Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Klaus Lenz Jazz & Rock Machine
‹Sleepless Nights›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSleepless Nights
Wykonawca / KompozytorKlaus Lenz Jazz & Rock Machine
Data wydania1980
Wydawca GeeBeeDee
NośnikWinyl
Czas trwania44:27
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Klaus Lenz, Charles Green, Bertil Strandberg, Meinolf Humpert, Zbigniew Namysłowski, Norbert Stein, Mike Herting, Stefan Diez, Jochen Schmidt, Stefan Krämer
Utwory
Winyl1
1) Introduction05:02
2) Fairytale07:11
3) Spikes05:58
4) Pink Punk04:56
5) Unit06:21
6) Sleepless Nights07:23
7) Back to the Soul07:36
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: A potem już tylko cisza…

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj – po raz drugi – (zachodnio)niemiecki zespół Jazz & Rock Machine Klausa Lenza.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: A potem już tylko cisza…

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj – po raz drugi – (zachodnio)niemiecki zespół Jazz & Rock Machine Klausa Lenza.

Klaus Lenz Jazz & Rock Machine
‹Sleepless Nights›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSleepless Nights
Wykonawca / KompozytorKlaus Lenz Jazz & Rock Machine
Data wydania1980
Wydawca GeeBeeDee
NośnikWinyl
Czas trwania44:27
Gatunekjazz, rock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Klaus Lenz, Charles Green, Bertil Strandberg, Meinolf Humpert, Zbigniew Namysłowski, Norbert Stein, Mike Herting, Stefan Diez, Jochen Schmidt, Stefan Krämer
Utwory
Winyl1
1) Introduction05:02
2) Fairytale07:11
3) Spikes05:58
4) Pink Punk04:56
5) Unit06:21
6) Sleepless Nights07:23
7) Back to the Soul07:36
Wyszukaj / Kup
W 1977 roku, mając już na koncie tak udane płyty utrzymane w stylistyce jazzrockowej, jak „Aufbruch” (1976) czy „Wiegenlied” (1977), Klaus Lenz zdecydował się pozostać na stałe po zachodniej stronie „żelaznej kurtyny”. Nie zrezygnował przy tym z kariery muzycznej, tworząc na miejsce swego enerdowskiego Big Bandu (z wielkich liter, bo to element nazwy własnej) nową formację, której pełna nazwa brzmiała następująco: Klaus Lenz Jazz & Rock Machine. Znalazło się w niej, nie licząc lidera, miejsce dla muzyków pochodzących – z jednym, ale za to chwalebnym, wyjątkiem – z Republiki Federalnej Niemiec. Tym wyjątkiem był nasz rodak, saksofonista Zbigniew Namysłowski, którego usłyszeć można było na kolejnym w dyskografii Lenza albumie, czyli wydanym w 1978 roku „Fusion”. Dla Namysłowskiego były to najlepsze lata w karierze, znaczone tak udanymi produkcjami z pogranicza jazzu i rocka, jak „Vol. 1” oraz „Song of the Pterodactyl” (sygnowane przez działającą w Szwecji grupę Pop Workshop) czy „Winobranie” i „Kujaviak Goes Funky” (wydane jako krążki solowe Zbigniewa).
Ze współpracy Namysłowskiego z Jazz & Rock Machine zadowolony był zarówno niemiecki lider formacji, jak i Polak. Z tego też powodu nasz rodak jest jedynym muzykiem, który znalazł się w składzie rejestrującym drugi album tego big bandu – „Sleepless Nights”. Ujrzał on światło dzienne w 1980 roku i ponownie stało się to nakładem hanowerskiej wytwórni GeeBeeDee. Lenz zaprosił do studia w sumie, nie licząc oczywiście siebie, dziewięciu muzyków; byli wśród nich zarówno debiutanci, jak i tacy artyści, którzy mieli już pewne doświadczenie na rynku. Saksofonista Norbert Stein i klawiszowiec Mike Herting udzielali się w jazzrockowym zespole Headband, gitarzysta Stefan Diez miał za sobą epizod w krautrockowym Agitation Free, a szwedzki puzonista Bertil Strandberg od początku lat 70. XX wieku był w Skandynawii wziętym muzykiem sesyjnym. Z kolei basista Jochen Schmidt, który w tamtym czasie stawiał dopiero pierwsze kroki, nieco później stanie się etatowym członkiem Passport Klausa Doldingera; karierę w środowisku artystów czarnoskórych zrobił natomiast trębacz Charles Green, który związał się z grupami funkowymi i afrobeatowymi (jak na przykład Mombasa).
Kompilując materiał na „Sleepless Nights”, Lenz sięgnął po utwory premierowe, ale również takie, które „zabrał” ze sobą, gdy opuszczał NRD, a które wyszły spod ręki jego dawnych współpracowników, Wolfganga Fiedlera („Introduction”) oraz Axela-Glenna Müllera („Spikes”). Dwa numery, podobnie jak przy okazji tworzenia „Fusion”, dorzucił od siebie Zbigniew Namysłowski („Pink Punk” i tytułowy); dwa były autorstwa samego lidera, jeden – niejakiego Johannesa Rövenstrunka. Mimo że siedem numerów, które znalazły się na wydawnictwie, ma aż pięciu ojców, jest ono zaskakująco zwarte stylistycznie, co najprawdopodobniej jest efektem świetnie wykonanej pracy przez aranżerów. Otwierająca stronę A winylu „Introdukcja” to nawiązanie do klasyki fusion: mocne perkusyjne wejście okraszone jest dodatkowo smaczkami w postaci gitar (elektrycznej i basowej), a następnie klawiszy (nastrojowego fortepianu elektrycznego oraz świszczących syntezatorów). Mike Herting ma tu zresztą spore pole do popisu, albowiem utwór zdobi jego – przyznajmy: smakowita – partia solowa na pianie Rhodesa. Dęciaki pozostają trochę w tle, pełniąc w zasadzie funkcję służebną wobec pozostałych instrumentów, lecz sposób, w jaki zostały wykorzystane, wzbudza największy szacunek.
Od mocnego akcentu sekcji dętej (sześcioosobowej) rozpoczyna się za to „Fairytale”; saksofony, trąbki i puzony powracają tu zresztą przez całe ponad siedem minut. To one też za każdym razem wprowadzają melodyjny i zapadający w pamięć motyw przewodni, zagrany na dodatek z ogromnym rozmachem. Sporo dzieje się też „pomiędzy”: solówce Charlesa Greena na skrzydłówce towarzyszy klangujący bas i funkujący fortepian elektryczny, co nieco dorzuca również od siebie na gitarze elektrycznej Stefan Diez. W nastrojowym klimacie przez większość czasu utrzymany jest „Spikes” (do czego przyczynia się między innymi partia Norberta Steina na saksofonie tenorowym); dopiero w końcówce zespół przyspiesza, a Herting wchodzi w bezpośrednią interakcję z sekcją dętą, rozwijając na Rhodesie podrzucane przez nią motywy. Stronę A albumu zamyka kompozycja Namysłowskiego – „Pink Punk” (co ciekawe, w tym samym roku jej rozbudowana wersja, podzielona na dwie części, ukazała się także w Polsce na singlu Tonpressu). Dużo w niej energetycznego funku (w stylu charakterystycznym dla Andrzeja Korzyńskiego), ale główną ozdobą numeru jest jednak smakowity dialog saksofonu sopraninowego Namysłowskiego z syntezatorem Hertinga.
Po przełożeniu płyty na stronę B nie czekają słuchaczy żadne szczególne zaskoczenia, ale to wcale nie oznacza, że nie będzie interesująco. „Unit” to porcja znakomitego jazz-rocka, w którym znajduje się miejsce zarówno dla improwizacji na puzonie (kłania się Bertil Strandberg), jak i soczystej gitarowej solówki Dieza. Świetne jest zwłaszcza zakończenie, z grającą unisono sekcją dętą. „Sleepless Nights” to kolejna kompozycja, którą Lenzowi podarował Namysłowski. Później Polak włączył ją zresztą także do swojego repertuaru – i trudno mu się dziwić, bo to kapitalny numer, doskonale skonstruowany i znakomicie rozwijający się. Ton nadają mu instrumenty dęte, z wybijającym się na plan pierwszy saksofonem altowym autora. Namysłowski okrasił swoją solówką również numer zamykający krążek – „Back to the Soul”, najbardziej chyba stylistycznie „rozjechany”. Po tanecznym, swingowym początku grupa stopniowo zmierza coraz bardziej w stronę fusion, a transformacja ta zostaje zwieńczona kolejną rasową partią Dieza na gitarze.
Mogłoby się wydawać, że po publikacji „Sleepless Nights” nic nie stoi na przeszkodzie, aby Jazz & Rock Machine dalej podbijało zachodnie rynki i sceny festiwalowe. Tymczasem stała się rzecz zaskakująco. Co prawda jeszcze w tym samym roku ukazała się płyta „Open Lines” orkiestry Kölner Jazz Haus Big Band, w nagraniu której wziął udział Klaus Lenz, ale potem muzyk ten postanowił wycofać się całkowicie z działalności artystycznej. Osiadł na terenie Nadrenii i został… restauratorem. Dopiero po trzydziestu latach, w 2010 roku, na krótko reaktywował swą dawną berlińską orkiestrę i ruszył z nią w trasę koncertową, po której w formie pamiątki pozostał dwupłytowy album „Hi-De-Ho Tour Highlights”. Z dawnych kompanów lidera usłyszeć można na nim dwóch wokalistów: Uschiego Brüninga oraz Hansiego Klemma. Jest też akcent polski w postaci grającego na gitarze (zmarłego trzy lata później) Jarosława Śmietany. Po tym tournée Lenz powrócił do swoich wcześniejszych obowiązków zawodowych. Choć pytanie, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczymy go na scenie – pozostaje chyba otwarte.
koniec
23 lipca 2016
Skład:
Klaus Lenz – lider, trąbka, skrzydłówka
Charles Green – trąbka, skrzydłówka
Bertil Strandberg – puzon
Meinolf Humpert – puzon
Zbigniew Namysłowski – saksofon altowy, saksofon sopraninowy
Norbert Stein – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy
Mike Herting – fortepian elektryczny, fortepian, syntezatory
Stefan Diez – gitara elektryczna
Jochen Schmidt – gitara basowa
Stefan Krämer – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Siła jazzowych orkiestr
Sebastian Chosiński

4 V 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj longplay z serii Supraphonu „Interjazz” z nagraniu dwóch czechosłowackich orkiestry pod dyrekcją Jana Ptaszyna Wróblewskiego i Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
Sebastian Chosiński

29 IV 2024

Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.

więcej »

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.