O historii nie zawsze ortodoksyjnie: Wielka Wojna i wojny pomniejsze, czyli… nie taki Krzyżak straszny, jak go Matejko malujeSebastian Chosiński, Winicjusz Kasprzyk
Sebastian Chosiński, Winicjusz KasprzykO historii nie zawsze ortodoksyjnie: Wielka Wojna i wojny pomniejsze, czyli… nie taki Krzyżak straszny, jak go Matejko malujeSCh: To chyba typowy rycerz swojej epoki, ale typowy dla wizerunku rycerstwa zachodnioeuropejskiego. Trochę Roland, trochę Rodrigo Diaz de Vivar, znany bardziej jako El Cid… Był nie tylko doskonałym żołnierzem, ale ponoć równie zręcznym dyplomatą, a więc i politykiem. Podczas soboru w Konstancji bronił skazanego później na stos Jana Husa. Nie przeszkodziło mu to zresztą parę lat później, w armii króla wegierskiego, walczyć z husytami… I chyba nawet jest mi obojętne, ile w jego życiorysie prawdy, a ile legendy – ważne, że mamy kogoś takiego, człowieka, którego można stawiać za wzór potomnym. Dziwi tylko, że nie doczekał się on – jak wcześniej wymienieni – literackiego pomnika na miarę własnego mitu. Bo trudno za takowy uznać utwory dramatyczne Słowackiego, Przerwy-Tetmajera czy też powieść Bunscha. WK: … czy też obszerną powieść Kuczyńskiego. Tak to jest, gdy pomniki starają się budować potomni, a nie współcześni. Wspomniałeś o bardzo „zachodnim” charakterze Zawiszy, jaki jawi się nawet dzisiaj na podstawie analizy skąpych o nim informacji. To chyba, szczerze powiedzmy, prawda – przez wszystkie długie lata poselstw i zakulisowych (nie wspomnianych w źródłach) rozgrywek, w których uczestniczył, musiał nabyć, zapewne też dzięki nielichemu intelektowi, niezwykłej znajomości problemów międzynarodowych owego czasu, która czyniła go tak doskonałym wysłannikiem na każdy dwór. Przy tej okazji, bo nikt z mieczem się nie rodził, dzięki umiejętności obserwacji i wyciągania wniosków, doszedł do niezwykłej wprawy w turniejowych zabawach, tak często zresztą opiewanej. I zapewne sprzyjało mu szczęście, które opuściło go raz (niemal z tragicznym dlań skutkiem) pod Niemieckim Brodem, a ostatecznie pod Gołębcem (Golubac w dzisiejszej Bośni). Oba te wydarzenia zasługują na uwagę z pewnego, bynajmniej niemilitarnego, punktu widzenia. Chodzi mi o dziwny sentyment Zygmunta Luksemburczyka do Zawiszy. Oczywiście towarzystwo jednego z najznamienitszych rycerzy owego czasu, reprezentującego przecież niespecjalnie Luksemburczykowi sprzyjającego Jagiełłę, było sporą nobilitacją – głównie chyba jednak o znaczeniu politycznym. Ciekawe, czy podobnie myślał Zawisza obserwujący przez lata Zygmunta. Będący pod koniec swego życia wytrawnym już dyplomatą Zawisza Czarny nie mógł mieć złudzeń – robił po prostu swoje. A jednak poszedł pod Gołębiec i tam poległ. I nie chodziło tu zapewne o ratowanie Zygmunta podczas odwrotu, jak przez wieki to przedstawiano, a o zwykły zbieg okoliczności. Złamanie rozejmu przez wojska tureckie było zwykłym zaskoczeniem, a pozostający w straży tylnej Zawisza mógł tylko liczyć, że może jakoś jeszcze się uda wyrwać na drugi brzeg Dunaju – jeśli nie jemu osobiście, to reszcie wojsk pozostawionych pod murami Gołębca. Tak ponoć twierdził po powrocie z niewoli Piotr ze Szczekocin, któremu też przyszło tam walczyć. Nie udało się to ni jednemu, ni drugiemu – z tą różnicą, że dla Zawiszy z fatalnym skutkiem. Jako ciekawostkę należy dodać, bo może komuś przez Bośnię wypadnie droga, że krąży w okolicach Gołębca legenda, wedle której zdekapitowane szczątki Zawiszy spoczęły w nieodległym monastyrze Tumane. Ile w tym prawdy, trudno mi powiedzieć. SCh: Dopiszmy jeszcze jeden epizod do historii Zawiszy – jego dwaj synowie przeżyli ojca o zaledwie sześć lat. Także zginęli na polu chwały – w 1444 roku pod Warną, bijąc się z tymi samymi Turkami… Wracając zaś do Grunwaldu – bitwa zakończyła się naszym zwycięstwem, dla Niemców zaś klęska ta na setki lat stała się traumą, piętnem hańby, które zmazali dopiero w 1914 roku, lejąc pod Tannenbergiem wojska carskie. Grunwaldzkie zwycięstwo było jednak pyrrusowe – rozbiliśmy wprawdzie Zakon na polu bitwy, ale jego stolicy zdobyć nam się już nie udało. Na przeszkodzie temu stanęła między innymi szerząca się w polskiej armii… biegunka. Dalsze działania utrudniła również dywersja Zygmunta Luksemburskiego, który ruszył na odsiecz Krzyżakom i najechał południowe ziemie Polski. W efekcie w grudniu 1410 roku podpisano rozejm. Żmudź wróciła do Litwy, ale tylko na czas życia Jagiełły i Witolda. Poza tym w sprawach terytorialnych zachowano status quo. Nie oznaczało to jednak wcale końca wojny – rozejm to przecież nie pokój. Jeszcze za życia Jagiełły wojnę wznowiono. W 1414 roku Polacy i Litwini ponownie uderzyli na Prusy Zakonne, których tym razem bronił następca Jungingena, Michał Kuechmeister. I znów skórę Krzyżakom uratowała biegunka w polskiej armii. Efekt był taki, że rozejm przedłużono o kolejne dwa lata. Konflikt zaś miał zostać rozstrzygnięty na rozpoczynającym się właśnie soborze w Konstancji. Sobór nic jednak nie rozstrzygnął i w 1422 Jagiełło po raz kolejny przystąpił do wojny. Zdobył zamek w Golubiu, wytarmosił Toruń i… wyraził zgodę na rokowania pokojowe. Układ podpisano we wrześniu w obozie nad jeziorem Mełno (wtedy też Żmudź po wsze czasy stała się litewska). Mogło się wydawać, że wreszcie zapanuje na północy spokój. Ale nic z tego – gdy tylko zmarł Witold (1430), władzę przejął brat Jagiełły, Świdrygiełło (mówiąc delikatnie: alkoholik i dziwkarz). Wywołało to niepokój polskiego możnowładztwa, które chętniej widziałoby na stołku książęcym młodszego syna Kiejstuta, Zygmunta. Jagiełło, o dziwo – co świadczy tylko o jego politycznej mądrości – też popierał kuzyna, nie zaś rodzonego brata. Świdrygiełło, nie mogąc liczyć na poparcie polskiego króla, poszukał więc sojuszników w Malborku i Inflantach, co z kolei stało się przyczyną polskiej interwencji na Wołyniu. Wtedy też – w myśl porozumienia ze Świdrygiełłą – Krzyżacy uderzyli na Wielkopolskę, Kujawy i Krajnę. Walki trwały dwa lata i zakończyły się odsunięciem od władzy na Litwie królewskiego brata i przekazaniem jej Zygmuntowi. Wojska krzyżacko-inflanckie natomiast, dostawszy w skórę w bitwie nie opodal Nakład, pod Dąbkami, wycofały się z Polski. WK: Biegunka to jedno, a ostrożność Jagiełły to drugie. Wiktoria grunwaldzka przecież, choć na pierwszy rzut oka wydaje się inaczej, była raczej średnio po myśli Witolda. Druga ważna sprawa to polityczne implikacje ewentualnego zniszczenia Zakonu w zbyt krótkim czasie. Gdyby bowiem do tego doszło, powstałaby ogromna polityczna próżnia na południowo-wschodnich wybrzeżach Bałtyku. Trudno powiedzieć, jak mogłoby się to skończyć. A tak pozostał Jagielle przeciwnik już pogruchotany, ale mogący nadal służyć jako straszak na Witolda. Pozostawienie „przy życiu” Krzyżaków ograniczało też pole do popisu Luksemburczykowi, a z nim naprawdę należało się liczyć. SCh: Ale i to jeszcze nie koniec. Latem 1433 roku, gdy wygasł rozejm ze Świdrygiełłą, Jagiełło postanowił zemścić się na Krzyżakach. Na ziemie zakonne wyruszyło rycerstwo wielkopolskie, a wraz z nim… heretyckie wojska husytów. Nie udało im się wprawdzie zdobyć Chojnic, które oblegli, ale za to dotarli do Gdańska. Czesi po raz pierwsi zobaczyli morze, które ponoć zrobiło na nich ogromne wrażenie – nie omieszkali więc wziąć w nim kąpieli. W drodze powrotnej zawarto rozejm, który miał obowiązywać przez dwanaście lat. Trwał dłużej – do roku 1454, kiedy to rozpoczęła się wojna trzynastoletnia. Ale to już temat na zupełnie inną rozmowę. Podobnie jak konflikt króla Zygmunta Starego z ostatnim wielkim mistrzem, a następnie pierwszym świeckim księciem Prus Albrechtem Hohenzollernem, prywatnie siostrzeńcem polskiego władcy. Zygmunt odtrąbił hołd pruski jako swój wielki sukces, na którego upamiętnienie kazał zresztą umieścić na Wawelu dzwon swego imienia. Tylko nieliczni współcześni dostrzegali, że kasata Zakonu wcale nie rozwiązuje problemu. Był wśród nich jezuita, pisarz i poeta, późniejszy kardynał Polski i niedoszły papież, zresztą Niemiec z pochodzenia, Stanisław Hozjusz, który – nie w smak Zygmuntowi – napisał: „Powiedz, ktokolwiek przeczytasz te sprawy, / Czyli nie nazwiesz monarchę szalonym, / Co mogąc łatwo skończyć z zwyciężonym, / Wzrok mu swój wolał pokazać łaskawy?” W zasadzie równie dobrze adresatami tych słów mogliby być i Jagiełło, i jego syn Kazimierz, który nie potrafił wyzyskać finalnego sukcesu wojny trzynastoletniej. Oj, wyszedł nam bokiem ten Zakon, wyszedł… Ale gdyby nie Krzyżacy, czy dziś fascynowalibyśmy się jeszcze postaciami Zawiszy bądź też – przechodząc już do świata literatury – wzruszałby nas do łez los Juranda ze Spychowa? Bo któż lepiej niż on krzepił skołatane serca Polaków pod zaborami? Polecana wybrana bibliografia:
|
Czy Magda Kozak była pierwszą Polką w stanie nieważkości? Ilu mężów zabiła Lukrecja Borgia? Kto pomógł bojownikom Bundu w starciu z carską policją? I wreszcie zdjęcie jakiego tajemniczego przedmiotu pokazywał Andrzej Pilipiuk? Tego wszystkiego dowiecie się z poniższej relacji z lubelskiego konwentu StarFest.
więcej »Długie kolejki, brak podstawowych towarów, sklepowe pustki oraz ograniczone dostawy produktów. Taki obraz PRL-u pojawia się najczęściej w narracjach dotyczących tamtych czasów. Jednak obywatele Polski Ludowej jakoś sobie radzą. Co tydzień w Teleranku Pan „Zrób to sam” pokazuje, że z niczego można stworzyć coś nowego i użytecznego. W roku 1976 startuje rubryka „Praktycznej Pani”. A o tym, od czego ona się zaczęła i co w tym wszystkim zmalował Tadeusz Baranowski, dowiecie się z poniższego tekstu.
więcej »34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi odbywał się w kompleksie sportowym zwanym Atlas Arena, w dwóch budynkach: w jednym targi i program, w drugim gry planszowe, zaś pomiędzy nimi kilkanaście żarciowozów z bardzo smacznym, aczkolwiek nieco drogim pożywieniem. Program był interesujący, a wystawców tylu, że na obejrzenie wszystkich stoisk należało poświęcić co najmniej dwie godziny.
więcej »GSB – Etap 21: Stożek - Ustroń
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 20: Węgierska Górka – Stożek
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 19: Hala Miziowa – Węgierska Górka
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 18: Markowe Szczawiny – Hala Miziowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 17: Hala Krupowa – Markowe Szczawiny
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 16: Skawa – Hala Krupowa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 15: Turbacz – Skawa
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 14: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 13: Przehyba – Krościenko nad Dunajcem
— Marcin Grabiński
GSB – Etap 12: Hala Łabowska - Przehyba
— Marcin Grabiński
Na marginesie „Lisowczyków”
— Miłosz Cybowski
Kto kim rządził?
— Winicjusz Kasprzyk
„…a rogatą duszę miał”
— Winicjusz Kasprzyk
Problemy z kalendarzem, czyli… kiedy naprawdę zakończyła się II wojna światowa
— Sebastian Chosiński, Winicjusz Kasprzyk
Non omnis moriar: Płyń, Pavel, płyń!
— Sebastian Chosiński
Perły ze skazą: Los bezprizornego człowieka
— Sebastian Chosiński
PRL w kryminale: Pecunia non olet
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Zimowy lament w cieniu Jupitera
— Sebastian Chosiński
Jazzowe oblicze noise’u i post-rocka
— Sebastian Chosiński
Klasyka kina radzieckiego: Co tam dolary, gdy można zarabiać ruble!
— Sebastian Chosiński
„Kobra” i inne zbrodnie: Wiem, ale nie powiem
— Sebastian Chosiński
Tu miejsce na labirynt…: Z Beskidów widać Jukatan, Afrykę i Japonię
— Sebastian Chosiński
UWAGA, MILICJA!: Śledztwo w samolocie
— Sebastian Chosiński
Nie taki krautrock straszny: Średnio udane lądowanie
— Sebastian Chosiński