Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Muzyka

Magazyn CCXXXV

Podręcznik

Kulturowskaz MadBooks Skapiec.pl

Nowości

muzyczne (wybrane)

więcej »

Zapowiedzi

muzyczne

więcej »

Grupa Organowa Krzysztofa Sadowskiego
‹Na kosmodromie›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNa kosmodromie
Wykonawca / KompozytorGrupa Organowa Krzysztofa Sadowskiego
Data wydania1972
NośnikCD
Czas trwania57:20
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Krzysztof Sadowski, Liliana Urbańska, Eddie Engels, Włodzimierz Nahorny, Paweł Dąbrowski, Józef Gawrych, Tomasz Butowtt
Utwory
CD1
1) Na kosmodromie19:57
2) Alpha Centaura03:49
3) Wam jest do śmiechu – mnie nie03:34
4) Straight Life06:19
5) Dalarna02:41
6) Blues X03:43
7) Na kosmodromie [bonus]06:34
8) Ballada jazzowa [bonus]04:50
9) On n’enterre pas le dimanche [bonus]05:53
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Kosmiczne organy i eteryczny śpiew

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj rodzima Grupa Organowa Krzysztofa Sadowskiego.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Kosmiczne organy i eteryczny śpiew

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj rodzima Grupa Organowa Krzysztofa Sadowskiego.

Grupa Organowa Krzysztofa Sadowskiego
‹Na kosmodromie›

EKSTRAKT:70%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNa kosmodromie
Wykonawca / KompozytorGrupa Organowa Krzysztofa Sadowskiego
Data wydania1972
NośnikCD
Czas trwania57:20
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Krzysztof Sadowski, Liliana Urbańska, Eddie Engels, Włodzimierz Nahorny, Paweł Dąbrowski, Józef Gawrych, Tomasz Butowtt
Utwory
CD1
1) Na kosmodromie19:57
2) Alpha Centaura03:49
3) Wam jest do śmiechu – mnie nie03:34
4) Straight Life06:19
5) Dalarna02:41
6) Blues X03:43
7) Na kosmodromie [bonus]06:34
8) Ballada jazzowa [bonus]04:50
9) On n’enterre pas le dimanche [bonus]05:53
Wyszukaj / Kup
Dzisiaj pamiętają go już chyba tylko najbardziej zagorzali wielbiciele polskiego jazzu i swingu. Od lat bowiem nie wydał nowej płyty i pewnie – nie licząc kompilacji, reedycji bądź nagrań archiwalnych – już nie wyda. Ma bowiem siedemdziesiąt dziewięć lat i cieszy się zasłużoną emeryturą. Zdecydowanie przedwczesną, ponieważ ostatni album sygnowany swoim nazwiskiem opublikował w… 1979 roku. Wtedy miał zaledwie czterdziestkę na karku (plus trzy lata), wszystko było więc przed nim. Krzysztof Sadowski, bo o nim mowa, urodził się w stolicy trzy lata przed hitlerowską agresją. Studiował na Politechnice Warszawskiej; był także absolwentem średniej szkoły muzycznej. Wcześnie zainteresował się jazzem. Tuż po przełomie październikowym, jeszcze będąc studentem, związał się z działającą przy klubie „Hybrydy” formacją Modern Combo; poza tym w latach 50. i 60. współpracował z największymi tuzami polskiego jazzu: Janem Ptaszynem Wróblewskim (w Jazz Outsiders), Jerzym Matuszkiewiczem (Swingtet), Andrzejem Kurylewiczem (Moderniści) oraz Zbigniewem Namysłowskim i Michałem Urbaniakiem (Jazz Rockers). W 1963 roku stanął na czele własnej grupy; od muzyki, w której się specjalizowała, przyjęła ona nazwę Bossa Nova Combo. Występowała w niej, jako wokalistka, trzy lata młodsza od Sadowskiego Liliana Urbańska, która zresztą niebawem została jego żoną.
Bossa Nova Combo zapisał się w historii polskiej muzyki rozrywkowej dzięki pierwszej, radiowej wersji „Pod papugami”, którą nagrał, akompaniując Czesławowi Niemenowi, we wrześniu 1963 roku. Różni się ona znacznie od tej, która trafiła na zrealizowany z Akwarelami album „Czy mnie jeszcze pamiętasz?” (1969). Co ciekawe, nagranie z 1963 roku wydano oficjalnie na płycie dopiero po prawie trzech dekadach na składance Wydrzyckiego z serii „Gwiazdy mocnego uderzenia” (1991). Zespół przetrwał pięć lat; kres jego istnieniu położył wyjazd Sadowskiego i Urbańskiej do Szwecji. Nie było jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Właśnie w czasie pobytu w Skandynawii, muzyk kupił instrument, którym interesował się już wcześniej, lecz w Polsce był praktycznie niedostępny – organy Hammonda. Od tamtej pory stały się one znakiem rozpoznawczym Sadowskiego do tego stopnia, że nawet powołaną do życia po powrocie do kraju nową formację ochrzcił mianem Grupy Organowej. Jej skład zmieniał się dość często; jedyną osobą, która trwała przy liderze przez kolejne lata, była jego małżonka. Pierwszy longplay solowy organisty (przynajmniej podpisany jego nazwiskiem) ujrzał światło dzienne w 1970 roku pod tytułem „Krzysztof Sadowski and his Hammond Organ”.
Obok lidera i Urbańskiej, zagrali na nim również – między innymi – saksofoniści Jan Ptaszyn Wróblewski i Janusz Muniak oraz perkusista Andrzej Dąbrowski (już za chwileczkę, już za momencik wykonawca superprzeboju początków epoki gierkowskiej „Do zakochania jeden krok”). Repertuar był bardzo zróżnicowany, ale też sprawiający wrażenie trochę przypadkowego – od kompozycji Krzysztofa Komedy po swingujące przeróbki The Beatles. I to, niestety, pozostało Sadowskiemu do końca kariery – nie potrafił zdecydować się pójść jedną drogą, postawić wszystko na jedną kartę. Jakby się bał, że dokona złego wyboru i zostanie odrzucony przez publiczność bądź krytyków. Wynikało to pewnie także z braku przekonania, że rodzący się wówczas jazz-rock (spod znaku Mahavishnu Orchestra, Weather Report czy Return to Forever) zapewni mu stałe miejsce w historii. Dlatego gdy zainteresował się tym kierunkiem i zarejestrował materiał, który później ukazał się na longplayu „Na kosmodromie”, tylko pierwsza strona winylowej płyty zdradzała fascynację fusion; druga utrzymana była w starym stylu, w którym mieszały się wpływy swingu, modern jazzu i muzyki latynoskiej. Owszem, to też można było przekuć w przekaz jazzrockowy, ale Sadowski albo zwyczajnie tego nie chciał (bo nie czuł), albo – przynajmniej wtedy – nie potrafił.
Kiedy Grupa Organowa przystąpiła do pracy nad płytą, liczyła już siedmioro muzyków: Sadowski grał na Hammondach, Urbańska – na flecie i śpiewała; sekcję dętą tworzyli Włodzimierz Nahorny (saksofon altowy) oraz Holender Eddie Engels (trąbka), a rytmiczną: Paweł Dąbrowski (gitara basowa), Józef Gawrych (perkusjonalia) i Tomasz Butowtt (perkusja). Skład robił wrażenie. Nahorny już wtedy był wielką gwiazdą polskiego jazzu; Butowtt miał za sobą grę w Ricercar 64 z Piotrem Szczepanikiem i w Akwarelach z Czesławem Niemenem („Dziwny jest ten świat”, 1967; „Sukces”, 1968; „Czy mnie jeszcze pamiętasz?”, 1969); Józef Gawrych w tym samym czasie współpracował ze Skaldami („Krywań, Krywań”), Markiem Grechutą („Droga za widnokres”) i Niebiesko-Czarnymi („Rock opera Naga, Volume II”), a Paweł Dąbrowski udzielał się na płytach Maryli Rodowicz („Wyznanie”) oraz – notabene razem z Gawrychem – Marianny Wróblewskiej („Sound of Marianna Wróblewska”). Jedyną nieznaną, choć tylko w Polsce, postacią w Grupie Organowej był Eddie Engels, który rok wcześniej odwiedził nasz kraj, towarzysząc na koncertach saksofoniście Theo Loevendiemu. Przebywając w Warszawie, poznał Sadowskiego i – od słowa do słowa – panowie podjęli decyzję o współpracy.
Album „Na kosmodromie” ujrzał światło dzienne w 1972 roku nakładem Pronitu – głównego, obok Polskich Nagrań (Muzy) i Wifonu, wydawcy płyt w PRL-u. Po czterdziestu trzech latach, za sprawą GAD Records, doczekał się on reedycji kompaktowej, uzupełnionej o trzy bonusowe nagrania. I od nich w zasadzie omawianie zawartości krążka należałoby zacząć, albowiem powstały one podczas sesji radiowej (7 stycznia 1972 roku), która o dwa miesiące wyprzedziła tę właściwą, podczas której zarejestrowano materiał na longplay. Co więcej, jakością wcale nie ustępuje one tym płytowym. Choć skrócona, niespełna siedmiominutowa, wersja utworu tytułowego na pewno nie robiła takiego wrażenia, jak suita, która trafiła na album. To po prostu tylko jedna z części „Na kosmodromie”, którą prawdopodobnie nagrano dla wprawy, jako szkic do dalszych prac. Za to „Ballada jazzowa” autorstwa Eddiego Engelsa to już pełnoprawna, nostalgiczna kompozycja z wpadającą w ucho partią trąbki i smakowitymi Hammondami w tle. Świetnie prezentuje się również pochodzący z filmu temat „On n’enterre pas le dimanche” amerykańskiego czarnoskórego perkusisty Kenny’ego Clarke’a. Mimo spokojnego początku, z czasem zyskuje on na mocy i rozwija się w motoryczny jazzrockowy kawałek, któremu ton nadaje pulsująca, energetyczna sekcja rytmiczna oraz wybijające się na plan pierwszy dęciaki – najpierw flet Urbańskiej, a następnie saksofon Nahornego.
Dwa miesiące później, w marcu 1972 roku, Grupa Organowa ponownie weszła do studia – tym razem należącego nie do Polskiego Radia, ale wytwórni Polskie Nagrania i zarejestrowała niemal równo czterdzieści minut muzyki, z czego połowa przypadła na tytułową suitę. „Na kosmodromie” to zdecydowanie najważniejszy utwór na albumie, a zarazem jedno z najambitniejszych przedsięwzięć w całej karierze Krzysztofa Sadowskiego. Artysta poświęcił go Ziemi i Kosmosowi. I taka też jest ta muzyka – kosmiczna, choć powstała bez użycia syntezatorów, które w pierwszej kolejności przychodzą na myśl, gdy mówimy/piszemy o Wszechświecie w ujęciu rockowym. Początek utworu jest przepiękny: na tle delikatnego basu Pawła Dąbrowskiego rozlega się eteryczna wokaliza Liliany Urbańskiej, później przechodzi ona w nie mniej uduchowioną partię fletu. Napięcie stopniowo rośnie, aż do freejazzowego przesilenia, pod którym podpisują się również pozostali instrumentaliści. Od tego momentu zmieniające się nastroje oznaczać będą płynne przejścia do kolejnych części (w sumie jest ich sześć) suity. W dużym stopniu będą one znaczone partiami solowymi poszczególnych instrumentów – kolejno trąbki, organów i saksofonu, potem jeszcze perkusji. Nie brakuje też jednak momentów improwizowanych ani kapitalnej, budowanej przez grające unisono dęciaki ściany dźwięku. W finale następuje symboliczny powrót na Ziemię, do którego sygnał rzuca kolejną swoją wokalizą Urbańska.
Po przełożeniu winylowego krążka na stronę B w pierwszej kolejności otrzymujemy aneks do „Na kosmodromie”, czyli niespełna czterominutowy numer „Alpha Centaura” (sic!). Utrzymany w stylistyce jazzrockowej, mimo wszystko znacznie się różni od suity. Ton nadają mu bowiem conga, których latynoski rytm niejako odgórnie narzuca stylistykę solówek trąbki i saksofonu. Hammondy przez dłuższy czas pełnią jedynie rolę instrumentu akompaniującego, dopiero w zakończeniu wybijają się na plan pierwszy, by uraczyć słuchaczy swoim niepowtarzalnym brzmieniem. Utwór „Wam jest do śmiechu – mnie nie” wyszedł spod ręki Nahornego i z tego też powodu jest balladą z wyeksponowaną partią saksofonu; analogicznie w skomponowanym przez Engelsa „Straight Life” prym wiedzie trąbka, choć uczciwie trzeba dodać, że Holender pozwolił też, by do zabawy (takie stwierdzenie uprawomocnia taneczny rytm utworu) zaproszeni zostali również flecistka i organista. „Dalarna” z kolei jest organową miniaturą Sadowskiego, a wieńczący całość „Blues X”, choć korzysta z czysto bluesowych podziałów rytmicznych, przynosi też jazzowe solówki organów i dęciaków oraz ostatnią już wokalizę Urbańskiej. Po wydaniu „Na kosmodromie” Grupa Organowa ruszyła na koncerty – zjechała Polskę oraz sporą część Europy i Azji (docierając aż do mongolskiego Ułan Bator).
Jedynym problemem lidera było utrzymanie w miarę stałego składu, co zresztą okazało się niemożliwe. W 1973 roku u jego boku nie było już, pomijając żonę, żadnego muzyka biorącego udział w nagraniu „Na kosmodromie”. Zanim więc powstała kolejna płyta Grupy Organowej, trzeba ją było ukonstytuować od nowa. O tym przeczytacie jednak w następnej odsłonie „Non Omnis Moriar”.
koniec
26 września 2015
Skład:
Krzysztof Sadowski – organy Hammonda
Liliana Urbańska – wokaliza, flet
Eddie Engels – trąbka
Włodzimierz Nahorny – saksofon altowy, fortepian
Paweł Dąbrowski – gitara basowa
Józef Gawrych – conga
Tomasz Butowtt – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Od krautu do minimalistycznego ambientu
Sebastian Chosiński

6 V 2024

Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.

więcej »

Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
Sebastian Chosiński

4 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.