Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Transmisja z Wrocławia: Pan przestępca

Esensja.pl
Esensja.pl
Niedawno w wypożyczalni sięgnąłem po kasetę z „Pitch Black”. Nie jest to film pierwszej nowości, widziałem go wcześniej, jeszcze na Polconie w 2001 roku, a już wtedy zszedł był chyba z ekranów, ale należy do tych nielicznych dzieł, które można z czystym sumieniem nazwać kultowymi. Nie jest to oczywiście kult na miarę potężnych religii gwiezdnowojennych, raczej katakumbowe sekciarstwo, niemniej w filmowym politeizmie jestem jego oddanym wyznawcą.

Paweł Pluta

Transmisja z Wrocławia: Pan przestępca

Niedawno w wypożyczalni sięgnąłem po kasetę z „Pitch Black”. Nie jest to film pierwszej nowości, widziałem go wcześniej, jeszcze na Polconie w 2001 roku, a już wtedy zszedł był chyba z ekranów, ale należy do tych nielicznych dzieł, które można z czystym sumieniem nazwać kultowymi. Nie jest to oczywiście kult na miarę potężnych religii gwiezdnowojennych, raczej katakumbowe sekciarstwo, niemniej w filmowym politeizmie jestem jego oddanym wyznawcą.
Cóż jest takiego w tej opartej przecież na dość banalnym i ogranym schemacie historii? Pewne znaczenie ma zapewne solidność wykonania. Nie widziałem chyba, hm, jakiego by tu słowa użyć, prawdziwszej katastrofy statku kosmicznego. Z drugiej strony nie nosi „Pitch Black” śladów tego skażenia, które objawia się w filmach takich jak „Obcy” dociekaniami, czy aktorzy dostali karabiny z drugiej serii 1983 roku z dokręconymi na lufach reduktorami hydraulicznymi 3/8 cala, czy może z pierwszej z 1984, ale za to bez uchwytów do pasa nośnego. Po prostu wiadomo, że sprzęt jest umowny i jeżeli wiatraczek pod przezroczystą półkulą jest baterią słoneczną, to nie ma sensu się dziwić, dlaczego General Electric nie produkuje takich modeli.
Tak, od strony technicznej ten film to kawałek dobrej roboty. Prześwietlone – i to klasycznymi środkami, a nie komputerowo – ujęcia zalanej jasnością pustyni; scenografia jej samej i tego, co się na niej znalazło – osady i wraku statku; nawet wygląd bohaterów – bez niepotrzebnych udziwnień. To wszystko sprawia, że ogląda się całość dobrze, nie rozprasza złośliwym chichotem spowodowanym przypadkowymi skojarzeniami ani nie czeka na kolejne standardowe segmenty fabuły.
Ale to właściwie tylko mniej istotna z przyczyn, dla których „Pitch Black” jest szczególnie dobrym filmem. Przede wszystkim sprawiają to bowiem przedstawieni w nim ludzie, których po kolei wprowadza na scenę postać najważniejsza: Riddick. Nie mamy tu do czynienia z przypadkiem starannie dobraną grupą specjalistów, z których każdy czeka na odpowiedni moment, aby wykazać się kwalifikacjami niezbędnymi w trudnej sytuacji. Owszem, niektórzy mają pewne umiejętności, przecież nie oglądamy dystyngowanych pasażerów eleganckiego liniowca, lecz frachtowiec z paroma kabinami dla mało wymagających podróżnych, a tacy zwykle muszą sobie sami radzić. Ot, chociażby pielgrzymi mający pewne pojęcie o pustyniach. Ale też z drugiej strony handlarz antykami, który nie umie nawet porządnie stać na warcie i dobrze, że przynajmniej w jego bagażu można znaleźć coś przydatnego.
Rozbitkowie ze statku organizują się całkiem szybko, po części sami z siebie, jak to osadnicy, po części poddając się kierownictwu tych, którzy są, choćby nominalnie, władzą – ocalałej pilotce i policjantowi eskortującemu więźnia. Niby nie mogą oni wiele, ale przynajmniej symbolizują jakiś porządek, a to daje już pewien punkt zaczepienia na później. Pojawia się jednak dodatkowy problem. Od samego początku to miniaturowe społeczeństwo ma swojego banitę. Riddick ucieka.
Dziwna to jednak trochę ucieczka. Istotnie, więzień ukrywa się, ale przecież z własnej woli wraca. Więcej nawet – momentami sprawia wrażenie, jakby po prostu poszedł na zwiady. W dużej części zapewne informacje przekazuje aby postraszyć swoich, jak by nie było, towarzyszy, ale też nie okłamuje ich. Oczywiście nie ma również mowy o tym, aby kogoś skrzywdził, wbrew złowieszczym zapowiedziom strażnika. Nawet przeciwnie, chociaż może ostrzeżenie przed nisko wiszącymi resztkami szkieletu, pod które wjeżdża łazik, nie jest wielkim wyczynem, przecież Riddick robi to, mimo że jako wcielenie zła powinien czekać na zderzenie.
W gruncie rzeczy jego zdolność do odkrywania tajemnic innych jest czynnikiem stabilizującym. A przecież to umiejętność nieco nieludzka, podobnie zresztą jak wytrzymanie tygodni, jeśli nie miesięcy, przytomności w komorze hibernacyjnej. I podobnie jak zdolność do ujawnienia poznanych tajemnic dopiero wtedy, kiedy jest to potrzebne. W każdym razie, zdradzając to, co inni ukrywają, rozładowuje przecież napięcia, dzięki czemu cała grupa może się skupiać na działaniu. Może nie buduje się w ten sposób wzajemna sympatia, ale zaufanie, przynajmniej krótkoterminowe, tak.
Dość trudno powiedzieć, czy był to altruizm, czy egoizm. Z jednej strony, niewiele brakowało, aby Riddick uciekł. Z drugiej, wrócił jednak z pomocą, chociaż z pozoru nie było już do kogo. Cóż, również dlatego jest „Pich Black” dobrym filmem, że nie da się tego jednoznacznie powiedzieć. Wiemy, co zrobił, ale dlaczego? Czy jednak uznał, że tak trzeba, czy tylko zagrała w nim ambicja poruszona przez kobietę? Fakt, że akurat takiej można na takie poruszanie pozwolić. A może to było jeszcze coś innego? Tego już wiedzieć nie będziemy, chociaż sam Riddick wiedział to pewnie nieźle. Ale nie uznał za stosowne opowiedzieć.
Spotałem raz kogoś podobnego. Wracałem nocnym pociągiem z Krakowa, kiedy do przedziału dosiadł się człowiek w niebieskim dresie. Gdyby było odwrotnie, on siedział, a ja dopiero szedłbym korytarzem, ominąłbym go pewnie. Byłoby to jednak raczej z wybredności niż rzeczywistej potrzeby, więc kiedy gdzieś po drodze coś mruknął niezadowolony ze zrywającej połączenie komórki, zagadnąłem, że to pewnie przez wzgórza między którymi jedzie akurat pociąg. Współpasażer okazał się być również znudzony i podtrzymał rozmowę.
Jak się okazało, załatwiał przez ten telefon jakieś półlegalne interesy z wykupywaniem bankrutujących hurtowni, czy coś w tym rodzaju. Ale to i tak był drobiazg. Powoli zaczynało się okazywać, że drogę do do Wrocławia spędzę gawędząc z całkiem profesjonalnym, na ile mogę to stwierdzić, przestępcą. Jest to przeżycie niecodzienne. Jedną rzeczą jest wyobrażać sobie kogoś takiego na podstawie wiadomości telewizyjnych. Spotkać człowieka, który mówi, że co prawda powoli wycofuje się z interesów, ale czasem jeszcze lubi zaczaić się gdzieś w drodze na ciężarówkę, to zupełnie co innego.
Przez te parę godzin zdążyłem mu trochę opowiedzieć o swoich zajęciach, w pewnym sensie nawet udzieliłem fachowej porady, kiedy pytał o możliwości zabezpieczenia swojego komputera przed policją. Sumienie mam o tyle czyste, że treść porady brzmiała, iż jak będą chcieli, to i tak odczytają, chyba żeby się za niszczenie danych wziąć parę dni przed rewizją. I zgodne to z prawdą, i pomoc w praktyce żadna. Zupełnie zaś już towarzysko opowiedziałem trochę o moich magisterskich sieciach neuronowych, którymi mój rozmówca całkiem się nawet zainteresował, rewanżując mi się ciekawostkami ze swojej branży. Na przykład w Poznaniu wypadało się ubrać do robienia interesów w garnitur, podczas gdy Wrocław wciąż jeszcze tkwił w czasach dresu.
Może to dziwne, ale czułem się przy tym całkowicie niezagrożony. Określenie „swobodny” byłoby wprawdzie już przesadne, ale nie rozmawiałem z byle złodziejem radia, więc problem, że nagle nabierze ochoty na coś mojego, w ogóle nie istniał. Nie dowiadywałem się też oczywiście żadnych konkretów, toteż i ja sam nie byłem żadnym niebezpieczeństwem dla mojego współpasażera. Mogłem mu nawet bez żadnych problemów powiedzieć, jakie mam zdanie na temat jego zawodu, a było ono raczej krytyczne. Rzecz jasna, nie robiłem z tego demonstracji, ot, wyraziłem swój pogląd. I, co mnie dość zaskoczyło, on ten pogląd przyjął z całkowitym zrozumieniem.
Nie, oczywiście go nie podzielał. Rozumiał tylko. Ja z kolei starałam się korzystać z okazji i zrozumieć jego. Wydaje mi się, że wszystkie normy społeczne przyjmował do wiadomości, wręcz uznawał ich pożyteczność, tylko nie wszystkie z nich stosował. Nawet przyznał mi rację w jakichś, bodajże, narzekaniach na wlokące się prace nad nowymi prawami jazdy, czy podobnymi dokumentami, równocześnie zaznaczając, że dla niego taki stan rzeczy jest oczywiście korzystny. Można wręcz pomyśleć, że gdybyśmy więcej mieli takich przestępców, to by ten kraj inaczej wyglądał.
Wysiadaliśmy we Wrocławiu razem. Na wszelki wypadek po taksówkę zadzwoniłem jednak sam, zresztą z peronu rozeszliśmy się w różne strony. Co się z nim potem stało nie wiem, nazwisk nie wymieniliśmy, zdjęcia w gazetach w razie czego są rozmywane, zresztą w końcu mam lepsze rzeczy do roboty. Spotkanie sobie jednak zapamiętałem, łącząc je po latach z postacią Riddicka. Z nim chyba można by podobnie interesująco, a równocześnie bezpiecznie, przejechać kilka godzin pociągiem. Rzecz jasna, nie ma sensu się spodziewać, że każdy, kto wchodzi w konflikt z prawem, to człowiek takiego rodzaju, akurat miałem jednak szczęście, że nie jechał ze mną byle żulik, ale pan przestępca.
koniec
1 kwietnia 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Z tego cyklu

De gustibus cośtam cośtam
— Paweł Pluta

Pudełko z dna szafy
— Paweł Pluta

Druga Japonia
— Paweł Pluta

Punkty styku
— Paweł Pluta

I po legendzie
— Paweł Pluta

Jediowski łeb do interesów
— Paweł Pluta

Swój chłopak
— Paweł Pluta

Relacja na żywo
— Paweł Pluta

Dobór naturalny
— Paweł Pluta

Pewnego dnia one już będą
— Paweł Pluta

Tegoż autora

Pamiątka z historii
— Paweł Pluta

Hidalgos de putas
— Paweł Pluta

My też mamy Makoare
— Paweł Pluta

El Polcon mexicano
— Paweł Pluta

Elektryczne stosy
— Paweł Pluta

Od Siergieja według możliwości, czytelnikowi według potrzeb
— Paweł Pluta

Ktoś nam znany, ktoś kochany…
— Paweł Pluta

Przejście przez cień
— Paweł Pluta

Druga bije pierwszą
— Michał Chaciński, Paweł Pluta, Eryk Remiezowicz, Konrad Wągrowski

A Słowo było u ludzi
— Paweł Pluta

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.