Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Widowisko wszech czasów?

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3

Esensja

Widowisko wszech czasów?

ER: Ciekawe, bo ja uznałem to za zaletę, nie wadę i dopatrywałem się świadomej pracy reżysera. Saruman jest bardzo ciekawie pokazany kolorystycznie - na biel jego szaty zawsze nakładany jest cień. Podobnie jego włosy i broda - niby białe, ale z pasmami czerni. Mam wrażenie, że miało to być odbicie duszy Sarumana - z zewnątrz lśniącej, wewnątrz przegnitej.
AD: Zgadzam się. Dla mnie też to było przemyślane. Nie wypatrzyłem w filmie bodaj jednej wpadki z cyfrowością scen, co więcej jest kilka, które urzekły mnie. Choćby scena Arweny na koniu trzymającej Frodo, kiedy pod drugiej stronie wzbierającej rzeki czają się Upiory Pierścienia - plastycznie wprost doskonała. Inna scena, tym razem niewiarygodna przez swoją nierealność, to scena w prologu, kiedy rząd elfów wykonuje płynie to cięcie mieczami przez całe pole na którym toczy się bitwa... Nie wiem, czy zwróciliście na to uwagę. Myślę zresztą, że Jackson w scenach batalistycznych pokazał nam jedynie przedsmak tego, co może nas czekać, bo przed nami choćby Bitwa w Helmowym Jarze, czy na Polach Pelennoru.
MCh: W takim razie przyjmuję argument, że dla was ta lekka odmienność pierwszego pojawienia się Sarumana w Isengardzie była sygnałem czegoś dziwnego. Obiecuję spojrzeć na to w ten sposób przy następnym seansie :) Natomiast słowo wyjaśnienia co mam na myśli mówiąc o ′cyfrowości′ scen - oczywiście nie pikselizację obrazu, tylko drobne rozbieżności, które zdradzają pochodzenie kawałków obrazu z kilku różnych źródeł. Na przykład przy jeździe kamery wykonującej zbliżenia członków drużyny wychodzącej właśnie zza skał, za każdym razem widzę, że oświetlono ich w studio, a tło dodano później. Ale dobra - to są przecież zupełnie drobiazgi bez większego znaczenia. Ogólnie film jest przecież absolutnie fenomenalny realizacyjnie.
AD: Popatrzcie też, jak tu pracuje kamera, niezwykle dynamiczna, ruchliwa, nieustannie zmieniane jest ujęcie, kiedy akcja tego wymaga, a kiedy potrzeba spokoju to i kamera jakby przysiada. Dobrym przykładem tego jest scena, kiedy topi się Sam, tam kamera niemal szaleje, co 2, 3 sekundy zmienia się ujęcie, dobrze oddając dramat sytuacji, a kiedy zaś Arwena w Rivendell poświęca swą nieśmiertelność Aragornowi wtedy kamera uspokaja się, pokazując to parę rozmawiająca na moście, to znowu zbliżenia na jedną z twarzy. I moja ulubiona scena z końcowej bijatyki... Legolas, wyciągający strzałę z kołczanu zbyt blisko orka, by do niego strzelić, więc uderza nią, następnie zaś nakłada ją na cięciwę i strzela do kolejnego przeciwnika. Potem kamera odjeżdża i widzimy jak kolejno wyciąga 2, 3 strzały i płynnie, nie ruszając się z miejsca, je wypuszcza. Możecie się śmiać, ale dla mnie to majstersztyk.
MCh: Nie ma się z czego śmiać. Dla mnie to też kapitalna scena. To właśnie przykład tego, jak facet za kamerą przez jeden świetny pomysł potrafi wyryć jedną króciutką scenę w pamięci. Niby tych drobnych gestów Legolasa nie było w książce, ale przecież świetnie pokazują jaki był szybki w walce, czyli dobrze ilustrują ujęcie Tolkiena.
KW: Legolas jest w filmie taką postacią, za jaką widzowie przepadają - fachowiec, perfekcjonista, który nie mówi za dużo, ale świetnie wykonuje swą robotę - a na dodatek wiemy, że jest kimś więcej, dzięki naradzie u Elronda. To są cechy postaci kultowej - nie zdziwię się, jeśli wkrótce zaczną powstawać fankluby Legolasa. To niesamowite, że udało się coś takiego uzyskać w filmie w oparciu o przecież najmniej interesującą w książce postać z Drużyny Pierścienia.
AD: Jeszcze inna sprawa dotycząca filmu - sądzę, że ten film ustanawia wreszcie klasykę filmowego gatunku fantasy. To znaczy takiego, który, mimo że zawiera elementy baśniowości, magii, jakiejś nierealności, ukazuje swój świat w niezwykle sugestywny i realistyczny sposób. Zdarzyło mi się obejrzeć filmy, które też w sumie o smokach, królach i magii opowiadają, ale poddanych w sposób trącający myszką, nie wychodzący zbyt daleko poza ramy komputerowej gry fantasy.
MCh: Pełna zgoda. Obawiam się, że do "Excalibura" Johna Boormana, który bardzo lubię, podejdę teraz znacznie gorzej. Swoją drogą zabawna sprawa - pamiętacie na pewno, że Boorman napisał kiedyś scenariusz na 7-godzinną adaptację "Władcy pierścieni". Filmu nie nakręcił, ale dużo pomysłów z tamtej planowanej ekranizacji wrzucił właśnie od razu do "Excalibura". I najwyraźniej dobrze się stało, bo gdyby wtedy nakręcił Tolkiena, to pewnie Jackson nie miałby już dziś takiej możliwości, a z kolei Boorman bez przygotowań do tamtej niezrealizowanej ekranizacji Tolkiena nie nakręciłby później "Excalibura". I w ten sposób, dzięki Tolkienowi, mamy dzisiaj dwa świetne, zupełnie inne filmy fantasy - Boormana i Jacksona :)
AD: Czy jest sens w ogóle ten film porównywać do "Wiedźmina"? Bez obrazy dla produkcji Jacksona, ale na jedną rzecz chcę zwrócić uwagę. Jackson, pomijając kwestię finansów i rozmachu przedsięwzięcia, wiedział przede wszystkim, jak za film fantasy się zabrać. Z "Wiedźmina" można było zrobić film równie dobry, oczywiście w odpowiedniej skali, gdyby właśnie inaczej się do niego zabrać.
JS: Co do nieszczęsnego "Wiedźmina" mogę tylko przytoczyć słowa znajomego z listy dyskusyjnej miłośników twórczości Andrzeja Sapkowskiego: Uprzejmie proszę, aby więcej mi nie żartować, jakoby Michal Żebrowski w "Wiedźminie" toczył jakieś sceny walki. Od siebie dodam, że po obejrzeniu tego, co Legolas wyczyniał w Morii walcząc swoimi nożami wzrosła moja odraza do finałowej walki na noże pokazanej w nowej adaptacji "Diuny", choć po pierwszym obejrzeniu tego mordobicia bez krztyny finezji wydawało mi się to niemożliwe.
KW: Czyli zdjęcia, montaż, dźwięk - wszystko najwyższej próby. Natomiast padały głosy krytyki w stosunku do muzyki - ja się na tym nie znam, choć przyznam, że bardzo mi się podobała, co wy sądzicie?
MCh: Ja mam tylko jeden drobny zarzut - Howard Shore nie znalazł, moim zdaniem, ciekawej muzyki dla scen z elfami. Te standardowe oniryczne dźwięki to dla mnie pójście na łatwiznę. Szkoda, bo dzięki muzyce można było elfom nadać mniej nudziarski wydźwięk. Natomiast cała reszta jest dla mnie fantastyczna. Pobrzmiewa w tym Wagner, w chórach pobrzmiewa "Carmina Burana" Orffa, miałem nawet kilka razy wrażenie nawiązań do Schuberta (z okolic 8 symfonii). Ale przede wszystkim pomyślałem, że to znowu w wykonaniu Shore′a taki z jednej strony mało hollywoodzki soundtrack w tym sensie, że nie ciągnie za oczywiste emocjonalne sznurki, a z drugiej strony że on jednak świetnie spełnia wymagania takiej superprodukcji - ani nie alienuje, ani za bardzo nie przyciąga do siebie uwagi, ale kapitalnie "podkręca" atmosferę. Dla mnie to jeden z najważniejszych kawałków filmowej muzyki ostatnich lat.
JS: Będąc na głodzie przedpremierowym kupiłam sobie płytę z muzyką i idąc do kina wiedziałam już, co usłyszę. Nie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że była odbębniona na zasadzie "dramatycznie - głośno, lirycznie - cicho". Nie jestem znawczynią i w muzyce filmowej liczy się dla mnie tworzony przez nią nastrój, a nie maestria trzeciego skrzypka od prawej z drugiego rzędu.
PODSUMOWANIE
KW: Padają głosy, że Władca Pierścieni" może zdetronizować "Gwiezdne wojny" na tronie widowiska wszech czasów. Zgodzicie się z taką tezą?
ER: "Gwiezdne Wojny" są słabsze. Gandalf samą różdżką rozniósłby Kenobiego, Anakin nie ma najmniejszych szans w starciu z Aragornem, a Arwena pogoniłaby słabowitą Amidalę dookoła Galaktyki w trzy dni :-)
JS: Z drugiej strony Gandalf w Bag End zawadza głową o zbyt niskie framugi czy żyrandole zupełnie jak byle szturmowiec na Gwieździe Śmierci ;->>> A co do detronizacji - zgadzam się. Z tym, że "Gwiezdne Wojny" po raz pierwszy oglądałam w wieku dość szczenięcym, nie wiem, czy wtedy wysiedziałabym w kinie trzy godziny. Jednak dla poważnej i dojrzałej ;-) mnie "Władca Pierścieni" jest filmem lepszym. Ale nie zapominajmy, że gdyby nie "Gwiezdne Wojny" moglibyśmy na tę ekranizację czekać jeszcze dłużej.
AD: Przede wszystkim "Gwiezdne wojny" są epigonem "Władcy Pierścieni" i bazują na tych samych archetypach. Już w samym tym cofaniu się do źródeł, możemy pokusić się o przypuszczenie, że tak właśnie będzie z tą detronizacją. Zresztą technicznie, fabularnie, aktorsko jest to film po prostu lepszy. No i będzie to w końcu film, na którym wychowa się kilka kolejnych pokoleń, tzn., ta część pokoleń, których nie ogłupił jeszcze Wielki Brat i MTV. Status kultowości niemal murowany. Ale z drugiej strony, to porównywanie jest raczej niesprawiedliwe... Film Jacksona, mimo, że realizowany w trzech częściach został nakręcony za jednym zamachem, "Gwiezdne Wojny" zaś miały swój dobry okres (część 4, 5 i 6) i na swój czas były rewolucją, podobnie jak teraz pierwsza część "Władcy Pierścieni". Dokręcane teraz prologowe części GW są już jedynie cyfrowymi widowiskami i niewiele mają wspólnego z chęcią opowiedzenia niezwykłej historii.
MCh: Ja nie zgadzam się już z samą tezą, że "Gwiezdne wojny" to widowisko wszech czasów :)
KW: To powiedz, co było dla ciebie widowiskiem wszechczasów do tej pory i czy "Władca Pierścieni" je zdetronizował.
MCh: Po części oczywiście żartuję, ale faktycznie, jeśli już mówić o "Gwiezdnych wojnach" jako całości serii, to dla mnie na dobre liczy się tylko "Imperium kontratakuje" (z pozostałych części jakoś po prostu wyrosłem). Temu filmowi faktycznie dałbym chyba do niedawna tytuł widowiska wszechczasów. Ale zaraz obok dodałbym np. "Poszukiwaczy zaginionej arki". Oczywiście pytanie jak definiujemy "widowisko", bo jeśli po prostu jako spektakularny film, bez wymagań związanych z fantastyką, to od razu dopisuję choćby "Siedmiu samurajów". Natomiast w odniesieniu do samych "Gwiezdnych wojen", nie mam w tej chwili wątpliwości, że film Jacksona przewyższa dokonania Lucasa w mnóstwie miejsc (na przykład wizualnie), ale z tamtymi filmami z dzieciństwa wiąże mi się mnóstwo wspomnień i dziesiątki seansów, toteż po prostu nie chciałbym zbyt szybko rzucać się do wyciągania wniosków co do detronizacji itp. Takie rzeczy muszą się okazać "w praniu", przez lata seansów. Poza tym przypominam, że tak naprawdę znamy tylko jedną trzecią tej opowieści. Krótko mówiąc wykręcam się od odpowiedzi :)
KW: Okazało się, że niezbyt różnimy się zdaniem na temat filmu Petera Jacksona - nie podyskutowaliśmy więc sobie, raczej wymieniliśmy się zachwytami. Ale to jest dziś dość powszechne - z obserwacji własnych widzę, że film nie przypadł do gustu tym, którzy z założenia odrzucają prozę Tolkiena oraz tym, którzy biorą ją zbyt serio. Reszta wyszła z kina co najmniej usatysfakcjonowana - nie dość, że Jackson dochował wierności Tolkienowi, to jeszcze był w stanie dać nam znakomite widowisko, na które miłośnicy kina od dawna czekali. Nie pozostaje nam więc nic, poza czekaniem na następne części. A gdy sobie przypomnę, że w nich powinniśmy zobaczyć oblężenie Orthanku, bitwę w Helmowym Jarze i bitwę na Polach Pelennoru, to naprawdę jest na co czekać...
koniec
« 1 2 3
1 marca 2002

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Opowiadanie Jerzego Gierałtowskiego „Wakacje kata” ukazało się w 1970 roku. Niemal natychmiast sięgnął po nie Zygmunt Hübner, pisząc na jego podstawie scenariusz i realizując spektakl telewizyjny dla „Sceny Współczesnej”. Spektakl, który – mimo świetnych kreacji Daniela Olbrychskiego, Romana Wilhelmiego i Aleksandra Sewruka – natychmiast po nagraniu trafił do archiwum i przeleżał w nim ponad dwie dekady, do lipca 1991 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Android starszej daty
Jarosław Loretz

29 IV 2024

Kości pamięci, silikonowe powłoki, sztuczna krew – już dawno temu twórcy filmowi przyzwyczaili nas do takiego wizerunku androida. Początki jednak były dość siermiężne.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Polecamy

Android starszej daty

Z filmu wyjęte:

Android starszej daty
— Jarosław Loretz

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wojna, która zakończy wszystkie wojny
— Konrad Wągrowski

Karuzela wrażeń
— Gabriel Krawczyk

Jak dobrze wyglądać na łosiu, czyli bitwa w Śródziemiu
— Anna Kańtoch

Esensja ogląda: Styczeń 2014 (3)
— Krystian Fred, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Agnieszka Szady

Esensja ogląda: Grudzień 2013 (6)
— Sebastian Chosiński, Gabriel Krawczyk, Jarosław Loretz, Konrad Wągrowski

Śródziemski rollercoaster
— Gabriel Krawczyk

Przygoda trwa
— Anna Kańtoch

Esensja ogląda: Kwiecień 2013
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Tomasz Kujawski, Małgorzata Steciak, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Esensja ogląda: Styczeń 2013 (Kino)
— Sebastian Chosiński, Miłosz Cybowski, Piotr Dobry, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Alicja Kuciel, Beatrycze Nowicka, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Udana podróż
— Tomasz Markiewka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.