzucił jeszcze Turner, idealnie wpisując się ze swoją melodeklamacją w nostalgiczny klimat utworu. Do samego końca zresztą zespół nie zmienia koncepcji. Zarówno „The Final Frontier, Part 2”, jak i zamykający całość „Pad4” skupiają się eksponowaniu instrumentów odpowiedzialnych za budowanie atmosfery, czyli skrzypiec, fletu i syntezatorów. Wszystko po to, by dotarłszy do finału, słuchacz poczuł delikatne drżenie serca i z namysłem wyjrzał przez okno w gwiazdy. Ile jeszcze płyt nagra Nik Turner? Oby zdrowie i ogólna kondycja pozwoliły mu na jak najwięcej. Jak na razie musi czuć się nieźle, skoro do końca kwietnia ma zaplanowanych kilka koncertów – z różnymi składami – w Stanach Zjednoczonych i ojczystej Anglii. Byłoby fajnie, gdyby kiedyś zahaczył także o Polskę. Skład: Nik Turner – śpiew, monologi, saksofon, flet Nicky Garratt – gitara elektryczna, gitara akustyczna Simon House – skrzypce Jürgen Engler – syntezatory, gitara basowa, gitara elektryczna Christopher Lietz – instrumenty klawiszowe Kephera Moon – instrumenty klawiszowe Bryce Shelton – gitara basowa Jason Willer – perkusja Gościnnie: Adam Hamilton – perkusja (2) Paul Rudolph – gitara elektryczna (4)
|