Zanim zdecydował się zostać reżyserem filmowym, Władimir Kozłow zdobył rozgłos jako pisarz. Debiutancka „Dziesiątka”, choć pokazywana na dużym ekranie, bardziej przypomina produkcję telewizyjną. Pewnie dlatego, że jest filmem w stu procentach niezależnym, na dodatek nakręconym – co podkreślali sami twórcy – „bez budżetu”, głównie z udziałem aktorów niezawodowych.
East Side Story: Znikąd… donikąd… po nic…
[Władimir Kozłow „Dziesiątka” - recenzja]
Zanim zdecydował się zostać reżyserem filmowym, Władimir Kozłow zdobył rozgłos jako pisarz. Debiutancka „Dziesiątka”, choć pokazywana na dużym ekranie, bardziej przypomina produkcję telewizyjną. Pewnie dlatego, że jest filmem w stu procentach niezależnym, na dodatek nakręconym – co podkreślali sami twórcy – „bez budżetu”, głównie z udziałem aktorów niezawodowych.
Władimir Kozłow
‹Dziesiątka›
EKSTRAKT: | 60% |
---|
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Dziesiątka |
Tytuł oryginalny | Десятка |
Reżyseria | Władimir Kozłow |
Zdjęcia | Władimir Gorosznikow, Aleksiej Lewin, Artiom Lewin |
Scenariusz | Władimir Kozłow |
Obsada | Timofiej Jakowiec, Jekatierina Jenikiejewa, Ilja Cziornych, Stiepan Gawriłow, Jelena Rudkowska, Ilja Fiedotow, Igor Krasnych, German Akimow, Jewgienij Soboliew, Władimir Pasznin, Liubow Byczkowa |
Muzyka | Dmitrij Czugajew |
Rok produkcji | 2013 |
Kraj produkcji | Rosja |
Czas trwania | 82 miny |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
O rosyjskim kinie niezależnym pisaliśmy już w „East Side Story” parokrotnie, ostatnio przy okazji premier DVD dwóch obrazów, pochodzącego z Niżnego Nowogrodu, Arsienija Gonczukowa: „
1210” (2012) oraz „
Lot. Trzy dni po katastrofie” (2013). Debiutanckie dzieło Władimira Kozłowa wpisuję się w tę samą poetykę, chociaż od strony fabularnej (czy raczej: przesłaniowej) prezentuje się znacznie ciekawiej. Kozłow przyszedł na świat w 1972 roku w białoruskim Mohylowie. Jako nastolatek rozpoczął w rodzinnym mieście studia inżynieryjne, z których jednak zrezygnował po niespełna trzech latach, aby ostatecznie przenieść się na filologię angielską mińskiego Uniwersytetu Lingwistycznego. Po zdobyciu dyplomu na kilka lat wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie z kolei na Uniwersytecie Indiany w Bloomington kształcił się na dziennikarza. Za Oceanem rozpoczął pracę w zawodzie, dorabiał również jako tłumacz i redaktor. Do Europy wrócił w 2000 roku – nie zamieszkał jednak w rodzinnym kraju, lecz przeniósł się do Moskwy.
W tym czasie próbował już swych sił jako pisarz. Pierwsze teksty opublikował w prasie jeszcze w XX wieku, ale debiutancka książka – zbiór opowiadań i nowel „Gopniki” – ukazała się dopiero w 2002 roku. Potem wydał ich Kozłow jeszcze kilkanaście, w tym powieści („Szkoła”, 2003; „Warszawa”, 2004; „1986”, 2012; „Wolność”, 2012; „Wojna”, 2013), pozycje non-fiction („Emo”, 2007) oraz opowiadania („Dziesiątka”, 2014). Krytycy literaccy dostrzegają w jego twórczości trzy regularnie przewijające się tematy: obraz życia młodzieży na radzieckiej prowincji w epoce pierestrojki (w którym zapewne autor zawiera wiele spostrzeżeń czysto autobiograficznych), portret współczesnych nastolatków starających się odnaleźć w dżungli wielkiego miasta oraz wyścig szczurów w tak zwanej klasie średniej. Do której grupy zaliczyć należy „Dziesiątkę”, która stała się podstawą scenariusza filmu? Zdecydowanie – do drugiej. I chociaż w noweli Kozłowa nie ma mowy o konkretnym mieście, w którym rozgrywa się akcja, zdjęcia realizowane były w leżącym na Uralu, przemysłowym Czelabińsku, a więc dość daleko od Moskwy.
Co zdecydowało o wyborze tego właśnie miejsca? Ponoć podobieństwo do Mohylowa z lat 90. XX wieku, kiedy to Wołodia wkraczał w dorosłe życie. Można więc uznać, że najważniejszą rolę odegrał tu zwykły sentyment. Okres zdjęciowy trwał… osiem dni, przygotowania do zdjęć zajęły natomiast ekipie trzy dni, co oznacza tyle, że cały film nakręcono w niespełna dwa tygodnie. Znacznie dłużej ciągnął się natomiast czas postprodukcji. Oficjalna premiera „Dziesiątki” odbyła się w marcu 2014 roku w miejscowym Kinoteatrze imienia Aleksandra Puszkina. Można podejrzewać, że było to dla całego miasta niezwykle ważne przeżycie; regionalne gazety podkreślały bowiem fakt, że dzieło Kozłowa było pierwszym pełnometrażowym filmem fabularnym zrealizowanym w Czelabińsku. Nieco wcześniej zaprezentowano go na – organizowanym z myślą o twórcach debiutujących w zawodzie reżyserskim – Międzynarodowym Festiwalu Filmowym „Duch Ognia” w Chanty-Mansyjsku (w zachodniej części Syberii), gdzie otrzymał on „brązowy medal”. Mimo wielu wad, typowych dla kina niezależnego, Kozłow zasłużył na to wyróżnienie – głównie z uwagi na scenariusz, który, gdyby tylko wziął go w swoje ręce bardziej doświadczony autor, mający do dyspozycji zawodowych aktorów, mógłby zamienić się w więcej niż znakomity dramat psychologiczno-obyczajowy.
Bohaterem filmu jest mieszkający w dużym (jak na warunki polskie), choć prowincjonalnym (jak na warunki rosyjskie), przemysłowym mieście, osiemnasto-, może dziewiętnastoletni Walerij Szmakow. Jego rodzice rozwiedli się już dość dawno; ojciec wyjechał do Petersburga, gdzie założył nową rodzinę. Walera został z matką, której całe życie – poza pracą – wypełnia oglądanie programów rozrywkowych w telewizji. Chłopak próbował wyrwać się z domu, chciał zrobić karierę sportową; grał w piłkę nożną (z tytułową „dziesiątką” na plecach), ale wszystkie marzenia spełzły na niczym, gdy pewnego dnia przytrafiła mu się ciężka kontuzja. Wrócił więc do domu, do matki i do beznadziei blokowiska. W momencie gdy go poznajemy, upomina się o niego armia. Szmakow jednak nie chce iść w „kamasze”; oficer w komisji sugeruje, że mógłby się wywinąć od służby, ale potrzebne są pieniądze. Tych nie ma ani on, ani matka; pomóc – ewentualnie – mógłby ojciec. Tylko czy zechce?
Kolejne dni Walery nie różnią się od siebie niczym. Nudne lekcje w wyższej szkole zawodowej, a po nich spotkania z przyjaciółmi jeszcze z czasów poprzedniej „budy”, dwoma „dresiarzami” Ledią i Pyrem. Choć Szmakow zdecydowanie odstaje od nich intelektualnie, traci czas, włócząc się z nimi wieczorami. Nie reaguje, gdy w rozmowach rzucają antysemickie hasła bądź gloryfikują Hitlera; nie zwraca im uwagi, gdy zaczepiają na ulicy dziewczyny bądź napadają na imigrantów. Szansą na wyjście z pustki, która go pochłania, wydaje się znajomość ze Swietą, kasjerką w supermarkecie. Dziewczyna jest ładna, sympatyczna, lecz całkowicie pozbawiona ambicji. Kiedy Walerij traktuje ją coraz bardziej instrumentalnie, nie buntuje się; przypomina bezwolną lalkę, z którą można zrobić wszystko, co się chce – najpierw wykorzystać, a potem wyrzucić na śmietnik. Świadomość tego pogłębia jedynie depresję chłopaka, który z zadziwiającą konsekwencją pogrąża się w egzystencjalnym niebycie.
Długie fragmenty filmu pokazują Walerija samotnie przemierzającego ulice miasta – chodzi znikąd i donikąd, bez celu, po to tylko, aby zabić czas. Przecież i tak nie ma nic lepszego do roboty. Nigdzie mu się nie spieszy – ani do domu, ani do coraz bardziej nużącej go Swiety. Rozrywkę potrafią dostarczyć mu jedynie Ledia i Pyr. I to oni też stają się przyczyną nieszczęścia, które ostatecznie prowadzi do wielkiej tragedii. Władimir Kozłow od pierwszych minut naznacza swego bohatera piętnem człowieka przegranego; uważny widz szybko zwietrzy tragiczny finał „Dziesiątki”. Jakiekolwiek inne zakończenie, dźwięczałoby bowiem wyjątkowo fałszywą monetą. A tak mamy ostatnią scenę na miarę nieodżałowanego
Aleksieja Bałabanowa, który w swych filmach niejednokrotnie przekonywał widzów, że żadnej nadziei nie ma, bo współczesny człowiek – a zwłaszcza Rosjanin – zwyczajnie na nią nie zasługuje. Oj, gdybyż tylko Kozłow mógł skorzystać z usług obytych przed kamerą zawodowych aktorów. Lub przynajmniej takich naturszczyków, których potrafił wynajdywać twórca „
Palacza”.
„Dziesiątka” była debiutem nie tylko dla reżysera. Po raz pierwszy na planie filmowym pojawili się także odtwórcy głównych ról: wcielający się w Walerę, urodzony w Troicku (w obwodzie czelabińskim), dwudziestotrzyletni Timofiej Jakowiec oraz grająca jego dziewczynę, czyli Swietłanę, Jekatierina Jenikiejewa. Wcześniej kontaktu z kamerą nie mieli również Stiepan Gawriłow („tituszek” Pyr), a nawet – na co dzień będący aktorami teatru w Czelabińsku – Igor Krasnych (filozof spotkany przez Szmakowa w pociągu) oraz German Akimow i Jewgienij Soboliew (dwaj menele pojawiający się w finałowej scenie dzieła). Jedynym aktorem, który wcześniej zasmakował pracy podczas kręcenia profesjonalnego obrazu, był Ilja Cziornych (czyli Ledia), znany z komedii Aleksandra Suchariewa „Wioska olimpijska” (2011). Absolutnymi debiutantami byli również trzej operatorzy – Władimir Gorosznikow, Aleksiej i Artiom Lewinowie – oraz autor ścieżki dźwiękowej Dmitrij Czugajew. Biorąc pod uwagę, jak wielu twórców „Dziesiątki” dopiero uczyło się fachu na żywym organizmie filmu, można być pełnym podziwu dla ich samozaparcia. Z tej perspektywy ocena dzieła mogłaby nawet być nieco wyższa…