Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Roland Emmerich
‹Pojutrze›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPojutrze
Tytuł oryginalnyThe Day After Tomorrow
Dystrybutor CinePix
Data premiery28 maja 2004
ReżyseriaRoland Emmerich
ZdjęciaUeli Steiger, Anna Foerster
Scenariusz
ObsadaIan Holm, Nestor Serrano, Dennis Quaid, Jake Gyllenhaal, Emmy Rossum, Sela Ward, Arjay Smith, Tamlyn Tomita, Austin Nichols, Perry King
MuzykaHarald Kloser
Rok produkcji2004
Kraj produkcjiUSA
WWW
Gatunekakcja, dramat, SF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Pojutrze – replika

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3

Marcin T.P. Łuczyński

Pojutrze – replika

Lodowiec – żadna nowość…
Atak lodowców to dla ludzkości nowość raczej niewielka. Jeśli założymy, że historia w miarę namacalnej już ludzkiej cywilizacji zaczyna się 40 tysięcy lat temu, w paleolicie, to człowiek w Europie miał do czynienia z epoką lodowcową co najmniej trzykrotnie (tzw. Mindel, Riss oraz Würm), przy czym każda epoka przechodziła kilkukrotne fazy zwiększania i zmniejszania swego zasięgu. Wreszcie, osiem tysięcy lat p.n.e., lodowiec ostatecznie wycofał się na północ, wyzwalając dla ludzkiej kolonizacji tereny na północ od linii dzisiejszych miast: Warszawa – Berlin – Londyn.
Nie spieszmy się więc z podrzucaniem ‘tępawym’ Amerykanom czy ogólnie, ‘miałkim, małym’ ludziom winy za wszystkie możliwe kataklizmy klimatyczne. Warto tylko zauważyć, że owych zlodowaceń, które Pan był łaskaw wymienić, ci ludzie z maczugami nie ściągnęli na siebie sami, wskutek wywołania zmian klimatycznych takim, a nie innym kształtem przemysłu i eksploatacji planety (już pomińmy tu kwestie pragmatyki, kosztów, zatrudnienia i paru innych rzeczy, bo będziemy się powtarzać). Dlatego zestawienie tych dwóch twierdzeń to nie żaden argument, ale czysta demagogia.
Jak bowiem widać, poprzednie trzy epoki lodowcowe miały miejsce jeszcze w czasach, gdy przodkowie Kolumba polowali na mamuty, zupełnie nie martwiąc się problemem dotarcia do Indii drogą zachodnią, a jedynym większym źródłem emisji dwutlenku węgla były obozowe ogniska. Zmiany klimatu to zjawisko naturalne i oczywiste. Czy Autor oczekuje, że klimat nigdy już zmieniać się nie będzie?
Na litość boską, czy my obaj oglądaliśmy ten sam film? „Pojutrze” jest filmem o katastrofie spowodowanej bezpośrednio zmianami SZTUCZNYMI, nie żadnymi naturalnymi. Obozowym ogniskom nie mam nic do zarzucenia, natomiast drobne pretensje mógłbym skierować do najprzeróżniejszych grup lobbystycznych, które nie chcą dopuścić do tego, by – na ten przykład – nowe rodzaje napędu samochodowego, niezależne od przemysłu naftowego, opuszczały laboratoria i zbyt szybko zdobywały świat. Niemniej waham się to uczynić, choć nie dlatego, że sporo jeszcze pracy trzeba włożyć w tego rodzaju technologie, aby rzeczywiście były one do szerokiego zastosowania, lecz z obawy, by Pan Michał nie napisał, że wytykam palcami ‘pragmatyków’, którzy przecież muszą myśleć, ile ich taka rewolucja będzie kosztować…
Jak widać, ja też potrafię przytaczać argumenty demagogiczne.
Wywołany do odpowiedzi, odpowiadam: nie oczekuję stagnacji planetarnego klimatu, bo tak dynamiczny i zależny od milionów czynników twór (czy jak to tam nazwać) ma to wpisane w swoją istotę, ale rzeczywiście byłoby miło, gdybyśmy potrafili się cofnąć przed zmianami, które nam planetę zdewastują i wygniotą znakomitą większość ludzkości. Ale może to niemożliwe i taki dopust boży jest jedyną obroną przed nami, jaką dysponuje planeta.
O propagandzie…
No tak, jak tylko rzucić sformułowanie: propaganda (od propagować coś, starać się to rozprzestrzenić), to natychmiast komuś stanie przed oczyma dr Goebbels, potem łysy Urban i całe zagadnienie natychmiast ma złe światło. Kompletnie mylne podejście, ale przebrnijmy i przez to.
Nie wiem, jak Autor chciałby nakręcić film o grupie odważnych ludzi ryzykujących życie dla ogółu, unikając przy tym patosu. Tego po prostu zrobić się nie da. To jakby nakręcić komedię bez śmiesznych sytuacji, albo western bez rewolwerowców. Pewnych rzeczy po prostu nie da się rozdzielić. Zgoda absolutna, tyle że ja bardzo proszę nie mieszać pojęcia patos (czyli ukazanie pewnych postaw heroicznych) i propaganda (czyli w tym wypadku twierdzenia, że herosi to przede wszystkim my, Amerykanie). O patosie zwykłym, nadmiernym, pomarańczowym, kukurydzianym czy jakimkolwiek innym nie napisałem ani jednego złego słowa.
Autor określił nadmierny patos jako cechę typowo amerykańską. Stanowczo muszę zaprotestować! Proszę sobie śmiało protestować, tylko dobrze by przy tym było robić to przeciw czemuś, co ja rzeczywiście napisałem. A co napisałem? Oczywiście, jak to Amerykanie mają w zwyczaju robić, również i „Pojutrze” zawiera elementy propagandy, choć bardzo leciuteńkie, zdecydowanie dużo, dużo mniej widoczne niż te w „Armaggedonie” czy nieprzyzwoicie wprost nachalne w „Dniu Niepodległości”. I tak uważam. Miałem na myśli nie tylko te śmigłowce dzielnej amerykańskiej armii, lądujące na dachach wieżowców, by uratować ocalałych tam ludzi, lecz nade wszystko ograniczenie ukazywania zmagań z żywiołem do Amerykanów właśnie. To wydaje się zupełnie naturalne i nie mam o to specjalnych pretensji, ale na mnie to zawężenie wywołało takie a nie inne wrażenie: oto lód zżera cały świat, setki narodów, ale popatrzcie jak niektórzy z NAS, Amerykanów, z tym walczą i nie poddają się.
A potem mamy amerykańskiego nastolatka, który wespół z kolegami walczy o życie, do tego staje naprzeciw wygłodniałych wilków, by zdobyć szczepionkę dla ukochanej dziewczyny; mamy amerykańskiego profesora, który drałuje przez śniegi i mróz z sankami, by zabrać syna w bezpieczne miejsce; mamy jego amerykańskich towarzyszy, który nie opuszczają go w potrzebie, jeden z nich spada potem przez dziurę w dachu dworca i odcina się od liny, aby nie ściągnąć własnym ciężarem pozostałych; mamy amerykańską panią doktor, która zostaje z ciężko chorym dzieckiem w szpitalu i amerykańską karetkę, która niezłomnie po nią wraca. To wszystko są przepiękne postawy heroiczne, patos w czystej postaci, który nie jest domeną żadnego narodu. Ale w tym filmie został on niejako zawłaszczony wskutek ograniczenia miejsc, gdzie rozgrywa się akcja i właśnie dlatego delikatnie MI OSOBISCIE zalatywało to propagandową manierą.
Czyżby Autor zapomniał o polskich poetach XIX wieku, nazywających Polskę „Chrystusem narodów”? Co z propagandowo podkręconymi toposami weteranów Pierwszej Brygady, żołnierzy Września, uczestników Powstania? Sięgnijmy dalej: co z tokijską Świątynią Yasukoni, poświęconą duszom żołnierzy poległym w obronie Azji przed rzekomą agresją białego człowieka? Co z Przewodniczącym Mao – „czerwonym słońcem w sercach narodów świata”? Co z Simonem Bolivarem, którego nazwiskiem nazwano nawet państwo rozmiarami większe od Polski?
Każdy kraj ma swych bohaterów, mniej lub bardziej rzeczywistych. Ma też pewien katalog cech jednostki, które uważa za bohaterskie. Każdy kraj stara się też je promować – filmem, poezją, książką. Bardzo pięknie, to są pokazane przykłady propagandy. One były, są i będą. Mam wrażenie, że Pan Michał pomylił moje zdanie (Oczywiście, jak to Amerykanie mają w zwyczaju robić) ze zdaniem takim: Oczywiście, jak to TYLKO i WYŁĄCZNIE Amerykanie mają w zwyczaju robić.
Ujmując to inaczej: wszystkie kultury świata starają się być tak samo nachalne.
No, co do tego nie jestem przekonany. Od czasów „Seksmisji” nie pamiętam filmu, który by pokazywał, jak to wspaniali Polacy ocalają świat. Chyba że jest gdzieś na półkach TVP jakiś stary film o odsieczy wiedeńskiej…
Po prostu ta amerykańska jest skuteczniejsza, bo bardziej uniwersalna i bardziej dostosowana do dzisiejszych czasów.
A mnie się zdaje, że jest skuteczniejsza, bo po prostu dysponuje potężnym i bogatym przemysłem filmowym, który efektownie takie postawy pokaże. Nie ma filmów o światowym zasięgu i iście hollywoodzkim przebiciu, opowiadających o Polakach, którzy złamali szyfr Enigmy – a liczba ludzkich istnień, które dzięki tej wiedzy ocalała jest doprawdy niebagatelna; nie ma takich produkcji o żołnierzach spod Monte Cassino i ich brawurowym szturmie, którego nie byli w stanie wykonać wcześniej alianci; nie ma filmu o absolutnie spektakularnym wyczynie, jakim była szarża polskich szwoleżerów na przełęczy Somosierra; nie ma filmu, który by pokazał, jak król Jan III Sobieski broni Europę przed najazdem islamu, staczając boje pod Wiedniem. Takich wzruszających historii mogę wyliczać ile wlezie. Nie ma tych filmów, bo musielibyśmy zrobić je my, Polacy, i dysponując takimi środkami, jakimi dysponują Amerykanie, żeby miały one podobny zasięg i wydźwięk. Dobrze wiem, że to pobożne życzenia, ale już sama ta wyliczanka świadczy dobitnie o tym, że twierdzenia Pana Michała, jakobym określił nadmierny patos jako cechę typowo amerykańską to kompletna bzdura. Bardzo proszę nie imputować mi podobnych twierdzeń, a jeśli już, to pokazać mi paluszkiem miejsce w tekście, gdzie takowe padają. Muszę mieć podstawy do przyznania, że plotę androny…
I według mnie to nie jest ani trochę podstawa do stawiania zarzutów. Jeśli Autora rażą sceny w „Armageddonie”, gdzie w rytm marszowej muzyki astronauci-ochotnicy wchodzą na płytę kosmodromu, lub gdzie arabskie dzieci bawią się modelami amerykańskich wahadłowców, to cóż, mogę to zrozumieć. Bardzo to uprzejme ze strony Pana Michała, tylko ja zachodzę w głowę, dlaczego niby propaganda w filmie ma mnie razić. W całym akapicie dotyczącym tego zagadnienia, a zaczynającym się od słów: Oczywiście, jak to Amerykanie mają w zwyczaju robić, również i „Pojutrze” zawiera elementy propagandy […] nie da się znaleźć ani pół zdania, które by świadczyło, że mnie propaganda w tym czy innym filmie razi. Pan Michał zdaje się mylić prostą konstatację, że propaganda czy – jak w tym przypadku – elementy propagandy, choć bardzo leciuteńkie w filmie WYSTĘPUJĄ, od stwierdzenia że one tam NIESTETY WYSTĘPUJĄ.
Ale twierdzenie, że to ‘propaganda’, w dodatku typowa tylko dla USA, jest już co najmniej niepełną prawdą
Powtórzę jeszcze raz, z uporem maniaka: nie napisałem ani słowa, że jest typowa tylko dla USA.
Tak, Bruce Wills wysadził się w powietrze razem z asteroidem, ale czyż mickiewiczowski porucznik Ordon nie zrobił tego samego ze swoją redutą? Różnica jest taka, że Ordon nikogo nie uratował. Bruce ocalił za to całkiem sporo osób. Biorąc to pod uwagę – jeśli już, to na kim lepiej się wzorować?
O jeżu kolczasty! Bruce Willis uratował całą planetę i chwała mu za to. Ordon uratował (podobnie zresztą jak Michał Wołodyjowski i Ketling) honor, nie oddając twierdzy wrogowi, więc nie kogoś, a coś. To jest klasyczne porównywanie Świąt Bożego Narodzenia do Wielkanocy.
Zamykające film optymistyczne przemówienie wiceprezydenta, przez Konstytucję awansowanego na prezydenta, a przez nas zwolnionego już chyba z zarzutu tępawości, też podawane jest przez Autora jako przykład propagandy. Oczywiście, że tak. W tak kryzysowym momencie, kiedy wszystko się zawaliło, propaganda mówiąca o tym, że nasz naród jest wielki i się podniesie (chociaż tak się wcale stać nie musiał), że sporo jest w całej sytuacji naszej winy, ale będziemy potrafili i temu zaradzić (choć wcale tak być nie musiało), że nie zostaliśmy sami, że czeka nas wielkie wyzwanie – to było jak plaster na ranę. Jeszcze raz dochodzi do nieporozumienia wskutek niezwykle negatywnego odbioru samego określenia „propaganda”.
Powtórzmy dowód: w ciągu ostatnich stu wieków przez półkulę północną przeszły trzy takie epoki, a fabryk żadnych wówczas przecież nie było.
Nie jestem pewien, czy da się porównywać owe powolne – było nie było – procesy z tym błyskawicznym atakiem mrozu, jaki widać na filmie.
Myślę, że to, czego potrzebujemy, to nie mniej rozwoju i uprzemysłowienia, ale właśnie więcej, więcej, więcej! Tylko w ten sposób zdołamy zgromadzić wystarczające środki i wiedzę dla zmniejszenia skutków nieuniknionych zmian klimatu.
Być może. Oczywiście jeśli w tak zwanym międzyczasie, podczas owego chomikowania środków, nie sprowokujemy gwałtownej i wyniszczającej zmiany. Ale to taki niewinny wtręt bo – jako się już nie raz rzekło – nie bardzo się na tym znam.
I tylko poprzez rozbudowę posiadanych zasobów zdołamy tak zmodyfikować nasz wpływ na planetę, by był dla niej przyjazny.
Uważam, że przeważy pragmatyzm różnych takich wiceprezydentów – ma być nade wszystko opłacalny! Pamięta Pan, Panie Michale – gospodarka, zatrudnienie, koszty, te rzeczy.
Wyjściem nie jest chowanie głowy w piasek, ale bardziej zdecydowane sięgnięcie po to, co sięgnąć w sposób nieunikniony po prostu musimy – po rozsądną kontrolę procesów rządzących żywiołami naszej planety. I każdy obserwator potwierdzi, że nie jest to już kwestia dyskusji „Czy?”, ale „Jak?” i „Kiedy?”.
Pełna zgoda. Dobrze, że tak zakończę tak zwane „ustosunkowywanie się”.
Jeszcze tylko dwa słowa tytułem ogólniejszego wyjaśnienia. Pierwsza to polemika do mojego tekstu, więc sam nie wiem, czy należy wyciągnąć z niej wnioski daleko idące, czy też nie. Niestety – poza przeliczalnymi na palcu jednej ręki przypadkami – nie ma na moje teksty żadnego odzewu, więc siłą rzeczy BARDZO słabo mogę się rozeznać w tym, co trzeba by w nich zmienić, co poprawić, co rozwijać a co zwijać, żeby były jak trzeba. Póki co – jest to robota na czuja.
Z tekstu Pana Michała wynika, że należałoby mniej rzeczy przyjmować za pewnik, obszerniej pewne kwestie wyjaśniać, dokładniej precyzować własne oceny i staranniej dobierać określenia w stylu ‘tępawy’, które królowało w polemice, więc dość mocny wzbudziło sprzeciw.
Pozostaje niezmiennym wyzwaniem kombinowanie, jak tu pisać, żeby nie spieprzyć potencjalnemu widzowi przyjemności oglądania i tym optymistycznym akcentem kończę moją replikę.
koniec
« 1 2 3
20 lipca 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o filmach: Patriota bije Godzillę!
— Sebastian Chosiński

Przebudzony potwór kontratakuje!
— Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Grudzień 2016 (2)
— Jarosław Loretz

Esensja ogląda: Październik 2016 (2)
— Jarosław Loretz, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Inwazja głupot
— Tomasz Kujawski

Esensja ogląda: Sierpień 2012 (DVD)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Daniel Markiewicz, Konrad Wągrowski

Ta świnia Szekspir
— Agnieszka Szady

Katastrofa wciąż jest przytulna
— Jakub Gałka

Wielki mamut
— Ewa Drab

Tegoż autora

Piosenki Wojciecha Młynarskiego
— Przemysław Ciura, Wojciech Gołąbowski, Adam Kordaś, Marcin T.P. Łuczyński, Konrad Wągrowski

Wracaj, gdy masz do czego
— Marcin T.P. Łuczyński

Scenarzysta bez Wergiliusza
— Marcin T.P. Łuczyński

Psia tęsknota
— Marcin T.P. Łuczyński

Dym/nie-dym i polarne niedźwiedzie na tropikalnej wyspie
— Konrad Wągrowski, Jędrzej Burszta, Marcin T.P. Łuczyński, Karol Kućmierz

Zagraj to jeszcze raz, odtwarzaczu…
— Marcin T.P. Łuczyński

Panie Stanisławie, Mrogi Drożku!
— Marcin T.P. Łuczyński

Towarzyszka nudziarka
— Marcin T.P. Łuczyński

Tom Niedosięgacz
— Marcin T.P. Łuczyński

Filiżanki w zlewie
— Marcin T.P. Łuczyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.