EKSTRAKT: | 70% |
---|---|
WASZ EKSTRAKT: | |
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Weidorje |
Wykonawca / Kompozytor | Weidorje |
Data wydania | 1978 |
Wydawca | Cobra |
Nośnik | Winyl |
Czas trwania | 36:03 |
Gatunek | jazz, rock |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
W składzie |
Michel Ettori, Patrick Gauthier, Jean-Philippe Goude, Alain Guillard, Yvon Guillard, Bernard Paganotti, Kirt Rust |
Utwory | |
Winyl1 | |
1) Elohim’s Voyage | 16:33 |
2) Vilna | 12:20 |
3) Booldemug | 07:10 |
Non omnis moriar: Żywot krótki, acz intensywnyMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny longplay francuskiego jazzrockowego projektu Weidorje, który powołali do życia dwaj byli muzycy Magmy.
Sebastian ChosińskiNon omnis moriar: Żywot krótki, acz intensywnyMuzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny longplay francuskiego jazzrockowego projektu Weidorje, który powołali do życia dwaj byli muzycy Magmy. Weidorje
Wyszukaj / Kup W składzie francuskiej Magmy przez wszystkie lata (a w zasadzie dekady) istnienia, czyli od końca lat 60. ubiegłego wieku, pojawiło się kilkudziesięciu muzyków. Wielu z nich później rozstawało się z Christianem Vanderem: zasilało inne formacje albo tworzyło własne, niektórzy zaczynali karierę solową pod swoim nazwiskiem. Wśród zespołów, które można uznać za „potomków” twórców Zeuhlu, najsłynniejszym jest – utworzony przez pianistę François Cahena „Fatona” oraz saksofonistę i klarnecistę Jeffa Seffera „Yochk’o” – Zao, który z przerwami przetrwał aż do 2012 roku. Kolejne „dziecko” Magmy żywot miało znacznie krótszy, bo zaledwie trzyletni, i pozostawiło po sobie tylko jeden album. Chodzi o grupę Weidorje, której współliderami byli klawiszowiec Patrick Gauthier oraz basista Bernard Paganotti. Obaj zdali wcześniej artystyczny egzamin dojrzałości, występując u boku Vandera. Ich pobyt w Magmie był krótki i przypadł na połowę lat 70. XX wieku. Nie licząc płyt koncertowych, wzięli udział w nagraniu zaledwie jednego, ale za to udanego, krążka studyjnego – „Üdü Ẁüdü”. Nagrany on został w paryskim studiu Milan w czerwcu i lipcu 1976 roku. Wśród sześciu zawartych na nim kompozycji znalazł się także utwór zatytułowany… „Weidorje”, którego twórcami byli Paganotti i wokalista Klaus Blasquiz. To od niego właśnie wziął się szyld nowej formacji, którą po odejściu z Magmy – jeszcze w tym samym roku (po koncercie na festiwalu rockowym w duńskim Roskilde) – powołali do życia Bernard i Patrick. Kompletowanie składu Weidorje zaczęli od gitarzysty Michela Ettoriego, który już wcześniej przyjaźnił się z Gauthierem. Później dołączył, urodzony na Hawajach, perkusista Kirt Rust, znany z kooperacji z braćmi Didierem i Francisem Lockwoodami („Jazz-Rock”). Krótko po nim na pokład zamustrowano drugiego klawiszowca Jean-Pola (sic!) Asseline’a, który jednak nie zagrzał w zespole długo miejsca i zastąpiony został przez Jean-Philippe’a Goude’a. Bernard i Patrick uznali, że potrzebny jest im także jakiś dęciak, zaprosili więc do współpracy saksofonistę Alaina Guillarda, który przyprowadził ze sobą swego brata – trębacza Yvona (obaj panowie znajdą się w składzie… Magmy, ale dopiero na początku lat 80.). Przez krótki czas z zespołem grywał również drugi gitarzysta Michel Haumont, którego największym wkładem było to, że poznał muzyków z Frederikiem Leibovitzem, właścicielem startującej wówczas dopiero wytwórni Cobra (poznaliśmy ją przy okazji omawiania dwóch płyt Spheroe). To ona właśnie wydała jedyny longplay Weidorje, który nagrany został w lutym 1978 roku w dobrze już wtedy znanym studiu mieszczącym się w zamku w Herouville (do którego pielgrzymowały wszystkie najważniejsze francuskie – i nie tylko – formacje rockowe tamtego okresu). Na album trafiły zaledwie trzy kompozycje, które – takie już wilcze prawo liderów – wyszły spod ręki Bernarda Paganottiego (zajmujący całą stronę A „Elohim’s Voyage”) oraz Patricka Gauthiera (obie ze strony B, to jest „Vilna” i „Booldemug”). Wszystkie utrzymane są w stylu charakterystycznym dla Magmy i nie zdziwiłby mnie fakt, gdyby okazało się, że powstały jeszcze w czasie, kiedy obaj panowie grali z Vanderem. Ba! wykorzystanie wokali – odpowiadali za nie Paganotti i Yvon Guillard – przywodził na myśl to, co w Magmie robił Klaus Blasquiz (pierwotnie to nawet on miał zaśpiewać, ale coś nie styknęło i zakończyło się na zaprojektowaniu przez niego fantastyczno-futurystycznej okładki płyty). Można odnieść wrażenie, że gdyby „Weidorje” ukazało się pod szyldem grupy Christiana, nikt nie byłby szczególnie zdziwiony tym faktem. Przejdźmy jednak do konkretów. „Elohim’s Voyage” to ponad szesnastominutowa podróż do – nawiązując do tytułu powieści Jules’a Verne’a – wnętrza Zeuhlu. Wszystko w tej suicie uszyte jest według wzorca wymyślonego, względnie narzuconego, przez Magmę. Po długiej, dwuminutowej introdukcji na fortepianie elektrycznym (ze wstawkami sekcji rytmicznej) dochodzą nałożone na siebie wokalizy. I od tego momentu coś się zaczyna nieznacznie zmieniać. Wyeksponowany zostaje bas, do którego dołącza gitara Michela Ettoriego. Zespół płynnie przeskakuje do świata rocka – i nie zmienia tego nawet fakt pojawienia się dęciaków. Bracia Guillardowie przemawiają zresztą jednym głosem, dzięki czemu brzmi on potężniej, przydając mocy całości utworu. W części drugiej, opartej w dużej mierze na przesterowanych gitarach, tempo robi się nieco wolniejsze; jest za to bardziej nastrojowo i – co świadczy o kunszcie aranżerów – przejrzyście. Im bliżej końca, tym bardziej też – zgodnie z recepturą – rośnie napięcie. W utworach Gauthiera siłą rzeczy większy nacisk położony jest na instrumenty klawiszowe. Wstęp do „Vilna” należy do syntezatorów i fortepianu elektrycznego, które wspomagane są jedynie przez wykorzystującego perkusyjne „talerze” Kirta Rusta. Ten ponad dwunastominutowy utwór rozkręca się długo; w tym czasie pojawia się też sporo pobocznych wątków klawiszy. Do tego dodać należy jeszcze jazzrockowy – z czasem coraz szybszy – rytm oraz typowo zeuhlowe wokalizy, które w zgodnym dialogu z fortepianem elektrycznym prowadzą aż do finału. Z typowego dla Zeuhlu schematu wyłamuje się ostatni (i najkrótszy) na płycie „Booldemug”, w którym za sprawą Patricka pojawiają się – dwukrotnie! – elementy stricte etniczne. Ba! wreszcie znajduje się także miejsce na solówkę Ettoriego, której blisko jest do stylistyki rocka progresywnego. Szkoda, że to jedyny taki fragment na całej płycie. Ale w podobnej sytuacji znaleźli się również pozostali instrumentaliści; ten utwór to jednak głównie popis Gauthiera i Goude’a. Po wydaniu płyty muzycy przystąpili do jej promowania. Latem 1978 roku pojawiali się głównie na festiwalach rockowych, jesienią natomiast koncertowali w małych klubach. 14 października dotarli do leżącego na wschodzie kraju Rombas. Występ ten został zarejestrowany, a dwa, nieznane z longplaye, utwory po latach dołączone zostały do kompaktowej reedycji krążka. To „Rondeau” skomponowane przez Jean-Philippe’a Goude’a oraz „Kolinda” autorstwa Michela Ettoriego. Mimo że twórcy są inni, stylistycznie to wciąż ta sama bajka. Z tą tylko różnicą, że w ostatnim ze wspomnianych numerów siłą rzeczy poważniejszą rolę odgrywa gitara. Więcej też jest tu luzu, mniej myślenia matematycznego. Jak widać, zespół miał opracowany materiał, który mógłby stać się podstawą kolejnego albumu. Ten jednak nigdy nie powstał, ponieważ latem 1979 roku Weidorje przeszło do historii. Najpierw odszedł Michel, którego zastąpił François Ovide; potem dokooptowano jeszcze drugiego gitarzystę Pierre’a Chérèze’a, ale i to okazało się zbyt słabym spoiwem. 19 czerwca 2021 Skład: Michel Ettori – gitara elektryczna Patrick Gauthier – fortepian elektryczny, syntezatory Jean-Philippe Goude – syntezatory Alain Guillard – saksofon Yvon Guillard – trąbka, śpiew Bernard Paganotti – gitara basowa, śpiew Kirt Rust – perkusja |
Wydawana od trzech lat seria koncertów Can z lat 70. ubiegłego wieku to wielka gratka dla wielbicieli krautrocka. Przed niemal trzema miesiącami ukazał się w niej album czwarty, zawierający koncert z paryskiej Olympii z maja 1973 roku. To jeden z ostatnich występów z wokalistą Damo Suzukim w składzie.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
Brom w wersji fusion
— Sebastian Chosiński
Praga pachnąca kanadyjską żywicą
— Sebastian Chosiński
Znad Rubikonu do Aszchabadu
— Sebastian Chosiński
Gustav, Praga, Brno i Jerzy
— Sebastian Chosiński
Jazzowa „missa solemnis”
— Sebastian Chosiński
Prośba o zmiłowanie
— Sebastian Chosiński
Strzeż się jazzowej policji!
— Sebastian Chosiński
Fusion w wersji nordic
— Sebastian Chosiński
Van Gogh, słoneczniki i dyskotekowy funk
— Sebastian Chosiński
Surrealizm podlany rockiem, bluesem i jazzem
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Gdy miłość szczęścia nie daje…
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Rosjan – nawet zdrajców – zabijać nie można
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Eins, zwei, drei, vier, fünf…
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Ucz się (nieistniejących) języków!
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
— Sebastian Chosiński
Czas zatrzymuje się dla jazzmanów
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Said – kochanek i zdrajca
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Oniryczne żałobne misterium
— Sebastian Chosiński