WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
Największe rozczarowania muzyczne 2014 rokuRok 2014 nazwałbym rokiem rozczarowań. Zawiedli zwłaszcza wykonawcy niedawno debiutujący, ale nie tylko. Po szczegóły zapraszamy poniżej.
Piotr ‘Pi’ GołębiewskiNajwiększe rozczarowania muzyczne 2014 rokuRok 2014 nazwałbym rokiem rozczarowań. Zawiedli zwłaszcza wykonawcy niedawno debiutujący, ale nie tylko. Po szczegóły zapraszamy poniżej. Prześmiewczo-discopolowa formacja Bracia Figo Fagot co roku serwuje nowy album (do tego dochodzi koncertówka) i niestety mam wrażenie, że formuła przez nią obrana się wyczerpuje. Na „Discochłoście” ponownie wałkują ograne tematy (alkohol, zaliczanie „świnek”, wąsy) i to już przestaje być śmieszne, a robi się żenujące. O hitach na miarę „Bożenki” nawet nie mówię. Niestety inwencja skończyła się nie tylko Figo Fagot, ale również Jennifer Lopez. Owszem, wciąż wygląda seksownie i potrafi kręcić pośladkami, ale od strony muzycznej nie ma nic do zaoferowania, a ściganie się z młodszymi koleżankami jej w ogóle nie wychodzi. Marne wyniki sprzedaży mówią same za siebie, a gdy podzielić je na wszystkich producentów, maczających swe palce w „A.K.A.”, nie wiem, czy zostanie Jennifer nawet na waciki. Męczy mnie już eksploatowanie archiwów Queen. Zwłaszcza kiedy są przedstawione w takiej formie jak na „Queen Forever”. Bo co to za nowa płyta, skoro otrzymujemy tylko trzy premierowe utwory (z czego jeden znany z solowego dorobku Mercury′ego), a reszta to nagrane na nowo stare kompozycje. Sytuacji nie ratuje nawet duet z Michaelem Jacksonem (w sumie nie dziwię się, że utwór ten nie wypłynął w czasie, kiedy został nagrany – to po prostu średniak w dorobku obu artystów). Chwali się, że Julia Marcell poszła własną drogą i nie chce w kółko nagrywać takich samych płyt. A jednak „Sentiments” daleko do świetnego „June”, że nie wspomnę o braku tak nośnej kompozycji jak „Echo”. Choć debiut Katy B raczej nie przejdzie do historii muzyki, to jednak zapowiadał, że rodzi nam się przyszła gwiazda wielkiego formatu. Niestety, drugi krążek w jej dorobku znacznie ostudził początkowy entuzjazm, pokazując wokalistkę jako jedną z tysięcy podobnych dziewczynek śpiewających do elektronicznego podkładu. Ostatni krążek Kukiza „Siła i honor” był mocnym i szczerym ciosem wymierzonym słuchaczom. Mnie się to podobało, zwłaszcza że obyło się bez osobistych wycieczek (może poza Eriką Steinbach) i nadmiernej polityki. „Zakazane piosenki” zawodzą właśnie od strony tekstowej, ponieważ Kukiz jeszcze nigdy tak łopatologicznie nie przedstawiał swoich spostrzeżeń. Nawet jak na stylistykę punkową wydaje się to za proste (i nie ma znaczenia, czy się z nim zgadzam, czy nie). A po usłyszeniu singla „Samokrytyka (dla Michnika)” miałem nadzieję na rzecz z o wiele większym jajem. Niestety utwór ten okazał się wyjątkiem. Gaba Kulka jest artystką bardzo zajętą, mimo że od 2009 roku nie publikowała nowej muzyki pod własnym nazwiskiem. Angażowała się za to w liczne projekty poboczne. Nadzieje były więc spore, zwłaszcza że „Hat, Rabbit” zostawił bardzo pozytywne wspomnienia. Tymczasem na „The Escapist” zabrakło przede wszystkim dobrych melodii. I nawet jeśli singel „Wielkie wrażenie” robi – nomen omen – wielkie wrażenie, to reszta nie dorasta mu do pięt. I kolejna sytuacja w niniejszym zestawieniu, kiedy debiut rozpalił emocje, a jego następca intensywnie je ostudził. Tym razem jednak zawód jest tym większy, że pierwszy krążek Warpaint w swoim osobistym rankingu uznałem kiedyś za płytę roku. Niestety, dziewczynom zabrakło pomysłów na podtrzymanie intymnego nastroju, za jaki je pokochałem (i nie tylko ja). Jak widać, granica między intrygującą subtelnością a porażającą nudą jest bardzo cienka. Zawodów związanych z drugimi płytami ciąg dalszy. Tym razem sytuacja dotyczy gwiazdy pierwszej wielkości (jak również debiutu, który tak naprawdę debiutem nie był). Lana na „Born to Die” zaprezentowała intrygujący image nawiązujący do lat 50. i przede wszystkim ultrachwytliwe przeboje. Teraz pozostał tylko wizerunek, bo muzycznie powiało brakiem pomysłów i odgrzewaniem patentów, które przyniosły jej rozgłos. Tego się właśnie obawiałem, że był to jednorazowy strzał i teraz musi zdefiniować się na nowo. Powiedzmy to sobie szczerze: U2 nagrali najsłabszą płytę w karierze. Jej zawartość wydaje się wymęczona i brzmi niczym odrzuty z sesji do ostatnich krążków. Potwierdzeniem tej teorii jest to, że praktycznie nie udało im się wylansować z niej żadnego przeboju. I nie przekonuje mnie twierdzenie, że Bono z kolegami poszli w eksperymenty, bo ja tam żadnych nie słyszę (to nie „Zooropa"!). Być może bardziej skupili się na doprecyzowaniu strategii marketingowej z Apple′em niż na pracy w studiu? 29 stycznia 2015 |
Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.
więcej »W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Prezenty świąteczne 2014: Mikołaju, zapodawaj muzę!
— Jacek Walewski, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Po płytę marsz: Listopad 2014
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Serca wielkie i małe
— Iwona Michałowska
Po płytę marsz: Październik 2014
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Depresyjna pustka
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Po płytę marsz: Wrzesień 2014
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Po płytę marsz: Czerwiec 2014
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Po płytę marsz: Luty 2014
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Po płytę marsz: Styczeń 2014
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Drogi e-mailowy bocie z Amazonu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Polska w dwóch odsłonach
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Amerykański sen z YouTube
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Funkowa debiutantka i undergroundowi weterani
— Michał Perzyna
Pot i Kreff – Made in Poland: U2 w bieli i czerwieni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Pot i Kreff – Oni czasem wracają: Prawie Championi
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Zmiany… ale niewielkie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ilu scenarzystów potrzea by wkręcić steampunkową żarówkę?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Baldwin Trędowaty na tropie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Nie należy mylić zagubienia się w masie z tkwieniem w gównie
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Diabeł rozbiera się u Prady
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ej, ale za ooo kończy się już noc Bracia mają u mnie dużego plusa. Dla tego numeru warto było nagrać tą płytę. To jest hymn na miarę Bożenki spokojnie(a ja i tak wolę Małgoś głupia)