Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Joon-ho Bong
‹The Host: Potwór›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułThe Host: Potwór
Tytuł oryginalnyGwoemul
Dystrybutor Blink, Gutek Film
Data premiery16 listopada 2007
ReżyseriaJoon-ho Bong
ZdjęciaHyung-ku Kim
Scenariusz
ObsadaKang-ho Song, Hie-bong Byeon, Hae-il Park
MuzykaByung-woo Lee
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiKorea Południowa
Czas trwania119 min
WWW
Gatunekakcja, groza / horror, komedia, SF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Dystrybutor poszukiwany: Zdążyć przed rimejkiem

Esensja.pl
Esensja.pl
Kamila Sławińska
Gdyby jakaś dobra wróżka podarowała mi trzy życzenia i pozwoliła nimi naprawić coś z pomyłek i strat, jakie zaistniały przez ostatnią dekadę w filmowym świecie – najpierw, rzecz jasna, wskrzesiłabym Stanleya Kubricka. Potem zaś niezwłocznie przystąpiłabym do obmyślania planu, który zapobiegłby powstawaniu hollywoodzkich remake’ów wszystkich tych oryginalnych, dziwnych, czasem strasznych, czasem śmiesznych, a czasem magicznych azjatyckich filmów, które w wyrastających jak grzyby po deszczu zamerykanizowanych wersjach zamieniają się we własne żałosne karykatury.

Kamila Sławińska

Dystrybutor poszukiwany: Zdążyć przed rimejkiem

Gdyby jakaś dobra wróżka podarowała mi trzy życzenia i pozwoliła nimi naprawić coś z pomyłek i strat, jakie zaistniały przez ostatnią dekadę w filmowym świecie – najpierw, rzecz jasna, wskrzesiłabym Stanleya Kubricka. Potem zaś niezwłocznie przystąpiłabym do obmyślania planu, który zapobiegłby powstawaniu hollywoodzkich remake’ów wszystkich tych oryginalnych, dziwnych, czasem strasznych, czasem śmiesznych, a czasem magicznych azjatyckich filmów, które w wyrastających jak grzyby po deszczu zamerykanizowanych wersjach zamieniają się we własne żałosne karykatury.

Joon-ho Bong
‹The Host: Potwór›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułThe Host: Potwór
Tytuł oryginalnyGwoemul
Dystrybutor Blink, Gutek Film
Data premiery16 listopada 2007
ReżyseriaJoon-ho Bong
ZdjęciaHyung-ku Kim
Scenariusz
ObsadaKang-ho Song, Hie-bong Byeon, Hae-il Park
MuzykaByung-woo Lee
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiKorea Południowa
Czas trwania119 min
WWW
Gatunekakcja, groza / horror, komedia, SF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Jeszcze parę lat temu wszystko było cudnie: masa utalentowanych Azjatów robiła w ojczystych krajach kapitalne filmy, które trafiały do zachodnich odbiorców za pośrednictwem festiwalowej dystrybucji albo były dostępne na płytach DVD. Przy odrobinie szczęścia można było je dostać w każdym większym amerykańskim czy europejskim mieście posiadającym własne Chinatown. W małych kinach i okołouniwersyteckich wypożyczalniach wideo – zaklętych rewirach, nietkniętych stopą zjadacza popcornu – koneserzy dziwacznej azjatyckiej estetyki wynajdywali filmy Kyoshi Kurosawy, Johnny’ego To, Tsui Harka, Chan-Wook Parka, Miike, Shimizu, Nakaty. Ich zachwyty nad oryginalnością azjatyckiego podejścia do zużytego i coraz częściej pogardzanego na Zachodzie kina gatunków oraz niezwykłym upodobaniem do groteskowo ukazanej przemocy roznosiły się szeroko pocztą pantoflową. Świat był piękny, filmy ekscytujące, egzotyczne skośnookie piękności rozpalały zmysły… aż nagle przyszedł bies. Bies nazywa się Roy Lee, pochodzi z Brooklynu i odznacza się niespożytą energią. Ku utrapieniu miłośników kina z Dalekiego Wschodu, wydatkuje ją głownie na przekonywanie hollywoodzkich inwestorów, że na niczym nie zrobią takiego interesu, jak na amerykańskich wersjach kultowych już dziś azjatyckich produkcji. To Lee odpowiedzialny jest za narodziny niezliczonych amerykańskich przeróbek – był spiritus movens oraz jednym z producentów obu odsłon „The Ring”, „The Grudge – Klątwa”, „Dark Water – Fatum”, „Domu nad jeziorem”, „Infiltracji”… Trzeba przyznać, że finansowo pan Lee trafił w dziesiątkę. Szkoda tylko, że żadna z produkcji, które dzięki niemu się urzeczywistniły – może za wyjątkiem ostatniej z wymienionych – nie ma ani świeżości, ani inteligencji pierwowzoru.
Zainteresowanie Hollywood paradoksalnie bardziej zaszkodziło niż pomogło azjatyckiemu kinu – co do tego nie ma wątpliwości nikt z tych widzów, którzy załapali się na oryginalne, japońskie wersje „Ringu”, „Ju-on” czy „Pulse”, a potem ze zdumieniem wysłuchiwali narzekań znajomych, po obejrzeniu wodnistych, nieudanych amerykańskich przeróbkach zniechęconych ostatecznie do sięgania po pierwowzory. Surrealistyczne horrory, kompletnie nietypowe i nieprzewidywalne thrillery oraz kapryśne fantazje, które ostatnimi laty tuzinami lęgły się w pomysłowych głowach Japończyków, Chińczyków i Koreańczyków w wersji zachodniej przypominają sushi przyrządzane przez zachodnich kucharzy: może nazwa ta sama, ale smak całkiem nie ten – i choć znajdą się i tacy, co znajdą w nim upodobanie, smakoszowi wystarczy jeden moment, by pojąć, że odpowiedzialni za przyrządzenie tego klopsa nie mają pojęcia, co wartościowego było w oryginale. Nawet sam Marty Scorsese, niegdysiejszy buntownik, realizując swoją wersję „Infernal Affairs”, nie potrafił oprzeć się pokusie uładzenia fabuły i uproszczenia moralnych zawiłości, które czyniły z oryginału film wyjątkowy. Czego więc oczekiwać, gdy za przeróbkę przepięknego „Kairo” Kurosawy bierze się spec od reklamówek L’Oreala, a do głównej roli w anglojęzycznej wersji magicznego „Il Mare” angażuje się Keanu Reevesa…? Wypada więc spieszyć się z rekomendacjami, by amatorzy kina nietypowego i inteligentnego zdołali zapoznać się z azjatyckimi oryginałami zanim hollywoodzcy producenci położą swoje tłuste paluchy na prawach do ich rozwodnienia, ogłupienia i przesłodzenia w zachodnich przeróbkach.
Koreański kinoman właśnie dowiedział się, że Amerykanie przygotowują przeróbkę „My sassy girl”.
Koreański kinoman właśnie dowiedział się, że Amerykanie przygotowują przeróbkę „My sassy girl”.
Do tych filmów, o których już wiadomo, że niebawem doczekają się anglojęzycznego wcielenia, należy koreański blockbuster „Gwoemul” („The Host” aka „The Monster”) w reżyserii Joon-ho Bonga, znanego polskim widzom ze znakomitego thrillera policyjnego „Memories of Murder”. „Gwoemul” to – w najlepszym sensie tego stwierdzenia – koreańska odpowiedź na Godzillę. Dodajmy: oryginalną Godzillę, tę z 1954 roku, tę, która weszła do historii kina nie tylko jako najbardziej kultowy monster movie wszech czasów, ale i jako zamaskowana pod postacią SF opowieść o lękach swojej epoki. „Gwoemul” dzieje się współcześnie w Seulu; stolica Korei Południowej staje się w filmie widownią małej apokalipsy, gdy – na skutek arogancji Amerykanów z pobliskiej bazy wojskowej – z rzeki Han wyłania się pewnego dnia ohydny, krwiożerczy potwór. Wśród porwanych w biały dzień i uniesionych do potworzej nory nieszczęśników jest mała dziewczynka imieniem Hyun-seo, córka niezdarnego sprzedawcy hot-dogów. Cała jej rodzina – złożona z kompletnie różnych pod względem charakteru i temperamentu osób, nie raz kłócących się bez miłosierdzia – jednoczy się w potrzebie, by odnaleźć zaginione dziecko. Gapowaty ojciec-niezdara, staruszek dziadek, ciotka – niedoszła mistrzyni w łucznictwie, oraz zapijaczony wujek, kombatant studenckich protestów, sami nie zdają sobie sprawy, na co się porywają, gdy rozczarowani biernością władz postanawiają na własną rękę szukać porwanej dziewczynki.
Dalszy rozwój wypadków nie zadziwi zapewne amatorów gatunku i nikt chyba nie będzie zaskoczony finałem; jednak znakomite wyczucie reżyserskie Bonga, świetne aktorstwo oraz idealne proporcje między humorem, fantastyką i mocno politycznym podtekstem w scenariuszu czynią z koreańskiego monster movie znakomicie skomponowaną całość, w której znajdą coś dla siebie nie tylko amatorzy walczących potworów. Bo jest tu i wątek familijny, i sporo niezłej komedii, i brawurowe sceny akcji, i zadziwiająco dobrze zrealizowane efekty specjalne – a do tego wszystkiego jeszcze nienachalna, ale gorzka nuta refleksji nad dzisiejszym światem, w którym media wmawiają ludziom, co chcą, a cyniczni politycy dbają wyłącznie o własne interesy. Najbardziej dostało się – a jakże – Jankesom, którzy sportretowani są w filmie jako zgraja aroganckich kowbojów, nielicząca się z nikim i z niczym. Może ta właśnie jadowita, polityczna nuta zdecydowała, że na film zwróciła uwagę słynąca z niebotycznie wysokich wymagań komisja kwalifikacyjna 44. Nowojorskiego Festiwalu Filmowego – koreański film zaprezentowany został w zeszłorocznej edycji nowojorskiego przeglądu w jednym rzędzie z dziełami Lyncha, Resnais i Almodovara.
Wkrótce po festiwalowej prezentacji gruchnęła wieść, że Universal nabył prawa do anglojęzycznej przeróbki – w której, jak można się spodziewać, pysznić się będzie efektami specjalnymi zrobionymi przez ILM oraz parą młodych, ładnych hollywoodzkich aktorów w głównych rolach – i zostanie wyprodukowana za kwotę równą rocznemu budżetowi niewielkiego kraju. Na pewno będzie na co w nim popatrzeć – jednak mało prawdopodobnym wydaje się, by remake zachował brawurę oryginału.

Johnny To
‹Election 2›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułElection 2
Tytuł oryginalnyHak se wui yi wo wai kwai
Dystrybutor Vue Movie Distribution
ReżyseriaJohnny To
ZdjęciaSiu-keung Cheng
Scenariusz
ObsadaLouis Koo, Simon Yam, Nick Cheung
MuzykaRobert Ellis-Geiger
Rok produkcji2006
Kraj produkcjiHong Kong
Czas trwania92 min
Gatuneksensacja
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
Johnny’ego To – reżysera znakomitego „Election 2” – nie trzeba chyba przedstawiać nawet tym, którzy na co dzień nie pasjonują się kinem azjatyckim. Druga odsłona cyklu, będącego w zamiarach To trylogią, ma szansę oczarować nawet tych, którzy przegapili – jak pisząca te słowa – ukończony w 2005 roku pierwszy film serii. Zresztą, dla nich właśnie To przygotował „Election” w pigułce. Pierwsze (przepiękne, malarskie i pełne zachwycających kolorów) kadry „Election 2” służą za tło dla małego streszczenia historii Triad w Hong Kongu i opowieści o stanowiących temat pierwszego filmu współczesnych wyborach na stanowisko przewodniczącego rodziny Wo Sing, w których zwyciężył weteran bandyckiego fachu, bezwzględny Lok (gra go Simon Yam). Akcja drugiej odsłony gangsterskiej trylogii rozpoczyna się w chwili, gdy po upływie dwuletniej kadencji Lok przymierza się do czynu niesłychanego: chce złamać uświęconą od stuleci tradycję i pozostać na stanowisku. Gangsterska starszyzna tymczasem faworyzuje kandydaturę Jimmy’ego, gangstera nowej generacji – przystojnego, w garniturze i z dyplomem zachodniej szkoły biznesu (w tej roli supergwiazda kina z Hong Kongu, Louis Koo). Jimmy nie marzy o przejęciu władzy; wolałby raczej zaangażować się w legalne interesy, ożenić, wybudować dom. Paradoksalnie, to potencjalni partnerzy tychże legalnych interesów – wszechmocni decydenci z kontynentalnych Chin – popychają Jimmy’ego do podjęcia wyzwania: ich władza nie sięga na terytorium Triad, chcą więc rozszerzyć swoje wpływy, podporządkowując sobie ich przyszłego przywódcę. Młody gangster nie ma wyboru: jeśli chce wyzwolić się z Triad, musi zostać przewodniczącym.
Pasjonujący, brutalny, wspaniale zagrany i sfilmowany – film To nie jest bynajmniej jedynie opowieścią o rywalizacji dwóch potężnych gangsterów. Nie na darmo w wielu recenzjach nazywano „Election” azjatycką odpowiedzią na „Ojca chrzestnego”: podobnie jak w dziele Coppoli, gangsterska saga To jest przede wszystkim przypowieścią o władzy i konsekwencjach jej posiadania, o starciu charakterów, o nieuniknionych pułapkach związanych ze sprawowaniem kontroli nad innymi ludźmi. Postać Jimmy’ego ma sporo wspólnego z Michaelem Corleone, który – zawsze hołubiony i uważany za stworzonego do lepszych celów – raz zstąpiwszy w mafijne piekło, okazuje się jeszcze bardziej bezwzględny od słynącego z okrucieństwa don Vito. Mistrzowsko opowiedziana, stylowo sfilmowana kryminalna historia służy także za pretekst do rozważania nad zmianami obyczajowymi, jakim podlega cała społeczność Hong Kongu, który – po stu pięćdziesięciu latach pod brytyjskim panowaniem i dekadzie pod zarządem chińskim – staje przed koniecznością przystosowania się do nowej epoki i nowych czasów: czasów, w których bezwzględny, wilczy kapitalizm znaczy więcej niż pielęgnowana przez stulecia tradycja, gdzie nie ma już nic świętego, żadnych zasad, żadnych taryf ulgowych. Nic więc dziwnego, że film pełen jest niesłychanej brutalności (słynna już wśród koneserów scena z psami przyprawiłaby o mdłości samego Tarantino!). Trzeba jednak przyznać, że przemoc, nawet najbardziej skrajna, nie jest nigdy u To tylko pikantną przyprawą, mającą podniecić wyobraźnię znudzonych współczesnych widzów, którzy widzieli już wszystko: reżyser sięga po drastyczne obrazy zawsze po to, by podkreślić jakąś ważną dla siebie tezę. Zresztą, współpracujący z To od wielu lat operator Siu Hung Cheung potrafi pokazać pięknie i stylowo nawet najbardziej krwawą jatkę.
Po gorącej nocy tańców disco nawet Triadzie należy się chwila zasłużonego odpoczynku.
Po gorącej nocy tańców disco nawet Triadzie należy się chwila zasłużonego odpoczynku.
Na razie nie słychać, by wyprodukowaniem amerykańskiej wersji „Election” interesował się ktoś z Hollywood – ale znając niezły gust i świetny zmysł handlowy Roya Lee, to zapewne tylko kwestia czasu, zwłaszcza wobec znakomitego przyjęcia przeróbki „Infiltracji”/„Infernal Affairs”, która okrzyknięta została wielkim powrotem Martina Scorsese. Po tych wszystkich okołogodfatherowych analogiach trudno nie dumać, co też ze znakomitego dramatu made in Hong Kong zrobiłby staruszek Coppola… Swoją drogą bardzo to smutne, że nieźle sprzedające się na całym świecie kino gangsterskie nie wydało żadnego polskiego filmu, próbującego nie tylko dostarczyć rozrywki, ale i trochę zrozumieć obyczajowe przemiany ostatnich piętnastu lat. Może kiedyś wreszcie się doczekamy? Gdyby zrobić to w stylu tak świetnym jak w „Election 2”, mógłby z tego wreszcie wyjść polski film, który publiczność z zainteresowaniem by obejrzała.
koniec
20 stycznia 2007
Od redakcji: Wbrew tytułowi cyklu obydwa opisywane filmy mają polskich dystrybutorów – „Host” Gutek Film, a „Election 2” ITI. Nieznane są jedynie terminy i formy wprowadzenia tych obrazów na polski rynek – mamy nadzieję, że powyższy tekst będzie zachętą, aby to zrobić.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.