Aleksander Sokurow: Człowiek – istota nieznana
[Aleksander Sokurow „Samotny głos człowieka” - recenzja]
Luba nie ukrywa, że głód daje jej się we znaki; jest apatyczna, zrezygnowana, nie ma większych chęci do nauki (jest studentką w Akademii Medycznej). Na jej stan psychiczny wpływa też fakt choroby najbliższej przyjaciółki Żenii, która – jak twierdzi Kuzniecowa – niedługo „pewnie umrze” (z powodu tyfusu). Nikita, zauroczony dziewczyną, stara się wyciągnąć ją z dołka psychicznego, pomaga w codziennych obowiązkach, przynosi jedzenie. Dźwiga na swoich barkach ciężar, który z czasem zaczyna go przytłaczać, co – jak można się domyślić – musi doprowadzić do dramatycznych wydarzeń. Fabuła „Samotnego głosu człowieka” została w zasadzie zredukowana do minimum; Sokurow nie opowiada bowiem linearnej historii, a jedynie podaje na tacy kilka wątków/obrazów, z których widz sam musi utkać opowieść. Obraz ma dwie warstwy. Wierzchnia przedstawia związek dwojga młodych, którzy starają się ułożyć sobie jakoś – z naciskiem właśnie na to „jakoś” – życie w czasach, które zdecydowanie nie sprzyjają miłości. Mimo to reżyser postanawia dać im szansę, przekonując, że nawet w najtrudniejszych chwilach pojawiają się momenty nieco jaśniejsze – stąd biorą się na przykład, powracające jak refren w piosence, romantyczne widoki zakochanej parki spacerującej zacienioną aleją. Znacznie ważniejsza jest jednak druga warstwa dzieła, której przesłanie skrywa się w głębi, gdzieś pomiędzy wierszami.
Świat, w którym przyszło żyć Nikicie i Lubie, to świat, nad którym rozsnuła swój ponury cień Śmierć (którą można zresztą interpretować na różne sposoby). Wyciągająca swe unurzane we krwi ręce nie tylko po Żenię, ale również po głównych bohaterów. Nie bez przyczyny ojciec Firsowa zajmuje się ostatnimi czasy jedynie wyrobem trumien – to na nie jest największe zapotrzebowanie. Rzeczywistość przedstawiona w obrazie Sokurowa bliska jest rozkładu. Dom Firsowów, mieszkanie Luby, zrujnowane wnętrze budynku, w którym urzędnik udziela młodym ślubu (a jest to wyjątkowo ponura „uroczystość”) – wszystko to przekonuje jednoznacznie, że wojna domowa doszczętnie zrujnowała kraj, zamiast wolności i pomyślności, przyniosła cierpienie, ból, beznadzieję i wszechobecny głód. Trudno się zatem dziwić, że taka wizja pierwszych lat istnienia Rosji, a potem Związku Radzieckiego nie przypadła do gustu partyjnym aparatczykom z KPZR. Że dostrzegli w niej „nastroje antyradzieckie”, za które należało reżysera przykładnie ukarać. Po ponad trzydziestu latach, które minęły od realizacji filmu, widz nie będzie jednak szukał w nim ukrytej prawdy o dość odległej już przecież przeszłości; ważne będą dlań zupełnie inne komponenty dzieła.
Czy więc broni się ono w oderwaniu od kontekstu historycznego? Wizualnie – na pewno. Jeśli ktoś gustuje w filmowej poetyce Tarkowskiego, a przede wszystkim w „Zwierciadle” (1975), któremu „Samotny głos człowieka” bezsprzecznie zawdzięcza najwięcej, będzie filmem Sokurowa zauroczony. Idąc śladem swego mistrza, Aleksandr Nikołajewicz największy nacisk położył bowiem na komponowanie obrazów – praktycznie każdy kadr przypomina dzieło malarskie. Nie jest także przypadkiem, że w przeciwieństwie do ponurych, rozpadających się wnętrz, sfilmowana przyroda jawi się jak rajski ogród, natura staje się tym samym odtrutką na niszczącą siłę ludzkiej cywilizacji. Patrząc na wyżynny krajobraz i płynącą w dole rzekę, na rozległe pola, pełną zieleni parkową aleję – widzimy raj utracony. Malarskość filmu podkreślają jeszcze statyczne kadry oraz częste najazdy kamery (dzięki którym z ogólnego planu poznajemy istotne detale) – tak chętnie stosowane przez autora „
Stalkera” i „zapożyczone” przez Sokurowa. Klimat osobności dzieła podkreślają też wstawki archiwalne (zdjęcia, fragmenty kronik filmowych), mające przybliżyć czasy, w których umieszczono akcję „Samotnego głosu…”. Są one pozbawione słów, pełnią więc rolę niemego, zobiektywizowanego komentarza. Jakby reżyser chciał powiedzieć: Tak oto wyglądał świat, który odszedł już w niebyt. Macie czego żałować!
Oglądając debiut Sokurowa z perspektywy czasu, nie sposób pozbyć się jednak wrażenia, że zawiera on także podstawowe błędy popełniane przez początkujących filmowców. Rzeczywiście, pod wieloma względami „Samotny głos człowieka” przypomina inne filmy studenckie, powstające pod każdą szerokością i długością geograficzną, na których odbijają swe piętno zarówno niski budżet i, co się z tym bezpośrednio wiąże, nie zawsze najlepszej jakości sprzęt, jaki ich twórcy dostają do dyspozycji (w Związku Radzieckim lat 70. musiało to być niezwykle bolesne dla tak świadomego już swoich potrzeb autora, jakim był Aleksandr Nikołajewicz), jak i najzwyklejszy brak doświadczenia. Film na pewno można było rozsądniej zmontować, niektóre kadry dopieścić (i doświetlić), precyzyjniej poprowadzić aktorów, słowem – uczynić go mniej surowym. Współczesnemu widzowi takie dzieło może bowiem wydać się już zbyt anachroniczne, opowiedziane obcym i niezrozumiałym językiem. Ale z drugiej strony – na tym przecież polega kino autorskie! W którym to reżyser stara się kształtować odbiorcę, a nie trafiać w jego gust. Z tego punktu widzenia należy Sokurowa docenić – głównie za konsekwencję w kreowaniu własnego stylu i poszukiwaniu nowych środków wyrazu, mających w przyszłości odróżnić go od Tarkowskiego.
Najważniejsze dla fabuły role – i te główne, i epizodyczne – Aleksandr Nikołajewicz powierzył aktorom niezawodowym: Tatianie Goriaczewej (Luba), Andriejowi Gradowowi (Nikita), wiekowemu Władimirowi Diegtiariewowi (ojciec Nikity) czy Siergiejowi Szukajle (mnich). Profesjonalistą stał się natomiast, wcielający się w postać urzędnika udzielającego Lubie i Nikicie ślubu, Nikołaj Koczegarow (rocznik 1953), który na planie „Samotnego głosu człowieka” zaliczył właśnie swój debiut. Później zagrał on jeszcze między innymi w Puszkinowskich „Małych tragediach” (1979) Michaiła Szwejcera oraz „Stworzył nas jazz” (1983) Karena Szachnazarowa. Zmarł z tego samego powodu co Andriej Tarkowski w 2003 roku. W ścieżce dźwiękowej filmu Aleksandr Nikołajewicz wykorzystał utwory trzech współczesnych kompozytorów muzyki klasycznej: Polaka Krzysztofa Pendereckiego, Rosjanina Aleksandra Burdowa oraz Włocha Otmara Nussia. Za zdjęcia odpowiadał natomiast, urodzony w 1949 roku, Siergiej Jurizdicki, absolwent WGIK-u, dla którego praca na planie obrazu Sokurowa była pierwszym tego typu doświadczeniem. Stał się on zresztą stałym współpracownikiem reżysera aż do końca lat 80. (i filmu „Uratuj i zachowaj!”). Następnie Jurizdicki wspierał swym talentem chociażby Aleksieja Bałabanowa („Zamek”, 1994), Aleksandra Proszkina („Córka kapitana”, 2000) i Siergieja Potiomkina („Miasto bez słońca”, 2005).