Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Siergiej Paradżanow
‹Kolekcja Filmów Siergieja Paradżanowa›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKolekcja Filmów Siergieja Paradżanowa
Data premiery25 lutego 2011
ReżyseriaSiergiej Paradżanow
Kraj produkcjiZSRR
Gatunekhistoryczny, obyczajowy
EAN5908312741596
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Nie ma dla mnie schronienia…
[Siergiej Paradżanow „Kolekcja Filmów Siergieja Paradżanowa” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2

Sebastian Chosiński

Nie ma dla mnie schronienia…
[Siergiej Paradżanow „Kolekcja Filmów Siergieja Paradżanowa” - recenzja]

„…życie i dusza są męką”
„Barwy granatu” nie są typowym filmem biograficznym, o czym autor (autorzy) informuje już w napisach wstępnych; to raczej – cytując Paradżanowa (a może Jutkiewicza?) – próba „przekazania barwnego świata [jego] poezji”, którą zachwycał się między innymi słynny rosyjski pisarz-symbolista Walerij Briusow. Dzieło składa się z ośmiu rozdziałów-nowel, w których przedstawione zostały, powiązane ze sobą w bardzo luźny sposób, różne etapy życia Sajat-Nowy. Trudno też doszukiwać się w nim linearnej narracji; to raczej zbiór obrazów – częściej statycznych, niż dynamicznych – które składają się na barwny, niemal malarski opis osiemnastowiecznej gruzińsko-ormiańskiej rzeczywistości. Motywem przewodnim filmu jest powtarzany parokrotnie w pierwszych jego sekwencjach wers z wiersza Arutiuna Saadiana (który równie dobrze mógłby wyjść chyba spod pióra samego Siergieja Josifowicza): „Jestem człowiekiem, którego życie i dusza są męką”. W „Dzieciństwie poety” poznajemy chłopca, który uczy się w szkole przyklasztornej; jak na przykładnego podopiecznego przystało, z szacunkiem odnosi się do zakonnika-nauczyciela, przekonującego go do konieczności poznawania wiedzy zawartej w księgach. Staje się więc uważnym czytelnikiem; chłonie zresztą nie tylko słowa, z nabożną czcią przygląda się także portretom świętych. Ten okres życia ukształtuje jego osobowość, uczyni przykładnym chrześcijaninem Wschodu. Po latach Sajat-Nowa tak sparafrazował naukę przekazaną mu wówczas przez swego mistrza: „Pokochaj pióro, pokochaj pismo, księgi pokochaj!”. Arutiun jest też jednak dzieckiem – żywym, skłonnym do psot, z uwagą przyglądającym się światu i go podglądającym. Stąd wynikają jego niewinne zabawy, które zresztą niebawem – w rozdziale zatytułowanym „Młodość poety” – ustępują zupełnie innym zainteresowaniom. Odkrywając w sobie pisarza, artystę, Saadian odkrywa też bowiem mężczyznę – jego serce nie pozostaje obojętne na piękno płci przeciwnej.
Zupełnie nowy ton pobrzmiewa natomiast w „Poecie na dworze księcia”. Sielankowy świat ustępuje miejsca odcieniom znacznie poważniejszym, wręcz złowrogim. Po raz pierwszy pojawia się wątek śmierci (manekin na marach), jakby w rozstaniu z ukochaną kobietą Paradżanow widział przyczynę wszystkich późniejszych nieszczęść, jakie spadły na Arutiuna (być może objawiły się w tym fragmencie również reminiscencje z własnej biografii reżysera – tragiczna śmierć pierwszej żony, rozwód z drugą). Najdłuższą – i najciekawszą – sekwencją „Barw granatu” jest rozdział czwarty – „Poeta idzie do klasztoru”, w którym oglądamy nie tylko codzienne, pełne trudu i wyrzeczeń życie zakonników, ale również poetyckie wizje święta Wniebowzięcia (ze składaniem ofiary z baranów) oraz pogrzebu Katolikosa Wszystkich Ormian Łazarza (który zmarł w 1751 roku). W „Śnie poety” Sajat-Nowa wraca do czasów dzieciństwa, by opłakać zmarłych rodziców; z kolei „Starość poety” wiąże się dlań z opuszczeniem klasztoru i rozpaczliwym poszukiwaniem nowego miejsca w życiu. Jakże gorzko brzmią napisane wówczas przez Saadiana słowa: „Spalony, stracony, błąkam się, nie ma dla mnie schronienia”. Ale i to jeszcze nie koniec nieszczęść, których doświadcza – w „Spotkaniu z Aniołem Śmierci” grzebie swoją Miłość, co można chyba utożsamić z odejściem w zaświaty Marmar, żony Arutiuna (w 1768 roku), która obdarzyła go aż czwórką dzieci. W ostatnim rozdziale Paradżanow w symbolicznej formie przedstawia „Śmierć poety”. Gdyby tę część filmu spointować Horacjańską sentencją „Non omnis moriar” („Nie wszystek umrę”), idealnie oddawałoby to przesłanie „Barw granatu” – poezja Sajat-Nowy przecież przetrwa, stanie się symbolem jedności ludów Kaukazu Południowego. Bo trudno wyobrazić sobie postać historyczną, która i dziś jeszcze bardziej jednoczyłaby Ormian, Gruzinów i Azerów.
W porównaniu z poprzednim swoim filmem Siergiej Josifowicz poszedł krok dalej w poszukiwaniu własnych środków wyrazu. Tym samym na tle „Barw granatu” „Cienie zapomnianych przodków” jawią się jako bardzo klasyczna fabuła, a uwypuklony wątek nieszczęśliwej miłości Iwana Palijczuka do Mariczki, a następnie Pałahny pozwala określić je nawet mianem melodramatu. W przypadku opowieści o Sajat-Nowie mamy do czynienia z zupełnie nową formą i nową jakością. W Związku Radzieckim nie było drugiego takiego artysty jak Paradżanow. Tak osobnego, idącego pod prąd obowiązujących reguł. Najbliżej było mu chyba do twórczości włoskiego maestra Piera Paola Pasoliniego; obu twórców łączyło zresztą zamiłowanie do poezji, malarstwa i… osób tej samej płci. Obaj też często, chociaż z różnych przyczyn, stawali przed obliczem sądu (bo nie zawsze można stwierdzić, że sprawiedliwości). W tym samym czasie kiedy Siergiej Josifowicz pracował nad obrazem o Arutiunie Saadianie, Pasolini kręcił swoje nie mniej kontrowersyjne adaptacje antycznych dramatów Sofoklesa („Króla Edyp”, 1967) oraz Eurypidesa („Medea”, 1969). Gdyby podpisał się pod nimi Paradżanow, zapewne nikogo by to specjalnie nie zaskoczyło ani nie zdziwiło. „Barwy granatu” to dzieło, które się nie ogląda, ale – jak tytułowy owoc (będący notabene w starożytności symbolem płodności) – smakuje. Nagromadzenie symboli jest w nim tak wielkie, że nie sposób wyłuskać je wszystkie podczas jednego tylko seansu. Dlatego też do historii o Sajat-Nowie powinno wracać się po wielekroć, aby raczyć wzrok pełnymi fantazji filmowymi obrazami ormiańskiego wizjonera kina.
Kreacje, kompozycje, obrazy
W postać Arutiuna Saadiana wcieliło się w filmie Paradżanowa aż czterech aktorów: Melkop Alekian (poeta w dzieciństwie), dla którego był to jedyny występ przed kamerą, Wilen Galstian (w czasie pobytu w klasztorze) oraz Gieorgij Gegeczkori (na starość); w niektórych sekwencjach Arutiun ma również twarz kobiety – Sofiko Cziaureli. Galstian urodził się w 1941 roku w Erywaniu; nie był aktorem, ale baletmistrzem, apogeum swojej popularności przeżywającym w latach 60. i 70. ubiegłego wieku. Kiedy musiał zrezygnować z kariery tancerza, został reżyserem baletu. Występ u Siergieja Josifowicza był jedynym jego kontaktem z filmem fabularnym. Zupełnie inaczej niż w przypadku Gegeczkoriego (rocznik 1923), który po ukończeniu w 1944 roku Tbiliskiego Instytutu Sztuki Teatralnej imienia Szoty Rustawelego, przez ponad pięćdziesiąt lat pojawiał się na scenie i grywał w filmach, przede wszystkim gruzińskich. Urodzona w 1937 roku w Tbilisi, Sofiko Cziaureli pojawiła się w „Barwach granatu” w kilku rolach – była nie tylko Młodym Poetą, ale również jego ukochaną, mniszką oraz Aniołem Zmartwychwstania. Zaskakującym mógł być jednak sam fakt jej udziału w obrazie kręconym przez artystę tak źle postrzeganego przez władze. Aktorka była przecież córką słynnego Michaiła Cziaurelego, największego w Kraju Rad piewcy chwały Józefa Stalina! Wykształcenie zdobyła, studiując w stołecznym Wszechzwiązkowym Państwowym Instytucie Kinematografii (WGIK), po ukończeniu którego – mimo że była kuszona przez wiele teatrów moskiewskich – zdecydowała się w 1960 roku wrócić do Gruzji. Grała u najwybitniejszych reżyserów Zakaukazia: Reza Czcheidzego („Nasz dwor”, 1954), Michaiła Cziaurelego („Powiest’ ob odnoj diewuszkie”, 1960), Dawida Rondelego („Na bieriegach Inguri”, 1961), Gieorgija Danieliji („Nie goriuj!”, 1968) oraz Tengiza Abuładzego („Pokuta”, 1984). Dwukrotnie spotkała się też jeszcze z Paradżanowem – na planie „Legendy o Twierdzy Suramskiej” (1984) oraz „Aszik Keriba” (1988). Po raz ostatni wystąpiła przed kamerą w wojennym „Majaku” (2006) Marii Saakian. Zmarła dwa lata później w Tbilisi.
W roli Księcia, syna króla gruzińskiego Herakliusza II, pojawił się w „Barwach granatu” Oganes (Onik) Minasian – wybitny ormiański malarz pejzażysta, dla którego była to zresztą jedyna przygoda filmowa w karierze. Zmarł w 1972 roku, mając zaledwie czterdzieści cztery lata. W ojca poety wcielił się Spartak Bagaszwili, jedyny aktor, który miał już wcześniej na koncie współpracę z Paradżanowem (w „Cieniach zapomnianych przodków”). Jego filmowa żona, a matka Sajat-Nowy, zawdzięcza z kolei twarz urodzonej w 1923 roku Gruzince Medei Dżaparidze. Zadebiutowała ona w kinie jako siedemnastolatka w obyczajowej „Diewuszce s togo bieriega” Leo Esakiji; później zagrała między innymi w historycznej epopei Cziaurelego „Orzeł Kaukazu” („Gieorgij Saakadze”, 1942-1943) oraz lekkiej komedii romantyczno-muzycznej „Keto i Kote” (1948) Wachtanga Tabliaszwilego i Szałwy Gedewaniszwili. Karierę filmową zakończyła w 1992 roku, dwa lata przed śmiercią. Ścieżkę dźwiękową do obrazu Siergieja Josifowicza skomponował, urodzony w libańskim Bejrucie w roku wybuchu drugiej wojny światowej, Tigran Mansurian. Kiedy miał osiem lat, rodzina przeniosła się do Armenii; studiował w klasie kompozycji konserwatorium erywańskiego, które ukończył w 1967 roku. Pisał sonaty, suity symfoniczne, pieśni, utwory fortepianowe i skrzypcowe; chętnie też oddawał swoją muzykę w ręce filmowców – chociażby Edmonda Keosajana („Legenda o skomorochie”, 1979) lub Alberta Mkrtcziana („Tango naszego dietstwa”, 1984). Żyje po dziś dzień. Funkcję operatora Paradżanow powierzył natomiast Surenowi Szachbazianowi, który – co zaskakujące – na studia w moskiewskim WGIK-u wybrał się dopiero po ukończeniu wydziału pedagogicznego Tbiliskiego Instytutu Kultury Fizycznej. W 1951 roku dostał etat w Kijowskiej Wytwórni Filmowej, gdzie poznał Siergieja Josifowicza; zadebiutował u jego boku, robiąc zdjęcia do „Andrijesza” (1954). Później wspomógł swoim talentem między innymi Aleksandra Ałowa i Władimira Naumowa („Paweł Korczagin”, 1956) oraz Grigorija Lipszyca („Obratnoj dorogi niet”, 1970), by pod koniec lat 70. samemu zostać reżyserem („Wiżu cel!”, 1978; „Żdu i nadiejus’”, 1980; „Pribliżenije k buduszczemu”, 1986; „Zona”, 1988). Zmarł w 1989 roku.
W łagrze i na wolności
Paradżanow był nie tylko genialnym artystą, ale również wielkim prowokatorem – zarówno w sztuce, jak i w życiu. Znajomi zawsze podkreślali, że lubił epatować swoim seksualizmem. Prowadził dom otwarty, w którym roiło się od przyjaciół, kolegów i ludzi, którzy nie wiadomo skąd się brali, w każdym razie nikt ich nie znał. Na temat jego życia osobistego krążyła masa plotek. Sam Siergiej Josifowicz nie tylko ich nie dementował, ale wręcz produkował nowe. Potrafił rozpowiadać wszem i wobec, że przespał się ze słynną aktorką, by jakiś czas później dowodzić w towarzystwie, że uwiódł znanego malarza. Burzę wywołał wywiad, w którym oznajmił, że w jego domu bywali nawet członkowie Komitetu Centralnego KPZR. Tego było już za dużo. Z Kremla wyszedł jasny przekaz: posadzić (a więc i uciszyć) Paradżanowa! W grudniu 1973 roku, czyli zaledwie kilka miesięcy po skierowaniu „Barw granatu” do rozpowszechniania, artysta został aresztowany. Oskarżenie sklecono naprędce i byle jak. Nawiązując do wydarzeń sprzed dwudziestu paru lat, po raz kolejny inkryminowano mu homoseksualizm. Ale nie tylko. Tym razem dorzucono jeszcze przekupstwo, handel walutą oraz okradanie cerkwi (reżyser miał bowiem tę „przypadłość”, że kolekcjonował ikony). Świadków urabiano, o czym świadczy chociażby los kijowskiego architekta Michaiła Siomina, który po przesłuchaniu przez KGB wrócił do domu i w wannie podciął sobie żyły. I chociaż brakowało wiarygodnych zeznań składanych na niekorzyść Siergieja Josifowicza, prokuratura nie wydawała się tym specjalnie zmartwiona – w jej rękach znajdowała się przecież cała masa donosów, w których szczegółowo opisywano „winy” Paradżanowa (między innymi, że po to organizuje zdjęcia próbne, aby poznawać nowych mężczyzn, a następnie ich uwodzić). Według niektórych źródeł, w mowie końcowej procesu artysta sam miał się przyznać do zarzucanych mu czynów – mówić o swojej homoseksualnej „chorobie”, na którą cierpi od dzieciństwa. Wyraził też ponoć podziękowanie dla sędziego, który „był surowy, ale sprawiedliwy”. Jeśli tak było w rzeczywistości, świadczyć to może jedynie o załamaniu, jakie musiał przeżyć.
Skazano go na pięć lat łagru; siedział w obozach karnych pod Woroszyłowgradem (dzisiejszym Ługańskiem w Zagłębiu Donieckim na Ukrainie) i Winnicą. Było mu niezwykle ciężko. Szykanowali go zarówno komendanci obozów, jak i niektórzy z więźniów. Cierpiał na serce, we znaki dawała mu się również cukrzyca. By się nie załamać, malował; w jednej z kolonii karnych prowadził nawet szkołę rysunku. Aresztowanie i skazanie Paradżanowa odbiło się oczywiście szerokim echem w światku artystycznym Kraju Rad. Wielu starało się mu pomóc, ale nikt nie zrobił tyle, co dawna kochanka Władimira Majakowskiego, bardzo już wiekowa Lili Brik. Przez wszystkie lata słała Siergiejowi Josifowiczowi do kolejnych obozów paczki z żywnością; nie ustępowała też w działaniach na rzecz uwolnienia reżysera. W 1977 roku wybrała się do Paryża na otwarcie wystawy poświęconej autorowi „Pluskwy” i „Łaźni”. Tam spotkała swego szwagra, hołubionego przez komunistów francuskiego pisarza Louisa Aragona, i poprosiła go o wstawiennictwo u Leonida Breżniewa. Aragon niebawem wybrał się do Moskwy i w rozmowie z gensekiem (sekretarzem generalnym KPZR) upomniał się o wolność dla twórcy „Barw granatu”. Obawiając się, jak może zostać przyjęta w kręgach francuskiej lewicowej inteligencji odmowa, generał Breżniew nakazał wypuścić Paradżanowa z łagru. Reżyser odzyskał wolność 30 grudnia 1977 roku, kilka dobrych miesięcy przed końcem kary. Jeśli jednak miał nadzieję na szybki powrót do pracy zawodowej, spotkało go wielkie rozczarowanie. Między 1968 a 1982 rokiem napisał siedemnaście scenariuszy filmowych, mimo to do 1984 – czyli do momentu, kiedy padł pierwszy klaps na planie „Legendy o Twierdzy Suramskiej” – nie mógł zrealizować żadnego z nich. Ale o tym opowiemy następnym razem.
koniec
« 1 2
2 marca 2011

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Niedożywiony szkielet
Jarosław Loretz

27 V 2023

Sądząc ze „Zjadacza kości”, twórcy z początku XXI wieku uważali, że sensowne pomysły na horrory już się wyczerpały i trzeba kleić fabułę z wiórków kokosowych i szklanych paciorków.

więcej »

Młodzi w łodzi (gwiezdnej)
Jarosław Loretz

28 II 2023

A gdyby tak przenieść młodzieżową dystopię w kosmos…? Tak oto powstał film „Voyagers”.

więcej »

Bohater na przekór
Sebastian Chosiński

2 VI 2022

„Cudak” – drugi z trzech obrazów powstałych w ramach projektu „Kto ratuje jedno życie, ten ratuje cały świat” – wyreżyserowała Anna Kazejak. To jej pierwsze dzieło, które opowiada o wojennej przeszłości Polski. Jeśli ktoś obawiał się, że autorka specjalizująca się w filmach i serialach o współczesności nie poradzi sobie z tematyką Zagłady, może odetchnąć z ulgą!

więcej »

Polecamy

Nurkujący kopytny

Z filmu wyjęte:

Nurkujący kopytny
— Jarosław Loretz

Latająca rybka
— Jarosław Loretz

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

O człowieku, który zajrzał w twarz Otchłani
— Sebastian Chosiński

W „złotej klatce” i w „żelaznej koszuli”
— Sebastian Chosiński

Pamięci gruzińskich wojowników
— Sebastian Chosiński

Co ta miłość z nich zrobiła…
— Sebastian Chosiński

Tegoż autora

Kto nie ryzykuje, ten… w spokoju nie żyje
— Sebastian Chosiński

W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński

Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński

Płynąć na chmurach
— Sebastian Chosiński

Ptaki wśród chmur
— Sebastian Chosiński

„Czemu mi smutno i czemu najsmutniej…”
— Sebastian Chosiński

Pieśni wędrujące, przydrożne i roztańczone
— Sebastian Chosiński

W kosmosie też znają jazz i hip hop
— Sebastian Chosiński

Od Bacha do Hindemitha
— Sebastian Chosiński

Z widokiem na Manhattan
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.