WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
30 najlepszych płyt 2023 rokuPiotr ‘Pi’ Gołębiewski30 najlepszych płyt 2023 rokuW ostatnim czasie otworzył się worek z koncertami z cyklu „MTV Unplugged”. Bez prądu grali już Lady Pank, Margaret, Natalia Kukulska, a ostatnio Organek. Mam jednak wrażenie, że, o dziwo, to Mrozu poradził sobie z tą formułą najlepiej. Przyznam, że kupił mnie luzem i osobowością, dowodząc, że jest po prostu zwierzęciem scenicznym. Nie wiem, jak to się stało, ale nawet najbardziej błahe utwory w tej interpretacji zyskały głębię. Jak co roku, pod patronatem Muzeum Powstania Warszawskiego ukazała się płyta nawiązująca do zrywu niepodległościowego z 1944 roku. Po wykorzystaniu poezji i pieśni powstańczych, od jakiegoś czasu poszukiwane są inne sposoby opowiedzenia o tamtych wydarzeniach. Zespół Sorry Boys zaprezentował autorski materiał poświęcony życiu przeciętnych warszawiaków i ich rozterkach okresu wojny. A jednocześnie zrobił to na tyle uniwersalnie, że bez problemu można te piosenki odnieść do naszej codzienności. Choć „Heartcore” to solowy album Spiętego, spokojnie mogłaby go firmować cała ekipa Lao Che. Do tej pory żaden z jego autorskich dzieł nie był tak zbliżony klimatem do tego, co robił z macierzystą formacją. Porzucił rolę deklamującego hiphopowca i ponownie zaczął śpiewać. Do tego bardziej przyłożył się do tekstów, które wypadły o wiele mniej pretensjonalnie, niż na poprzednim krążku. A skoro wilka ciągnie do lasu, może pora na małą reaktywację? „Life is But a Dream…” podoba mi się, bo nie brzmi jak typowy album Avenged Sevenfold. Nie spodziewałem się, że muzycy z takim stażem i skonkretyzowanymi oczekiwaniami fanów, odważą się dokonać stylistycznej wolty i zaprezentować krążek pełen eksperymentów. Oczywiście nie obyło się bez hejtu, ale wydaje mi się, że mamy do czynienia z dziełem, które należycie docenione zostanie dopiero po latach. Mam nadzieję, że M. Shadows z kolegami się nie złamią i nie zrezygnują w przyszłości z kolejnych prób wydostania się poza swoją strefę komfortu. Na Mariuszu Dudzie działanie pod swoim imieniem i nazwiskiem wymusił covidowy lockdown. Początkowo projekt ten miał się zakończyć, wraz z domknięciem ambientowej trylogii. Tymczasem otrzymaliśmy ciąg dalszy, który stanowi początek nowej muzycznej przygody wokalisty Riverside. „Afr Ai D” to wciąż muzyka elektroniczna, ale o wiele bardziej bogato zaaranżowana. Na płycie pojawiła się chociażby gitara, której do tej pory Duda unikał. W efekcie powstała ciekawa rzecz, którą powinni docenić zwolennicy jego bardziej rockowych przedsięwzięć. Pozycją piętnastą odpieram wszystkie zarzuty, że pominąłem w zestawieniu Taylor Swift. Otóż, nie. Można ją usłyszeć w utworze „The Alcott” z płyty „First Two Pages of Frankenstein” zespołu The National. Ale to nie dlatego ten krążek zajmuje tak wysoką pozycję. To po prostu porcja solidnego, przebojowego, a jednocześnie zwiewnego indie rocka, który chwyta za serce. I kiedy wydawało się, że The National pokazał już szczyt swoich możliwości na rok 2023, kilka miesięcy po „First Two Pages of Frankenstein” pojawił się „Laugh Track”, który okazał się jeszcze lepszy. Znalazły się na nim jeszcze bardziej przebojowe utwory, które w idealnym świecie powinny zawojować listy przebojów, nie tylko rozgłośni alternatywnych. Z całym szacunkiem dla U2, którego duch unosi się nad tymi kompozycjami, ale Bono z kolegami raczej już tak dobrej pozycji w swojej dyskografii mieć nie będą. Yes, yes, yes – jak mawiał klasyk. Zespół Yes to kolejny weteran, który mógłby już tylko grać swoje stare kawałki i nikt nie będzie robił mu z tego powodu wyrzutów. Muzykom to jednak mu nie wystarcza i co jakiś czas serwują nam nową muzykę. Zawsze przyzwoitą, ale nawet na ich tle „Mirror to the Sky” wyróżnia się na plus. To chyba jest najlepszy krążk formacji od czasu, kiedy panowie definitywnie pożegnali się z Jonem Andersonem. Jego zastępca – Jon Davison świetnie sobie radzi, a Steve Howe, Geoff Downes, Billy Sherwood i Jay Schellen pokazali klasę na miarę klasycznego składu z lat 70. Przed ukazaniem się „Plagiatów” – poprzedniej płyty Lecha Janerki – artysta powiedział, że są to kompozycje, które stworzył jeszcze przed Klausem Mitffohem i jeśli odniosą sukces, będzie to oznaczało, że najlepsze rzeczy napisał na początku kariery i niepotrzebnie się potem męczył. Ten sukces nastąpił. Janerka zaś konsekwentnie przez dziewiętnaście lat trzymał się swojego postanowienia. Dobrze, że się wreszcie złamał, aczkolwiek nagrał materiał na własnych zasadach. Kompletnie nieprzebojowy, pozbawiony nośnych refrenów, a jednocześnie urzekający pięknymi melodiami. Do tego dochodzą rewelacyjne teksty, osadzone w unikalnej, janerkowej poetyce. Czy mając na koncie jeden album i dwie EP jest sens nagrywanie płyty koncertowej? W przypadku Kaśki Sochackiej – jak najbardziej. Okazało się bowiem, że takie utwory, jak „Wiśnia”, „Ciche dni” czy „Niebo było różowe”, które już w wersjach studyjnych są rewelacyjne, na żywo wypadają jeszcze lepiej. Intymna atmosfera, jaką udało się wytworzyć artystce została bezbłędnie uchwycona przez realizatorów, dzięki czemu, słuchając tego krążka, samemu można się poczuć, jakby siedziało się na widowni. Ciarki gwarantowane. |
W połowie lat 70. zespół Can zmienił wydawcę. Amerykanów z United Artists zastąpili Brytyjczycy z Virgin. Pierwszym albumem, jaki ujrzał światło dzienne z nowym logo na okładce, był „Landed” – najsłabszy z wszystkich dotychczasowych w dorobku formacji z Kolonii.
więcej »Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj album z „trzecionurtowymi” kompozycjami Pavla Blatnego w wykonaniu Orkiestry Gustava Broma.
więcej »Pierwsza nagrana po rozstaniu z wokalistą Damo Suzukim płyta Can była dla zespołu próbą tego, na co go stać. Co z tej próby wyszło? Cóż, „Soon Over Babaluma” nie jest może arcydziełem krautrocka, ale muzycy, którzy w składzie pozostali, czyli Michael Karoli, Irmin Schmidt, Holger Czukay i Jaki Liebezeit, na pewno nie musieli wstydzić się jej.
więcej »Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski
Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski
Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski
Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski
Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski
Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski
Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski
Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski
The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski
T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski
40 najgorszych okładek płyt 2023 roku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Prezenty świąteczne 2023: Muzyka z wora Mikołaja
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Matka Ziemia może na niego zawsze liczyć!
— Sebastian Chosiński
Człowiek z duszą i sercem
— Sebastian Chosiński
Przez dziury w dachu widać księżyc nad górami
— Sebastian Chosiński
Przepastne archiwa wypełnione skarbami
— Sebastian Chosiński
Odkrywanie wewnętrznego Kosmosu
— Sebastian Chosiński
Krótko o muzyce: Stu lat, Mistrzu!
— Sebastian Chosiński
Muzyka czasów pandemii
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Atmosferycznie, romantycznie… trochę nużąco
— Sebastian Chosiński
Muzyczny list do domu
— Łukasz Izbiński
Klimat w miejsce brudu, nostalgia zamiast agresji
— Dawid Josz
Napoleon i jego cień
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Maska kryjąca twarz mroku
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Włoski Kurosawa
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Palec z artretyzmem na cynglu
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Idź do krateru wulkanu Snæfellsjökull…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
I ty możesz być Kubą Rozpruwaczem
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
My i Oni
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wielki mały finał
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Piołun w sercu a w słowach brak miodu, czyli 10 utworów do tekstów Ernesta Brylla
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Kim był Józef J.?
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski