Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

The Dave Pike Set
‹Live at the Philharmonie›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLive at the Philharmonie
Wykonawca / KompozytorThe Dave Pike Set
Data wydania1970
Wydawca MPS Records
NośnikCD
Czas trwania31:37
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Dave Pike, Volker Kriegel, Hans Rettenbacher, Peter Baumeister
Utwory
Winyl1
1) Hey Duke05:41
2) Mambo Jack the Scoffer05:26
3) Riff for Rent04:16
4) Nobody’s Afraid of Howard Monster07:40
5) The Secret Mystery of Hensh08:34
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Amerykanin za „murem berlińskim”

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj – po raz drugi – międzynarodowy projekt amerykańskiego wibrafonisty Dave’a Pike’a.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Amerykanin za „murem berlińskim”

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj – po raz drugi – międzynarodowy projekt amerykańskiego wibrafonisty Dave’a Pike’a.

The Dave Pike Set
‹Live at the Philharmonie›

EKSTRAKT:80%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLive at the Philharmonie
Wykonawca / KompozytorThe Dave Pike Set
Data wydania1970
Wydawca MPS Records
NośnikCD
Czas trwania31:37
Gatunekjazz
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Dave Pike, Volker Kriegel, Hans Rettenbacher, Peter Baumeister
Utwory
Winyl1
1) Hey Duke05:41
2) Mambo Jack the Scoffer05:26
3) Riff for Rent04:16
4) Nobody’s Afraid of Howard Monster07:40
5) The Secret Mystery of Hensh08:34
Wyszukaj / Kup
Kiedy w drugiej połowie lat 60. XX wieku amerykański wibrafonista Dave Pike przyjechał do Europy, nie miał wcale zamiaru wypoczywać. Przebył Atlantyk w innym celu – w poszukiwaniu inspiracji. Z miejsca stworzył więc nowy zespół, w którego nazwie wyeksponował własne nazwisko (czemu zresztą trudno się dziwić, skoro w Stanach Zjednoczonych miał już wyrobioną markę) – The Dave Pike Set. Początkowo zatrzymał się w Holandii i tam zarejestrował swą pierwszą europejską płytę („Got the Feelin’”, 1969); po kilku miesiącach przeniósł się jednak do Niemieckiej Republiki Federalnej, gdzie skompletował zupełnie nowy skład, w którym znalazło się jeszcze miejsce dla gitarzysty Volkera Kriegela, austriackiego (kontra)basisty i wiolonczelisty Hansa (Johanna Antona) Rettenbachera oraz perkusisty Petera Baumeistera. Z nimi w tym samym 1969 roku nagrał dwa kolejne albumy studyjne: „Noisy Silence – Gentle Noise” oraz „Four Reasons”.
Mając już na koncie trzy pełnowymiarowe krążki, Pike zdecydował się na jesienną trasę koncertową po Niemczech, w ramach której kwartet dotarł również do Berlina Zachodniego, gdzie zagrał – w sali Filharmonii Berlińskiej – 7 listopada 1969 roku (w dniu, w którym po drugiej stronie muru świętowano kolejną rocznicę rewolucji październikowej). Parę miesięcy później został on opublikowany – przez doskonale znaną już czytelnikom „Esensji” wytwórnię MPS Records – na longplayu zatytułowanym po prostu „Live at the Philharmonie”. Płyta trochę zaskakuje swą długością, a raczej tym, że jest… zaskakująco krótka. Trwa bowiem zaledwie trzydzieści dwie minuty. I to w czasach, kiedy koncerty wydawano zazwyczaj na podwójnych winylach. Co mogło być tego powodem? Bo raczej trudno uwierzyć w to, że cały występ zamknął się w połowie godziny. Pewną wskazówką wydaje się fakt, że na albumie znalazły się same premierowe kompozycje – możliwe więc, że wybierając materiał do publikacji, lider grupy (ewentualnie wydawca) świadomie z jakiegoś powodu usunął utwory, które były już wcześniej dostępne dla fanów.
Tym sposobem płyta „Live at the Philharmonie” stała się kolejnym pełnoprawnym i pożądanym przez wielbicieli jazzu wydawnictwem zespołu, a nie jedynie zaprezentowaną na żywo kompilacją znanych im uprzednio melodii. Płytę otwiera prawie sześciominutowa kompozycja Pike’a i Kriegela „Hey Duke” (najprawdopodobniej będąca hołdem dla legendarnego twórcy jazzowego Duke’a Ellingtona). Otwiera ją energetyczna introdukcja wibrafonowo-perkusyjna, w trakcie której gitara elektryczna, grająca zresztą bardzo klasycznie, pobrzmiewa jedynie na drugim planie. I tak jest przez dłuższy czas. Mimo że Kriegel miał udział w powstaniu tego utworu, szlachetnie oddaje miejsce swoim kolegom – namiętnie improwizującym Pike’owi i Rettenbacherowi (na kontrabasie). Z tym ostatnim stara się zresztą wejść w dialog, co okazuje się o tyle trudne, że rozpędzony Hans robi wszystko, co możliwe, aby mu uciec. Nie dogoniwszy Austriaka, Volker zadowala się zatem duetem z Dave’em.
„Mambo Jack the Scoffer” – autorstwa Pike’a – to powrót do postbopowych korzeni Amerykanina. Tak grał przed przyjazdem do Europy, zanim zainteresował się fusion. To jeden z tych utworów, które nie roszczą sobie pretensji do bycia wielkimi – muzyka jest radosna, a w partiach gitarowych Kriegel przejawia nawet inklinacje do zagrywek rodem ze świata country. Za to – dla odmiany – w kierunku rocka zespół podążą w zamykającym stronę A wydania winylowego „Riff for Rent”. I trudno się dziwić. To jeden ze sztandarowych numerów niemieckiego gitarzysty, zagrany z wielkim feelingiem, na luzie, ale niestroniący od mocniejszych akcentów (zwłaszcza w grze sekcji rytmicznej). Druga strona longplaya zawiera dwie nieco dłuższe kompozycje. Pierwszą jest jedyny w zestawie numer Rettenbachera „Nobody’s Afraid of Howard Monster”, znaczony „rywalizacją” wibrafonu i gitary, które na przemian wybijają się na plan pierwszy, by po kilkudziesięciu sekundach ustąpić miejsca drugiemu instrumentowi.
Kriegel dorzuca tu od siebie kolejną smakowitą jazzrockową, aczkolwiek bardzo stonowaną, solówkę w stylu wczesnego Larry’ego Coryella. Clou kompozycji jest jednak pojawiająca się w drugiej części partia perkusji. Baumeister dostaje w sumie kilka minut, podczas których prezentuje w pełnej krasie swój kunszt improwizatorski. Płytę zamyka natomiast „The Secret Mystery of Hensh”, kolejny odważnie zahaczający o fusion utwór napisany przez Volkera. Po rozciągniętym w czasie zaskakująco niepokojącym początku (z rozedrganą wiolonczelą i gitarą) pojawia się hipnotyczna sekcja rytmiczna. Na jej tle z czasem objawia się wirtuozerska maestria Kriegela, który jednak nie pozwala swej wyobraźni zerwać się z łańcucha – przez cały czas kontroluje rozwój wydarzeń, bardziej niż na happeningu, skupiając się na melodii. Bliżej końca kwartet podbija emocje – Rettenbacher najpierw narzuca szybkie tempo na kontrabasie, a później biorąc do ręki wiolonczelę, generuje dźwięki, których nie powstydziliby się współcześni twórcy z kręgu noise’u. Sądząc po reakcji widowni, popisy te przypadły jej do gustu. Podobnie zresztą jak cały koncert. W przeciwnym razie zespół nie byłby przecież po każdym utworze nagradzany rzęsistymi brawami.
koniec
20 maja 2017
Skład:
Dave Pike – wibrafon
Volker Kriegel – gitara elektryczna
Hans Rettenbacher – gitara basowa, kontrabas, wiolonczela
Peter Baumeister – perkusja

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.