Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

Podsumowanie muzyczne roku 2009 (1)

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 »
Zgodnie z noworoczną tradycją styczeń to miesiąc podsumowań. Czas więc sprawdzić, jakie ciekawe płyty pojawiły się w zeszłym roku. Tradycją jest również to, że nasi muzyczni recenzenci nie mogą dojść do porozumienia i ustalić jednej listy, dlatego każdy przygotował własną. Dziś prezentujemy najlepsze i najgorsze albumy 2009 roku według Mieszka B. Wandowicza i Jakuba Stępnia.

Jakub Stępień, Mieszko B. Wandowicz

Podsumowanie muzyczne roku 2009 (1)

Zgodnie z noworoczną tradycją styczeń to miesiąc podsumowań. Czas więc sprawdzić, jakie ciekawe płyty pojawiły się w zeszłym roku. Tradycją jest również to, że nasi muzyczni recenzenci nie mogą dojść do porozumienia i ustalić jednej listy, dlatego każdy przygotował własną. Dziś prezentujemy najlepsze i najgorsze albumy 2009 roku według Mieszka B. Wandowicza i Jakuba Stępnia.
Mieszko B. Wandowicz
Nie wiem, jaki jest najlepszy album 2009 roku, z wieloma ważnymi płytami nie zdążyłem się bowiem zapoznać. Niewątpliwie jednak usłyszałem wiele pozycyj, o których bez wahania powiedzieć można: ciekawe. Kolejność alfabetyczna.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Vic Chesnutt – At the Cut
Ta płyta trafiła do mojego zestawienia rzutem na taśmę, ale bez wątpienia zasłużenie. Dodać należy, że jest jednym z dwu powstałych w tym roku krążków zmarłego w grudniu Chesnutta. „At the Cut” to akustyczne, intymne piosenki, to folk-rock, kojarzący się wręcz z Bobem Dylanem, a niekiedy z Robertem Wyattem, ale także wsparcie licznych muzyków, związanych głównie z A Silver Mt. Zion i Godspeed You! Black Emperor, dzięki którym mógł powstać monumentalny i skrajnie depresyjny lament „Coward”, a płyta nabiera niekiedy postrockowego posmaku. Brak słów; rozdzierające pożegnanie niezwykle oryginalnego barda.
Crippled Black Phoenix – 200 Tons of Bad Luck
Postrockowy hołd dla Pink Floyd w wykonaniu członków Mogwai i Electric Wizard. Setki dosłownych prawie zapożyczeń a to z „Shine On You Crazy Diamond”, a to z „Astronomy Domine”, a to z „Young Lust” nie powinny odrzucić uczulonych na klony legendarnej grupy, bo „200 Tons of Bad Luck” to zabawa konwencją – trudno spodziewać się nadmiernej powagi po muzykach, którzy utwór otwierający krążek tytułują „Burnt Reynolds” (sic!). Z drugiej strony nie brak wśród dźwięków Crippled Black Phoenix melancholijnego post-rocka, urokliwych partyj skrzypiec i dynamicznego, gitarowego rocka – żadna rewelacja, ale bardzo przyjemna niespodzianka.
Helium Vola – Für Euch, die Ihr liebt
„Für Euch, die Ihr liebt” to trochę guilty pleasure – album bywa skrajnie patetyczny, bywa prawie dyskotekowy – ale jednocześnie rzadkiego sortu majstersztyk. Za przedsięwzięcie odpowiedzialny jest znany z Deine Lakaien Ernst Horn – człowiek, który porzucił dyrygowanie orkiestrą, by zająć się muzyką bardziej niż do filharmonii nadającą się na Castle Party, a mimo to niezwykłą. Jego poboczny projekt, współtworzony ze śpiewaczką Sabine Lutzenberger (gościnnie kilku innych wokalistów), w założeniu jest mieszanką elektroniki i muzyki średniowiecznej, to jednak duże uproszczenie. Trzeci album Helium Vola składa się z dwu dwunastoutworowych części, a każdy kawałek z pierwszego dysku jest mniej lub bardziej (czasem bliźniaczo, czasem ledwie) podobny do swojego odpowiednika na drugim. Pierwsza płyta miała być łagodniejsza, o miłości, druga – ostrzejsza, z tekstami dotyczącymi tematów społecznych. Nie słowa jednak – w wielu językach – są ważne. Dość powiedzieć, że znajdą się tutaj radosne pieśni muzyki dawnej, wzbogacone tanecznym bitem; znajdzie się kapitalna wersja słynnego protest songu „Moorsoldaten”; znajdzie się wreszcie energiczny, industrialny kawałek, łączący awangardową elektronikę, szybki rytm, brzmienie rodem z lat 80., czupurne partie wokalne, nadające się na popowy przebój, i chóry jak z „Carmina Burana”. Dwie godziny kapitalnie skomponowanej, częstokroć zaskakującej i nigdy nie nudnej muzyki. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że w dość groteskowym przecież numerze „Manifesto” chórzyści cytują Marksa i Engelsa nie z miłości do ojców rewolucji.
Rowland S. Howard – Pop Crimes
Zmarły pod koniec grudnia Howard płytę wydał niewiele wcześniej, bo w październiku. Twórca, który miał znaczący wpływ na muzykę The Birthday Party, na swoim drugim dopiero solowym krążku zaprezentował garść utworów powolnych, ale pełnych energii; przesiąkniętych brudnym bluesem i hałaśliwym stylem gry, od zawsze wyróżniającym tego wpływowego, choć szerzej nieznanego gitarzystę. Można się na „Pop Crimes” dosłuchiwać podobieństw do Leonarda Cohena, Morphine, Dream City Film Club czy do dawnego kolegi Howarda – Nicka Cave’a – ale te osiem niespiesznych numerów to muzyka, choć nieszczególnie odkrywcza, jak najbardziej własna (mimo dwu coverów; żeby tak zagrać „Life’s What You Make it” Talk Talk!). I bardzo wciągająca. Tak, jak w przypadku Chesnutta: jeśli odejść, to takim dziełem.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
Indukti – Idmen
Drugi krążek Indukti to niemiłosiernie ciężki rock progresywny, głównie instrumentalny, oparty na skrzypcach i nietuzinkowym gitarowym łomocie, w polskim wydaniu (choć – tam, gdzie gościnnie pojawiają się wokaliści – nie po polsku). Nieco najostrzejszego King Crimson, trochę Sleepytime Gorilla Museum, odrobina folku, cała masa energii i tony pomysłów. Czytaj recenzję.
Magma – Ëmëhntëhtt-Ré
Zeuhl, zeuhl i zeuhl. Czego zresztą można spodziewać się po grupie, która ten styl – niezwykłą mutację rocka progresywnego, jazzu, muzyki współczesnej, spirituals – wymyśliła i pozostała jego najwybitniejszym przedstawicielem? Nowa płyta Magmy, pierwsza od pięciu lat i druga po dwudekadowej przerwie, to materiał skomponowany dawno temu, teraz zaś jedynie nagrany w studiu. To zresztą słychać: gdyby ów krążek powstał w 1975 roku, stanowiłby część dyskografii jak najbardziej spójną z pozostałymi. I, podobnie jak „K.A.” (2004), byłby jednym z najlepszych albumów starej Magmy, a to niebagatelne osiągnięcie.
Rykarda Parasol – For Blood and Wine
Komu spodobał się debiut i nie wymaga stylistycznej wolty już na następnym nagraniu, drugą płytą powinien być zachwycony. „For Blood and Wine” to zestaw równie dobrych, obdarzonych rewelacyjną, barowo-południową atmosferą piosenek, stylistycznie lokujących się gdzieś między Nickiem Cave’em i alternatywnym country, czasem zadziornych, niekiedy delikatnych. Tak, nihil novi, ale jak nie pokochać panny Parasol i jej ujmującego głosu?
Present – Barbaro (ma non troppo)
Sytuacja podobna do Magmy: muzycy Present prochu nie wynaleźli, ale rockowa kameralistyka – zwłaszcza ta z najwyższej półki – jest zjawiskiem rzadkim i kiedy mistrzowie gatunku wydają płytę w starym stylu, pozostaje tylko się cieszyć. Może i niepotrzebna jest nowa wersja utworu „Jack the Ripper” (pierwotnie z repertuaru powiązanej z Present formacji Univers Zero), bo stara jest perfekcyjna, ale świeża, dłuższa interpretacja klasyka nie przynosi Belgom ujmy. Obok tego na krążku znalazły się dwa nowe numery – jeden siedemnasto-, drugi jedenastominutowy – i oba to kapitalnie skomponowane i wykonane dzieła małej orkiestry: potężne, wyrafinowane, z powodzeniem mogące stanąć obok najlepszych płyt z pogranicza rocka i współczesnej muzyki kameralnej, przywodzące na myśl wczesne albumy wspomnianych Univers Zero. Dla fanów konwencji lub po prostu trudniejszej progresji – obowiązek, dla innych – kto wie, może dobre wprowadzenie do szlachetnej, ale wciąż znanej tylko wtajemniczonym stylistyki?
Michael J. Sheehy And the Hired Mourners – With These Hands: The Rise and Fall of Francis Delaney
Był kiedyś taki zespół – Dream City Film Club. Niektórzy powiadają, że najbardziej niedoceniany w historii brytyjskiego rocka. To niewykluczone, bo mało kto o nim słyszał, podczas gdy tworzył muzykę, która powinna spodobać się licznym. Grupa wydała dwie duże płyty – w tym jedną fenomenalną – i kilka EP-ek, po czym zamilkła. Nie zamilkł jednak filar formacji – Michael J. Sheehy: jego kolejny solowy album nosi tytuł „With These Hands”. Nie jest to krążek na poziomie długograjów Klubu Filmowego, wydaje się też trochę mniej rockowy. Tak jednak mógłby ewoluować macierzysty zespół wokalisty. Mógłby stworzyć nastrojową historię fikcyjnego boksera, opowiedzianą za pomocą prostych kompozycyj nawiązujących do gospel, bluesa, niekiedy country, muzycznie zróżnicowaną, a gdyby nie całkiem inaczej charakterystyczny głos Sheehy’ego, kojarzącą z Tomem Waitsem (to zresztą świetna propozycja dla jego entuzjastów). „The Rise and Fall of Francis Delaney” zdaje się gotowym materiałem na film, bliższy „Za wszelką cenę” niż serii o Rockym – ścieżka dźwiękowa już powstała. Tyle że – jeden szkopuł – obraz nie jest jej do niczego potrzebny.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
David Sylvian – Manafon
„Manafon” należy poznawać w słuchawkach lub przynajmniej w kompletnej ciszy. W innym wypadku ryzykuje się niespostrzeżeniem, że jest na płycie cokolwiek poza nieregularnie pojawiającymi się trzaskami i głębokim głosem wokalisty. To już nie są piękne piosenki z lat 80., które „profanów” mogą zanudzić, ale raczej nie odrzucą z powodu ciężkostrawności. Sylvian praktycznie nie przerywa śpiewu, głośniejszego od improwizowanego, elektroakustycznego tła, muzyka jest powolna, chaotyczna, niepozbawiona wpływów free jazzu czy kameralistyki. „Manafon” to orzech jeszcze cięższy do zgryzienia niż „Blemish”, a zarazem odkrywcza kontynuacja tej drogi – sporo trzeba mu dać, żeby się odwdzięczył, kiedy już jednak to uczyni – nie sposób żałować. Więcej w recenzji Pawła Franczaka.
1 2 »

Komentarze

12 I 2010   11:08:19

Miło, że Paristetris się znalazło. Widziałem to towarzystwo live i muszę powiedzieć, że jeden z najciekawszych koncertowo składów w kraju i nie tylko.

12 I 2010   14:39:28

Z czym się zgodzę z tym się zgodzę, z czym nie, z tym nie, i tylko dam wam po uszach za przekręcenie pisowni imienia "Marilyn". :)

12 I 2010   15:48:42

Mam to samo zdanie co do płyty Gaby Kulki.

12 I 2010   21:41:44

Uuh, jak przyjemnie przeczytac cos o Gabie!!

Swoja droga, ciekawe skad sie wziela ta fascynacja Gabą?

14 I 2010   23:50:44

W kwestii formalnej ad Magma. Ani "K.A." ani "E.R." nie zostały ukończone przez Vandera w latach 70. Owszem, zespół ogrywał na koncertach wczesne wersje "Anterii", a na "Hhai / Live" pojawia się ośmiominutowy wyjątek z "Re", ale w obu wypadkach kompozycje zostały odłożone ad acta i dokończone dopiero w tym stuleciu. Za co zresztą niech Christianowi będzie chwała, cześć i uwielbienie, amen :)

15 I 2010   17:48:01

To prawda, jednak szkielet pozostał ten sam, więc uznałem, że to uprawniony skrót myślowy :)

PS Ale chwała, że w ogóle dokończone, czy że dopiero teraz, bo ja nie wiem, czy mimo wszystko nie wolałbym wcześniej ;)

Pzdr.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Nie taki krautrock straszny: Czas (smutnych) rozstań
Sebastian Chosiński

22 IV 2024

Longplayem „Future Days” wokalista Damo Suzuki pożegnał się z Can. I chociaż Japończyk nigdy nie był wielkim mistrzem w swoim fachu, to jednak każdy wielbiciel niemieckiej legendy krautrocka będzie kojarzył go głównie z trzema pełnowymiarowymi krążkami nagranymi z Niemcami.

więcej »

Non omnis moriar: Praga pachnąca kanadyjską żywicą
Sebastian Chosiński

20 IV 2024

Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka nierzadko wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj wspólny album czechosłowackiej Orkiestry Gustava Broma i kanadyjskiego trębacza Maynarda Fergusona.

więcej »

Nie taki krautrock straszny: Nie zadzieraj z Czukayem!
Sebastian Chosiński

15 IV 2024

W latach 1968-1971 życie muzyków Can ogniskowało się wokół pracy. Mieszkając w Schloß Nörvenich, praktycznie nie wychodzili ze studia. To w którymś momencie musiało odbić się na kondycji jeśli nie wszystkich, to przynajmniej niektórych z nich. Pewien kryzys przyszedł wraz z sesją do „Ege Bamyasi” i nie wiadomo, jak by to wszystko się skończyło, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął nadzwyczaj zasadniczy Holger Czukay.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

Inne recenzje

50 najlepszych polskich płyt dekady
— Esensja

10 wokalistów, którzy godnie zastąpili poprzedników
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Kontrolowane szaleństwo
— Jakub Stępień

Pustynni hochsztaplerzy
— Jakub Stępień

Tego słuchaliśmy, czyli najpopularniejsze płyty 2009 roku według OLIS
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Podsumowanie muzyczne roku 2009 (2)
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jacek Walewski

Milczenie Boga
— Paweł Franczak

Przewrotnie zakrzywione sępy
— Jakub Stępień

Alicja w Stodole
— Jakub Stępień

Uwaga! Hey!
— Jakub Stępień

Tegoż twórcy

Underground from Poland: „Budzy” i jego żołnierze
— Sebastian Chosiński

Czymkolwiek ludzie mówią, że są, tym oni nie są
— Jakub Stępień

Pot i Kreff: Nie tylko klawo jak cholera…
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Esensja słucha: Drugi kwartał 2010
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Michał Perzyna, Jakub Stępień, Jacek Walewski, Mieszko B. Wandowicz

Pot i Kreff: Kazik grać, k… mać!!!
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Pot i Kreff – Oni czasem wracają: „Dziekuje” Katowice!
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.