EKSTRAKT: | 90% |
---|---|
WASZ EKSTRAKT: | |
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Człowiek z kamerą |
Tytuł oryginalny | Человек с киноаппаратом |
Reżyseria | Dżiga Wiertow |
Scenariusz | Dżiga Wiertow |
Rok produkcji | 1929 |
Kraj produkcji | ZSRR |
Czas trwania | 68 min |
Gatunek | dokument |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Klasyka z klasą: Arcydzieło bez napisów, scenariusza, dekoracji i aktorówSebastian ChosińskiKlasyka z klasą: Arcydzieło bez napisów, scenariusza, dekoracji i aktorów„Człowiek z kamerą” został zmontowany w taki sposób, aby widz odniósł wrażenie, że przedstawia on jeden dzień z życia mieszkańców wielkiego (radzieckiego) miasta; kamera towarzyszy więc przypadkowym (albo i nie) osobom w różnych porach dnia – od świtu aż do zmroku. Początkowo puste ulice, obrazy śpiących ludzi (na ławce w parku, na wozie zaprzężonym w konia czy – znacznie już klasyczniej – w łóżku) powoli ustępują miejsca gęstniejącemu tłumowi (futurystycznej „masie”). Świat budzi się do życia, miasto zaczyna tętnić, pojawiają się samochody osobowego i autobusy, wszechobecne są tramwaje, parokrotnie na ekranie widzimy także rozpędzony pociąg. Ruch i maszyny zdają się szczególnie fascynować twórcę. Ale nie brakuje również sekwencji statycznych, które prowadzą do wyciszenia – jednak po to tylko, by chwilę później Wiertow mógł zaatakować ze zdwojoną siłą. I znów obraz nabiera rozpędu. Operator filmuje karetkę pogotowia wiozącą mężczyznę z rozbitą głową, wyjeżdżające do interwencji wozy strażackie, grupkę młodych ludzi przemierzających ulice Odessy w rozpędzonym samochodzie z odkrytym dachem. Korzysta też z innego rodzaju kontrastu, prezentując na przemian scenki wywołujące skrajne emocje i odczucia, jak chociażby rodzinę rozpaczającą na pogrzebie po śmierci krewnego i ludzi radujących się po ceremonii ślubnej. Zaskakujące mogą być też zaprezentowane w „Człowieku z kamerą” portrety kobiet: z jednej strony subtelne, emanujące erotyzmem (poranna toaleta), z drugiej – naturalistyczne, przyprawiające o dreszcz (poród). Uśmiech na twarzy mogą dzisiaj wzbudzić natomiast fragmenty przedstawiające wypoczynek i rekreację – aż trudno uwierzyć, jak zmieniły się niektóre dyscypliny sportowe (zwłaszcza skok wzwyż i o tyczce). Swoją drogą sposób, w jaki Wiertow i Michaił Kaufman filmują sportowców (spowolnienie kadru, najazdy kamery, widok z perspektywy żaby lub z wysokości), od razu przywodzi na myśl słynną „Olimpiadę” Leni Riefenstahl – tyle że jej dzieło o Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie powstało siedem lat później! W „Człowieku z kamerą” pojawiło się sporo rozwiązań technicznych, które w późniejszych czasach zaadaptowane zostały przez innych twórców filmowych (także w obrazach fabularnych). Wiertow nie bał się bowiem eksperymentowania, często dążył do uzyskania jak najbardziej zaskakującego efektu – po to głównie, by zadziwić i zaszokować widza, zmuszając go tym samym do, być może, głębszej refleksji. Stąd przenikanie się zdjęć, nakładanie ich na siebie (dzięki czemu stworzył chociażby słynną scenę, w której malutki operator stoi na monumentalnej kamerze), przyspieszanie i spowalnianie kadrów, dzielenie ich na kilka (trzy, a w pewnym momencie nawet na cztery) niezależne części; zastosował nawet – stworzoną przez Francuza Léona Gaumonta – animację poklatkową (vide wędrująca kamera). Mimo że film pozbawiony jest dźwięku, posiada on wewnętrzny rytm, wyznaczany przez dynamiczny montaż. To on sprawia, że oglądając „Człowieka z kamerą” odnosimy wrażenie, iż mamy do czynienia z filmową symfonią, której ostatnia część przywodzi na myśl klasyczne wariacje i ronda (powtarzające się sekwencje tańca) – wszystko zmierza ku wystrzałowemu finałowi, po którym następuje natychmiastowe wyciszenie, a na ekranie pojawia się napis „Koniec”. Ciekawostką jest fakt, że Wiertow filmował również – a potem umieścił w swoim obrazie – reakcje widzów na pierwsze pokazy dzieła. Większość z nich oglądała je z rozbawieniem na twarzy, co dzisiaj może nieco dziwić – wszak niewiele jest w „Człowieku z kamerą” fragmentów, które można by uznać za stricte komediowe. Co więc mogło bawić? Zapewne zabawa formą, wszystko, co na ekranie odbiegało od rzeczywistości – jadące na wprost siebie, ale nie powodujące wypadku, tramwaje, rozpadający się na dwie części i składający do środka dziewiętnastowieczny gmach opery w Odessie. Swoją drogą dobrze, że reżyser nie wpadł na pomysł, aby w podobny sposób potraktować Kreml, ponieważ wtedy raczej nie mógłby liczyć na pobłażliwość Stalina. „Człowiek z kamerą” przyniósł Wiertowowi światową sławę. Filmowcy z Zachodu mniejszą wagę przywiązywali oczywiście do jego przesłania ideologicznego, zachwycali się natomiast stroną formalną obrazu, nowinkami technicznymi czy też zastosowanymi przez braci Kaufmanów efektami specjalnymi. Korzystając z wielkiej popularności i jeszcze całkiem sporej swobody twórczej, w 1931 roku Dżiga nakręcił film nie mniej intrygujący (nie tylko dlatego, że pierwszy dźwiękowy w swojej karierze) – „Symfonię Donbasu” (znaną też pod tytułem „Entuzjazm”). Później było mu już jednak coraz trudniej; nieodwracalnie bowiem zmieniał się Związek Radziecki. Po zapoczątkowaniu procesów industrializacji i kolektywizacji rolnictwa (od końca lat 20.) Józef Stalin skupiał w swoim ręku coraz większą władzę, kontrolując niemal wszystkie dziedziny życia – w tym także ukochane przez siebie kino. Na Wiertowa wywierano coraz większe naciski, żądano, aby podporządkował się wymogom socrealizmu. To z kolei wymagało powściągnięcia ogromnej wyobraźni twórcy i kłóciło się zarówno z jego temperamentem, jak i przekonaniem o powołaniu artysty do wytyczania nowych szlaków. Zrealizowane w 1934 roku – w dziesiątą rocznicę śmierci wodza rewolucji – „Trzy pieśni o Leninie” zostały zatrzymane przez Stalina za zbytnią gloryfikację postaci Włodzimierza Iljicza. Trzy lata później powstały okazjonalny film „Pamięci Sergo Ordżonikidzego” oraz ostatnie wielkie dzieło reżysera – poświęcona dwudziestoleciu rewolucji październikowej „Kołysanka”. Po ataku nazistów na ZSRR Wiertow wraz z wieloma innymi filmowcami został ewakuowany do Ałma-Aty; w Kazachstanie kręcił krótkie dokumenty propagandowe o walce z Niemcami i wzywające do wydatnej pracy na tyłach frontu („Krew za krew, śmierć za śmierć”, 1941; „Tobie, froncie!”, 1942; „W górach Ałatau”, 1944). W 1944 roku wrócił do Moskwy, gdzie powstał jeszcze jeden (jak się okazało, ostatni) jego film – „Przysięga młodych”. Od tamtej pory zajmował się już jedynie montowaniem kroniki „Nowości dnia”. I tak przez dziesięć lat. Nawet śmiertelnie chory na raka nie odchodził od warsztatu pracy. Zmarł dwunastego lutego 1954 roku; został pochowany na cmentarzu Musskoje, skąd po trzynastu latach przeniesiono go na Cmentarz Nowodziewiczy, gdzie spoczął obok matki. |
Powie ktoś, że oparta na prozie słowackiego pisarza Juraja Váha „Noc w Klostertal” byłaby ciekawsza, gdyby nie pojawiający się na finał wątek propagandowy. Tyle że nie pobrzmiewa on wcale fałszywą nutą. Gdyby przyjąć założenie, że cała ta historia wydarzyła się naprawdę, byłby nawet całkiem realistyczny. W każdym razie nie zmienia to faktu, że spektakl Tadeusza Aleksandrowicza ogląda się znakomicie nawet pięćdziesiąt pięć lat po premierze.
więcej »W chińskich filmach nawet latające ryby są trochę… duże.
więcej »Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.
więcej »Latająca rybka
— Jarosław Loretz
Android starszej daty
— Jarosław Loretz
Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Zwodniczy urok klęski
— Sebastian Chosiński
Najdłuższa noc w życiu
— Sebastian Chosiński
Jean-Paul Belmondo. Twardziel o duszy romantyka
— Sebastian Chosiński
Alfred Hitchcock. Narodziny mistrza suspensu
— Sebastian Chosiński
Catherine Deneuve. Piękna dwudziesto-, piękna pięćdziesięcioletnia
— Sebastian Chosiński
François Truffaut. Mistrz subtelnej ironii i erotycznego napięcia
— Sebastian Chosiński
Alain Delon. Już taki z niego… zimny drań
— Sebastian Chosiński
Jean-Paul Belmondo. Aktor o tysiącu twarzach
— Sebastian Chosiński
Jean-Pierre Melville. Bóg, który doświadcza
— Sebastian Chosiński
Naprawdę wielka iluzja
— Krystian Fred
Klasyka kina radzieckiego: Bawełna czeka na wodę
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Wehrmacht kontra SS
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Wpływ tykwy na rozwój światowej muzyki
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Ciemne chmury nad Anatewką
— Sebastian Chosiński
Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Nie bądź jak kura w Wołominie!
— Sebastian Chosiński
W starym domu nie straszy
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
— Sebastian Chosiński