Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

O historii nie zawsze ortodoksyjnie: Wielka Wojna i wojny pomniejsze, czyli… nie taki Krzyżak straszny, jak go Matejko maluje

Esensja.pl
Esensja.pl
Sebastian Chosiński, Winicjusz Kasprzyk
1 2 3 4 »
Wydawało się, że minęły już czasy, gdy straszono nas nieuniknionym zalewem niemczyzny, Bismarckiem, Hakatą i ziomkostwami, które tylko czekają na rewizję granic na Odrze i Nysie Łużyckiej. O tym, że pod zaborami – przede wszystkim zaś w pruskim – lekko nie było, wiadomo powszechnie. Trudno tedy dziwić się Sienkiewiczowi, że „ku pokrzepieniu serc” popełnił dzieło zatytułowane „Krzyżacy”. O wiele trudniej przychodzi przełknąć fakt, że Sienkiewicz, korzystając w głównej mierze z wiedzy Długosza i Janka z Czarnkowa, przekoloryzował wiele wydarzeń Grunwald poprzedzających, jak i sam przebieg bitwy. W jakim celu?
Na te i inne pytania starają się odpowiedzieć Winicjusz Kasprzyk i Sebastian Chosiński.

Sebastian Chosiński, Winicjusz Kasprzyk

O historii nie zawsze ortodoksyjnie: Wielka Wojna i wojny pomniejsze, czyli… nie taki Krzyżak straszny, jak go Matejko maluje

Wydawało się, że minęły już czasy, gdy straszono nas nieuniknionym zalewem niemczyzny, Bismarckiem, Hakatą i ziomkostwami, które tylko czekają na rewizję granic na Odrze i Nysie Łużyckiej. O tym, że pod zaborami – przede wszystkim zaś w pruskim – lekko nie było, wiadomo powszechnie. Trudno tedy dziwić się Sienkiewiczowi, że „ku pokrzepieniu serc” popełnił dzieło zatytułowane „Krzyżacy”. O wiele trudniej przychodzi przełknąć fakt, że Sienkiewicz, korzystając w głównej mierze z wiedzy Długosza i Janka z Czarnkowa, przekoloryzował wiele wydarzeń Grunwald poprzedzających, jak i sam przebieg bitwy. W jakim celu?
Na te i inne pytania starają się odpowiedzieć Winicjusz Kasprzyk i Sebastian Chosiński.
Zawisza Czarny w oczach Jana Matejki<br/>Ilustr. Wikipedia
Zawisza Czarny w oczach Jana Matejki
Ilustr. Wikipedia
Winicjusz Kasprzyk: Nie ma sensu przytaczać tu całej historii Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego (bo tak brzmi właśnie oficjalna nazwa zakonu krzyżackiego), jego drogi z Palestyny, przez Niemcy, Włochy i Węgry, aż na tereny Prus. Myślę, że wystarczy powiedzieć, iż od początku swego istnienia Zakon najbardziej był zainteresowany jednym – utworzeniem samodzielnego organizmu państwowego. To, że doszło do tego akurat na terenie Prus i Pomorza Gdańskiego, zawdzięczamy polityce Piastów okresu rozbicia dzielnicowego. Poniekąd nawet samemu Łokietkowi, a nad wyraz bezpośrednio wyniesionej na ołtarze św. Jadwidze, żonie Henryka Brodatego. Krzyżacy nie mogli nie wykorzystać okazji, jaką dało im zaproszenie Konrada Mazowieckiego, a dzikość i faktyczne pogaństwo ziem pruskich dawały im statutowy niemal powód do podboju tychże ziem. Doprawdy, trudno powiedzieć, czy to wstawiennictwo św. Jadwigi tak zaślepiło Konrada, że zgodził się na sprowadzenie Krzyżaków? Jawi się on bowiem jako władca dość przewidujący. Niemożliwe, by nie wiedział, że to apetyt na ziemię doprowadził właśnie do wygnania Krzyżaków z Węgier, a konkretnie z Siedmiogrodu.
Sebastian Chosiński: Z początkowymi dziejami Zakonu masz absolutną rację – spokojnie możemy to przemilczeć. Tym bardziej że właściwa historia Krzyżaków zaczyna się praktycznie dopiero od sprowadzenia ich na ziemie polskie. To od tego momentu, czyli roku 1226, zaczęli oni budować swoją potęgę w Europie Środkowo-Wschodniej – wcześniej mogli jedynie pozazdrościć popularności i wpływów zarówno templariuszom, jak i joannitom. Z drugiej jednak strony, może to i źle, bo gdyby zyskali takie znaczenie jak templariusze, być może znalazłby się jakiś władca europejski, który w odpowiednim momencie odrąbałby Zakonowi łeb. A my mielibyśmy na długie lata spokój. Trzeba jednak przyznać, że wtedy zupełnie inaczej potoczyłaby się historia Polski. Może nie byłoby zaborów… ale nie byłoby również sojuszu polsko-litewskiego, który został zawiązany właśnie z uwagi na zagrożenie krzyżackie.
To, że Krzyżacy pojawili się na ziemiach polskich, jest w dużej mierze dziełem przypadku. Splot niesprzyjających okoliczności sprawił, że książę mazowiecki Konrad, notabene młodszy syn zasłużonego dla Polski Kazimierza Sprawiedliwego, zaprosił ich do siebie. Po dziś dzień historycy starają się znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego tak się stało? Sam stwierdziłeś, że Konrad był władcą przewidującym – i być może to właśnie, absurdalnie, jego talenty polityczne zdecydowały, że popełnił bardzo poważny błąd. Krzyżacy po wygnaniu z Siedmiogrodu poszukiwali nowej siedziby dla Zakonu, Konrad szukał zaś pomocy w walce z Prusami – dokonał więc, mówiąc dzisiejszym językiem, wielce udanego transferu. Udanego – jak na tamte czasy. W porównaniu z Konradem całkiem nieźle wypada więc, przynajmniej w teorii, postać króla węgierskiego Andrzeja II Arpada, który Krzyżaków się pozbył. Ale to też tylko pozór. Andrzej, syn Beli III, nie dorastał swemu utalentowanemu ojcu do pięt, Konradowi zresztą również. Najpierw wdał się w krucjatową aferę (1217-21), która zakończyła się dla niego klęską, a potem, chcąc zapełnić pustą kasę państwową, nałożył na obywateli bardzo wysokie podatki. Skutkiem był bunt możnych, którzy zmusili króla do ustępstw. I to de facto uratowało mu skórę. Uratowało też pewnie całe Węgry. W 1222 roku Andrzej został zmuszony do wydania przywilejów możnowładcom (tzw. Złotej Bulli), wśród których znalazł się zapis mówiący o zakazie nadawania ziemi i urzędów cudzoziemcom – dzięki temu mógł zgodnie z prawem wyekspediować coraz bardziej ciążących mu Krzyżaków poza granice Węgier. Spadł na cztery łapy, choć absolutnie na to nie zasłużył.
Czy Konrad Mazowiecki o tym nie wiedział? Jeśli tak – trzeba przyznać, że nie rozeznał dobrze sytuacji, powinien był przecież wysłać swoich ludzi na przeszpiegi do Siedmiogrodu albo nawet do samego Andrzeja II. Mógł jednak nie mieć do tego głowy, bo Prusowie naprawdę dawali mu się w tym czasie we znaki. Nie powinniśmy postrzegać ich jedynie jako barbarzyńców stojących na bardzo niskim, w porównaniu z księstwami polskimi, stopniu rozwoju cywilizacyjnego. Owszem, nie stworzyli nigdy jednolitego państwa, ale w obliczu zagrożenia zewnętrznego potrafili się jednoczyć, a razem stanowili wielką siłę. Na dodatek, jak można się domyślać, całkiem dobrze radzili sobie w polityce zagranicznej. Najeżdżając na Mazowsze, starali się czynić to w sojuszu z innymi sąsiadami Polski, skonfliktowanymi z Piastami. Gdy w 1220 roku uderzyli na Konrada, zapewnili sobie wcześniej współpracę militarną księcia włodzimierskiego Daniela. Doszczętnie złupili wtedy Mazowsze, Konrad zaś, chcąc sobie zapewnić chwilowy pokój, okupił się Prusom końmi i szatami. Chciał zyskać w ten sposób czas na przygotowania do walnej rozprawy. Nie próżnował też książę senior, rezydujący w Krakowie starszy brat Konrada, Leszek Biały. Zyskawszy zgodę papieża Honoriusza III na zorganizowanie krucjaty na północy kraju, wysłał on w 1222 roku przeciwko Prusom armię, do której dołączyli jego brat Konrad i kuzyn Henryk Brodaty. Wyprawa nie przyniosła jednak spodziewanych skutków, podobnie jak i następna, zorganizowana na jeszcze większą skalę. W 1223 roku Leszek Biały osobiście poprowadził krucjatę, a wraz z nim ponownie wyruszyli Konrad i Henryk, jak również dwaj książęta pomorscy: Warcisław (z zachodu) i Świętopełk (z Gdańska). Historia dopisała do spotkania tych panów bardzo tragiczny finał. Cztery lata później to z poduszczenia Świętopełka II Wielkiego dojdzie do masakry w Gąsawie na Pałukach, podczas której zamordowany zostanie Leszek Biały, a Henryk Brodaty odniesie zagrażające jego życiu, choć na szczęście nie śmiertelne, rany. Ten sam Świętopełk jako pierwszy Polak toczyć będzie walki z Krzyżakami – ciekawa to więc, trudna do jednoznacznej oceny, postać.
Nie zmienia to jednak faktu, że i ten wielki marsz zakończył się niepowodzeniem. Prusowie unikali decydującego starcia, chronili się w puszczy, wojska piastowskie zaś brnęły w bagna, szukając przysłowiowej igły w stogu siana. Okazało się, że taktyka wojny partyzanckiej jest niezwykle skuteczna – czego zresztą doświadczamy nierzadko po dziś dzień. Prusowie mimo wszystko zostali w wyniku tej wyprawy nieco utemperowani, ale Konrad miał świadomość, że problemu nie rozwiązał. Więcej: zyskał pewność, że nie jest w stanie rozwiązać go własnymi siłami, nawet jeżeli zyska wydatną pomoc innych książąt piastowskich. Potrzebował „na gwałt” nowego rozwiązania – i takim rozwiązaniem okazali się Krzyżacy. Po nich sięgnął w roku 1226, darowując im ziemię chełmińską. Żebyśmy jednak byli sprawiedliwi – przez kolejne dwa lata Konrad „sprawdzał” Krzyżaków, formalny układ podpisał z nimi bowiem dopiero w 1228 roku. Dopiero od tego momentu Krzyżacy stali się praktycznie nie do ruszenia. Inna sprawa, że początkowo niemal wzorowo wywiązywali się z poruczonego sobie zadania – „krwią i żelazem” chrystianizowali Prusów i Jaćwingów. Prawdopodobnie Piastowie mazowieccy nie mieli z Zakonem w tym czasie większych – a może i żadnych – problemów. Świadczyć o tym może chociażby rola „adwokata diabła”, jaką przyjął na siebie w 1258 roku syn Konrada Mazowieckiego, Ziemowit (Siemowit), gdy przed papieżem Aleksandrem IV bronił Krzyżaków, oskarżonych o okrucieństwo w nawracaniu Prusów i Jaćwingów. Kolejnym dowodem była wspólna wyprawa krzyżacko-mazowiecka przeciwko Litwinom w 1260 roku. Nie wyszło to Ziemowitowi na dobre – po dwóch latach Litwini zorganizowali wyprawę odwetową, doszczętnie spalili Płock, przekroczyli Wisłę i w Ujazdowie – po zdobyciu grodu – zamordowali księcia.
Zamek w Malborku<br/>Ilustr. Wikipedia
Zamek w Malborku
Ilustr. Wikipedia
WK: Czekaj chwilkę, bo rozpisałeś się tu ponad wszelką miarę – wróćmy do ogólników, by nie zanudzić czytelnika. Takim ogólnikiem będzie fakt zakorzenienia się Zakonu na południowych wybrzeżach Bałtyku i nieco dalej na północny wschód, w Inflantach. Mieli jednak pewien, z punktu widzenia ambicji utworzenia samodzielnego, silnego państwa, poważny problem. Właściwie to dwa problemy, które początkowo nic wspólnego ze sobą nie miały – Żmudź rozdzielającą Inflanty i Prusy oraz nie załatwioną sprawę z Polską, czyli Pomorze Gdańskie. Osobiście stoję na stanowisku, że mniej więcej w drugiej połowie XIII wieku zrodził się w umysłach zakonnych włodarzy zamysł utworzenia panbałtyckiego państwa – na południowych i wschodnich rubieżach tego morza. Pomorze Gdańskie, później Kujawy czy tzw. Nowa Marchia (takie nie wiadomo co leżące na styku Wielkopolski i Kujaw) interesowały ich o tyle, o ile mogły stanowić bezpieczny bufor przed, jak najbardziej słusznymi zresztą, roszczeniami polskimi odnośnie dostępu do Bałtyku. Między bajki należy włożyć narodowościowe podłoże tego konfliktu, którym to poglądem co poniektórzy karmią nas do dziś. Po prawdzie bowiem osadnictwo niemieckie nie miało dla Zakonu specjalnego znaczenia, a konflikty z Hanzą wcale nie zachęcały niemieckojęzycznej ludności do osiedlania się na ziemiach zakonnych. Tym z osadników, którzy na tenże krok się zdecydowali, nie wiodło się zbyt dobrze pod krzyżackim butem. Zakon miał jasny, ściśle określony cel, do którego i owszem, osadnicy byli potrzebni, o tyle jednak, o ile mogli być przydatni w utworzeniu własnego państwa. Czyli o ile mogli płacić podatki, potrzebne na zagospodarowanie ziem posiadanych i zapewnienie stałego dochodu na ekspansywną politykę północno-wschodnią. To już o niebo lepiej wiodło się osadnikom na Śląsku, gdzie zrobili naprawdę wiele dobrego już za czasów Henryka Brodatego. To tyle, jeśli chodzi o drapieżny „Drang nacht Ost”. Mit owego „niemieckiego parcia na wschód” wykorzystywany był znacznie później przez obie nacje. I dla obu ze szkodą.
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
Agnieszka ‘Achika’ Szady

1 XII 2023

Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.

więcej »

Razem: Odcinek 3: Inspirująca Praktyczna Pani
Radosław Owczarek

16 XI 2023

Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.

więcej »

Transformersy w krainie kucyków?
Agnieszka ‘Achika’ Szady

5 XI 2023

34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.

więcej »

Polecamy

Zobacz też

Wkrótce

zobacz na mapie »

W trakcie

zobacz na mapie »
Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.