Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 30 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
70,0 (0,0) % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup

50 najlepszych filmów 2017 roku

Esensja.pl
Esensja.pl
« 1 2 3 4 5 »

Esensja

50 najlepszych filmów 2017 roku

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
20. Wojna o Planetę Małp
(2017, reż. Matt Reeves)
Trylogia prequeli „Planety małp” prowadzi nas w kierunku, którego się spodziewamy, a każdy z filmów ma nieco inny klimat. „Geneza Planety Małp” to klasyczne SF o nieudanym eksperymencie i Frankensteinie wydostającym się spod kontroli, „Ewolucja Planety Małp” to z kolei bardziej kino polityczne o walce o władzę i próbie sił między dwiema jeszcze nie do końca zantagonizowanymi rasami. Natomiast „Wojna o Planetę Małp” to nieco zaskakujące nieco połączenie „Czasu apokalipsy”, „Wielkiej ucieczki”, kina obozowego, a skojarzenia można mieć również z „Terminatorem” (z Cezarem w roli Johna Connora, który uczy swój lud stawiać opór). O ile dwie wcześniejsze części były dosyć przewidywalne, o tyle w przypadku „Wojny” ma się wciąż wrażenie, że film prowadzi w niespodziewaną stronę. I jest to jego niewątpliwa zaleta. Warto pogadać o warstwie wizualnej filmu. Jak zwykle w tej trylogii – kapitalne zdjęcia. Tym razem, dla odmiany, mroźnych zimowych krain. Ale pod względem scen akcji cała trylogia zaprzecza idei blockbusterów. Bo przecież w żadnych z filmów nie ma taniego efekciarstwa, sceny akcji są nieliczne, niedługie i jakby dodane w tle, pokazując, że widowiskowość nie jest wcale głównym celem powstania filmów. Tu niby mamy efektowną finałową bitwę, ale ogląda się ją nie jak najważniejszy element finału, ale jako pewnego rodzaju tło dla głównej opowieści. Wypada też zauważyć, że mamy tu blockbuster, w którym przez długie fragmenty nikt nic nie mówi. Poza Cezarem i kaleczącą język ludzi Złą Małpą, funkcjonującą tu na zasadzie comic reliefa, małpy porozumiewają się na migi. Długie sceny bez dialogów w wakacyjnym przeboju muszą imponować. I znów trzeba pochwalić twórców za odwagę, bo przecież mogli spokojnie kazać małpom mówić, a byli konsekwentni w kreacji swojego świata. I w ogóle imponuje, jak precyzyjnie cała historia przejęcia planety przez nową rasę została w tej trylogii poprowadzona. Wszystko jest poukładane, logiczne i przekonujące, bez gwałtownych zwrotów i skrótowych rozwiązań. Już dziś mówi się o tym, że to najlepsza trylogia SF od czasu pierwszych „Gwiezdnych wojen”.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
19. Cicha noc
(2017, reż. Piotr Domalewski)
„Cicha noc” to film o Polsce, ale też film o polskiej emigracji. Czyli o jednym z najważniejszych zjawisk współczesności, które w polskiej kulturze za specjalnie jeszcze poruszane nie było. W „Cichej nocy” nie ma wiele mowy o problemach Polaków za granicą, ale raczej o sytuacji tych, którzy w kraju pozostali. Jest w tej opowieści o emigracji silny wizerunek dramatu, rozdzielenia oczekiwań i rzeczywistości, wielkiego rozczarowania. Domalewski nie mówi o samym zjawisku, on mówi już o jego kosztach. W mediach wciąż słychać o realiach życia za granicą, politycy do niedawna prześcigali się w tym, kto będzie bardziej zachęcał do powrotów do kraju, ale nikt za specjalnie nie pochylał się nad losem pozostawionych w kraju, nad tym, co dalej. I to jest ciekawe – bo z jednej strony bohater ma wciąż nadzieję, że wreszcie odniesie ten wielki sukces, że kolejne podejście będzie w końcu udane, z drugiej – coraz więcej mu umyka i, znając błędy swego ojca, w jakimś sensie idzie jego śladem. Jest w tym pewien fatalizm, ale jest też wcale nie tak oczywiste zakończenie. Bo przecież dalszy los Adama jest wciąż otwarty.
WASZ EKSTRAKT:
80,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
18. Thor: Ragnarok
(2017, reż. Taika Waititi)
Powiedzmy to jasno: „Thor: Ragnarok”, wbrew dramatycznemu, kojarzącemu się z końcem czasów tytułowi, jest po prostu komedią. Naprawdę zabawną komedią. Znajdziemy tu humor sytuacyjny (na różnym poziomie, ale przeważnie przyzwoitym), humor słowny (dialogi są naprawdę nieźle napisane), mnóstwo żartów będących mrugnięciami do fanów i przewrotnymi nawiązaniami do poprzednich części i całego uniwersum, nierzadko nabijających się z samej superbohaterskiej konwencji, mamy tu niezłe postacie pełniące rolę wyłącznie komediową, jak świetny Kord, czy groteskowy Wielki Mistrz (Jeff Goldblum). Znajdą się w filmie żarty też nieco bardziej wyszukane, odgrywane na poziomie meta, jak choćby w scenie, gdy Matt Damon, Luke Hemsworth i Sam Neill wcielają się w aktorskie odpowiedniki Lokiego, Thora i Odyna. Wszystko jest uroczo eskapistyczne, choć ktoś pewnie mógłby doszukiwać się pewnych odniesień do tematu światowych migracji i uchodźców. Ale to raczej na siłę. Gdyby komuś zabrakło atrakcji komediowych, może liczyć na inne. To chyba najbardziej kolorowy z filmów Marvela, o jakości scen akcji i efektów specjalnych nie trzeba raczej wspominać. Ale przecież atrakcją jest też zestawienie ze sobą Chrisa Hemswortha i Toma Hiddlestona jako dwóch wzorców męskiej urody z obowiązkową prezentacją oszałamiającej muskulatury tego pierwszego w scenie bezkoszulowej. Dla równowagi znajdzie się miejsce na solidną rolę dla atrakcyjnej Tessy Thompson w roli Walkirii, która nie tylko wygląda doskonale, ale też całkiem nieźle gra, z pewnością nie będąc jedynie seksownym ozdobnikiem.
WASZ EKSTRAKT:
85,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
17. Logan: Wolverine
(2017, reż. James Mangold)
W 10 minutach „Logana” mamy więcej emocji niż w całym Avengerowskim cyklu. Zwieńczenie opowieści o Wolverinie to nareszcie film godny tej postaci. Nareszcie pojawiły się tu mrok, przemoc, czyli to, co powinno zawsze być elementem filmów o najemniku zabijającym swe ofiary stalowymi szponami. Fabularnie przy tym „Logan” nie jest żadną wielką rewolucją. To nadal ta sama opowieść – o prześladowaniu mutantów przez siły rządowe i armię, o konieczności budowania własnego azylu, o poszukiwaniu własnej tożsamości. O sile tego filmu świadczą inne elementy – kreacje głównych bohaterów, odniesienie do całości historii X-Menów, szacunek dla cyklu, ale też odwaga, by poprowadzić film w nieco inny sposób, niż wszystkie dotychczasowe. Symbolem tego odejścia od Marvelowych standardów jest tu brak cameo Stana Lee czy sceny po napisach, ale to oczywiście drobiazgi. Najważniejsze jest więc to, że nie tylko bohaterowie pozytywni nie są nietykalni, ale i to, że nie ma taryfy ulgowej dla sympatycznych bohaterów drugoplanowych. Poziom brutalności filmu jest także czymś nowym w cyklu. Rating R miał już „Deadpool”, ale tam przemoc była dużo bardziej umowna. A „Logan” rozlał więcej krwi niż cały dotychczasowy filmowy Marvel. Film w swych scenach akcji jakby manifestacyjnie odcina się od rozbuchanego wizualnie stylu marvelowskich ekranizacji. Jest oczywiście efektownie, jest dynamicznie, ale nie ma tu walących się budynków, niszczonych miast, spadających z nieba superlotniskowców. Mamy tylko ostrą walkę wręcz, a scena nakręcona z największym rozmachem jest sceną statyczną. A to kolejne podkreślenie ambicji nakręcenia czegoś innego niż dotychczas. Filmu superbohaterskiego, w którym ważniejsze od tego, kto ma jakie moce, jest to, że ktoś zapomniał wziąć odpowiednich pigułek.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
16. Mali mężczyźni
(2016, reż. Ira Sachs)
„Mali mężczyźni” to kolejny dowód, że mało kto w kinie amerykańskim objaśnia współczesny świat z taką inteligencją, empatią i emocjonalnym autentyzmem, jak Ira Sachs. Film o wyborach dorosłych determinujących przyszłość dzieci, o wpływie gentryfikacji na ludzki los, o kobietach utrzymujących dom, o klasowych niesnaskach wynikających wbrew najlepszym intencjom, wreszcie o sytuacji, w której nie ma wygranych, ale też trudno mówić o przegranych, są tylko ludzie, którym przyszło żyć w takich a nie innych okolicznościach. Wielkie tematy podane jakby mimochodem, bezpretensjonalnie, ulepione z okruchów życia: małych zdarzeń, codziennych rozmów, rutynowych czynności. I ten specyficzny klimat Brooklynu z fasadami brązowych kamienic i zielenią parków. Piękny film!
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
15. The Florida Project
(2017, reż. Sean Baker)
Mamy w „The Florida Project” z jednej strony film o dzieciństwie – pełen energii i humoru. Baker oddaje pole do popisu bohaterom z tak zwanego „marginesu”, wsłuchuje się w ich język, jest zafascynowany ich wrażliwością i kreatywnością. Z drugiej, nie pozwala zapomnieć, że „The Florida Project” umieszczone jest w konkretnej rzeczywistości, w której dzieciństwo może skończyć się wyjątkowo szybko. A jednocześnie mówi o tym świecie bez protekcjonalnego podejścia czy odrazy (w czym przypomina inny obraz USA „białych śmieci”, „American Honey” Andrei Arnold – będąc przy tym lepszym filmem). W produkcji Bakera turyści z całego świata mijają lokalną biedotę a ledwie kilka kroków od ciasnych klitek stałych lokatorów hotelu stoją przestronne, opuszczone domy jako pamiątka kryzysu finansowego z 2008 roku. Oba portretowane przez Bakera światy – dzieciństwo i współczesna Ameryka – symbolicznie zbiegają się w parku Disney World, rzutującego na małe i duże fantazje. W „The Florida Project” Ameryka wygląda jak wielki park Disneya – krzykliwe, cukierkowe kolory, karykaturalnie masywne sklepy i udające pałace hotele, setki billboardów obiecujących lepsze życie. I podobnie jak z Disneyem bywa, kolorowa okazuje się tylko powłoczka – rzeczywistość nie dość, że nie spełnia obietnic, to jeszcze daje w kość.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
14. Toni Erdmann
(2016, reż. Maren Ade)
Nagroda w Cannes, nominacje do Złotych Globów, nominacja do Oscara dla filmu nieanglojęzycznego, liczne filmowe nagrody, świetne recenzje, regularna obecność na listach najlepszych filmów 2016 roku – lista wyróżnień dla komediodramatu Maren Ade o pewnym praktycznym żarcie, jaki robi ojciec swej zapracowanej córce jest naprawdę długa. Ale są to wyróżnienia ze wszech miar słuszne, bo „Toni Erdmann” to film mądry, poruszający wiele istotnych tematów, a momentami zabawny. Nie należy jednak traktować go jako komedii – przed takim postrzeganiem przestrzegała też reżyserka filmu. Film jest zabawny „przy okazji”, ale bawienie nie jest jego celem. Intryga opowiadająca o próbie wyrwania córki przez ojca z korporacyjnego szalonego kręgu pozwala na poruszanie całkiem pokaźnej puli ważnych, współczesnych tematów – zatracenia w pracy, wyzysku pracowników przez pracodawców, roli kobiet na rynku pracy, wyzysku krajów mniej rozwinięctych przez bardziej rozwinięte, dehumanizacji korporacyjnych procesów, zanikania więzi rodzinnych, osamotnienia. „Toni Erdmann” nie daje łatwych odpowiedzi, ani nie przedstawia rozwiązań. Nawet swych bohaterów – w szczególności tego tytułowego – nie przedstawia w jednoznacznym świetle. Rzeczywistość jest zdecydowanie zbyt skomplikowana.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
13. Paddington 2
(2017, reż. Paul King)
„Paddington 2”, niepozorna kontynuacja przygód najsłynniejszego brytyjskiego niedźwiadka, to prawdopodobnie jedno z największych pozytywnych zaskoczeń minionego roku. Bo kto by się spodziewał, że film, który teoretycznie ma tylko sprzedać tonę pluszaków i zachęcić widzów do wizyty w Londynie, będzie bardziej zachwycający wizualnie i bardziej pomysłowy niż najnowsze dzieła Pixara? Kto mógł przewidzieć, że w ramach uroczego filmu dla dzieci da się zawrzeć subtelne nawiązania do twórczości Charliego Chaplina i Wesa Andersona? „Paddington 2” ma obecnie 100% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i nie jest to przypadek. Jeśli więc macie dzieci, zabierzcie je do kina, bo drugiego tak ciepłego, uroczego i wciągającego filmu dla najmłodszych nie będzie na naszych ekranach przez długie miesiące. Jeśli natomiast dzieci nie macie, to i tak obejrzyjcie drugiego „Paddingtona”, bo film Paula Kinga ma w sobie więcej słodyczy niż marmolada.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
12. Bracia Lumière!
(2016, reż. Thierry Frémaux)
Gdy pada nazwisko Lumière, chyba wszyscy – pod każdą szerokością i długością geograficzną – wiedzą, o kogo chodzi. To pionierzy kinematografii, których wynalazek rozzłościł Thomasa Edisona, braci Skladanowskich i zapewne paru innych konstruktorów, którzy liczyli na zapisanie się po wsze czasy w dziejach ludzkiej cywilizacji. Francuzów pamięta się przede wszystkim jako tych, którzy nakręcili pierwsze filmy (a raczej filmiki, bo trwały one po nie więcej niż pięćdziesiąt sekund – takie były wówczas możliwości kinematografu). Przywołuje się przy tym głównie takie tytuły, jak „Wyjście robotników z fabryki Lumière w Lyonie” (uważany za pierwszy dokument), „Polewacz polany” (pierwsza fabuła) czy „Wjazd pociągu do La Ciotat” (który przerażał widzów patrzących na zmierzającą w ich stronę na ekranie potężną lokomotywę). Tymczasem August i Louis oraz liczni współpracujący z nimi operatorzy zrealizowali ponad tysiąc czterysta krótkich filmów. Sto osiem z nich – zrekonstruowanych cyfrowo w jakości 4K – znalazło się w dokumencie „Bracia Lumière”. Rolę narratora pełni w nim Thierry Frémaux, na co dzień dyrektor festiwalu w Cannes, który opowiada o pracy swoich wielkich rodaków z prawdziwą swadą, entuzjazmem i poczuciem humoru. Wskazuje jednocześnie na elementy, które „szaremu” odbiorcy, nie będącemu specjalistą w dziedzinie kinematografii, mogłyby umknąć, jak na przykład mistrzowskie kadrowanie, wyczucie stylu, umiejętność wyboru najlepszej z kilku dostępnych opcji. August i Louis, których często postrzegano jedynie jako zdolnych wynalazców i jeszcze bardziej obrotnych biznesmenów, urastają tym sposobem do miana artystów kina, o czym przekonuje fakt, że ich patenty w kolejnych latach wykorzystywali wybitni reżyserzy (jak chociażby Siergiej Eisenstein w „Pancerniku Potiomkinie”). Dokumentalni „Bracia Lumière” to niezwykła, sentymentalna podróż w czasie do świata fin de siècle’u, kiedy „najważniejsza ze sztuk” stawiała dopiero pierwsze, czasami jeszcze nieporadne, ale niezmiennie fascynujące kroki.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Wyszukaj / Kup
11. Nie jestem twoim murzynem
(2016, reż. Raoul Peck)
Reżysera „Nie jestem twoim Murzynem”, mniej niż kwestia równych praw czy formalnych zakazów dyskryminacji, bardziej interesuje „duch Ameryki” – tak długo, jak Amerykanie nie dojdą z nim do ładu, tak długo „kwestia rasowa” wciąż będzie palącym problemem. Film przygląda się choćby wizerunkowi Afroamerykanów w kulturze masowej: m.in. zwraca uwagę na dwuznaczność hollywoodzkich ról Sidneya Poitiera, które rzekomo miały być dowodem otwartości i zmian w społeczeństwie, ale dla wielu czarnych oznaczały jedynie listek figowy i wtłoczenie w schematy, na które łaskawie pozwalała większość. Obnaża też hipokryzję białych – także tych liberalnych – elit, które często nie potrafiły zdobyć się na symboliczne gesty wsparcia dla prześladowanych mniejszości. Rewelacyjne są fragmenty telewizyjnego show Dicka Cavetta, gdy prowadzący program bez zająknięcia rzuca na wizji słowo „negro”. Które zresztą, zdaniem Baldwina, oznaczało nie prawdziwych ludzi, ale podszytą irracjonalnym lękiem fantazję, którą biała większość wytworzyła sobie na temat czarnych. Podobnie ciekawych, odświeżających, gorzkich, i wciąż niestety aktualnych spostrzeżeń jest w „Nie jestem twoim Murzynem” znacznie więcej – a sprawność, w jaki ten bogaty, głęboko humanistyczny przekaz pomieszczono w trwającym ledwie półtorej godziny filmie dokumentalnym, budzi wielki szacunek.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

08 I 2018   20:58:44

Obstawiam zwycięstwo "Manchester by the Sea".

10 I 2018   18:41:40

Coco numer 22, Star Wars numer 23. Gratuluję szanownej redakcji gustu.

11 I 2018   14:51:12

Gwiezdne Wojny, Coco i Spider-man w 50... To jest na poważnie?

11 I 2018   19:12:17

Ale może weźcie napiszcie, jakie są wasze propozycje, co? Bo z waszych lakonicznych komentarzy nie wynika, czy jesteście wielbicielami "Botoksu" czy chilijskiego kina moralnego niepokoju.
PS. Idę o zakład, że znowu nikt nie przeczytał wstępu.

12 I 2018   10:37:58

Bingo! :)
Zabrakło mi "mother!" oraz "Jackie". I chyba wszystkie animacje przesunąłbym ciut wyżej, ale to drobiazg.

12 I 2018   11:13:51

"Jackie" na miejscu 62.
"Mother!" na miejscu 67.

12 I 2018   13:40:29

Za nisko :)
Tak czy siak uważam, że był to naprawdę świetny rok w kinie, bogaty repertuar bardzo dobrych przedstawicieli różnych gatunków (świetny musical, świetny film wojenny,kilka niezłych horrorów), dużo ciekawych pozycji z kina światowego, a do tego najlepszy w historii rok dla kina superbohaterskiego, o którym myślałem, że już zaczyna zjadać własny ogon. Tylko na naszym rodzimym podwórku trochę ubogo.

21 I 2018   11:22:25

"Coco" jest cudowne i zasluguje na miejsce na liscie. Zastanawiam sie, czy ci krzykacze, ktorym tak nie pasuje ten film w ogole go widzieli...

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

„Kobra” i inne zbrodnie: Za rok, za dzień, za chwilę…
Sebastian Chosiński

23 IV 2024

Gdy w lutym 1967 roku Teatr Sensacji wyemitował „Cichą przystań” – ostatni odcinek „Stawki większej niż życie” – widzowie mieli prawo poczuć się osieroceni przez Hansa Klossa. Bohater, który towarzyszył im od dwóch lat, miał zniknąć z ekranów. Na szczęście nie na długo. Telewizja Polska miała już bowiem w planach powstanie serialu, na którego premierę trzeba było jednak poczekać do października 1968 roku.

więcej »

Z filmu wyjęte: Knajpa na szybciutko
Jarosław Loretz

22 IV 2024

Tak to jest, jak w najbliższej okolicy planu zdjęciowego nie ma najmarniejszej nawet knajpki.

więcej »

„Kobra” i inne zbrodnie: J-23 na tropie A-4
Sebastian Chosiński

16 IV 2024

Domino – jak wielu uważa – to takie mniej poważne szachy. Ale na pewno nie w trzynastym (czwartym drugiej serii) odcinku teatralnej „Stawki większej niż życie”. tu „Partia domina” to nadzwyczaj ryzykowna gra, która może kosztować życie wielu ludzi. O to, by tak się nie stało i śmierć poniósł jedynie ten, który na to ewidentnie zasługuje, stara się agent J-23. Nie do końca mu to wychodzi.

więcej »

Polecamy

Knajpa na szybciutko

Z filmu wyjęte:

Knajpa na szybciutko
— Jarosław Loretz

Bo biblioteka była zamknięta
— Jarosław Loretz

Wilkołaki wciąż modne
— Jarosław Loretz

Precyzja z dawnych wieków
— Jarosław Loretz

Migrujące polskie płynne złoto
— Jarosław Loretz

Eksport w kierunku nieoczywistym
— Jarosław Loretz

Eksport niejedno ma imię
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy – kontynuacja
— Jarosław Loretz

Polski hit eksportowy
— Jarosław Loretz

Zemsty szpon
— Jarosław Loretz

Zobacz też

Tegoż twórcy

mbank Nowe Horyzonty 2023: Drrrogi, chłopcze…
— Kamil Witek

Magia znowu działa
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Grzebanie w czasie na nic ci zda się
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Skażona utopia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Remanent filmowy 2022: „Idiota” za kratkami
— Sebastian Chosiński

Rejs
— Konrad Wągrowski

Krótko o filmach: Thor to imię czy stanowisko?
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Spaghetti-superbohaterstwo
— Sebastian Chosiński

Krótko o filmach: Kieślowszczyzna w pelerynce
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Krótko o filmach: Ten typ tak ma
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.