WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić |
30 najlepszych filmów 2012 rokuEsensja30 najlepszych filmów 2012 rokuGdy kręci się ekranizację słynnej, jednej z najsłynniejszych powieści wszech czasów po raz nie wiadomo już który, należy zadbać o jakiś wyróżnik, o coś, co uzasadniałoby kolejną wersję. Joe Wright o to zadbał, a przy okazji nie utracił nic z siły samej klasycznej opowieści. Stylizacja na przedstawienie teatralne sprawdza się zadziwiająco dobrze. Z jednej strony podziwiamy pomysłowość inscenizacji niektórych scen, z drugiej – wszystko to jest bardzo atrakcyjne wizualnie. Jeśli miał to być dowód na to, że umowność nie wpływa na odbiór opowiadanej historii, to udał się doskonale. Widz do umowności przyzwyczaja się bardzo szybko, podziwia pomysły i chłonie fabułę. Z pewnością więcej w wersji Wrighta dramatów Anny Kareniny niż obrazu rosyjskiej społeczności, tradycyjnie też angielscy aktorzy wymawiają rosyjskie nazwy i nazwiska w sposób nieodmiennie kojarzący się z „Miłością i śmiercią” Woody’ego Allena, ale historia tytułowej bohaterki wybrzmiewa z pełną siłą i w pełnej gamie emocji. Filmowy eksperyment sprawdzający się jako kino popularne? Wrightowi się udało. Konrad Wągrowski Siłą „Spadkobierców” jest zwyczajność bohaterów. To ludzie popełniający błędy, żyjący w niezrozumieniu własnych oczekiwań i siebie nawzajem, mający problemy z komunikacją i wyrażaniem uczuć. Nie są wspaniałomyślni, muszą walczyć ze swoimi demonami, żeby postąpić tak, jak powinni. George Clooney doskonale rozumie zamysł Payne’a, pokazując Kinga jako człowieka dobrego, ale słabego i emocjonalnie zamkniętego. Na próżno szukać na ekranie Clooneya, jakiego znamy z pierwszych stron gazet i wywiadów telewizyjnych – w „Spadkobiercach” staje się starszym facetem z problemami, ojcem dwóch dziewcząt, z którymi musi przetrwać wielki życiowy dramat. Chociaż punktem wyjścia scenariusza faktycznie jest wielki życiowy dramat, to Payne trzyma się konwencji słodko-gorzkiej, łagodnej i melancholijnej, zdecydowanie odcinając się od teatralnej rozpaczy. Dzięki temu „Spadkobiercy” to film bliski widzowi, z emocjami niezakrzyczanymi pustymi słowami. Ewa Drab Śródziemie wróciło do kin! Wszyscy zainteresowani tematem zdążyli się pewnie zorientować, że recenzje pierwszej części „Hobbita” nie są tak entuzjastyczne, jak to miało miejsce w przypadku „Władcy Pierścieni”. Fani filmowych adaptacji Tolkiena mogą być jednak spokojni. „Niezwykła podróż” nie jest dla „Władcy” tym, czym dla oryginalnej trylogii „Gwiezdnych Wojen” było „Mroczne Widmo”. Problem „Hobbita” nie polega na tym, że jest filmem słabszym niż „Władca Pierścieni”. Bierze się on raczej stąd, że jest on „tylko” tak samo dobry, a nie może już liczyć na efekt świeżości, na którym korzystał „Władca”. Nie było przed trylogią o Pierścieniu filmu fantasy zrobionego z takim rozmachem oraz na tak wysokim poziomie artystycznym. Teraz, widownia po ośmiu częściach „Harry’ego Pottera” oraz po pierwszej trylogii Jacksona jest dużo bardziej wybredna. Jeśli jednak spojrzymy na „Hobbita” po prostu jak na nowy film, a nie jako następcę dzieła, które zgarnęło w sumie siedemnaście Oscarów, to okaże się, iż reżyser Peter Jackson i spółka nadal są w formie i znowu zaserwowali widzom przepyszną filmową ucztę. Tomasz Markiewka W „Skyfall” nie ma ani jednej fałszywej nuty: to istna symfonia nowoczesności zgrabnie połączonej z tradycją. Pięćdziesięciolecie pierwszego filmu o agencie 007 przynosi dzieło różniące się od poprzednich, jednak w każdej niemal chwili znacząco o nich przypominające, dzieło będące wspaniałym hołdem dla całej serii. W orkiestrze „Skyfall” wszystko gra zgodnie z ruchami batuty pana Mendesa: dopracowane estetycznie zdjęcia Rogera Deakinsa; piękna Berenice Malhore – dziewczyna Bonda, równie a nawet bardziej seksowna i pociągająca niż piękności z poprzednich części; wzbudzająca ciarki piosenka Adele, w tle otwierającej film czołówki brzmiąca o wiele lepiej niż poza nią; scenariusz – nie lekki jak dotychczasowe skrypty, lecz emocjonalny i doniosły – ukazujący legendę, którą stał się Bond na przestrzeni lat. Legendę inteligentną, rozrywkową i, co najważniejsze, niesamowicie wiarygodną i wciągającą. Gabriel Krawczyk Największy sukces francuskiego kina ostatnich lat. „Nietykalni” dotykają wielu bolesnych aspektów życia (niepełnosprawność, wykluczenie społeczne, śmierć bliskiej osoby), lecz robią to z tak niesamowitą lekkością i swobodą, że cały negatywny ładunek emocjonalny zostaje zniwelowany. Duża w tym zasługa rozbrajająco bezpretensjonalnego Drissa, którego prostoduszność i otwartość pozwala nabrać oczyszczającego dystansu do każdej dziedziny życia. W czasach, w których media epatują pesymistycznymi obrazkami, „Nietykalni” przywracają wiarę w człowieka i, co najważniejsze, robią to bez nachalnego dydaktyzmu i silenia się na ckliwość. Doskonały duet aktorski rozbraja szczerym i krzepiącym humorem, który nastraja pozytywnie i jest doskonałą odtrutką na szeroko rozumiany kryzys. Zwłaszcza, że inspiracją dla filmu stały się prawdziwe wydarzenia. Nic dziwnego, że film okazał się międzynarodowym sukcesem. Czyżby francuska odpowiedź na „W stronę morza”? Krystian Fred Szkoda, że w zeszłym roku opublikowaliśmy ranking najlepszych polskich filmów wszech czasów. Szkoda – bo gdybyśmy zaczekali kilka miesięcy, z pewnością pojawiłaby się w nim „Róża” Wojtka Smarzowskiego. I to z pewnością na jednym z czołowych miejsc. Smarzowski nakręcił dzieło kompletne. Film ważny, ukazujący zapomniany dramat całego narodu, odsłaniający zapomnianą i niezbyt chlubną kartę naszej historii, jednocześnie opowieść szczerze wzruszającą na zwykłym ludzkim poziomie, mistrzowsko zagraną, z szeregiem niezapomnianych scen i uniwersalnymi pytaniami o przyczyny przemocy i opresji. „Róża” Wojtka Smarzowskiego to dzieło rozdzierające – nie ma chyba lepszego określenia dla tego filmu. Konrad Wągrowski Wbrew pozorom zebranie w jednym filmie kilku indywidualnych bohaterów nie stworzyło wrażenia przesytu, a wręcz przeciwnie – „Avengers” niosą ze sobą wartość dodaną i są lepsi niż każda wcześniejsza przygoda dowolnego marvelowskiego superbohatera z osobna. Ale „Avengers” nie są w żadnej mierze filmem budowanym wokół jednego bohatera – ich siłą jest równy i inteligentny podział czasu ekranowego. U Whedona każda postać ma swoje pięć minut, ale też każda integruje się z pozostałymi – jest czas na wzajemne docinki i na walkę ramię w ramię. Takie podejście sprawdza się też doskonale w scenach akcji, bo twórcy „Avengers” za cel postawili sobie przedstawienie DRUŻYNY. Doświadczony reżyser, producent i scenarzysta filmów oraz komiksów, miłośnik tych ostatnich, stworzył idealnego letniego blockbustera, z sympatycznymi i dobrze znanymi postaciami, pełnego humoru, znakomitych efektów specjalnych i nieprzesadnie patetycznego. A przy tym nakręcił film wyjątkowo wierny komiksowemu oryginałowi, co przecież nie jest prostym zadaniem. Chapeau bas! Jakub Gałka Jak najbardziej zasłużona Złota Palma w Cannes oraz Europejskie Nagrody Filmowe dla najlepszego obrazu i indywidualne dla niemieckiego reżysera Michaela Hanekego oraz odtwórców głównych ról: Emmanuelle Rivy i Jean-Louisa Trintignanta. Gdyby Haneke dodatkowo otrzymał europejskiego Oscara za scenariusz, też nikt nie powinien być zaskoczony. „Miłość” to bowiem bardzo skromny od strony technicznej, ale wirtuozerski w warstwie fabularnej – ba! dialogi to prawdziwe mistrzostwo świata (w niczym nie ustępują chociażby genialnemu „Rozstaniu” Asghara Farhadiego) – dramat psychologiczny z życia artystycznego małżeństwa po osiemdziesiątce. Film Hanekego to nadzwyczaj wzruszający portret odchodzenia – dosłownego, nie symbolicznego. Pokazany w sposób realistyczny, ale nie naturalistyczny (jak to niekiedy reżyser miał w zwyczaju). Z dużą delikatnością i szacunkiem dla wieku bohaterów i wcielających się w nich aktorów. Riva i Trintignant grają zresztą wybornie, z umiarem – tak, aby oddziaływać na uczucia, ale niekoniecznie zmuszać do łez szantażem emocjonalnym. I chociaż o miłości nie ma w „Miłości” praktycznie wcale mowy, widz ani przez chwilę – nawet po dramatycznym finale – nie może mieć wątpliwości, że to, co łączyło Anne i Georges’a u kresu ich życia, to najpiękniejszy afekt, jaki można sobie wymarzyć. Sebastian Chosiński Nie ma drugiego takiego twórcy w dzisiejszym kinie, jak Wes Anderson. Jego styl jest z jednej strony niesamowicie oryginalny, z drugiej strony – chyba zupełnie niepodrabialny. No dobra, to wiedzieliśmy już co najmniej od czasów „Genialnego klanu” (a może nawet „Rushmore”). Niesamowite jednak, że Anderson wciąż potrafi zaskoczyć. W „Fantastycznym panu Lisie” genialnie splótł swą estetykę i tematy go interesujące z kukiełkową opowieścią dla dzieci w „Moonrise Kingdom” pokazuje, że potrafi również pokazać na ekranie czyste uczuciowe ciepło. Gdzieś w tle Andersonowskich śmieszno-gorzkich opowieści jest zawsze jakieś drugie dno – destrukcyjna życiowa obsesja w „Zissou”, delikatna kpina z rozpaczliwego poszukiwania duchowości w „Darjeeling”, kryzys wieku średniego w „Panu Lisie”, tymczasem w „Moonrise Kingdom” tym tłem jest miłość, która potrafi przezwyciężyć obcość i osamotnienie. Może narzekać Łukasz Gręda w swoim świetnym tekście o Andersonie, że ciepło w „Moonrise Kingdom” jest złudne, ale nie zmienia to faktu, że po seansie wychodzimy z kina zadziwiająco pokrzepieni. Konrad Wągrowski Oczekiwanie na nowy film Paula Thomasa Andersona ujawnia w wielu z nas pragnienie niekwestionowanego arcydzieła, które utrwaliłoby pozycję tego reżysera jako geniusza amerykańskiego kina. Okresy pustki pomiędzy kolejnymi premierami to czas na pełne nadziei spekulacje, podgrzewane porównaniami ze Stanleyem Kubrickiem czy Terrence’em Malickiem. Niejednoznaczny „Mistrz” zręcznie unika bezpośredniego spotkania z wymaganiami widzów. „Mistrz” porusza szereg wątków i tematów, pozostających raczej w sferze sugestii. Anderson przekonująco naszkicował powojenny krajobraz Ameryki i podstawowe mechanizmy funkcjonowania sekty, ale nie uzupełnił tych szkiców detalami. Z kolei Portrety Freddy’ego Quella i Lancastera Dodda są już wyjątkowo wyczerpujące i żywotne, pełne intrygujących sprzeczności i subtelnych odcieni, doskonale uwypuklonych dzięki sprawności wybitnych aktorów. I pomimo tej drobiazgowości, niektóre motywacje bohaterów do końca pozostają niewiadomą, co czyni ich jeszcze bardziej fascynującymi. Kto jest zatem tytułowym Mistrzem? W świecie przedstawionym filmu pytanie to pozostaje otwarte. Natomiast na polu amerykańskiego kina odpowiedź jest już bardziej jednoznaczna. Nawet jeśli „Mistrz” nie jest definitywnym arcydziełem, którego oczekiwali wyznawcy Andersona, to mistrzostwo samego reżysera, Joaquina Phoenixa i Philipa Seymoura Hoffmana nie powinno budzić niczyich wątpliwości. Karol Kućmierz |
Brak Padającego Mrocznego Rycerza oraz nowego Dredda jest, według mnie, całkowicie uzasadniony. To ma być ranking najlepszych filmów, a nie filmów najdroższych, czy najbardziej reklamowanych, lub filmów najtańszych i najmniej kasowych.
Obydwa doświadczają tych samych chorób kina gatunkowego ostatnich lat - niemocy scenarzystów (historyjka na poziomie odcinka Miami Vice, dłuuużyzny i idiotyzmy, brak budowania charakterów i ogólny brak napięcia) oraz braku zdecydowania i wizji artystycznej u reżysera. Atoli Dredd deklasuje Batmana pod jednym ważnym względem - zmarnowano nań znacznie mniej dolarów, ergo, więcej zieleniny mogło pójść na rzeczy pożyteczniejsze, jako to: schroniska dla kotów, biedne dzieci z Etiopii oraz zakup karabinów szturmowych i magazynków dużej pojemności.
Avengers. 4 miejsce. Za lasery i wybuchy? OK. Już przemilczę hobbita bo jestem może przewrażliwiony, ale na avengersach to można spać...
Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.
więcej »Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.
więcej »Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.
więcej »Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz
Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz
Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz
Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz
Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz
Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz
Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz
Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz
Zemsty szpon
— Jarosław Loretz
10 najlepszych slasherów komediowych
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Weekendowa Bezsensja: Jak poradzić sobie z brakiem dostępu do fryzjera, czyli 10 filmów z niesfornymi włosami
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku. Druga setka
— Esensja
100 najlepszych filmów XXI wieku
— Esensja
Piątka na piątek: Proszę państwa, oto m̶i̶ś̶ niedźwiedź
— Esensja
Pacjent zmarł, po czym wstał jako zombie
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Jakub Gałka, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Jarosław Robak, Beatrycze Nowicka, Łukasz Bodurka
mbank Nowe Horyzonty 2023: Drrrogi, chłopcze…
— Kamil Witek
Krótko o filmach: Spotkanie na pustkowiu
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tak bardzo chciałbym (po)zostać kumplem twym
— Konrad Wągrowski
Kłopoty to jego specjalność
— Sebastian Chosiński
Wojna, która zakończy wszystkie wojny
— Konrad Wągrowski
Z Londynu do Warszawy
— Sebastian Chosiński
Mąż stanu, którego trudno polubić
— Sebastian Chosiński
Krótko o filmach: Ludzie w hotelu
— Marcin Mroziuk
Wielkość i małość rodu Laurentów
— Sebastian Chosiński
Forum Kina Europejskiego Cinergia 2018: Jesienna opowieść
— Konrad Wągrowski
Zmarł Leonard Pietraszak
— Esensja
50 najlepszych filmów 2019 roku
— Esensja
50 najlepszych filmów 2018 roku
— Esensja
20 najlepszych filmów animowanych XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów dokumentalnych XXI wieku
— Esensja
20 najlepszych polskich filmów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych filmów superbohaterskich XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych filmów wojennych XXI wieku
— Esensja
10 najlepszych westernów XXI wieku
— Esensja
15 najlepszych horrorów XXI wieku
— Esensja
Pamiętajcie, że to subiektywny ranking. Śmiech. :-)