O historii nie zawsze ortodoksyjnie: Wielka Wojna i wojny pomniejsze, czyli… nie taki Krzyżak straszny, jak go Matejko malujeSebastian Chosiński, Winicjusz Kasprzyk
Sebastian Chosiński, Winicjusz KasprzykO historii nie zawsze ortodoksyjnie: Wielka Wojna i wojny pomniejsze, czyli… nie taki Krzyżak straszny, jak go Matejko malujeSulima – herb Zawiszy Czarnego Ilustr. Wikipedia SCh: I tu dochodzimy ponownie do problemu Witolda, czy też, jak zwali go Litwini, Vytautasa. Może okrutnie zabrzmi to, co powiem, ale to właśnie Witold był przyczyną prawie wszystkich nieszczęść, jakie spotkały nas ze strony Krzyżaków w końcu XIV i w pierwszych dwóch, trzech dekadach XV wieku. Z perspektywy czasu można żałować, że Jagiełło, wstępując na tron litewski, nie pozbył się – późniejszym wzorem tureckich padyszachów – wszystkich konkurentów do tronu. Oczywiście, twierdzenie, że gdyby Witold został zamordowany przez Jagiełłę w 1382, to nie doszłoby do Wielkiej Wojny z Zakonem i Grunwaldu, jest tezą fantastyczną, ale przynajmniej Jagiełło wytrąciłby Krzyżakom z rąk instrument, który przez długie lata pozwalał im wtrącać się w wewnętrzne sprawy Litwy, a tym samym i Polski. Nie doszłoby wtedy również do tej fatalnej Witoldowej wyprawy przeciwko Tatarom (w 1399 roku), która bezpośrednio doprowadziła do kolejnego sojuszu litewsko-krzyżackiego, który to sojusz syn Kiejstuta przypłacił oddaniem Zakonowi Żmudzi. Od tego momentu droga do wojny z Krzyżakami wiodła już prosto i bez najmniejszych wybojów. Jeśli między kuzynami z rodu Giedymina panowała kiedykolwiek przyjaźń, to była to, zaiste, przyjaźń wyjątkowo szorstka. Dziesięcioletnie panowanie krzyżackie na Żmudzi obfitowało w okrucieństwa – i to zapewne dużo podlejsze niż te, o które oskarżono Zakon w 1258 roku. Jakoś to jednak Witoldowi nie przeszkadzało, nie myślał o biednych Żmudzinach – do czasu, kiedy oni sami nie wystąpili przeciwko Krzyżakom. Dopiero wtedy się wtrącił i wysłał im wojsko na pomoc, ale pewnie i tego by nie zrobił, gdyby wcześniej nie zyskał zapewnień pomocy od Jagiełły. Książę litewski wykonał więc kolejną – i wcale nie ostatnią – polityczną woltę, wciągając tym samym Polskę w spór z Zakonem. Tyle że teraz było to nawet Jagielle na rękę. Konflikt nabrzmiał do tego stopnia, że należało go wreszcie wyjaśnić drogą zbrojną. WK: Czas najwyższy, by rozprawić się z bitwą, która uznawana jest za ukoronowanie, choć przedwczesne i bez większego faktycznego znaczenia dla całego konfliktu, bitwy pod Grunwaldem – czy, jak chcą niemieckojęzyczni historycy, bitwy pod Tannenbergiem. Kolejny mit, który domaga się dogłębnej rewizji. Sam bowiem spektakularny skądinąd fakt, że w bitwie tej faktycznie uczestniczyła niespotykana do tej pory ilość zbrojnych, nie miał tak naprawdę większego znaczenia. Mające nastąpić za paręnaście lat wojny husyckie czy toczące się podówczas już od jakiegoś czasu konflikty z Turkami na Bałkanach wyraźnie ukazują, że sugerowanie się liczebnością wojsk jest raczej ślepym zaułkiem. Na konflikt polsko-krzyżacki należy spojrzeć przez inny, szerszy pryzmat. SCh: Kiedy mowa o Wielkiej Wojnie z Zakonem, pamięta się zazwyczaj jej dwa epizody: Grunwald oraz oblężenie Malborka. Zapomina się w ogóle o pierwszym etapie wojny, który miał miejsce w 1409 roku. Rozpoczęli go Krzyżacy, którzy w sierpniu pod wodzą wielkiego mistrza Ulryka von Jungingena uderzyli na ziemię dobrzyńską, a potem zdobyli Bydgoszcz. Polacy odzyskali gród nad Brdą dopiero 6 października, a już dwa dni później zawarto rozejm mający obowiązywać do czerwca następnego roku. W międzyczasie konflikt miał załagodzić król czeski z dynastii Luksemburgów, Wacław IV. Załagodził tak, że jeszcze w grudniu 1409 Jagiełło z Witoldem spotkali się w Brześciu nad Bugiem, aby omówić plan wyprawy wojennej przeciwko Krzyżakom, zaplanowanej na lato 1410. Wykazali się zresztą dużą cierpliwością, czekając do samego końca trwania rozejmu. Dopiero kiedy termin upłynął, Jagiełło zarządził koncentrację wojsk królewskich w Czerwińsku nad Wisłą. Po przeprawieniu się na drugi brzeg rzeki, wojska polskie połączyły się z przyprowadzonymi przez Witolda wojskami litewsko-tatarskimi (choć byli tam i Rusini, i Wołosi, i wielu innych). Razem zebrano około 40 tysięcy ludzi, choć pełnowartościowych rycerzy było chyba o 10 tysięcy mniej. 9 lipca ta potężna (jak na tamte czasy i warunki środkowo-wschodnioeuropejskie) armia rozpoczęła pochód ku ziemiom zakonnym. Zdobyto Działdowo, Nidzicę, zamek w Dąbrównie, aż w końcu rankiem 15 lipca zatrzymano się na krótki odpoczynek nie opodal jeziora Łubień. I dopiero wtedy stwierdzono, że niedaleko rozlokowała się armia krzyżacka. To „niedaleko” to były pola w trójkącie wsi Grunwald – Stębark – Łodwigowo. Ile było tych wojsk? Zaledwie 15 tysięcy, a więc o połowę mniej niż mieli do dyspozycji Jagiełło i Witold. Z tego sami rycerze zakonni stanowili zaledwie malutki ułamek – pod Grunwaldem było ich około 250 (z 570 przebywających na terenie całych Prus) i stanowili jedynie kadrę dowódczą. WK: Jakoś do tej pory mało było o Jagielle jako o wojskowym, a Grunwald, czy może ściślej – przygotowania do wojny strony polsko-litewsko-ruskiej od strony logistycznej – do dziś są powodem do wychwalania pod niebiosa geniuszu Jagiełły. Czy aby jednak ze wszystkim słusznie? Oczywiście wyjątkowa jak na owe czasy karność wojsk jest faktycznie rzeczą niezwykłą. Jeśli nawet był to od początku do końca plan samego króla, to do wprowadzenia go w życie potrzebował całkiem sporego sztabu zaufanych, inteligentnych i potrafiących nierzadko wyprzedzać zamysły władcy ludzi. Podobnie zresztą było zapewne podczas samej bitwy – bardzo wątpię, by Jagiełło kierował całym jej przebiegiem i ruchem każdej chorągwi. SCh: Historycy przez lata spierali się, kto tak naprawdę dowodził pod Grunwaldem. Jedni mówili: Jagiełło, inni wskazywali na Witolda, jeszcze inni wymieniali marszałka Królestwa Zbigniewa z Brzezia. Wspominano o radzie wojskowej, którą król powołał na kilka dni przed bitwą. Przypomina to trochę spór o to, komu przypisać zasługę pokonania bolszewików w bitwie warszawskiej 1920 roku – Piłsudskiemu, generałowi Rozwadowskiemu, a może francuskiej misji z generałem Weygandem na czele? Dla mnie sprawa jest jasna – za wszystko odpowiada naczelny wódz: i za zwycięstwo, i za klęskę. A więc: i Jagiełło, i Piłsudski. Obaj z pomocą innych wybitnych strategów, do których zapewne wielki książę Witold także się zaliczał. WK: Z tym Witoldem jako wybitnym strategiem to różnie bywało. Dość powiedzieć, że bodaj żadnej bitwy w swym życiu nie wygrał. Zostawmy jednak Witolda i wróćmy pod Grunwald. Fakt, że udało się opanować na polu bitwy paniczną niemal ucieczkę Litwinów i Tatarów był, moim zdaniem, w połowie szczęśliwym zbiegiem okoliczności, a w drugiej połowie stylem walki zakorzenionym od wieków wśród ludów wschodnich. Jedyną rzeczą, co do której wątpliwości nie mam, to doskonałe działanie „rozpoznania i informacji” (jak powiedzielibyśmy dzisiaj) na polu bitwy po stronie wojsk królewskich. Gdyby podobnie sprawnie system taki działał po stronie wojsk zakonnych, szczególnie w momencie rozproszenia oddziałów litewsko-tatarskich, to wcale nie byłbym taki pewien wyniku zmagań. Krzyżakom tak naprawdę wystarczyłoby tylko przetrwanie tej bitwy i, to już rzecz trudniejsza, wycofanie się po zmroku we względnym porządku, aby cały plan Jagiełły wziął w łeb. Osłabione bitwą wojska, coraz gorzej zaopatrzone i o coraz niższym morale, napotykałyby coraz to większe trudności na wrogim terytorium. Wzmocnienie wojsk zakonnych całkiem sporym hufcem Plauena mogło stanowić przysłowiowy gwóźdź do trumny całej wyprawy. Przez wiele lat karmiono nas wizją buńczucznego wielkiego mistrza zatrzaskującego przyłbicę i wołającego: „Czas kończyć!”. A jakoś nie mówi się o tym, że Jungingen był zapewne fatalnie poinformowany o sytuacji na polu walki. Żadne to usprawiedliwienie dla dowódcy, że takiego systemu nie stworzył, jednak mit krzyżackiej buty i pychy w tym jednym przynajmniej miejscu nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Może więc, jeśli przyjąć takie stanowisko, to nie geniusz Jagiełły, lecz błąd wielkiego mistrza dały koalicji zwycięstwo? Inna rzecz, że cechą dobrego wodza jest umiejętność wykorzystania błędów przeciwnika – i to Jagiełło uczynił doskonale. Można tu jeszcze dać prztyczka Witoldowi, wspomniałeś bowiem wcześniej o Worskli roku 1399 i o Witoldowych związkach z Zakonem. Pod Worsklą walnie do uratowania skóry wielkiego księcia przyczynił się ekspedycyjny hufiec krzyżacki pod wodzą Markwarta von Salzbacha. Tenże Salzbach, pojmany i doprowadzony przed oblicze Witolda po bitwie pod Grunwaldem, został stracony. To dość niecodzienne, nawet jak na porywczego Witolda – co go ugryzło? A może von Salzbach przypomniał mu nieudolność pod Worsklą, a także to, komu w dużej mierze zawdzięcza cztery litery? Ot, taka ciekawostka. SCh: Salzbach przypominał mu pewnie wydarzenie, o którym chciał zapomnieć. A może Witold obawiał się, że rycerz krzyżacki, chcąc ratować własną skórę, sprzeda Jagielle jakąś informację, którą wielki książę wolałby zachować w tajemnicy? Zyskaliśmy w ten sposób kolejny dowód na potwierdzenie tezy, że na wojnie nie ma sentymentów. Tego typu spotkań dawnych towarzyszy broni, którym teraz dane było stanąć przeciwko sobie, było zapewne pod Grunwaldem znacznie więcej. Przecież przez cały czas trwania rozejmu – od października 1409 do końca czerwca 1410 roku – obie strony szykowały się do walnego rozstrzygnięcia, ściągając posiłki z Europy. Jagiełło porozsyłał listy, wzywające do powrotu i walki z Krzyżakami wszystkich poddanych Królestwa Polskiego, którzy w tym czasie wysługiwali się na obcych dworach. Jednym z nich – i dzięki Długoszowi chyba najbardziej znanym – był Zawisza Czarny z Garbowa, który przebywał wówczas, wraz z wieloma innymi polskimi (i nie tylko) rycerzami, na Węgrzech u boku Zygmunta Luksemburskiego, gdzie zdobywał sławę, walcząc z Turkami. WK: Ciekawa to postać, ten nasz Zawisza. Tak naprawdę niewiele o nim wiemy, bo i żadnych niemal rzeczowych pamiątek po sobie nie pozostawił. Są tylko wzmianki w dokumentach soboru w Konstancji, epitafium Adama Świnki, list Luksemburczyka do Witolda, więcej niż mierna wiedza Długosza, pojedyncze informacje pisane o udziałach w poselstwach, bitwach czy turniejach. A jednak coś spowodowało, że ta szczątkowa i ubrana w legendę pamięć przetrwała kilka wieków. Warto chyba bliżej przyjrzeć się tej postaci, choć tu raczej trudno będzie o jakąś nieortodoksję. Czy przypominał średnio inteligentnego na pierwszy rzut oka, noszącego się na czarno rycerza z obrazu Matejki? Czy był opisywanym przez Sienkiewicza tytanem o barach niczym wrota katedry i noszącym nawet na czarno pomalowaną zbroję? Taki obraz pasowałby do pospolitego rębajły i to pewnie tylko w kiepskiej bajce. Tylko czy jakikolwiek władca wysyłałby kogoś takiego w poselstwa do najpotężniejszych władców Europy tego okresu? Jednak ani sama sprawność w walce, ani umiejętności dyplomatyczne nie mogą być powodem tak wielkiej admiracji u jemu współczesnych i u potomności. Ta niezwykła cecha zawiera się chyba w ukutym powiedzeniu: „Na nim ci jak na Zawiszy”. Zostawmy może na boku jego polityczne i militarne dokonania i spróbujmy spojrzeć na niego z bardziej humanistycznego punktu widzenia. Będzie pewnie trochę gdybania, ale to nam chyba nie przeszkadza. Co Ty na to? |
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Na marginesie „Lisowczyków”
— Miłosz Cybowski
Kto kim rządził?
— Winicjusz Kasprzyk
„…a rogatą duszę miał”
— Winicjusz Kasprzyk
Problemy z kalendarzem, czyli… kiedy naprawdę zakończyła się II wojna światowa
— Sebastian Chosiński, Winicjusz Kasprzyk
Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Co tam dolary, gdy można zarabiać ruble!
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Wiem, ale nie powiem
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Z Beskidów widać Jukatan, Afrykę i Japonię
— Sebastian Chosiński
UWAGA, MILICJA!: Śledztwo w samolocie
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Średnio udane lądowanie
— Sebastian Chosiński
East Side Story: Zeus = Zero. Wielki Zero!
— Sebastian Chosiński
Non omnis moriar: Jak to jest płynąć „trzecim nurtem”…
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Mechanizm „afery skórzanej”
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: W cieniu Purpurowego Słońca
— Sebastian Chosiński