Wariacje literackie: Wkurzające książkiSą takie książki, które wprawiają nas w zły humor, męczą, za dużo wymagają albo wydają się po prostu nudne. A jednak, paradoksalnie, podczas ich lektury czujemy, że mamy do czynienia z wartościową prozą. Jak wiele jest w stanie poświęcić czytelnik na ołtarzu literatury?
Michał FoersterWariacje literackie: Wkurzające książkiSą takie książki, które wprawiają nas w zły humor, męczą, za dużo wymagają albo wydają się po prostu nudne. A jednak, paradoksalnie, podczas ich lektury czujemy, że mamy do czynienia z wartościową prozą. Jak wiele jest w stanie poświęcić czytelnik na ołtarzu literatury? Dla filmu mamy zwykle kwadrans, często mniej. Jeśli w tym czasie nas nie zainteresuje, w ruch idzie pilot, płyta wylatuje z odtwarzacza, kasujemy plik w komputerze i tak dalej. Coś podobnego ma miejsce z książkami. Jakiś czas temu pisałem o syndromie pierwszego zdania, którym pisarze próbują zachęcić czytelnika do lektury. Ale czasami jest wręcz odwrotnie: autorzy chcą zniechęcić odbiorcę do swojego tekstu. Przykładem tego ostatniego może być „Imię róży” Umberto Eco. Albo Henryk Ibsen. Mam dziwne sposoby na docieranie do lektur. Śnił mi się Ibsen w księgarni, więc po przebudzeniu postanowiłem sięgnąć po tego autora. W ten sposób zacząłem czytać „Dom lalki” (kiedyś była to lektura szkolna) i przez pierwszy akt czułem się jak na Madejowym łożu. Koszmarnie nudny język, przywodzący na myśl najdurniejsze XIX-wieczne dramaty, papierowi bohaterowie (Nora i Thornwald), fabuła krążąca wokół przygotowań do Bożego Narodzenia… Szkoda słów. Postanowiłem pocierpieć trochę i doczytać do końca. „Było warto” to za mało powiedziane, Ibsen genialnie wykorzystuje język typowy dla ówczesnych miernych sztuk. Coś, co zapowiada się jak typowa nuda, norweski pisarz potrafi przekuć w prawdziwy, wciągający dramat o szukającej siebie kobiecie. Ale zostawmy sztukę, bardziej interesuje mnie w tej chwili próba wpuszczenia czytelnika w maliny. Po zakończeniu lektury pomyślałem sobie, że gdybym nie zmusił się do przebrnięcia przez pierwsze sceny „Domu lalki”, straciłbym wspaniałą sztukę. Ile takich lektur odrzuciłem? Czytelnik niejako naturalnie buntuje się przeciwko „szumowi” i wszelkim niejasnościom w lekturze. Chce, aby narracja była od początku klarowna i prosta. Niejasności, niedopowiedzenia i wszelkiego rodzaju „brudy” automatycznie traktujemy jako błąd autora; bo ich nie rozumiemy. Kanonicznym przykładem trudnej fabuły jest „Ulisses” Jamesa Joyce’a. Momentami książka jest po prostu słaba, napisana koślawie, byle jak – przy czym jest to świadomy zabieg autora, który w ten sposób próbuje oddać to, co dzieje się z jego bohaterem. Warto w tym kontekście wspomnieć o twórczości Teodora Parnickiego. Któryś z krytyków porównywał lekturę jego powieści do sytuacji widza, który wchodzi spóźniony do teatru, nie ma bladego pojęcia o czym jest sztuka i musi domyślać się wszystkiego na podstawie oglądanego od połowy przedstawienia. Taka zabawa w lekturę jest dużo bardziej fascynująca, ale też wymagająca, niż w przypadku książek, w których wszystko wyłożone jest kawa na ławę. Agnieszka Szady w jednym z tekstów wspomina, że dziwi ją w wielu powieściach fantastycznych, że bohaterowie nie mają przeszłości. Przypuszczam, że jest to kwestia przypodobania się czytelnikowi. Wielu autorów czując, że wszelkie niejasności będą irytowały odbiorcę, dążą do wygładzenia narracji, nie tylko w kwestii historii postaci, ale także całej fabuły. Strach przed „szumem”, który może zrazić czytelnika, jest jednym z powodów, że na rynku królują książki przywodzące na myśl jedzenie z fast foodów. Prawda, wcina się takie coś szybko i bezboleśnie – ale skutki? 7 czerwca 2009 |
Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wiewiórki Nabokova
— Michał Foerster
A momenty były?
— Michał Foerster
Jak nie zostałem wielkim pisarzem science fiction
— Michał Foerster
Dobry czytelnik
— Michał Foerster
Szaleńcy boży Flannery O’Connor
— Michał Foerster
Literatura a życie
— Michał Foerster
Dlaczego nie lubimy poezji
— Michał Foerster
Autor i słowo
— Michał Foerster
Zabawy z Carrollem
— Michał Foerster
Najlepsza książka 2009 roku
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Elektra
— Michał Foerster
Steve Jobs wielkim poetą był
— Michał Foerster
Notatki na marginesie „Mapy i terytorium”
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Błagalnice
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Dzieci Heraklesa
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Persowie
— Michał Foerster
Chociaż nie brzmi to zbyt oryginalnie
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Trachinki
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Ajas
— Michał Foerster
Popkultura i antyk: Filoktet
— Michał Foerster