W sieci: CzatyChat, a może powinienem napisać „czat”, istnieje chyba od samego początku Internetu. Od lat ludzie łączą się z serwerami na całym świecie, aby porozmawiać na wszelkie możliwe tematy. Stało się to tak popularne, że kiedy dziś ktoś mówi o czatowaniu, nie ma najczęściej na myśli czasownika określającego „czajenie się”, tylko rozmowę w Internecie.
Bartosz KotarbaW sieci: CzatyChat, a może powinienem napisać „czat”, istnieje chyba od samego początku Internetu. Od lat ludzie łączą się z serwerami na całym świecie, aby porozmawiać na wszelkie możliwe tematy. Stało się to tak popularne, że kiedy dziś ktoś mówi o czatowaniu, nie ma najczęściej na myśli czasownika określającego „czajenie się”, tylko rozmowę w Internecie. Każdy chyba użytkownik sieci przeszedł okres „czatowania”. Siedzenie do 3 w nocy i rozmawianie z totalnie nam nieznanymi ludźmi, zawieranie nowych znajomości, czasem flirt, a nawet coś poważniejszego. Miliony ludzi na całej Ziemi wchodzą na „czaty”, aby stać się kimś innym. Dlaczego to wszystko? Taką sytuację prowokuje sławiona przez wielu internetowa anonimowość. Pod osłoną jakiegoś nick’a, nawet nie musi on być naszym stałym pseudonimem, możemy robić i mówić, co się nam żywnie podoba. Z grzecznych i kulturalnych ludzi możemy stać się wulgarnymi prymitywami, z nieśmiałych – bardzo śmiałymi, wręcz wyzywającymi. Możemy nawet zmienić płeć. To wszystko jest dla wielu niezwykle kuszące, a często przeradza się w zaawansowaną formę „zabawy” zwaną „social engineering”, o której pokrótce pisałem w artykule pt. „Internet, czyli trust no one”. Z czasem stajemy się stałymi bywalcami określonych kanałów, poznajemy nowych użytkowników i sami stajemy się rozpoznawalni. Coraz częściej nasze rozmowy schodzą z tak popularnych w Internecie błahostek na poważniejsze tematy. Wreszcie osiągamy kolejny etap w „ewolucji użytkownika inetu": po fascynacji anonimowością i bezkarnością przychodzi najczęściej ochota na poznanie ludzi, nie tylko nicków, które widuje się na odwiedzanym „czacie”. Rodzi się świadomość, że za widzianym przez nas pseudonimem kryje się człowiek. Czasem niezwykle wartościowy, mający wiele do powiedzenia na przeróżne tematy, których z założenia na „czatach” się nie porusza, bo są zbyt poważne. Oczywiście można się oburzyć i powiedzieć, że tak nie jest, bo ten „wartościowy człowiek” mógłby rozmawiać na „czacie” na określony temat i mógłby się swobodnie wypowiadać. Kłam tej teorii zadaje fakt, że wiele osób szuka w Internecie po prostu kontaktu z innymi interesującymi ludźmi – niekoniecznie o tych samych zainteresowaniach. Kiedy już odkryjemy w sobie tę „ciekawość” drugiego człowieka i coraz częściej nie wystarcza nam standardowe „cze, co słychać, bo u mnie OK.”, na co słyszymy równie oględne „OK.”, postanawiamy nawiązać bliższy kontakt. I tu pojawia się problem. Trafiamy na mur nieufności, który niejako sami zbudowaliśmy, bawiąc się w udawanie kogoś innego, robienie głupich kawałów zbyt naiwnym użytkownikom netu itp. Wszelkie pytanie o sprawy prywatne spotykają się z nieufnością i podejrzliwością. Oczywiście nie jest tak zawsze, ale jest to stosunkowo częsta sytuacja, która jest niejako przeciwwagą dla zaskakującej czasem naiwności użytkowników. Powstaje pytanie: ufać czy nie? Jaka jest metoda na zawarcie jakiejś sensownej, bliższej niż powierzchownej, internetowej znajomości? Czy ufając komuś nie narażamy się na atak na naszą prywatność, zasypanie naszego maila głupimi listami lub innym śmieciem? Jednoznacznej odpowiedzi na te wszystkie pytania nie ma. Wydaje się to nieco zamkniętym kołem nieufności i ciekawości zarazem. Jedyną metodą wydaje się czas, czyli spędzanie czasu na określonym „czacie” i poznawanie ludzi, a kiedy oni i my przekonamy się co do naszych i ich dobrych intencji, zasłona nieufności i podejrzliwości powoli opadnie. Oczywiście nie jest to proces natychmiastowy, a przede wszystkim najważniejszym czynnikiem są tu ludzie. To od ich indywidualnych charakterów zależy, kiedy uznają nas za zaufanych, wiarygodnych i uczciwych. Dla jednych to kwestia tygodnia, dla innych roku, a może nawet więcej. Ciekawym zjawiskiem jest też grupa ludzi, którzy z definicji w Internecie nie rozmawiają o swoich prywatnych sprawach, gdyż traktują net jako odskocznię od rzeczywistości, pewnego rodzaju ucieczkę w wirtualną rzeczywistość. Chcą być cenieni przez innych za ich internetową osobowość, a nie za to co robią w „realu”, jak często określają rzeczywisty świat. Czy ukrywanie swojego prawdziwego „ja” za zasłoną odskoczni jest tylko sprytnym wybiegiem tłumaczącym wyżej opisywaną nieufność, czy też faktyczną chęcią „oczyszczenia” z rzeczywistych trosk i zmartwień? Nie wiadomo. Pewnym wydaje się natomiast fakt, że ci właśnie użytkownicy poszli na pewien kompromis. Świadomie bądź nie, zrezygnowali z zawarcia bliższej znajomości (wchodzącej oczywiście w strefę prywatną), kosztem bezpieczeństwa, jakie zapewnia im całkowita anonimowość. To właśnie oni stanowią rzeszę tych „nicków”, których nigdy nie poznamy i które na zawsze pozostaną tylko pseudonimami widzianymi przez nas na komputerze. Z powyższego teksu można by wnioskować, że potępiam taką postawę i tu, uprzedzając słowa krytyki, mówię NIE. Nie potępiam ich, ani nie wartościuję w żaden sposób którejkolwiek z postaw tu wymienionych. To po prostu kwestia wyboru i celu, dla którego odwiedzamy Internet. Jeśli ktoś szuka przyjaciół, zapewne ich znajdzie wcześniej czy później, choć nie jest to najprostsze i zapewne sparzy się nie raz. Jeśli natomiast szuka wyłącznie znajomych do pogadania w ramach zabicia czasu po kolacji i absolutnie nie obchodzi go to, kim naprawdę jest owa osoba i co sobą reprezentuje, wystarczy, że wejdzie na jeden z pośród tysięcy „czatów”. Fenomen Internetu polega właśnie na tym, że oferuje nam to, czego właśnie chcemy. Czasem wymaga to od nas więcej, czasem mniej czasu, ale prawie zawsze otrzymamy to, czego chcemy. A co z prywatnością w Internecie? Z nią jak w życiu, jedni cenią ją sobie ponad wszystko i zaciekle strzegą swoich sekretów, inni (choć wydaje się, że jest ich mniej) bez skrępowania rozmawiają o swoich problemach i życiu prywatnym. W tym całym internetowym chaosie nie zapominajmy o jednym. To nie komputery tworzą Internet, lecz ludzie. To oni wstukują ciągi znaków, które ukazują się nam na monitorze i to ich spotykamy na ulicy idąc rano po bułki do sklepu. Komputery i Internet to nie osobna rzeczywistość, lecz tylko sposób na ułatwienie komunikacji. Nam…. LUDZIOM! 1 marca 2002 |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Sever for ever
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Zmęczenie Userów
— Qualis
Deszczowcy, mypingi i UFO
— Joanna Słupek
Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański
Piłkarskie święto
— Bartosz Kotarba
Piłkarski koszmar
— Bartosz Kotarba
Krótko o...
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski
Z Internetem dookoła świata
— Bartosz Kotarba
Niezakładanie grup dyskusyjnych w pl.*: mini-HOWTO
— Jacek Kawa
„Bunt” w szklance wody
— Łukasz Kustrzyński
Powrót księcia
— Bartosz Kotarba
Piraci: Przed monitorem pod czarną banderą
— Bartosz Kotarba
Cisza i mrok
— Bartosz Kotarba
Koszykarskie święto
— Bartosz Kotarba
(Moc)ny produkt
— Bartosz Kotarba
Wsteczny przełom
— Bartosz Kotarba
Cierń i duch
— Bartosz Kotarba
Łowca z otchłani
— Bartosz Kotarba
Cywilizowany produkt
— Bartosz Kotarba
Mroczna atmosfera
— Bartosz Kotarba