Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ang Lee
‹Przyczajony tygrys, ukryty smok›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPrzyczajony tygrys, ukryty smok
Tytuł oryginalnyWo hu cang long
Dystrybutor Syrena
Data premiery9 marca 2001
ReżyseriaAng Lee
ZdjęciaPeter Pau
Scenariusz
ObsadaZiyi Zhang, Yun-Fat Chow, Michelle Yeoh
MuzykaYong King
Rok produkcji2000
Kraj produkcjiChiny, Hong Kong, Tajwan, USA
Czas trwania120 min
WWW
Gatunekakcja, fantasy
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup

Retrotetrycy: 2001

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4

Steven Spielberg
‹A.I.: Sztuczna Inteligencja›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułA.I.: Sztuczna Inteligencja
Tytuł oryginalnyA.I.: Artificial Intelligence
Dystrybutor Warner Bros
Data premiery12 października 2001
ReżyseriaSteven Spielberg
ZdjęciaJanusz Kamiński
Scenariusz
ObsadaJude Law, Haley Joel Osment, Brendan Gleeson, Sam Robards, William Hurt
MuzykaJohn Williams
Rok produkcji2001
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania145 min
WWW
GatunekSF
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
8. A.I.: Sztuczna Inteligencja [6.00]
DA – Darek Arest [6]
Spielberg nie lubi kończyć swoich filmów. Ani tych które reżyseruje, ani tych, które produkuje. A.I. jest jednym z symptomów tej skłonności. Jest też spiętrzeniem motywów i pomysłów, które nie do końca składają się w jeden film. Składają się (w kosmicznym stylistycznym skrócie) na coś pomiędzy „E.T.” a „Odyseją kosmiczną”. Dla jednych zbyt hard, dla innych zbyt soft. Pomimo tego, że brak w tym filmie reżyserskiego wyboru, lokuje go ciągle „ponad powierzchnią” i darzę …hm…, sympatią? Nie odradzam.
PD – Piotr Dobry [7]
No co ja poradzę, że lubię ten film. Może rzeczywiście jest przydługi, może rzeczywiście ma zrypane zakończenie, może rzeczywiście tytuł odzwierciedla jego wartość intelektualną, może rzeczywiście jest przesłodzony, może rzeczywiście Kubrick zrobiłby to lepiej, ale wciągnąłem się, wzruszyłem się, a nawet chwilunię się zamyśliłem. Spielberg jako facet wyciągający z widza proste emocje prostymi środkami nie ma sobie równych i tutaj – mimo iż oczywiście w swoim imponującym CV ma kilka, jeśli nie kilkanaście lepszych osiągnięć – kolejny raz tego dowiódł.
BF – Bartek Fukiet [8]
A ja nie będę się usprawiedliwiał, że lubię ten film ;-) Tak, zakończenie jest skopane i wydłużone przez Spielberga w nieskończoność. OK, zmarły przedwcześnie reżyser-filozof, który pierwotnie planował zrobić ten film, podszedłby do tego z pewnością bez spielbergowskiego lukru i waliłby widza po rozumie, a nie po sentymentach. Ale ja dałem się Spielbergowi zmanipulować i wcale się tego nie wstydzę. Powiem więcej, chciałbym, żeby w taki sposób manipulowali mną rodzimi twórcy kina. Solidne SF z niewykorzystanym potencjałem arcydzieła gatunku.
JS – Jakub Socha [8]
Gdyby nie te przeklęte zakończenia, Spielberg zrealizowałby w ostatnich latach już kilka świetnych filmów. A tak, po obejrzeniu 80% procent każdego z nich dostajemy zawsze takie finałowe rozwiązanie, że ręce same opadają. W „A.I” udało się Spielbergowi przedstawić świat rodem z upiornych snów Dicka – rzeczywistość robotów i maszyn, która nie znika nawet jeśli przestanie się w nią wierzyć. Świetne jest to, że ten świat poznajemy z perspektywy małego robociątka, które idzie przez całą apokalipsę rozciągającą się za jego domem w towarzystwie żigolaka i misia. Gdyby tylko ten film nie kończył się tak długo i tak wiele razy! A może w tym dramatycznym poszukiwaniu happy endu jest coś więcej niż tylko komercyjna kalkulacja? Może główny bohater filmu przypomina w jakimś sensie samego reżysera, walczącego filmami o utracone dzieciństwo?
KS – Kamila Sławińska [2]
Niewiele pamiętam tak wielkich rozczarowań: miałam nadzieję, że rękach Spielberga opowiadanie Aldissa stanie się czymś na miarę „Blade Runnera”, medytacją nad istotą człowieczeństwa i przyszłością cywilizacji – a dostałam ckliwą opowiastkę o niekochanym dziecku, z nieznośnym, spanielookim Osmentem i koszmarnymi dialogami. Naturalistyczne sceny rzezi robotów na futurystycznym rodeo do dziś wspominam z obrzydzeniem – ich włączenie do filmu sprawia, że film, zbyt infantylny dla dorosłych, stał się kompletnie nie do przyjęcia także jako produkcja dla dzieci. Gdyby nie przepiękne zdjęcia Kamińskiego i mała, acz sympatyczna rola Jude Lawa, w ogóle nie dałoby się tego oglądać.
KW – Konrad Wągrowski [5]
Dwie rzeczy mnie w tym filmie niezwykle irytują – po pierwsze niewykorzystanie bardzo nośnego pomysłu (ale tu potrzebny byłby chyba reżyser-filozof), po drugie – bezczelny szantaż emocjonalny zastosowany przez Spielberga w końcówce filmu. Tak, łzy mi się w oczach pojawiły, które zamieniły się w złość, gdy zdałem sobie sprawę, w jak prymitywny sposób osiągnął to reżyser, którego przecież jestem wielkim fanem. Szkoda – bo temat Sztucznej Inteligencji nadal w kinie nie doczekał się solidnej analizy, szkoda znakomitych ról Lawa i Osmenta (udowadniającego tym filmem, że występ w „Szóstym zmyśle” nie był przypadkiem), szkoda ładnej scenografii. Szkoda, że stary sentymentalny Spielberg wziął tu górę nad Spielbergiem nowym, którego symbolem jest „Monachium”.

Sharon Maguire
‹Dziennik Bridget Jones›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułDziennik Bridget Jones
Tytuł oryginalnyBridget Jones's Diary
Dystrybutor UIP
Data premiery8 czerwca 2001
ReżyseriaSharon Maguire
ZdjęciaStuart Dryburgh
Scenariusz
ObsadaRenée Zellweger, Hugh Grant, Colin Firth
MuzykaPatrick Doyle
Rok produkcji2001
Kraj produkcjiFrancja, Wielka Brytania
CyklBridget Jones
Czas trwania98 min
WWW
Gatunekkomedia
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
9. Dziennik Bridget Jones [5.40]
PD – Piotr Dobry [2]
Sorry, ale dotrwałem tylko do połowy. Chociaż to i tak sukces, zważając na to, że książkę przerwałem już po kilkunastu stronach, nie znoszę Zellweger, a z tak irytującą postacią jak BJ w realu nie wytrzymałbym nawet minuty.
BF – Bartek Fukiet [8]
Bardzo dobra adaptacja zupełnie niestrawnej powieści. Wszystko według schematów romcomu, ale zagrane z wdziękiem, napisane z lekkością, opatrzone fajną ścieżką dźwiękową. Najlepiej zapamiętałem – poza nieszczęsną, napuchniętą Renee Zellweger – fenomenalną antybójkę Hugh Granta i Colina Firtha. Dla mnie jeden z żelaznych klasyków gatunku.
PS. Konrad ma rację, z twarzą Renee od czasów Jones coś się stało…
JS – Jakub Socha [6]
Z manifestu pokoleniowego powstała tylko (lub aż) trzymająca poziom komedia romantyczna. Całe szczęście, nie pojawia się tu Meg Ryan czy Tom Hanks (chociaż akurat Hugh Grant się pojawia). Największym atutem filmu jest bez wątpienia Rene Zellweger, która ze swoimi zdziwionymi oczami zabawnie i przekonująco gra kobietę wychowaną na telewizyjnych ekranizacjach Jane Austen, która niczego bardziej nie chce, niż wyjść za mąż.
MW – Michał Walkiewicz [4]
Nie kupuję tego filmu. Nie kupuję też intelektualnej agresji feministek i elaboratów o tym, że polscy mężczyźni nadają się, excuzes le mot, do wyrzygu, bo noszą skarpetki do sandałów. Gdzieś za fasadą walki o czyste i pachnące społeczeństwo kryje się świadomość „pięciu minut” na świeczniku. Bridget to wersja kobiety wyzwolonej, ale bez talentu oratorskiego bądź literackiego, która zamiast wylewać litry łez na jedwabne poduszki i użalać się nad sobą, powinna ruszyć swój niemały tyłek na siłownię. Oprócz niezłego aktorstwa Zellweger i uroczej dezynwoltury Granta, niewiele tu do oglądania. Gdyby Sharon Maguire uczyła się fachu od Richarda Curtisa, wszyscy poczuliby się lepiej. I Fielding, i Bridget, i taki wstrętny szowinista jak ja :)
KW – Konrad Wągrowski [7]
Richard Curtiss i spółka zrobił z powieścią Helen Fielding dokładnie to, co zrobić powinien – pominął warstwę społeczną (doklejoną książce zresztą chyba głównie przez media) i zrealizował po prostu klasyczną angielską komedię romantyczną z wszystkimi jej zaletami – niewymuszonym humorem, dobrym aktorstwem, barwną galerią postaci drugoplanowych, błyskotliwymi dialogami. Świetnie sprawdza się Hugh Grant, znakomicie pasuje też Colin Firth. Natomiast Renee Zellweger nigdy po tym filmie (i dietach z nim związanych) już niestety nigdy nie doszła do w pełni normalnego wyglądu i uroku, który prezentowała choćby w „Jerrym Maguire”.

Michael Bay
‹Pearl Harbor›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPearl Harbor
Dystrybutor Syrena
Data premiery6 lipca 2001
ReżyseriaMichael Bay
ZdjęciaJohn Schwartzman
Scenariusz
ObsadaBen Affleck, Josh Hartnett, Tom Sizemore, Dan Aykroyd, Alec Baldwin, William Fichtner, Ewen Bremner, Kate Beckinsale, Jaime King, Guy Torry, Cuba Gooding Jr., Jon Voight, William Lee Scott, Jennifer Garner, Colm Feore, Cary-Hiroyuki Tagawa, Steve Rankin, Sean Faris
MuzykaHans Zimmer, Klaus Badelt
Rok produkcji2001
Kraj produkcjiUSA
Czas trwania183 min
WWW
Gatunekdramat, wojenny
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
Wyszukaj / Kup
10. Pearl Harbor [4.25]
PD – Piotr Dobry [4]
Nie czepiałbym się patosu i przekłamywania historii (w końcu musiałbym być idiotą, chcąc uczyć się historii z hollywoodzkich blockbusterów, a już idiotą do kwadratu, chcąc się jej uczyć z filmów Michaela Baya), gdyby cały film był tak widowiskowy jak 20 minut bombardowania Pearl Harbor. Ale nie jest, a proporcja „20 minut filmu wojennego / 160 minut melodramatu” nie bardzo mi odpowiada. Tym bardziej, że ten melodramat to czysty smalec – najgorsza chyba rola Afflecka, standardowo drewniany Hartnett, lalkowato sztuczna Beckinsale, dialogi Wallace’a tak fatalne, że trudno uwierzyć, że ten sam facet napisał „Braveheart”. Jedyna jak do tej pory wtopa w karierze Baya, ale za to spektakularna jak mało która przed nią w megabudżetowym kinie.
BF – Bartek Fukiet [5]
Michael Bay ma niewątpliwy talent do efektownego łubudu. I gdyby na efektownym łubudu poprzestał, dostalibyśmy jeden z najbardziej widowiskowych filmów wojennych dekady. Niestety, producenci, pragnąc zapewne powtórzyć megasukces „Titanica”, założyli, że „Pearl Harbor” będzie krzyżówką kina wojennego i melodramatu, z naciskiem na to drugie. W efekcie Bay zaserwował widzom szczyptę batalistycznych emocji i ponad dwie godziny drewnianej nudy rodem z serialu (ona nie wie, że on żyje i kręci z jego kumplem, on nieoczekiwanie wraca, itd…). Szkoda. Podobały mi się ujęcia z dzieciakami witającymi eskadry japońskich samolotów, no i genialna scena z bombą wylatującą z luku i przebijającą kolejne pokłady amerykańskiego okrętu.
MW – Michał Walkiewicz [4]
Retro-romans i neo-rozpierducha, czyli pół żartem, pół serio.
KW – Konrad Wągrowski [4]
Z reguły nie przejmuję się niezgodnościami z prawdą historyczną („Gladiator” rulez), ale jako że byłem niegdyś pasjonatem historii wojny na Pacyfiku, to jednak piramidalne bzdury pokazane w „Pearl Harbor” irytują mocno. Do tego dochodzi patos i drewniane aktorstwo praktycznie całej ekipy. Ech, żeby to było rekompensowane przez akcję – ale tej jest tylko ok. 40 minut na 3 h, na dodatek w pełni broni się jedynie scena nalotu, późniejsze walki powietrzne są dziwnie wyprane z emocji. Krótko mówiąc – niewypał.
koniec
« 1 2 3 4
26 lipca 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Inne recenzje

Do sedna: Darren Aronofsky. Requiem dla snu
— Marcin Knyszyński

50 najlepszych filmów superbohaterskich
— Esensja

Rodzina, ach, rodzina. O filmach M. Night Shyamalana
— Łukasz Żurek

100 najlepszych filmów dekady
— Esensja

Dobry i Niebrzydki: Czas zakładać czerwone slipy na niebieskie pończochy!
— Piotr Dobry, Konrad Wągrowski

M. Night Shyamalan: Tajemnica wyjątkowości
— Ewa Drab

Strach siedzi w nas, czyli kino grozy pod lupą (2)
— Michał Chaciński, Sebastian Chosiński, Piotr Dobry, Michał Kubalski, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Rozmowy na zadany temat: Kino superbohaterskie, „Batman Początek” i diabli wiedzą co jeszcze
— Daniel Gizicki, Tomasz Kontny, Krzysztof Lipka-Chudzik

Klucz Curtisa
— Witold Werner

DVD: Przyczajony tygrys, ukryty smok
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.