Kuszenie Damiana Wayne’a [Jay Oliva „Batman kontra Robin” - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Wierni widzowie animacji z Batmanem w roli głównej doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie są to filmy dla dzieci. Tak naprawdę to nawet nie dla młodszych nastolatków. Krew leje się w nich najczęściej strumieniami, trup ściele się gęsto, a i podtekstów erotycznych nie brakuje. Do tego dodajcie jeszcze grasujące po Gotham hordy psychopatów. Wszystko to znajdziecie także w wyreżyserowanej przez Jaya Olivę „kreskówce” „Batman kontra Robin”. I dlatego jest ona tak smakowita.
Kuszenie Damiana Wayne’a [Jay Oliva „Batman kontra Robin” - recenzja]Wierni widzowie animacji z Batmanem w roli głównej doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie są to filmy dla dzieci. Tak naprawdę to nawet nie dla młodszych nastolatków. Krew leje się w nich najczęściej strumieniami, trup ściele się gęsto, a i podtekstów erotycznych nie brakuje. Do tego dodajcie jeszcze grasujące po Gotham hordy psychopatów. Wszystko to znajdziecie także w wyreżyserowanej przez Jaya Olivę „kreskówce” „Batman kontra Robin”. I dlatego jest ona tak smakowita.
Jay Oliva ‹Batman kontra Robin›EKSTRAKT: | 80% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
| Tytuł | Batman kontra Robin | Tytuł oryginalny | Batman vs. Robin | Dystrybutor | Galapagos | Data premiery | 15 maja 2015 | Reżyseria | Jay Oliva | Scenariusz | J.M. DeMatteis, Bob Kane, Grant Morrison, Scott Snyder | Obsada | Stuart Allan, Troy Baker, Kevin Conroy, Trevor Devall, Robin Atkin Downes, Griffin Gluck, Grey DeLisle, Sean Maher | Muzyka | Frederik Wiedmann | Rok produkcji | 2015 | Kraj produkcji | USA | Czas trwania | 77 min | Dźwięk (format) | angielski, węgierski, turecka, czeski, polski lektor | Napisy | rumuńskie, chińskie, polskie, węgierskie, arabskie, portugalskie, hebrajskie | Dodatki | Zapowiedź nowego animowanego filmu DC Universe: Justice League: Gods & Monsters | Parametry | Dolby Digital 5.1 | Gatunek | akcja, animacja, przygodowy | Zobacz w | Kulturowskazie | Wyszukaj w | Skąpiec.pl | Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Młodziutki Damian Wayne, czyli piąty w kolejności (jeśli policzymy również Stephanie Brown) Robin, na dobre zagościł w animowanym Uniwersum DC dzięki bardzo przyzwoitemu „ Synowi Batmana” (2014) Ethana Spauldinga. W każdym razie sprawdził się w nim do tego stopnia, że producenci postanowili uczynić go główną postacią także kolejnych filmów. Tym sposobem wnuk Ra’sa al Ghula trafił do dwóch powiązanych ze sobą fabularnie pełnometrażowych „kreskówek” Jaya Olivy: „Batman kontra Robin” (2015) oraz „Mroczne czasy” (2016). W obu amerykański reżyser filipińskiego pochodzenia (znany między innymi z dwuczęściowego „ Mroczny Rycerz – Powrót” oraz „ Ataku na Arkham”) przedstawił tak posępną wizję Gotham, że dziwić ogromnie może fakt, iż Bruce Wayne zdecydował się na sprowadzenia do miasta swego jedynego syna. Ale przecież gdyby tego nie zrobił, nie moglibyśmy zachwycać się tym filmem. Historia opowiedziana w „Batman kontra Robin” wpisuje się w nowe (choć już nie najnowsze, bo przecież w maju ubiegłego roku zadebiutowało DC Odrodzenie) uniwersum Człowieka-Nietoperza, które narodziło się przed sześcioma laty po zadekretowanym odgórnie przez szefostwo DC Comics restarcie pięćdziesięciu dwóch sztandarowych serii wydawnictwa. Mroczny Rycerz został wówczas oddany w ręce dwóch twórców (później to grono zostało rozszerzone): scenarzysty Scotta Snydera oraz rysownika Grega Capullo. Ich najwartościowszym wkładem w świat Batmana okazało się wprowadzenie do niego Trybunału Sów, działającej w konspiracji przestępczej organizacji, która kontroluje Gotham od końca XIX wieku, oraz pozostających na jej usługach morderczych Szponów. Konstruując scenariusz animacji, niezwykle doświadczony, choć w Polsce znany dotąd jedynie z kilku komiksowych opowieści o Spider-Manie, J.(ohn) M.(arc) DeMatteis postanowił wykorzystać dobrodziejstwo „inwentarza” zrodzonego w głowie Snydera. Na szczęście! Pierwsza scena idealnie wprowadza widzów w tytułowe zagadnienie filmu, choć jeszcze go nie wyjaśnia. Robin pędzi skradzionym swemu ojcu batmobilem do miasteczka Ichabod, aby wytropić szalonego Dollmakera, czyli podejrzewanego o porywanie dzieci z Gotham Antona Schotta. Jest wstrząśnięty tym, co widzi w starej fabryce zabawek do tego stopnia, że niewiele brakuje, aby wbrew zasadom wpajanym mu przez Batmana („Sprawiedliwość zamiast zemsty!”), własnoręcznie zabił żałosnego psychopatę. „Wyręcza” go w tym jednak pojawiająca się niespodziewanie na miejscu zdarzenia tajemnicza istota, która zaraz potem znika, pozostawiając po sobie – oczywiście oprócz trupa Antona – jedynie… sowie pióro. To znak dla Mrocznego Rycerza. Znak, który budzi w nim bolesne wspomnienia z dzieciństwa. Już wtedy bowiem ojciec ostrzegał go przed mrocznym i zagadkowym Trybunałem, choć jednocześnie starał się przekonać, że tak naprawdę on nie istnieje. Bruce Wayne nie zapomniał tamtych przestróg. Dlatego teraz postania ruszyć jedynym tropem, jaki ma – do Sali Sów w gothamskim Muzeum Historii Naturalnej. Mówiąc na marginesie, trop okazuje się jak najbardziej trafny. To, co najistotniejsze, dzieje się jednak w tym samym czasie, ale w innym miejscu. Nie potrafiący pogodzić się z brakiem zaufania ze strony ojca i zazdrosny o pozycję Nightwinga, czyli Dicka Graysona – jego poprzednika w przebraniu Robina – Damian ucieka z posiadłości Wayne’ów. Nie chce być traktowany jak dziecko. Ma przecież świadomość swych niezwykłych umiejętności. Wie, że nie byłby wcale gorszym superbohaterem od samego Batmana. Ale jak tego dowieść, znajdując się przez cały czas pod baczną obserwacją Bruce’a, Alfreda bądź – i to boli go najbardziej – Dicka? Przeczesując miasto, Robin trafia na ulicznych rzezimieszków, z którymi łatwo daje sobie radę, lecz wtedy niespodziewanie pojawia się „nowy nieznajomy”, który składa Damianowi niecodzienną propozycję. Kim jest? To żadna niespodzianka. Każdy, kto czytał wcześniej komiksy Scotta Snydera i Grega Capullo, już za pierwszym razem (przy okazji pościgu za Dollmakerem) rozpozna tę charakterystyczną postać – to Szpon, prawdziwa maszyna do zabijania, wyzuta ze wspomnień i pozbawiona uczuć. Szpon pełni w filmie Jaya Olivy rolę Mefistofelesa – jego podstawowym zadaniem jest kuszenie Damiana Wayne’a, przeciągnięcie go na stronę „mrocznej strony mocy”, poddanie woli Trybunału Sów, a w ostatecznym rachunku – zniszczenie Batmana. Pytanie, jak w takiej sytuacji zachowa się Robin, którego ze swoim mentorem łączy przecież znacznie więcej niż wszystkich jego poprzedników na tym „stanowisku”? Twórcom animacji idealnie udało się oddać skomplikowane relacje pomiędzy ojcem a synem, określenie których mianem „szorstkiej przyjaźni” byłoby jedynie niewiele znaczącym eufemizmem. Między Bruce’em a Damianem istnieje wprawdzie silna więź, ale każdy, kto kochał, zdaje sobie sprawę, że granica oddzielająca miłość od nienawiści bywa niekiedy płynna, zwłaszcza gdy jedna strona związku wchodzi właśnie w okres burzy i naporu. Postępowanie Batmana i Robina ma swoje uzasadnienie w ich wcześniejszych przeżyciach, tym samym jest psychologicznie uwiarygodnione – i to kolejny wielki atut dzieła. Podobnie zresztą jak kreacja czołowej postaci drugoplanowej filmu, czyli Nightwinga – superbohatera po przejściach, tyleż odnoszącego się z szacunkiem do Człowieka-Nietoperza, co pragnącego, by uwolnił on już Gotham od siebie. Bruce i Damian nie tyle stają po dwóch stronach barykady, bo przecież dążą w zasadzie do tego samego – to jest oczyszczenia miasta z bandytów i psychopatów – co nie potrafią zgodzić się co do stosowanych w tej walce metod. Wspomniana już powyżej dewiza wpajana przez Batmana Robinowi krępuje zapędy Wayne’a juniora, kłóci się z jego wychowaniem odebranym na „dworze” Ra’sa al Ghula, w efekcie sprawia, że staje się podatny na głos Szpona. Ten z kolei pełni rolę podobną do Dicka Graysona, choć ciągnie lejce w drugą stronę. Z punktu widzenia zbuntowanego Damiana szanse na zwycięstwo Nightwinga są znacznie mniejsze. Wszak Zło często ma dużo większy urok. Oferując zatarcie moralnych granic, sprawia, że człowiek – decydujący o życiu bądź śmierci innych – może poczuć się jak bóg. A gdy szansa taka jest dana dwunastolatkowi… Odpowiedzcie sobie sami: odrzucilibyście taką pokusę? Podsumowując (najkrócej jak się da): „Batman i Robin” to kolejna rewelacyjna animacja z Uniwersum DC. Dla wielbicieli Człowieka Nietoperza – nie do przegapienia.
|