Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lars Fredrik Frøislie (Marxo Solinas)
‹Fire Fortellinger›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFire Fortellinger
Wykonawca / KompozytorLars Fredrik Frøislie (Marxo Solinas)
Data wydania2 czerwca 2023
Wydawca Karisma Records
NośnikCD
Czas trwania46:55
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Lars Fredrik Frøislie (Marxo Solinas), Nikolai Hængsle Eilertsen
Utwory
CD1
1) Rytter av dommedag16:57
2) Et sted under himmelhvelvet06:53
3) Jærtegn06:28
4) Naturens katedral16:37
Wyszukaj / Kup

Tu miejsce na labirynt…: Gdybym miał gitarę, to bym na niej nie grał…
[Lars Fredrik Frøislie (Marxo Solinas) „Fire Fortellinger” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Skandynawscy muzycy rockowi i jazzowi regularnie dostarczają w 2023 roku płyty, które na długo pozostają w pamięci. Nie inaczej jest z solowym debiutem wokalisty, klawiszowca i perkusisty Larsa Fredrika Frøislie, lidera White Willow i Wobbler, który przed dwoma miesiącami oddał pod osąd słuchaczy album „Fire Fortellinger”. Zawarta na nim muzyka to porywający rock progresywny, którego nie powstydziłyby się największe legendy gatunku z lat 70. XX wieku.

Sebastian Chosiński

Tu miejsce na labirynt…: Gdybym miał gitarę, to bym na niej nie grał…
[Lars Fredrik Frøislie (Marxo Solinas) „Fire Fortellinger” - recenzja]

Skandynawscy muzycy rockowi i jazzowi regularnie dostarczają w 2023 roku płyty, które na długo pozostają w pamięci. Nie inaczej jest z solowym debiutem wokalisty, klawiszowca i perkusisty Larsa Fredrika Frøislie, lidera White Willow i Wobbler, który przed dwoma miesiącami oddał pod osąd słuchaczy album „Fire Fortellinger”. Zawarta na nim muzyka to porywający rock progresywny, którego nie powstydziłyby się największe legendy gatunku z lat 70. XX wieku.

Lars Fredrik Frøislie (Marxo Solinas)
‹Fire Fortellinger›

EKSTRAKT:90%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułFire Fortellinger
Wykonawca / KompozytorLars Fredrik Frøislie (Marxo Solinas)
Data wydania2 czerwca 2023
Wydawca Karisma Records
NośnikCD
Czas trwania46:55
Gatunekrock
Zobacz w
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj wAmazon.co.uk
W składzie
Lars Fredrik Frøislie (Marxo Solinas), Nikolai Hængsle Eilertsen
Utwory
CD1
1) Rytter av dommedag16:57
2) Et sted under himmelhvelvet06:53
3) Jærtegn06:28
4) Naturens katedral16:37
Wyszukaj / Kup
Choć już od ponad dwóch dekad mamy XXI wiek, w muzyce progresywnej (ale nie tylko w niej) wciąż nie brakuje artystów, którzy pełnymi garściami czerpią inspiracje z wykonawców sprzed półwiecza. I nie mam tu wcale na myśli osławionej amerykańskiej grupy Greta Van Fleet, która stara się niewolniczo naśladować styl Led Zeppelin, lecz formacje, które tworzą wprawdzie muzykę mocno zakorzenioną w stylu lat 70., ale będącą jednak dziełem ich własnego talentu i wyobraźni. Do takich muzyków na pewno należy norweski wokalista i multiinstrumentalista Lars Fredrik Frøislie, który pierwsze kroki stawiał – nie bądźcie zanadto zdziwieni – w black- i viking-folkmetalowych Ásmegin, Beastcraft, Endezzma i In Lingua Mortua, by następnie radykalnie zmienić stronę barykady i poświęcić się graniu klasycznego progresu i progresywnego folku.
Jako takiego poznaliśmy go głównie w zespołach White Willow i Wobbler („From Silence to Somewhere”, 2017; „Dwellers of the Deep”, 2020), ale również aktywnego gościa na płytach nagranych na przykład przez Tusmørke („Ført bak lyset”, 2016; „Hinsides”, 2017; „Fjernsyn i farver”, 2018) oraz Weserbergland („Sehr Kosmisch • Ganz Progisch”, 2017). Nie ma więc wątpliwości, że Frøislie to artysta niezwykle doświadczony. A tacy, nawet jeżeli liderują własnym formacjom, często na pewnym etapie kariery postanawiają spróbować zrobić coś tylko na własne konto (co oczywiście nie musi oznaczać zakończenia działalności prowadzonych przez nich grup).
Lars Fredrik zdecydował się na to w 2023 roku, aczkolwiek przygotowywał się do tego od co najmniej trzech lat. W swoim mieszczącym się w Oslo domowym studiu LFF (łatwo rozszyfrować skrót, prawda?) rejestrował solowy materiał, poprawiał, cyzelował, by na koniec zaprosić jeszcze do współpracy Nikolaia Hængsle Eilertsena, który dograł partie basu. Eilertsen, choć jest muzykiem niezwykle zagonionym – poza „brzdąkaniem” w Møster! i Elephant9 jest również rozchwytywanym muzykiem sesyjnym – nie odmówił staremu kumplowi, w efekcie czego wziął udział, jak się okazało, w nagraniu jednego z najlepszych progresywnych albumów 2023 roku.
Jego nazwiska na tytułowej stronie okładki jednak nie uświadczymy, co zresztą jest jak najbardziej zrozumiałe – wkład Larsa Fredrika jest nieporównywalnie większy: skomponował on wszystkie utwory, napisał teksty, zaśpiewał, nagrał ścieżki instrumentów klawiszowych (organów, fortepianów elektrycznych, syntezatorów, szpinetu) i perkusji. Do tego zaserwował – jako smaczki – dźwięki Chamberlina, mellotronu oraz cytry. Czego w tej wyliczance nie ma? Gitary solowej! Uwierzcie jednak, że jej braku absolutnie nie daje się odczuć, tak wielkie jest bogactwo innych brzmień. Wsłuchując się uważnie w każdą z czterech kompozycji, które składają się na „Fire Fortellinger”, trudno byłoby nawet wskazać miejsca, w jakich można by wcisnąć popisy godne Steve’a Hacketta czy Andy’ego Latimera (by poprzestać na legendach z szeregów Genesis i Camel).
Na pierwszy ogień lider projektu rzucił trwającą siedemnaście minut wielowątkową suitę „Rytter av dommedag”. Pod względem kompozytorskim dzieje się w niej tyle, że mnogością pojawiających się w niej wątków można by obdarować co najmniej kilka albumów różnych wykonawców mieniących się mianem „progresywnych” (cudzysłów jest jak najbardziej uzasadniony). Najistotniejszym jest ten, który pojawia się już w pierwszych kilkudziesięciu sekundach, by później powracać w wyczekiwanych repryzach. Ma to związek z patetycznie melodyjnym motywem przewodnim, który tak wpada w ucho, że można się od niego uzależnić. Poza tym Frøislie daje prawdziwy popis gry na klawiszach: miesza ze sobą instrumenty i barwy (płynnie przechodząc od organów Hammonda, poprzez fortepian elektryczny, do syntezatorów), gra solówki i wchodzi w dialogi, podbija bądź obniża poziom emocji, umiejętnie sterując nastrojem, a do tego – tym razem jako bębniarz, do spółki z Nikolaiem – podkręca bądź wyhamowuje tempo opowieści. Wsłuchując się w „Rytter av dommedag”, trudno pozbyć się myśli, że gdzieś głęboko – na dnie serca bądź duszy Larsa Fredrika – wciąż ukrywa się ten zagorzały metalowiec sprzed paru dekad.
W krótszym o dziesięć minut „Et sted under himmelhvelvet” Frøislie sięga po zupełnie odmienne inspiracje. Wykorzystanie szpinetu w duecie z imitującym brzmienie fletu mellotronem przywodzi bowiem na myśl… muzykę dawną. I raczej nie jest to przypadkowe skojarzenie, o czym można przekonać się za sprawą kolejnych kompozycji. W tej nawiązania do klasyki sąsiadują z jak najbardziej rockowymi fragmentami, którym – obok sprzężonego basu Eilertsena – ton nadają nadzwyczaj wyraziście brzmiące syntezatory i organy. Nie inaczej dzieje się w trzecim w kolejności „Jærtegn”, w którym, chociaż jest jeszcze krótszy od poprzednika, też dzieje się niemało. Po dynamicznej introdukcji, znaczonej niepokojącym śpiewem Larsa Fredrika, wprowadza on kolejny fragment rodem z muzyki renesansowej (ponownie szpinet), by w części końcowej postawić na „kosmiczne” brzmienie syntezatorów. Przyznam, że po wielekroć słuchałem tego z wielkim podziwem, w dużej mierze doceniając kunszt aranżacyjny kompozytora.
Na finał płyty Frøislie wybrał drugą suitę – „Naturens katedral”. Ma ona trochę inny charakter niż „Rytter av dommedag”. Jest bardziej zwarta, ale to wcale nie znaczy, że z tego powodu nudniejsza. Po mocnym otwarciu – z przesterowanymi syntezatorami i groźną partią wokalną na pierwszym planie – pojawia się wyciszenie, z którego duet płynnie przechodzi do najbardziej progresywnego fragmentu płyty, podkreślonego wybijającym się Moogiem i Hammondami w tle. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej kojarzącego się z latami 70. ubiegłego wieku? Ale i w „Naturens katedral” Lars Fredrik potrafi zaskoczyć, tym razem zahaczając o muzykę dawną za sprawą duetu cytry i szpinetu. Na dodatek im bliżej końca, tym robi się bardziej rockowo, a w finale – wręcz psychodelicznie. Słychać wyraźnie, że „Fire Fortellinger” to album dopieszczony do najdrobniejszego szczegółu. W tym kontekście nie dziwi, że prace nad nim, nie licząc masteringu, trwały dwa lata (od 2020 do 2022 roku). Tym krążkiem Frøislie wzniósł się na wyżyny; pytanie czy kolejnymi – obojętnie pod jaką nazwą publikowanymi – uda mu się dorównać swojemu solowemu debiutowi. Jestem dobrej myśli!
koniec
29 sierpnia 2023
Skład:
Lars Fredrik Frøislie – śpiew, mellotron, organy elektryczne Hammonda, fortepiany elektryczne (Yamaha, Rhodes, Wurlitzer), syntezatory, klawinet, szpinet, cytra, Chamberlin, perkusja, muzyka, teksty
Nikolai Hængsle Eilertsen – gitary basowe

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

W starym domu nie straszy
Sebastian Chosiński

2 V 2024

Choć szwedzki pianista Adam Forkelid aktywny jest na scenie jazzowej od dwóch dekad, „Turning Point” to dopiero czwarte wydawnictwo, na którego okładce ukazuje się jego nazwisko. Mimo że płyt nagrał przecież znacznie więcej. Wszystkie utwory, jakie znalazły się na najnowszym krążku, są jego autorstwa, ale w ich nagraniu wspomogli go trzej inni doświadczeni artyści.

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Od smutku do radości
Sebastian Chosiński

30 IV 2024

Wydany przed dwoma laty jazzowo-ambientowy album „Ghosted” Orena Ambarchiego, Johana Berthlinga i Andreasa Werliina był dla mnie nadzwyczaj miłym zaskoczeniem. Dlatego z wielkimi oczekiwaniami przystępowałem do odsłuchu jego kontynuacji. I tu również czekało mnie zaskoczenie, choć niekoniecznie takie, na jakiej liczyłem. Ale w końcu nie wszystko – na to, co dobre – musi powalać nas na kolana, prawda?

więcej »

Tu miejsce na labirynt…: Ente wcielenie Magmy
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Chociaż poprzednia płyta Rhùn, czyli „Tozïh”, ukazała się już niemal rok temu, najnowsza, której muzycy nadali tytuł „Tozzos”, wcale nie zawiera nagrań powstałych bądź zarejestrowanych później. Oba materiały są owocami tej samej sesji. Trudno dziwić się więc, że i stylistycznie są sobie bliźniacze.

więcej »

Polecamy

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku

A pamiętacie…:

Murray Head – Judasz nocą w Bangkoku
— Wojciech Gołąbowski

Ryan Paris – słodkie życie
— Wojciech Gołąbowski

Gazebo – lubię Szopena
— Wojciech Gołąbowski

Crowded House – hejnał hejnałem, ale pogodę zabierz ze sobą
— Wojciech Gołąbowski

Pepsi & Shirlie – ból serca
— Wojciech Gołąbowski

Chesney Hawkes – jeden jedyny
— Wojciech Gołąbowski

Nik Kershaw – czyż nie byłoby dobrze (wskoczyć w twoje buty)?
— Wojciech Gołąbowski

Howard Jones – czym właściwie jest miłość?
— Wojciech Gołąbowski

The La’s – ona znowu idzie
— Wojciech Gołąbowski

T’Pau – marzenia jak porcelana w dłoniach
— Wojciech Gołąbowski

Zobacz też

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.