Do tej pory w cyklu „East Side Story” prezentowaliśmy przede wszystkim filmy kinowe oraz telewizyjne, wyprodukowane przez najważniejsze rosyjskie stacje. Dzisiaj po raz pierwszy przyjrzymy się produkcji w stu procentach niezależnej. I to nie zrealizowanej przez amatorów z Moskwy czy Petersburga, ale z syberyjskiego Tomska. „Marzyciele” Swiatosława Daniłowa to średniometrażowy obyczajowy portret młodzieży, która znalazła się na życiowym rozdrożu.
East Side Story: Miłość na trzaskającym mrozie
[„Marzyciele” - recenzja]
Do tej pory w cyklu „East Side Story” prezentowaliśmy przede wszystkim filmy kinowe oraz telewizyjne, wyprodukowane przez najważniejsze rosyjskie stacje. Dzisiaj po raz pierwszy przyjrzymy się produkcji w stu procentach niezależnej. I to nie zrealizowanej przez amatorów z Moskwy czy Petersburga, ale z syberyjskiego Tomska. „Marzyciele” Swiatosława Daniłowa to średniometrażowy obyczajowy portret młodzieży, która znalazła się na życiowym rozdrożu.
Rosja to od wielu już lat kinematograficzny potentat. I choć wciąż daleko jej do ilości filmów realizowanych w Indiach bądź Stanach Zjednoczonych, to jednak w Europie wciąż nie ma sobie równych. Oprócz kilkuset obrazów kinowych i telewizyjnych, przeznaczonych do szerszej lub węższej dystrybucji, każdego roku powstaje tam również cała masa dzieł niezależnych – kręconych przez studentów nader licznych szkół filmowych lub zwyczajnych zapaleńców. Niektórym z nich dane jest nawet zyskać ograniczoną popularność; bywa, że pojawiają się w sprzedaży na płytach DVD. W 2011 roku głośno zrobiło się zwłaszcza o dwóch produkcjach – zwariowanej pełnometrażowej komedii wojennej Antona Bajkowa „Pawszyje – padszyje” (która powstawała przez trzy lata) oraz średniometrażowych „Marzycielach” Swiatosława Daniłowa, którzy reklamowani są jako „pierwszy tomski film młodzieżowy”. „Tomski”, ponieważ jego twórcy na co dzień mieszkają i pracują w odległym od centrum Rosji syberyjskim Tomsku. Geneza powstania takich produkcji, jak „Marzyciele”, jest najczęściej bardzo podobna – skrzykuje się grupa przyjaciół, która ma pomysł i mniej lub bardziej ograniczone możliwości techniczne i finansowe. Pozyskują lokalnych sponsorów, po czym dogadują się z firmami i instytucjami, które umożliwiają im, najczęściej darmowe, korzystanie z wnętrz i plenerów. Później wystarczy już tylko rozdzielić role, nauczyć się dialogów i można brać się do roboty!
Reżyser „Marzycieli”, urodzony w Tomsku Swiatosław Daniłow, ma zaledwie dwadzieścia trzy lata; aktorzy występujący w jego filmie pochodzą – z jednym tylko wyjątkiem – z tego samego pokolenia. Prace nad obrazem trwały kilkanaście miesięcy – od lutego do grudnia 2010 roku; w tym czasie odbyło się sześćdziesiąt dni zdjęciowych. Wszyscy pracowali za darmo, jedynie dla idei i własnej przyjemności. Bywało, że w trakcie zdjęć trzeba było na bieżąco zmieniać scenariusz, ponieważ jedna z aktorek wyjechała do USA, a jej kolegę niespodziewanie powołano do wojska. Warunki pracy też, jak to na Syberii, nie należały do najłatwiejszych. Temperatura spadała niekiedy do minus trzydziestu, a w skrajnym przypadku – nawet minus czterdziestu stopni Celsjusza. Nie wytrzymywali ludzie, przyzwyczajeni do takich mrozów, a co dopiero sprzęt. Zainteresowanie towarzyszące produkcji było w mieście ogromne; ciekawscy mieszkańcy nie odstępowali ekipy nawet na krok, niektórzy mieli to szczęście, że zostali zaproszeni na plan jako statyści. Co ciekawe, do inicjatywy młodych filmowców ze zrozumieniem odniosły się także władze Tomska. Mer Nikołaj Nikołajczuk, pełniący obowiązki z ramienia proputinowskiej partii Jedna Rosja, wspomógł nawet produkcję finansowo, wychodząc z założenia, że może ona przysłużyć się promocji miasta. Uroczysta premiera odbyła się w kinie „Fakel” 8 lutego 2011 roku.
Głównym bohaterem filmu jest student Anton. Mieszka sam – matki w ogóle nie pamięta, a ojciec, wysoki rangą wojskowy, służy gdzieś za granicą i z synem praktycznie wcale się nie kontaktuje. Chłopak też jakoś szczególnie za swoim rodzicielem nie tęskni, wystarczy mu, że ten zabezpiecza go finansowo. Antona poznajemy w dniu, w którym zdaje ważny egzamin z historii literatury antycznej. Z powodu korków na ulicach, co prawda, spóźnia się na jego rozpoczęcie, ale pani profesor pozwala mu podejść do sprawdzenia wiadomości. Cóż z tego jednak, skoro jest nieprzygotowany. Po wyjściu z sali spotyka Marata; żali mu się, że oblał i że teraz najprawdopodobniej nie wywinie się już od służby wojskowej. Kumpel, chcąc pocieszyć Antona, zaprasza go na wieczór na imprezę do klubu; tam zaś opowiada o swoim nowym znajomym – deputowanym do rady miejskiej Iwanie Anatoljewiczu Leonowie, z racji pełnienia ważnych funkcji człowieku bardzo wpływowym i ustosunkowanym. A że Marat marzy o zrobieniu interesu, który przyniesie mu godziwy dochód, oferuje lokalnemu politykowi swoje usługi, jednocześnie też poleca mu swego przyjaciela Antona. Iwan Anatoljewicz postanawia wypróbować chłopaków i powierza im kolejne zadania – od banalnych i trywialnych (jak liczenie klientów w należącym do niego supermarkecie) po znacznie bardziej odpowiedzialne i nie zawsze zgodne z prawem. Co z biegiem czasu rodzi zresztą opór Antona…
Chłopakowi nie najlepiej wiedzie się także w życiu osobistym. Gdy poznaje Lenę, blondwłosą piękność, ma wrażenie jakby złapał za nogi anioła. Problem w tym, że dziewczyna nie jest do końca szczera z Antonem. Umawia się z nim na randki, sukcesywnie go w sobie rozkochując, ale jednocześnie za jego plecami dogaduje się ze znajomym Francuzem, licząc na to, że ten lada dzień zaprosi ją na stałe do Paryża. W ten sposób funduje ukochanemu przyspieszoną lekcję dojrzewania. Czy chłopak z niej skorzysta? I jak zachowa się wobec coraz bardziej napastliwych żądań Iwana Anatoljewicza?… Przekonacie się, jeśli sięgnięcie po „Marzycieli”. Główne role Swiatosław Daniłow powierzył swoim przyjaciołom; dla większości z nich był to pierwszy kontakt z kamerą. Antona zagrał Aleksandr Ogarkow, który, choć w filmie często siada za kierownicę i jeździ po całym mieście, tak naprawdę nie ma nawet prawa jazdy. Marata zagrał Igor Bieliajew, a Lenę – Anna Kowzel. Tylko w deputowanego Leonowa wcielił się aktor amator starszego pokolenia – Ilja Leontjew. Scenariusz podpisali swoimi nazwiskami Daniłow i Aleksandr Szaposznikow, który był także głównym producentem. W ścieżce dźwiękowej wykorzystano kilkanaście kompozycji różnych autorów (od rocka po techno). Warto też jednak wspomnieć, że w scenie finałowej, która rozgrywa się na parkingu tomskiego lotniska, wystąpił lokalny zespół Sliedy, który spokojnie można uznać za syberyjski odpowiednik kapel pokroju Tokio Hotel. Jego występ nagrywano w dniu, w którym termometr wskazywał… trzydzieści pięć stopni poniżej zera.
Za kamerą stanęło w sumie aż sześciu operatorów – Kirył Izotow, Siergiej Sawczenko, Julia Fokina, Maksim Karpienko, Paweł Noskow oraz wspomniany już Szaposznikow – co wytłumaczyć można chyba tylko tym, że niemal każdy z ekipy realizatorskiej chciał, aby jego nazwisko pojawiło się w napisach w widocznym dla wszystkich miejscu. Jaki był konkretnie ich wkład w powstanie zdjęć – nie sposób dociec. „Marzyciele” to typowy produkt niezależny, a więc – nie w pełni zawodowy. Chcąc się więc tym filmem cieszyć, należy przymknąć oczy na wszelkie niedostatki – scenariuszowe, aktorskie i techniczne. Są bowiem momenty, w których umyka trochę dźwięk i trudno usłyszeć, co mówią aktorzy; w innych znów postsynchrony są nazbyt wyraźnie i w sztuczny sposób odbijają się od tonów tła. Nie wszyscy z młodych aktorów radzą też sobie z powierzonymi im zadaniami; najgorzej wypadają dziewczyny. Patrząc na Annę Kowzel (Lena) i Marię Mongolinę (Kristina), której rola została mocno okrojona z powodu jej nagłego wyjazdu za Ocean, nie sposób pozbyć się wrażenia, że – jakkolwiek seksistowsko to zabrzmi – wybrano je tylko dlatego, że nieźle prezentują się w negliżu (a przynajmniej pierwsza z nich, bo druga nie zdążyła się rozebrać). Mimo tych mankamentów, czas poświęcony „Marzycielom” nie będzie czasem straconym. Ot, egzotyczna ciekawostka. Swoją drogą ciekawe, czy któremuś z twórców tego obrazu dane będzie zakotwiczyć w światku filmowym na dłużej?