Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Psychedelic Warriors
‹White Zone›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWhite Zone
Wykonawca / KompozytorPsychedelic Warriors
Data wydania20 czerwca 1995
Wydawca Emergency Broadcast System
NośnikCD
Czas trwania45:10
Gatunekambient, elektronika, techno
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Dave Brock, Alan Davey, Richard Chadwick, Dave Charles
Utwory
CD1
1) Am I Fooling01:28
2) Frenzzy05:49
3) Pipe Dreams03:37
4) Heart Attack00:54
5) Time and Space04:04
6) The White Zone07:31
7) In Search of Shangrila05:35
8) Bay of Bengal01:37
9) Moonbeam04:07
10) Window Pane05:08
11) Love in Space05:24
Wyszukaj / Kup

Non omnis moriar: Psychodeliczni wojownicy rozbijają się o ścianę

Esensja.pl
Esensja.pl
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny album formacji Psychedelic Warriors, która była projektem pobocznym muzyków Hawkwind.

Sebastian Chosiński

Non omnis moriar: Psychodeliczni wojownicy rozbijają się o ścianę

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj jedyny album formacji Psychedelic Warriors, która była projektem pobocznym muzyków Hawkwind.

Psychedelic Warriors
‹White Zone›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWhite Zone
Wykonawca / KompozytorPsychedelic Warriors
Data wydania20 czerwca 1995
Wydawca Emergency Broadcast System
NośnikCD
Czas trwania45:10
Gatunekambient, elektronika, techno
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Dave Brock, Alan Davey, Richard Chadwick, Dave Charles
Utwory
CD1
1) Am I Fooling01:28
2) Frenzzy05:49
3) Pipe Dreams03:37
4) Heart Attack00:54
5) Time and Space04:04
6) The White Zone07:31
7) In Search of Shangrila05:35
8) Bay of Bengal01:37
9) Moonbeam04:07
10) Window Pane05:08
11) Love in Space05:24
Wyszukaj / Kup
Gdyby jakiś zaprzysięgły fan Hawkwind postanowił zafundować sobie w połowie lat 70. ubiegłego wieku dłuższą drzemkę – powiedzmy, że na przykład krótko po wydaniu „Warrior on the Edge of Time” – i obudził się dwie dekady później, chociażby w momencie publikacji albumu „White Zone”, byłby zapewne w wielkim szoku, długo nie mogąc uwierzyć, że tak właśnie gra jego ulubiony zespół. A jednak! I, co najciekawsze, nie było to wcale skutkiem nagłej wolty artystycznej, ale stopniowej, rozłożonej na kilka lat, ewolucji. Ta tendencja była już wyraźnie słyszalna na „Electric Tepee” (1992), później została pogłębiona na „It Is the Business of the Future to Be Dangerous” (1993), aż wreszcie Dave Brock, Alan Davey i Richard Chadwick nagrali płytę, która stała się najjaskrawszym przejawem ich nowych zainteresowań. Na szczęście chwilę później sami uznali, że dotarli do ściany i postanowili zawrócić z tej drogi.
Gwoli ścisłości należałoby dodać, że korzenie „White Zone” wyrastają z eksperymentu, który zespół Hawkwind podjął kilkanaście lat wcześniej, kiedy to ukazał się mocno elektroniczny longplay „Church of Hawkwind” (1982). Owszem, to była wtedy tak naprawdę zupełnie inna grupa; jedynym wspólnym mianownikiem jest postać lidera, czyli Dave’a Brocka, ale pomysł na wykorzystanie jako dominujących instrumentów syntezatorów i elektroniki – był ten sam. Tamten krążek został wydany pod nowym, aczkolwiek jednoznacznie kojarzącym się z londyńską formacją szyldem – Church of Hawkwind; w przypadku nowego albumu kamuflaż był nieco głębszy. Na okładce „White Zone” widnieje bowiem nazwa… Psychedelic Warriors. Na dodatek muzycy część swoich aktywności podczas pracy nad płytą ukryli pod pseudonimami: i tak Dave przeobraził się w „Dr. Technicala”, a Alan – w „Lysergic Duke’a”.
Wydawnictwo Psychedelic Warriors opublikowała należąca do muzyków Hawkwind, założona zaledwie rok wcześniej w celu uczczenia ćwierćwiecza istnienia zespołu, wytwórnia Emergency Broadcast System. Tym samym mający premierę w czerwcu 1995 roku „White Zone” był drugim po „The Business Trip” (1994) przejawem jej funkcjonowania. W źródłach istnieją pewne rozbieżności co do tego, kiedy powstały utwory wypełniające ten album. Jedne przekonują, że miało to miejsce w lutym 1995, inne – w tym strona internetowa wytwórni Atomhenge (podległej kompanii Cherry Red Records), w której rękach znajduje się katalog grupy – że w listopadzie i grudniu 1994 roku (w dobrze znanym Brockowi londyńskim studiu Rockfield). W tym drugim przypadku, bardziej prawdopodobnym, praca nad „White Zone” nałożyłaby się na czas, w którym Dave nagrywał w Devon swój kolejny solowy krążek – „Strange Trips & Pipe Dreams”. Dlaczego to istotne? Ponieważ dwie kompozycje z niego – „Pipe Dreams” oraz „The White Zone” – przekazał w darze nowemu projektowi.
„White Zone” został ponownie nagrany w składzie trzyosobowym, ale tym razem istotniejsze od tego, że muzycy grali na swoich zwyczajowych instrumentach (gitara, bas, perkusja), było to, że każdy z nich skupiał się przede wszystkim na rejestracji ścieżek syntezatorowych. Brocka, Daveya i Chadwicka wspomógł w tym jeszcze producent Dave Charles, który odpowiadał również za liczne sample. Jak więc zaklasyfikować stylistycznie krążek Psychedelic Warriors? Space rocka na nim niewiele, za to bardzo dużo ambientu (w stylu Tangerine Dream z lat 90. XX wieku) wymieszanego z elementami tak zwanej „szkoły berlińskiej” i szczyptą… techno. Inspiracje tym ostatnim gatunkiem, przeżywającym w tamtej epoce – przypomnę: mówimy o połowie ostatniej dekady ubiegłego stulecia – apogeum popularności, najmocniej słyszalne są zresztą w otwierającym krążek krótkim „Am I Fooling”, aczkolwiek dla równowagi Dave dograł tu jeszcze partię gitary, a Richard – perkusji. Jeśli kogoś z fanów Hawkwind ta introdukcja zaniepokoiła, to drugi w kolejności „Frenzzy” (tak właśnie pisany) mógł wprawić w prawdziwą konsternację. Bo z jednej strony był to utwór mocno energetyczny, miejscami wręcz czadowy, ale z drugiej – nagrany został praktycznie jedynie przy wykorzystaniu syntezatorów i elektroniki.
W „Pipe Dreams” (podarowanym grupie przez Brocka) pobrzmiewają echa fascynacji ówczesnym Tangerine Dream, które powracają w – poprzedzonym niespełna minutowym „Heart Attack” (tytuł w zasadzie wyjaśnia wszystko i nie trzeba już nic dodawać) – „Time And Space”. Ton nadaje mu pulsujący elektroniczny rytm, w którego tle pojawiają się powłóczyste syntezatory i wsamplowane przez Dave’a Charlesa przeróżne dźwięki. Gdyby w tamtym czasie ktoś puścił mi tę kompozycję, nie mówiąc przy tym, kto za nią odpowiada – byłbym przekonany, że narodziła się ona w głowie Edgara Froesego. Tytułowy numer to druga „pożyczka” z Brockowego „Strange Trips & Pipe Dreams”. Swoją drogą ciekawe, czy muzykom zwyczajnie zabrakło materiału na pełnoprawny album, czy też Dave był przekonany, że jego solowe produkcje tak idealnie pasują do Psychedelic Warriors, iż płyta tego projektu nie ma prawa ukazać się bez nich. W każdym razie w „The White Zone” znów robi się nieco dynamiczniej – ostrzej i zgrzytliwiej, ba! objawia się nawet gitara lidera, której na tym albumie jest tyle, co kot napłakał.
W „In Search of Shangrila” elementom techno towarzyszą – zgodnie zresztą z tytułem – wstawki orientalne. Nie ma ich z kolei, a też można by się spodziewać, w miniaturowym „Bay of Bengal”, któremu Brock nadał majestatycznego charakteru. „Moonbeam” to dzieło Richarda Chadwicka, wycięte z większej całości zatytułowanej „Chalice of the Stars”. Mimo że utwór wyszedł spod ręki gustującego w rocku bębniarza, jest to głównie kawałek ambientowy. Dwie ostatnie kompozycje na płycie stworzył Alan Davey. Pierwsza z nich, „Window Pane”, różni się znacząco od wszystkich pozostałych, dominują w niej bowiem rozpędzające się z biegiem czasu perkusjonalia. Natomiast finałowy „Love in Space” zdaje się być kontynuacją kilku wcześniejszych numerów basisty, utrzymanych w stylistyce „kosmicznej” elektroniki spod znaku „szkoły berlińskiej” (jak „Blue Shift” i „Space Dust” z longplaya „Electric Tepee” czy „Wave Upon Wave” z „It Is the Business of the Future to Be Dangerous”). Album „White Zone” zamknął kolejną epokę w historii brytyjskiej formacji. Jeszcze w tym samym roku wróciła ona do właściwej nazwy, jednocześnie poszerzając skład o czwartego muzyka – został nim wokalista (później także basista) Ron Tree, który wytrwał w Hawkwind przez siedem lat.
koniec
29 lipca 2023
Skład:
Dave Brock – syntezatory, gitara elektryczna, głos, instrumenty perkusyjne
Alan Davey – gitara basowa, syntezatory, instrumenty perkusyjne
Richard Chadwick – perkusja, syntezatory

gościnnie:
Dave Charles – sample, syntezatory

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Non omnis moriar: Brom w wersji fusion
Sebastian Chosiński

27 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj najbardziej jazzrockowy longplay czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.